- Dołączył: 2011-06-23
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 139
23 czerwca 2011, 18:23
Dziewczyny pomocy !!!Jestem z moim chłopakiem rok. Oboje mamy trudne charaktery, jesteśmy nieustępliwi. Nie umiemy się dogadać. Oboje chcemy być razem ale jesteśmy zmęczeni kłótniami (dla mnie są to sprawy ważne, dla niego błahostki i odwrotnie). Nie chcemy nikogo innego, cały czas mówimy sobie, że się kochamy i gdy jest dobrze to naprawdę nie mam się do czego przyczepić (więc nie ma mowy o wygaśnięciu uczucia). Problemy rodzą się gdy się pokłócimy. Żadne nie jest wstanie pierwsze podać ręki - żyjąc w przekonaniu o nie swojej winie. Jestem zmęczona i sfrustrowana tymi kłótniami, chciałabym żeby było dobrze.. Co mam robić ? Ustępować wbrew sobie i godzić się na wszystko - wtedy będzie ok tylko ja będę dusiła wszystko w sobie. Nie chcę się rozstawać bo go kocham, tylko, że ja nie chcę tak żyć.. To się wyżaliłam i popłakałam.. Co o tym sądzicie?
PS. Wszelkie próby rozmowy kończą się fiaskiem, mianowicie - słyszę wymuszone przepraszam a mam wrażenie, że mój chłopak ani nie żałuje, ani nie chce się zmienić.
- Dołączył: 2009-01-24
- Miasto: Radom
- Liczba postów: 8559
23 czerwca 2011, 18:35
z doświadczenia wiem że pary które się tak kłucą rozchodza sie po pewnym czasie i ze zawsze idzie o glupoty, moimz daniem nie warto odpusc sobie i jemu i nastepnym razem jak bedziesz chciala sie poklucic pomysl czy naprawde sprawa jest warta klutnii
23 czerwca 2011, 18:43
Może gdy czujesz, że przychodzi ta "chęć" na wrzaski itp to wyjdź do innego pokoju(lub on) ochłoniecie i wtedy na spokojnie niech któreś z Was przedstawi swoje argumenty...uwierz działa i wiem, że jest to trudne, bo to wygląda tak jakbyśmy się "poddały" ale warto, skoro się kochacie trzeba walczyć o to aby polepszyć swoje stosunki, a nie doprowadzać do jeszcze gorszego stanu, bo faktycznie zerwiecie
- Dołączył: 2011-06-23
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 139
23 czerwca 2011, 18:45
Czuje się maksymalnie bezsilna!! Chciałabym żyć zgodnie ale na pewno rzeczy sobie nie pozwolę. Mogę się zamknąć, przemilczeć ale wiem, że jak wybuchnę to ze zdwojoną siłą i będzie jeszcze gorzej.
- Dołączył: 2009-01-24
- Miasto: Radom
- Liczba postów: 8559
23 czerwca 2011, 18:55
ale to nie chodzi o to abyś przemilczała sprawę, bo wiadomo ze w koncu wybuchniesz, tylko żebyś nie przejmowała się pierdołami
Oczywiście nie wiem o co się kłucicie ale nie wyobrażam sobie że o jedną konkretna sprawe bo wtedy wystarczyło by rozwiazac ta sprawe, na moj gust to oboje jestescie typami czepialskimi i musicie sobie odpuscic bo w jakoms nerwice wpadniecie, nie mowiac juz o tym że ludziom którym wiecznie cos nie pasuje trudno byc szczesliwym
- Dołączył: 2011-06-23
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 139
23 czerwca 2011, 19:00
Głównie o to, że jestem zawsze mniej ważna od innych. Moja prośba jest mniej ważna niż prośba kolegi chociażby. Czuję się przez to gorsza i niedoceniona. Cały czas wszystko się do tego odwołuje. Jest czas dla kolegów = nie ma dla mnie. Ciągle słyszę, że mam wiecznie jakieś ale i przypieprzam się do wszystkiego. Nie wiem już czy tak jest czy walczę w słusznej sprawie ?
- Dołączył: 2009-01-24
- Miasto: Radom
- Liczba postów: 8559
23 czerwca 2011, 19:04
Hmyy to jak dla mnie to Wasz związek jest nie przyszłościowy, z winy Twojego faceta. Nigdy nie rozumiem jak koledzy mogą być ważniejsi od dziewczyny, w takich sytuacjach trzeba znaleść równowage, ale jak jej sie nie szuka to nic z tego.
23 czerwca 2011, 19:05
Wiesz, spotkania z kumplami ważna rzecz, ale jednak powinnaś być ważniejsza.
Edytowany przez Salemka 23 czerwca 2011, 19:06
23 czerwca 2011, 19:08
A może przestań zabiegać o jego uwagę i przestań się nim tak bardzo interesować?
U mnie to podziałało.
Btw. przeczytaj moze ' Dlaczego mężczyźni kochają zołzy? ' ja po przeczytaniu tej lektury zaczełam bardziej dbać o siebie niż o niego no i po 2 dniach nazwał mnie zołzą i teraz to on narzeka,że za mało go dopieszczam
- Dołączył: 2011-06-23
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 139
23 czerwca 2011, 19:08
Z drugiej strony chyba nie umiemy się rozstać na poważnie. Mówimy sobie : "dobra, to koniec" a później mówimy sobie, że się kochamy i nie chcemy tak naprawdę bez siebie żyć. Mam wrażenie, że moja walka to syzyfowa praca i nigdy nie wygram. Nie umiem się cieszyć tym związkiem bo dobrze jest na chwile a później znów to samo. Tylko, że jak jest dobrze to jest naprawdę wspaniale. Jest czuły, kochany, najlepszy..... ;(((