My jesteśmy ze sobą drugi rok i już przeżywaliśmy to samo. czasami wchodząc do jego pokoju czuję się jak intruz, który tylko przeszkadza, a po całym dniu niewidzenia chciałoby się usłyszeć: cześć kochanie, jak ci minął dzień. A tu mumia taka.
Uważam, że mieszkanie razem psuje atmosferę i to bardzo. Pierwszy taki kryzys właśnie miał miejsce po 1 mies razem. Cały czas jesteś z nim, kończy się wychodzenie, bo kasy szkoda, a w końcu cały czas jest się razem, więc i po co. Rozmowy schodzą na 'jak się masz?' czy 'co dzisiaj robiłeś/aś', czy i co zrobić do jedzenia. A randki są szalenie ważne, żeby odmienić atmosferę i nareszcie pogadać na jakiś temat, wyluzować się. Zawsze po takich eskapadach odzyskiwał chęci ;)
Świetną radę zapodała Bernadetta - nie myśl o tym i nie martw się, kiedy on jest zmartwiony. Trzeba być bardzo miłym i gdzieś sobie pójść, żeby o tym nie myśleć. Rozmawialiśmy na ten temat - okazuje się, że to tylko pogarsza jego humor. Bo nie dość, że ma swoje problemy to jeszcze unieszczęśliwia ukochaną, a przecież powinien robić wszystko żeby była wesoła. Więc, dla własnego samopoczucia i jego trzeba się ulotnić i współmiernie z jego złym humorem świetnie się bawić, a dla niego być miłym, żeby czuł, że cię obchodzi, ale żeby jednocześnie czuł też, że może mieć swoje problemy i może się nimi podzielić, bo nie zdołują cię, ale wesprzesz.
Faceci nie reagują na gadanie, ale na BRAK KONTAKTU. To, co sama sprawdziłam na własnej skórze, po wcześniejszym oceanie łez, to właśnie nieodzywanie się. Przestań zaczynać rozmowę, dopóki sam tego nie zrobi. Nie rób żadnych fochów. Powiedz, że cos atmosfera się zmieniła i nie czujesz się teraz komfortowo, widzisz, że ma problem, ale niech ci powie, kiedy będzie chciał (to zawsze działa) i będziesz czekała aż się odezwie (będzie wiedział, że może na ciebie liczyć i nie będziesz mała pretensji. W końcu facet prędzej się zadręczy na śmierć niż przyzna do porażki, zwłaszcza na świeżo). Dla mnie to była katorga. Z każdą minutą wyobrażałam sobie, jak poznaje inną dziewczynę, że nigdy się nie odezwie, albo że coś powie, ale to będzie bardziej zbliżone do 'do widzenia' niż 'spotkajmy się wreszcie, co się z tobą dzieje'. Albo jeśli np, zawsze komunikowaliście się codziennie wieczorem, przestań pisać. Zapisz się na taniec, idź do kina, żeby nie kusiło, ale nie pisz. Albo zawsze miło, ale krótka rozmowa i idziesz, bo masz swoje zajęcie. Po tygodniu, przybiegnie jak na skrzydłach, stęskniony i kochany jak nigdy, błagając o spotkanie. Mój to mnie wziął na rozmowę o... małżeństwie
W życiu nie przypuszczałam, że zareaguje właśnie w ten sposób. Bardziej, że zwieje.
I jak widac mija:)