Hej, wczoraj tryskałam szczęściem,a dzisiaj...
wszystko przez NIEGO,
jak sobie o nim pomyśle to łzy mi od razu do oczu płyną ;(
Nie odzywałam się do niego całe południe, aż wreszcie sobie pojechał...
Jak zwykle on nie wie o co chodzi,
nie potrafię z nim porozmawiać o jakiś błahostkach, bo on od razu się wyśmiewa,
jemu tylko zależy kiedy mu zrobię dobrze i wtedy jest wszystko ok,
on jest miły, nigdy nie podnosi głosu, ale nie jestem chyba tylko do tego ?
On sam nie może rozwinąć żadnego tematu "normalnego", woli milczeć albo sie kochać,
nie rozumiem go,
nigdzie ze mną nie chce wychodzić, pod koniec chciał iść na spacer jak wiedział że coś jest nie tak...
jemu wystarczy tylko łóżko,
ja rozumiem że to jest ważne ale ja potrzebuje z nim rozmowy takiej normalnej,
obojętnie o czym, o kim,
gdy
dzwoni ktoś nie odbiera, albo wychodzi na zewnątrz, obiera przy mnie
tylko gdy dzwoni pewien kolega, nie wiem co mam o tym myśleć,
w
ogóle nie jest zazdrosny o mnie, jak jestem przy nim i on ma
przyjemność to jest ok, gdy odjeżdza to czuje ze mogłabym iść do innego i
nic by go to nie ruszyło...
to ja z kumplem więcej rozmawiam niż z nim :(
jest mi cholernie smutno, czuje się po prostu wykorzystana :(
Co ja mam zrobić, jestem totalnie rozbita :(