- Dołączył: 2011-03-01
- Miasto: Węgorzewo
- Liczba postów: 764
31 maja 2011, 11:51
Zastanawiam się czy są na Vitalii kobietki, których Mąż wyjechał na misję? Coprawda mój Mąż wyjeżdża do Afganistaniu dopiero za rok na wiosnę, ale ja już się tym faktem stresuję :/ Jesteśmy małżeństwem 2 lata, wiem, że przetrwamy spokojnie rozłąkę (6 miesięcy), ale przeraża mnie ten czas, że będzie się dłużyło, no i ciągła obawa, czy wszystko u Niego ok...
Piszcie dziewczyny, te które już to mają za sobą i te, które tak jak ja mają rozłąkę przed sobą lub są w trakcie... jak sobie radziłyście/radzicie?
- Dołączył: 2010-01-27
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 1139
5 czerwca 2011, 19:51
Powiem tak mój poleciał właśnie w czwartek ale tylko na 2 mc na więcej bym nie pozwoliła .Mój ma tyle dobrze ,że będzie siedział w bazie wpuszczał i wypuszczał samoloty na patrole powiedziałabym kategorycznie Nie .Ktoś tu napisał ,że wojskowi są szurnięci broń i karabiny ,znam kilku kolegów męża i jakoś żaden do tej broni nie paja miłością może to zależy od jednostki .Mój mąż nikt by nie powiedział ,że jest wojskowym ,zresztą do wojska poszedł przez przypadek skończył szkołę technikum budowy płatowcu akurat zakłady rozwiązali ,stwierdził idę do 2 letniej szkoły wojskowej i od razu starał się o przydział w jednostce lotniczej on kocha te swoje samoloty.
Do autorki powiem tak jest trudno mnie jeszcze tydzień przed wyjazdem wydawało się ,że będzie łatwo ,że to tylko 2 mc a dziś po 2,5 dniach stwierdzam AZ 2 mc .Jest to chyba tym związane jak jesteście ze sobą związani .
- Dołączył: 2007-11-21
- Miasto:
- Liczba postów: 2480
5 czerwca 2011, 23:51
Przeraziło mnie zdanie "Była jedna śmierć"... Odsetek maleńki...ale rodzina tego, który zginął straciła kogoś bliskiego i guzik ją obchodzi, że tysiące wróciło. Bo ja będąc w takiej sytuacji wolałabym by tysiące zginęły a mój bliski przeżył. I podchodzenie do życia "co ma być to będzie"... przecież o wszystko trzeba dbać by funkcjonowało sprawnie. Ja jutro mam rocznicę ślubu z moim mężem i gdybyśmy oboje nie dbali o nasz związek i siebie nawzajem to raczej nie bylibyśmy już razem. Nie wyobrażam sobie takiego podejścia do życia-po co się leczyć, skoro jeśli jest mi pisane wyzdrowieć to bez leczenia mi się uda?
Co do Twojej konkretnej sytuacji-życzę Tobie i Twojemu mężowi, by ten czas rozłąki szybko Wam minął, by bezpiecznie wrócił cały i zdrowy.
Dziewczyny piszą o tym, że faceci nie kochają swoich kobiet decydując się na taki wyjazd...kiedyś oglądałam program na ten temat...i w większości przypadków jakkolwiek by to zabrzmiało młodzi mężczyźni robią to z miłości do swoich rodzin...bo mają maleńkie dzieci i chcą dla swoich rodzin lepszej przyszłości. Chcą zarobić czasami na mieszkanie a często wręcz na życie... i ja się nie dziwię jeśli ktoś otwarcie się to tego przyznaje-że chce zarobić. Łatwiej bym chyba zaakceptowała taki powód podejmowania ryzyka niż chęć przeżycia większych emocji jak wspomniane wcześniej wspinanie się bez zabezpieczenia...
- Dołączył: 2011-03-01
- Miasto: Węgorzewo
- Liczba postów: 764
6 czerwca 2011, 14:06
Dziś się okazało, że Mąż dostał "stanowisko" w bazie, będzie "bezpieczniej". Nie będzie patrolował. Gosia: oczywiście, że dla rodziny śmierć tego człowieka jest straszna, zresztą nie tylko dla rodziny... natomiast ja nie mam zamiaru zakładać z góry (czy to się komuś podoba czy nie), że akurat mój Mąż nie wróci cały i zdrowy.
Renatamama3-początek jest najtrudniejszy, potem jakoś się człowiek przyzwyczaja. Dla mnie najgorsze są noce.. w dzień jest praca, są obowiązki...
Edytowany przez inuska84 6 czerwca 2011, 14:07
- Dołączył: 2010-01-27
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 1139
6 czerwca 2011, 19:36
No nie wiem cały czas się myśli czy wszystko jest ok ,mój też jest w bazie .^ mc to dla mnie całą wieczność chyba musiałabym po tym chodzić do psychologa ale u mnie są jeszcze dzieci które też tęsknią .
- Dołączył: 2007-11-21
- Miasto:
- Liczba postów: 2480
7 czerwca 2011, 10:16
Inuśka- i musisz tak myśleć! Że wszystko będzie dobrze. I będzie. Renata- Wam też niech szybko ten czas minie.
W życiu trzeba być może ostrożnym, ale jednak optymistą. Inaczej człowiek by zwariował. Mój mąż rok temu zachorował na raka, i wiem, że to kompletnie inna sytuacja, ale też wierzyłam, że wyzdrowieje, że będzie dobrze. Nawet przez chwilę nie zwątpiłam. Było ciężko-fizycznie, bo mamy małe dziecko i mieszkamy za granicą. Na psychiczne rozterki przyszedł czas po wszystkim, wtedy oboje sobie uświadomiliśmy co się mogło stać. I właśnie przed tym chciałabym Was przestrzec - że po powrocie mogą przyjść takie refleksje. Trzeba się na to psychicznie przygotować, i jakoś to przetrwać. Bo jeśli człowiek jest czegoś świadomy, chyba lepiej radzi sobie z trudną sytuacją. Rozumie, że dane myśli/odczucia/ zachowanie jest normalne dla danej sytuacji.
I jeszcze wracając do wypowiedzi dziewczyn, które pisały, że one by się nigdy nie zgodziły na taki wyjazd itp itd. To tylko takie "czcze" gadanie. Nie można do końca mieć pewności co by się zrobiło będąc na miejscu innej osoby. Trzeba się znaleźć w danej sytuacji by to wiedzieć. Sama zdążyłam się o tym przekonać wielokrotnie.
- Dołączył: 2011-03-01
- Miasto: Węgorzewo
- Liczba postów: 764
7 czerwca 2011, 10:58
Gosia81cz -> dziękuję :) Faktycznie przeżyliście okropny czas, ale na pewno Was to wzmocniło i psychicznie i fizycznie. Skończyło się szczęśliwie- to najważniejsze :) Ja sobie nie wyobrażam z góry zakładać najgorszych sytuacji... zdaję sobie oczywiście sprawę z ryzyka, bo tylko nienormalny by tego nie robił. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i za 1,5 roku będziemy to mieli za sobą.