Temat: sytuacja rodzinna

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra?
 Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Je14ss napisał(a):

Berchen napisał(a):

napisze krotko bo wszystko juz inni napisali,moje zdanie:

1. Rozmowa konkretna z mezem.

2. rozmowa z reszta rodzenstwa.

3. Rozmowa z mama - sprzedaz domu i zakup mieszkania- znam wielu starszych ludzi, ktorzy nie widzieli w tym tragedii a ulge- brak klopotu dbania o budynek na ogol za duzy dla 1 osoby, ogrzewanie, otoczenie itd. Tak wlasnie zrobila moja kolezanka odchodzac na emeryture,ja dziwilam sie bo jest mlodsza od twojej tesciowej. 

4. Zatrudnienie pomocy dochodzacej do mamy, na poczatek 2 godz dziennie a w miare potrzeby wiecej- koszty rowno podzielone na rodzenstwo o ile mama sama ich nie pokryje. 

Jak na moje oko problem rozwiazany. Mysle ze to trauma twojego meza po utracie ojca nim kieruje, warto nad tym popracowac. Nie mowie ze robi zle, ale sie zagubil w tym, no i wasze malzenstwo stoi pod znakiem zapytania. 

Amen??

i warto też rodzeństwo bardziej zaangażować 

patrz Punkt 2. Od tego zaczac. 

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Doskonale Cię rozumiem. Jestem w podobnej sytuacji, z tym, że musimy zajmować się teściem, teściowa i szwagrem alkoholikiem zniszczonym przez alkohol. A wszyscy mają podejście, że im się należy, mimo, że w połowie rzeczy sami by dali radę, bo jescze są bardzo" na chodzie" , ale lepiej przyjść do nas. Do tego ciągle im mało i są wiecznie niezadowoleni. 

Ponadto kiedyś z małym dzieckiem musieliśmy nimi wie zajmować, teraz że starszym, ale jednak każdy chce mieć rodziców, dom i swoje życie. Jescze gdyby faktycznie zaniemogli.... Gdyby faktycznie wdzięczni byli....

Im się należy i tyle. A my najlepiej, żebyśmy swojego życia nie mieli. 

Często mam dosyć tego ... Nikt mi za wiele nie pomógł nigdy, a ich podejście to wrodzone, że trzeba im i nie mają wogole wyrzutów sumienia, że nas tak obarczają, nieraz trzeba nieźle się na gimnastykować, a oni tylko jescxe na nas narzekają. 

Mowialam, żeby zostawić ich samym sobie, skoro jesteśmy tacy źli, byśmy żyli w spokoju, bo stres wykańcza, ale mąż nie może ich zostawić, bo rodzice, bp tak wychowani, bo inni źle by patrzyli, że nie zajmuje się nimi. 

Co Ci poradzić to nie wiem. Naciskaj na męża, że kiedy nie potrzebuje pomocy korzystajcie z bycia w domu, ale podejrzewam, że będziecie się kłócić o to. Może poruszyć temat, żeby ktoś z rodziny wziął ją do siebie? Nawet Wy, bp inaczej jakby u Was w domu, przynajmniej dojazdy odejdą. Będzie ciężko. A chociaż normalna ta mama czy złośliwa i wykorzystuje każda sytuację, żeby Wam zawracać głowę nie patrząc na Wasze obowiazki jak u mnie? 

Pasek wagi

ilonawor napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Doskonale Cię rozumiem. Jestem w podobnej sytuacji, z tym, że musimy zajmować się teściem, teściowa i szwagrem alkoholikiem zniszczonym przez alkohol. A wszyscy mają podejście, że im się należy, mimo, że w połowie rzeczy sami by dali radę, bo jescze są bardzo" na chodzie" , ale lepiej przyjść do nas. Do tego ciągle im mało i są wiecznie niezadowoleni. 

Ponadto kiedyś z małym dzieckiem musieliśmy nimi wie zajmować, teraz że starszym, ale jednak każdy chce mieć rodziców, dom i swoje życie. Jescze gdyby faktycznie zaniemogli.... Gdyby faktycznie wdzięczni byli....

Im się należy i tyle. A my najlepiej, żebyśmy swojego życia nie mieli. 

Często mam dosyć tego ... Nikt mi za wiele nie pomógł nigdy, a ich podejście to wrodzone, że trzeba im i nie mają wogole wyrzutów sumienia, że nas tak obarczają, nieraz trzeba nieźle się na gimnastykować, a oni tylko jescxe na nas narzekają. 

Mowialam, żeby zostawić ich samym sobie, skoro jesteśmy tacy źli, byśmy żyli w spokoju, bo stres wykańcza, ale mąż nie może ich zostawić, bo rodzice, bp tak wychowani, bo inni źle by patrzyli, że nie zajmuje się nimi. 

Co Ci poradzić to nie wiem. Naciskaj na męża, że kiedy nie potrzebuje pomocy korzystajcie z bycia w domu, ale podejrzewam, że będziecie się kłócić o to. Może poruszyć temat, żeby ktoś z rodziny wziął ją do siebie? Nawet Wy, bp inaczej jakby u Was w domu, przynajmniej dojazdy odejdą. Będzie ciężko. A chociaż normalna ta mama czy złośliwa i wykorzystuje każda sytuację, żeby Wam zawracać głowę nie patrząc na Wasze obowiazki jak u mnie? 

wspolczuje ci i jednoczesnie dziwie ze latami to znosisz. Nie macie swojego zycia, przemysl czy i kiedy byliscie na swoim uczciwie zasluzonym urlopie? Moze sie myle bo nie wiem ale zakladam ze nie czesto. Warto by meza troche uswiadomic ze ci ludzie sa dorosli i poradza sobie. Trzymam kciuki, zyjemy tylko raz. Nie zrozum zle, pomoc jak potrzebna to trzeba pomoc, ale trzeba tez zyc dla siebie. 

Moja mama jest w tym samym wieku i nikt jej nie nianczyl w sylwestra. No i trzy razy w tygodniu to o wiele za dużo, każdy ma swoje życie. 75 lat to nie stara niedołężna osoba. I dwa - tylko ty wiesz, czy pozostania w tym związku ci odpowiada, czy nie. 

barbra1976 napisał(a):

Moja mama jest w tym samym wieku i nikt jej nie nianczyl w sylwestra. No i trzy razy w tygodniu to o wiele za dużo, każdy ma swoje życie. 75 lat to nie stara niedołężna osoba. I dwa - tylko ty wiesz, czy pozostania w tym związku ci odpowiada, czy nie. 

🏆

ilonawor napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Doskonale Cię rozumiem. Jestem w podobnej sytuacji, z tym, że musimy zajmować się teściem, teściowa i szwagrem alkoholikiem zniszczonym przez alkohol. A wszyscy mają podejście, że im się należy, mimo, że w połowie rzeczy sami by dali radę, bo jescze są bardzo" na chodzie" , ale lepiej przyjść do nas. Do tego ciągle im mało i są wiecznie niezadowoleni. 

Ponadto kiedyś z małym dzieckiem musieliśmy nimi wie zajmować, teraz że starszym, ale jednak każdy chce mieć rodziców, dom i swoje życie. Jescze gdyby faktycznie zaniemogli.... Gdyby faktycznie wdzięczni byli....

Im się należy i tyle. A my najlepiej, żebyśmy swojego życia nie mieli. 

Często mam dosyć tego ... Nikt mi za wiele nie pomógł nigdy, a ich podejście to wrodzone, że trzeba im i nie mają wogole wyrzutów sumienia, że nas tak obarczają, nieraz trzeba nieźle się na gimnastykować, a oni tylko jescxe na nas narzekają. 

Mowialam, żeby zostawić ich samym sobie, skoro jesteśmy tacy źli, byśmy żyli w spokoju, bo stres wykańcza, ale mąż nie może ich zostawić, bo rodzice, bp tak wychowani, bo inni źle by patrzyli, że nie zajmuje się nimi. 

Co Ci poradzić to nie wiem. Naciskaj na męża, że kiedy nie potrzebuje pomocy korzystajcie z bycia w domu, ale podejrzewam, że będziecie się kłócić o to. Może poruszyć temat, żeby ktoś z rodziny wziął ją do siebie? Nawet Wy, bp inaczej jakby u Was w domu, przynajmniej dojazdy odejdą. Będzie ciężko. A chociaż normalna ta mama czy złośliwa i wykorzystuje każda sytuację, żeby Wam zawracać głowę nie patrząc na Wasze obowiazki jak u mnie? 

Ale jak, że musicie. Nic nie musicie a już na pewno nianczyc alkoholika. I co znaczy, że im się należy. Nic nikomu się nie należy od drugiej osoby. Robicie, bo chcecie najwyraźniej. Każdy ma swoje życie i tylko taką powinność. Chyba, że jest choroba w rodzinie, wtedy trzeba zastanowić się, jak życie ułożyć, żeby pomóc chorującej osobie w miarę możliwości. 

barbra1976 napisał(a):

ilonawor napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Doskonale Cię rozumiem. Jestem w podobnej sytuacji, z tym, że musimy zajmować się teściem, teściowa i szwagrem alkoholikiem zniszczonym przez alkohol. A wszyscy mają podejście, że im się należy, mimo, że w połowie rzeczy sami by dali radę, bo jescze są bardzo" na chodzie" , ale lepiej przyjść do nas. Do tego ciągle im mało i są wiecznie niezadowoleni. 

Ponadto kiedyś z małym dzieckiem musieliśmy nimi wie zajmować, teraz że starszym, ale jednak każdy chce mieć rodziców, dom i swoje życie. Jescze gdyby faktycznie zaniemogli.... Gdyby faktycznie wdzięczni byli....

Im się należy i tyle. A my najlepiej, żebyśmy swojego życia nie mieli. 

Często mam dosyć tego ... Nikt mi za wiele nie pomógł nigdy, a ich podejście to wrodzone, że trzeba im i nie mają wogole wyrzutów sumienia, że nas tak obarczają, nieraz trzeba nieźle się na gimnastykować, a oni tylko jescxe na nas narzekają. 

Mowialam, żeby zostawić ich samym sobie, skoro jesteśmy tacy źli, byśmy żyli w spokoju, bo stres wykańcza, ale mąż nie może ich zostawić, bo rodzice, bp tak wychowani, bo inni źle by patrzyli, że nie zajmuje się nimi. 

Co Ci poradzić to nie wiem. Naciskaj na męża, że kiedy nie potrzebuje pomocy korzystajcie z bycia w domu, ale podejrzewam, że będziecie się kłócić o to. Może poruszyć temat, żeby ktoś z rodziny wziął ją do siebie? Nawet Wy, bp inaczej jakby u Was w domu, przynajmniej dojazdy odejdą. Będzie ciężko. A chociaż normalna ta mama czy złośliwa i wykorzystuje każda sytuację, żeby Wam zawracać głowę nie patrząc na Wasze obowiazki jak u mnie? 

Ale jak, że musicie. Nic nie musicie a już na pewno nianczyc alkoholika. I co znaczy, że im się należy. Nic nikomu się nie należy od drugiej osoby. Robicie, bo chcecie najwyraźniej. Każdy ma swoje życie i tylko taką powinność. Chyba, że jest choroba w rodzinie, wtedy trzeba zastanowić się, jak życie ułożyć, żeby pomóc chorującej osobie w miarę możliwości. 

Jak się wczytasz w tekst, to zauważysz, że jej mąż chce się nimi zajmować, bo to jego rodzice i bo co ludzie powiedzą jak nie będzie tego robił? Także dopóki mąż się nie ogarnie, to będą im wchodzić na głowę niestety. Tu trzeba od męża zacząć. Gdyby był po tej samej stronie co ona (czyli olewamy brata alkoholika i wiecznie niezadowolonych z pomocy rodziców i niech sobie radzą sami, skoro ich pomoc jest wiecznie zła), to nikt by ich do niczego nie mógł zmusić. Ale niestety mąż się boi potępienia społecznego. Woli cierpieć, byle ludzie nie obgadali. A prawda jest taka, że jak ktoś chce obgadać, to powód zawsze się znajdzie.

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

barbra1976 napisał(a):

ilonawor napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

Doskonale Cię rozumiem. Jestem w podobnej sytuacji, z tym, że musimy zajmować się teściem, teściowa i szwagrem alkoholikiem zniszczonym przez alkohol. A wszyscy mają podejście, że im się należy, mimo, że w połowie rzeczy sami by dali radę, bo jescze są bardzo" na chodzie" , ale lepiej przyjść do nas. Do tego ciągle im mało i są wiecznie niezadowoleni. 

Ponadto kiedyś z małym dzieckiem musieliśmy nimi wie zajmować, teraz że starszym, ale jednak każdy chce mieć rodziców, dom i swoje życie. Jescze gdyby faktycznie zaniemogli.... Gdyby faktycznie wdzięczni byli....

Im się należy i tyle. A my najlepiej, żebyśmy swojego życia nie mieli. 

Często mam dosyć tego ... Nikt mi za wiele nie pomógł nigdy, a ich podejście to wrodzone, że trzeba im i nie mają wogole wyrzutów sumienia, że nas tak obarczają, nieraz trzeba nieźle się na gimnastykować, a oni tylko jescxe na nas narzekają. 

Mowialam, żeby zostawić ich samym sobie, skoro jesteśmy tacy źli, byśmy żyli w spokoju, bo stres wykańcza, ale mąż nie może ich zostawić, bo rodzice, bp tak wychowani, bo inni źle by patrzyli, że nie zajmuje się nimi. 

Co Ci poradzić to nie wiem. Naciskaj na męża, że kiedy nie potrzebuje pomocy korzystajcie z bycia w domu, ale podejrzewam, że będziecie się kłócić o to. Może poruszyć temat, żeby ktoś z rodziny wziął ją do siebie? Nawet Wy, bp inaczej jakby u Was w domu, przynajmniej dojazdy odejdą. Będzie ciężko. A chociaż normalna ta mama czy złośliwa i wykorzystuje każda sytuację, żeby Wam zawracać głowę nie patrząc na Wasze obowiazki jak u mnie? 

Ale jak, że musicie. Nic nie musicie a już na pewno nianczyc alkoholika. I co znaczy, że im się należy. Nic nikomu się nie należy od drugiej osoby. Robicie, bo chcecie najwyraźniej. Każdy ma swoje życie i tylko taką powinność. Chyba, że jest choroba w rodzinie, wtedy trzeba zastanowić się, jak życie ułożyć, żeby pomóc chorującej osobie w miarę możliwości. 

Jak się wczytasz w tekst, to zauważysz, że jej mąż chce się nimi zajmować, bo to jego rodzice i bo co ludzie powiedzą jak nie będzie tego robił? Także dopóki mąż się nie ogarnie, to będą im wchodzić na głowę niestety. Tu trzeba od męża zacząć. Gdyby był po tej samej stronie co ona (czyli olewamy brata alkoholika i wiecznie niezadowolonych z pomocy rodziców i niech sobie radzą sami, skoro ich pomoc jest wiecznie zła), to nikt by ich do niczego nie mógł zmusić. Ale niestety mąż się boi potępienia społecznego. Woli cierpieć, byle ludzie nie obgadali. A prawda jest taka, że jak ktoś chce obgadać, to powód zawsze się znajdzie.

Stąd moje "robicie, bo chcecie". Nie ma fizycznej możliwości, żeby ktoś coś zrobił, jeśli tego zrobić nie chce i żadne "się należy" nie zadziała. Już samo "się należy" to toksyna na poziomie Czarnobyla. 

A może zorganizowanie kogoś, kto pomagałby mamie byłoby wyjściem? Np. pani, która przyjdzie na 3-4 godziny, pomoże w codziennych sprawach, potowarzyszy. Wiąże się to z kosztami, ale tymi mąż mógłby podzielić się z rodzeństwem. Wiem, są nauczycielami, będą jęczeć, że nie mają kasy, ale przy podziale na kilka osób jest to do ogarnięcia. 

Użytkownik4535693 napisał(a):

Hej czy to ja przesadzam i powinnam być bardziej wyrozumiała czy to idzie w zła stronę? Mam narzeczonego, mieszkamy razem, ja 30, on 36 lat. Rok temu zmarł jego tata, mama została sama w dość dużym domu. Mieszkamy od niej 20 km. Od roku wydaje mi się że nie mamy swojego życia i ciągle jesteśmy u jego mamy. 3x w tygodniu minimum, a jeszcze jak wypada miesięcznica śmierci lub pogrzebu, jakieś wyjazdy jego mamy do lekarzy to dodatkowo. Ma rodzeństwo ale mieszkają 3h drogi od nas więc zjawiają się raczej sporadycznie. Jego mama jest starsza osoba, sama przy sobie zrobi, ale w domu, przy piecu, na działce trzeba jej pomóc. Teraz od wtorku do niedzieli byliśmy tam codziennie(wiadomo, święta) Dziś dowiedziałam się że w Sylwestra też jedziemy, bo żeby mama nie była sama(ostatnio minął rok od śmierci jej męża). Myślałam że posiedzimy trochę w naszym domu ale niestety nie. Mam 30 lat, nie wychodzę praktycznie do znajomych, na żadne imprezy, a większość czasu spędzam z 75 letnia kobieta. Wiem że trzeba jej pomoc, ale dobija mnie to pomału. Dodatkowo nie ma pomiędzy nami praktycznie żadnej bliskości jaka powinna być w narzeczeństwie. Traktujemy się chyba bardziej jak kumple których łączy kredyt. Spędzamy że sobą dużo czasu, nigdy nie bylo między nami większych spięć, ale ja się zaczynam trochę dusić. Żyjemy jak stare dobre małżeństwo. Eh chciałam się wygadać, ale proszę też o ocenę jak to widzicie. Myślicie że serio słabo żeby jego mama została sama w Sylwestra? Do tego 2x dziennie dzwoni do mamy i zdają sobie relacje z całego dnia, pyta ją jak się czuje itp Niby nie jest zły chłop ale mi przestaje to wszystko się podobać. Wszystko spadło na nas i jego mama jest teraz jakby cały czas w naszym życiu, on przejął rolę jej opiekuna. Ja mu oczywiście pomagam ale pomału mnie to przerasta

i jak spędziłaś sylwestra ?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.