- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
29 grudnia 2024, 19:40
Hej dziewczyny, chyba po prostu chciałabym się wyżalić, może usłyszeć jakąś radę. Czuję, że bardzo już mi to działa na głowę. Trochę mnie krępuje pisanie o takich intymnych sprawach na forum, ale czuję, że muszę się wygadać. Chciałabym, żeby ktoś na to spojrzał z boku.
Jesteśmy razem od marca, czyli niecały rok. On ma 28 lat, ja 23. To mój pierwszy związek, pierwszy pocałunek, pierwszy seks. Od trzech miesięcy mieszkamy razem. Może to trochę szybko, ale sytuacja życiowa tak się ułożyła.
Od ok 4 miesięcy jest u nas problem z seksem. Na początku wszystko było okej, mimo że nie mieszkaliśmy razem i mieliśmy dla siebie mniej czasu, to było średnio 2-3 razy w tygodniu. Czułam się atrakcyjna, pożądana. Seks był ok, nie jakiś rewelacyjny, dosłownie kilka razy miałam orgazm, ale i tak byłam w miarę zadowolona, bo to nie tak, że chłopak był egoistą. Zawsze pytał czy mi dobrze itp.
Natomiast mniej więcej od września coś się zmieniło. Jesteśmy razem króciutko, więc raczej nie zwalalabym tego na wypalenie i znudzenie. Zaczęło się od miesięcznej przerwy. Miesiąc bez seksu. Wprost spytałam go, czy coś jest nie tak. Przyznał, że ostatnio był przemęczony, stres w pracy, brak snu, mniej siłowni itp. ok, rozumiem. Ale od tego czasu wszystko poszło na łeb na szyję. Zamieszkaliśmy razem, codziennie kładziemy się razem do łóżka. Mimo to seksu jest malutko. Przytulanie, całusy w główkę, tak. Ale nie czuje już żadnej namiętności.
Myślę że taka średnia przez ostatnie 3 miesiące to raz na 2 tygodnie. Jak już jest, to bardzo mechanicznie, przed snem, mam wrażenie, że się zmusza, żeby mnie zadowolić. Dla niektórych może to ok, no ale dla mnie niestety nie, tym bardziej że wiem, jak było na początku. Czuję się niepożądana, brakuje mi tej namiętności w związku. Bardzo się tym zadręczam, męczy mnie to psychicznie i przez to czuję, że ja też już tracę ochotę. Teraz znowu mija miesiąc od ostatniego razu. Porozmawialiśmy. Powiedziałam, że nie potrafię udawać, że wszystko jest ok. Przyznał, że od paru tygodni kompletnie nie ma ochoty. Ani na seks ze mną, ani na masturbację, ani na pornosy. Nic.
Bardzo mnie przepraszał. Powiedziałam mu, że nie ma za co, że rozumiem, ale że musimy coś z tym zrobić bo sobie tak tego nie wyobrażam na dłuższą metę. Obiecał, że pójdzie w pierwszej kolejności na badanie poziomu testosteronu.
Dziewczyny, czasem czuję się ze sobą okropnie. A to dlatego, że od jakiegoś czasu pojawiają się u mnie myśli o zerwaniu. Wiecie, taki tok rozumowania. Jesteśmy ze sobą krótko, ja jestem młoda, całe życie przede mną, i już takie problemy w związku? Jak teraz jest tak źle, co będzie potem? Ja po prostu czuję, jak bardzo mnie to męczy psychicznie. Ja sama, jak się okazuje, mam dość duże libido, ale przede wszystkim potrzebuję tej czułości, namiętności w związku. Nie wystarczy mi całus w główkę. My mamy po 20 parę lat! On jest cudowny, opiekuńczy, wiem, że mu zależy. Z drugiej strony nie jest to jeszcze AŻ TAK poważne. Ostatnio, przy tej rozmowie, powiedział, że bardzo mnie lubi i coś do mnie czuje. Ale nie kocha.
I, szczerze mówiąc, ja też nie wiem, czy potrafilabym powiedzieć, że go kocham. Czasem wydaje mi się że tak, czasem już sama nie wiem. Te problemy łóżkowe tylko to pogorszyły, trwa już to kilka miesięcy i po prostu czuję, że tracimy te namiętność, ekscytację, pożądanie. A nie minął nawet rok odkąd jesteśmy razem. Do tego coraz częściej martwię się, jak to będzie w przyszłości, mam wątpliwości, czy jestem gotowa na tak poważny związek. Od dłuższego czasu planowałam wyjechać, takie marzenie do zrealizowania, a teraz....Sama nie wiem, nie wiem, czy jestem gotowa na rezygnację ze swoich planów, marzeń. Wiem, że to trochę dziecinne.
Z drugiej strony jak myślę, że mielibyśmy zerwać, to chce mi się płakać. To naprawdę cudowny człowiek, mój przyjaciel. Dzieli ze mną sporo planów itp. Czasem myślę sobie, że dany radę, on mówi, że jest gotowy ze mną wyjechać, że nie muszę z niczego rezygnować. Ale ja naprawdę czuję, że ta sytuacja bardzo na mnie wpływa. Czuję się bardziej jakbym była z przyjacielem właśnie, a nie facetem. Nawet się już nie całujemy tak "na serio", bardziej jakieś buziaczki. Poczekam aż pójdzie na to badanie, zobaczę, jak będzie przez kolejny miesiąc, dwa, ale jak nic się nie zmieni, to czuję, że nie dam rady. Po prostu widzę, że sama już jestem zniechęcona, myśl o seksie mnie stresuje, czuję się nieatrakcyjna, niepożądana. Czy jest to dla was błahy powód do rozstania ? Proszę nie oceniajcie mnie za surowo. Mam mętlik w głowie, ostatnio cały czas tylko o tym myślę, płaczę, milion myśli przechodzi mi przez głowę. Po prostu to nie jest to, czego oczekuję na tym etapie związku, i w ogóle w związku.
1 stycznia 2025, 17:47
porozmawiaj z nim. Moze uznal ze jak juz cie zdobyl i jestes w 'domu', to juz nie musi sie starac?
(ps. a moze to Ty np w domu non stop w dresie, a do lozka flanelowe barchany? A na 'randkach' widzial cie zupelnie inaczej?)
A to jak dziewczyna ma chodzić ubrana w domu? Większość ludzi chodzi w dresach/piżamie w domu. Jeśli się kogoś pożąda, to ubiór nie ma znaczenia.
nie mowie ze kobieta ma chodzic non stop w jedwabiu i koronkach, bo zycie to nie jest 'moda na sukces'. Ale jesli do tej pory byly randki, spotkania, to zapewnie oboje starali sie wygladac ladnie i swiezo, kobieta miala umyte wlosy, jakis makijaz itd. A we wspolnym domu weszla proza zycia, domowe ciuchy, wlosy w kitke, moze goscia to po prostu przeroslo.
Jeśli domowe życie z bliską osobą kogoś przerasta, to nie jest to dojrzały poważny człowiek do związku.
I tu jest clou problemu. Wspólne zamieszkanie po półrocznej znajomości to skok na głęboką wodę dla obojga. Być może chłopaka przerosła ta cała zabawa w dorosłość i uświadomił sobie, że z tej mąki chleba nie będzie. FFS, powiedział wprost, że "bardzo lubi" swoją partnerkę. Tu nie w badaniu testosteronu jest problem...
Ale mieli juz problemy zanim razem zamieszkali (jak dobrze policzyc). Tak wiec ani dres partnerki ani zmiana zdania raczej nie sa powodem. Hormony raczej nie, chyba ze od zawsze mial mega problem i tylko udawal. Odnosnie dresow i pizam po domu, to ja nie do konca ogarniam, jak wiele osob daje sobie przyzwolenie i czuje sie z tum dobrze, snujac sie po domu jak kocmoluch;-) Nie do Ciebie Zoe, tak ogolnie komentarz do watku. I nie ma to nic wspolnego z przeginaniem w druga strone i robieniem makijazu zanim facet wstanie czy zasuwaniem w szpilkach. Rowniez z tym, ze w realnym zyciu mamy katar, grype zoladkowa czy inne powazniejsze przypadlosci, gdzie nikt nie oczekuje wygladu gwiazdy filmowej.
"daje sobie przyzwolenie" - ze co?
Co tu jest do rozumienia i pozwalania? Kazdy chodzi po domu w tym, w czym lubi, nie rozumiem - ma sie ltos zmuszac do chodzenia w czyms innym?
faceci sa wzrokowcami. Generalnie sa prosci... Jesli w domu ciagle widza kobiete w jakims pokutnym worku, a wieczorem do lozka we flanelowej pidzamie z Psim Patrolem to sory, ale tylko przy Keymie im stanie. I nie chodzi tu o jakies zmuszanie sie do chodzenia w wieczorowej sukni, ale pokazanie facetowi ze nam zalezy i ubranie sie czasami dla niego w cos co zrobi wrazenie.
Naprawde zadna tu z dluzszym stazem zwiazkowym nie zalozyla nigdy szpilek do lozka, czy jakiejs fikusnej bielizny/koszulki tylko po to, zeby facetowy oczy zablysly?
współczuję Twojego pustego i płytkiego toku rozumowania, ja jestem 15 lat po ślubie i staje mu częściej niz bym chciała. Facet w dresie jest spoko, po pracy ma prawo, będzie bekał i pierdział, ale jak mu nie stanie to wina kobiety, bo do wyra nie chodzi w szpilkach.
Dokładnie, skoro kobieta ma obowiązek stroić się w domu, to facet również!
3 stycznia 2025, 12:20
Hej dziewczyny, chyba po prostu chciałabym się wyżalić, może usłyszeć jakąś radę. Czuję, że bardzo już mi to działa na głowę. Trochę mnie krępuje pisanie o takich intymnych sprawach na forum, ale czuję, że muszę się wygadać. Chciałabym, żeby ktoś na to spojrzał z boku.
Jesteśmy razem od marca, czyli niecały rok. On ma 28 lat, ja 23. To mój pierwszy związek, pierwszy pocałunek, pierwszy seks. Od trzech miesięcy mieszkamy razem. Może to trochę szybko, ale sytuacja życiowa tak się ułożyła.
Od ok 4 miesięcy jest u nas problem z seksem. Na początku wszystko było okej, mimo że nie mieszkaliśmy razem i mieliśmy dla siebie mniej czasu, to było średnio 2-3 razy w tygodniu. Czułam się atrakcyjna, pożądana. Seks był ok, nie jakiś rewelacyjny, dosłownie kilka razy miałam orgazm, ale i tak byłam w miarę zadowolona, bo to nie tak, że chłopak był egoistą. Zawsze pytał czy mi dobrze itp.
Natomiast mniej więcej od września coś się zmieniło. Jesteśmy razem króciutko, więc raczej nie zwalalabym tego na wypalenie i znudzenie. Zaczęło się od miesięcznej przerwy. Miesiąc bez seksu. Wprost spytałam go, czy coś jest nie tak. Przyznał, że ostatnio był przemęczony, stres w pracy, brak snu, mniej siłowni itp. ok, rozumiem. Ale od tego czasu wszystko poszło na łeb na szyję. Zamieszkaliśmy razem, codziennie kładziemy się razem do łóżka. Mimo to seksu jest malutko. Przytulanie, całusy w główkę, tak. Ale nie czuje już żadnej namiętności.
Myślę że taka średnia przez ostatnie 3 miesiące to raz na 2 tygodnie. Jak już jest, to bardzo mechanicznie, przed snem, mam wrażenie, że się zmusza, żeby mnie zadowolić. Dla niektórych może to ok, no ale dla mnie niestety nie, tym bardziej że wiem, jak było na początku. Czuję się niepożądana, brakuje mi tej namiętności w związku. Bardzo się tym zadręczam, męczy mnie to psychicznie i przez to czuję, że ja też już tracę ochotę. Teraz znowu mija miesiąc od ostatniego razu. Porozmawialiśmy. Powiedziałam, że nie potrafię udawać, że wszystko jest ok. Przyznał, że od paru tygodni kompletnie nie ma ochoty. Ani na seks ze mną, ani na masturbację, ani na pornosy. Nic.
Bardzo mnie przepraszał. Powiedziałam mu, że nie ma za co, że rozumiem, ale że musimy coś z tym zrobić bo sobie tak tego nie wyobrażam na dłuższą metę. Obiecał, że pójdzie w pierwszej kolejności na badanie poziomu testosteronu.
Dziewczyny, czasem czuję się ze sobą okropnie. A to dlatego, że od jakiegoś czasu pojawiają się u mnie myśli o zerwaniu. Wiecie, taki tok rozumowania. Jesteśmy ze sobą krótko, ja jestem młoda, całe życie przede mną, i już takie problemy w związku? Jak teraz jest tak źle, co będzie potem? Ja po prostu czuję, jak bardzo mnie to męczy psychicznie. Ja sama, jak się okazuje, mam dość duże libido, ale przede wszystkim potrzebuję tej czułości, namiętności w związku. Nie wystarczy mi całus w główkę. My mamy po 20 parę lat! On jest cudowny, opiekuńczy, wiem, że mu zależy. Z drugiej strony nie jest to jeszcze AŻ TAK poważne. Ostatnio, przy tej rozmowie, powiedział, że bardzo mnie lubi i coś do mnie czuje. Ale nie kocha.
I, szczerze mówiąc, ja też nie wiem, czy potrafilabym powiedzieć, że go kocham. Czasem wydaje mi się że tak, czasem już sama nie wiem. Te problemy łóżkowe tylko to pogorszyły, trwa już to kilka miesięcy i po prostu czuję, że tracimy te namiętność, ekscytację, pożądanie. A nie minął nawet rok odkąd jesteśmy razem. Do tego coraz częściej martwię się, jak to będzie w przyszłości, mam wątpliwości, czy jestem gotowa na tak poważny związek. Od dłuższego czasu planowałam wyjechać, takie marzenie do zrealizowania, a teraz....Sama nie wiem, nie wiem, czy jestem gotowa na rezygnację ze swoich planów, marzeń. Wiem, że to trochę dziecinne.
Z drugiej strony jak myślę, że mielibyśmy zerwać, to chce mi się płakać. To naprawdę cudowny człowiek, mój przyjaciel. Dzieli ze mną sporo planów itp. Czasem myślę sobie, że dany radę, on mówi, że jest gotowy ze mną wyjechać, że nie muszę z niczego rezygnować. Ale ja naprawdę czuję, że ta sytuacja bardzo na mnie wpływa. Czuję się bardziej jakbym była z przyjacielem właśnie, a nie facetem. Nawet się już nie całujemy tak "na serio", bardziej jakieś buziaczki. Poczekam aż pójdzie na to badanie, zobaczę, jak będzie przez kolejny miesiąc, dwa, ale jak nic się nie zmieni, to czuję, że nie dam rady. Po prostu widzę, że sama już jestem zniechęcona, myśl o seksie mnie stresuje, czuję się nieatrakcyjna, niepożądana. Czy jest to dla was błahy powód do rozstania ? Proszę nie oceniajcie mnie za surowo. Mam mętlik w głowie, ostatnio cały czas tylko o tym myślę, płaczę, milion myśli przechodzi mi przez głowę. Po prostu to nie jest to, czego oczekuję na tym etapie związku, i w ogóle w związku.
Nie, to nie jest błahy powód. Seks w związku jest niezbędny. Chyba, że ktoś czuje inaczej, ty do takich osób nie należysz. Badanie nic nie zmieni w momencie, kiedy on mówi, że cię lubi a ty czujesz, że żyjesz pod jednym dachem z przyjacielem. Nic nie zmieni się na lepsze, nie ma takiej opcji.
7 stycznia 2025, 21:07
porozmawiaj z nim. Moze uznal ze jak juz cie zdobyl i jestes w 'domu', to juz nie musi sie starac?
(ps. a moze to Ty np w domu non stop w dresie, a do lozka flanelowe barchany? A na 'randkach' widzial cie zupelnie inaczej?)
Może uznacie że to naiwne, ale jestem pewna że mimo wszystko ma w stosunku do mnie spore uczucia + to na pewno nie wina mojego ubioru i zachowania.
Nic a nic się nie zmieniło jeśli o mnie chodzi. Od początku relacji praktycznie się nie malowałam, w domu chodzę tak samo. Ubieram się ładnie, kobieco, elegancko. Po domu nie chodzę w dresach, choć nie uważam, by było to coś złego. Do spania zakładam kuse koszule nocne. Nie przytyłam, nie schudłam, jestem szczupła, ćwiczę, jest dokładnie tak, jak na początku. Chodzimy na randki, jeździmy na wycieczki za granicę, nie ma stagnacji.
Okolo 2 miesiące temu już była taka mocna rozmowa mniej więcej na ten temat, on widzi, że mnie to boli i męczy. Jak zasugerowałam, że może po prostu mamy inne potrzeby w tym obszarze, bardzo się zdenerwował. Pierwszy raz podniósł głos i wyszedł z sypialni. Po tym byłam mocno skonsternowana i chciałam wyjść się przewietrzyć, nic więcej. Ale jak chłopak zobaczył, że wyciągam ubrania z szafy, dosłownie wpadł w panikę. Myślał, że chcę się wyprowadzić. Zaczął płakać, przepraszać mnie. Mówił, że nigdy mu tak nie zależało, że nie chce tego zepsuć, że się postara.
Caly czas prawi mi komplementy, mówi, że mu zależy, że jestem piękna, chce spędzać ze mną czas. Ja naprawdę nie jestem zaślepiona, widzę, jak mu zależy. Uwierzcie mi, że nie w tym rzecz. Nawet ostatnio poruszałam z nim temat mojego ewentualnego wyjazdu na rok na stypendium do Japonii. Spytałam, co on na to. Powiedział, że nie wyobraża sobie nie widzieć mnie rok, ale wie, jak mi na tym zależy. Powiedział, że poczeka i że nie wyobraża sobie być z kimkolwiek innym. Przedstawił mnie ostatnio znajomym, chciał poznać moich rodziców, planuje zabrać mnie do siebie.
W dodatku przyznał mi się, że od kilku lat podejrzewa, że ma bardzo niskie libido. Że kiedyś, jak miał gorszy okres, nie ćwiczył, był chudszy, to też było tak, że miesiącami totalnie nic mu się nie chciało.
Dzisiaj dostał wyniki badań. 500, w normie, choć mało jak na osobę trenującą. Szczerze miałam nadzieję, że wyjdzie poniżej normy, że miałabym chociaż jakiś konkretny powód. A tak? Cały czas będę się zadręczać. Czuję, że moglibyśmy być razem szczęśliwi, ale nie w takiej sytuacji. Zbyt mnie to dręczy, wręcz żyję tym codziennie. W marcu mamy zabookowana wycieczkę za granicą, a chłopak dostaje awans. W teorii będzie mniej pracował, znikną mu też nocne zmiany. Poczekam jeszcze bo ludze się, że jakoś się ułoży. Ale jak nic się nie zmieni, to wezmę na poważną rozmowę i powiem, że nie wyobrażam sobie tego tak dalej.
Smutne to wszystko. Z jednej strony naprawdę nie chce zrywać, z drugiej wiem, że będę się męczyć, jak nic się nie zmieni. To naprawdę nie jest łatwe.
7 stycznia 2025, 21:08
Hej dziewczyny, chyba po prostu chciałabym się wyżalić, może usłyszeć jakąś radę. Czuję, że bardzo już mi to działa na głowę. Trochę mnie krępuje pisanie o takich intymnych sprawach na forum, ale czuję, że muszę się wygadać. Chciałabym, żeby ktoś na to spojrzał z boku.
Jesteśmy razem od marca, czyli niecały rok. On ma 28 lat, ja 23. To mój pierwszy związek, pierwszy pocałunek, pierwszy seks. Od trzech miesięcy mieszkamy razem. Może to trochę szybko, ale sytuacja życiowa tak się ułożyła.
Od ok 4 miesięcy jest u nas problem z seksem. Na początku wszystko było okej, mimo że nie mieszkaliśmy razem i mieliśmy dla siebie mniej czasu, to było średnio 2-3 razy w tygodniu. Czułam się atrakcyjna, pożądana. Seks był ok, nie jakiś rewelacyjny, dosłownie kilka razy miałam orgazm, ale i tak byłam w miarę zadowolona, bo to nie tak, że chłopak był egoistą. Zawsze pytał czy mi dobrze itp.
Natomiast mniej więcej od września coś się zmieniło. Jesteśmy razem króciutko, więc raczej nie zwalalabym tego na wypalenie i znudzenie. Zaczęło się od miesięcznej przerwy. Miesiąc bez seksu. Wprost spytałam go, czy coś jest nie tak. Przyznał, że ostatnio był przemęczony, stres w pracy, brak snu, mniej siłowni itp. ok, rozumiem. Ale od tego czasu wszystko poszło na łeb na szyję. Zamieszkaliśmy razem, codziennie kładziemy się razem do łóżka. Mimo to seksu jest malutko. Przytulanie, całusy w główkę, tak. Ale nie czuje już żadnej namiętności.
Myślę że taka średnia przez ostatnie 3 miesiące to raz na 2 tygodnie. Jak już jest, to bardzo mechanicznie, przed snem, mam wrażenie, że się zmusza, żeby mnie zadowolić. Dla niektórych może to ok, no ale dla mnie niestety nie, tym bardziej że wiem, jak było na początku. Czuję się niepożądana, brakuje mi tej namiętności w związku. Bardzo się tym zadręczam, męczy mnie to psychicznie i przez to czuję, że ja też już tracę ochotę. Teraz znowu mija miesiąc od ostatniego razu. Porozmawialiśmy. Powiedziałam, że nie potrafię udawać, że wszystko jest ok. Przyznał, że od paru tygodni kompletnie nie ma ochoty. Ani na seks ze mną, ani na masturbację, ani na pornosy. Nic.
Bardzo mnie przepraszał. Powiedziałam mu, że nie ma za co, że rozumiem, ale że musimy coś z tym zrobić bo sobie tak tego nie wyobrażam na dłuższą metę. Obiecał, że pójdzie w pierwszej kolejności na badanie poziomu testosteronu.
Dziewczyny, czasem czuję się ze sobą okropnie. A to dlatego, że od jakiegoś czasu pojawiają się u mnie myśli o zerwaniu. Wiecie, taki tok rozumowania. Jesteśmy ze sobą krótko, ja jestem młoda, całe życie przede mną, i już takie problemy w związku? Jak teraz jest tak źle, co będzie potem? Ja po prostu czuję, jak bardzo mnie to męczy psychicznie. Ja sama, jak się okazuje, mam dość duże libido, ale przede wszystkim potrzebuję tej czułości, namiętności w związku. Nie wystarczy mi całus w główkę. My mamy po 20 parę lat! On jest cudowny, opiekuńczy, wiem, że mu zależy. Z drugiej strony nie jest to jeszcze AŻ TAK poważne. Ostatnio, przy tej rozmowie, powiedział, że bardzo mnie lubi i coś do mnie czuje. Ale nie kocha.
I, szczerze mówiąc, ja też nie wiem, czy potrafilabym powiedzieć, że go kocham. Czasem wydaje mi się że tak, czasem już sama nie wiem. Te problemy łóżkowe tylko to pogorszyły, trwa już to kilka miesięcy i po prostu czuję, że tracimy te namiętność, ekscytację, pożądanie. A nie minął nawet rok odkąd jesteśmy razem. Do tego coraz częściej martwię się, jak to będzie w przyszłości, mam wątpliwości, czy jestem gotowa na tak poważny związek. Od dłuższego czasu planowałam wyjechać, takie marzenie do zrealizowania, a teraz....Sama nie wiem, nie wiem, czy jestem gotowa na rezygnację ze swoich planów, marzeń. Wiem, że to trochę dziecinne.
Z drugiej strony jak myślę, że mielibyśmy zerwać, to chce mi się płakać. To naprawdę cudowny człowiek, mój przyjaciel. Dzieli ze mną sporo planów itp. Czasem myślę sobie, że dany radę, on mówi, że jest gotowy ze mną wyjechać, że nie muszę z niczego rezygnować. Ale ja naprawdę czuję, że ta sytuacja bardzo na mnie wpływa. Czuję się bardziej jakbym była z przyjacielem właśnie, a nie facetem. Nawet się już nie całujemy tak "na serio", bardziej jakieś buziaczki. Poczekam aż pójdzie na to badanie, zobaczę, jak będzie przez kolejny miesiąc, dwa, ale jak nic się nie zmieni, to czuję, że nie dam rady. Po prostu widzę, że sama już jestem zniechęcona, myśl o seksie mnie stresuje, czuję się nieatrakcyjna, niepożądana. Czy jest to dla was błahy powód do rozstania ? Proszę nie oceniajcie mnie za surowo. Mam mętlik w głowie, ostatnio cały czas tylko o tym myślę, płaczę, milion myśli przechodzi mi przez głowę. Po prostu to nie jest to, czego oczekuję na tym etapie związku, i w ogóle w związku.
Nie, to nie jest błahy powód. Seks w związku jest niezbędny. Chyba, że ktoś czuje inaczej, ty do takich osób nie należysz. Badanie nic nie zmieni w momencie, kiedy on mówi, że cię lubi a ty czujesz, że żyjesz pod jednym dachem z przyjacielem. Nic nie zmieni się na lepsze, nie ma takiej opcji.
Zaczelam czuć tak pod wpływem tej całej sytuacji, tych problemów. Wcześniej naprawdę była chemia, ja sobie wręcz nie wyobrażałam, że moglibyśmy mieć problemy w tym obszarze. Jeśli chodzi o czułe słówka, gęsty, tego jest od groma. Ale brakuje tej namiętności, chemii.
7 stycznia 2025, 21:18
plus naprawdę pęka mi serce, jak myślę, że miałabym go zostawić. Ja po prostu wiem, że jego to załamie. Wiem, że z boku możecie to interpretować, jakby przestało mu zależeć, jakby się znudził, ale uwierzcie mi, że nie.
Tym bardziej mam wyrzuty sumienia. Widzę, jak on się stara, zaprasza na randki, inicjuje wspólne wieczory, przynosi kwiaty. Podejrzewam, że w głębi duszy wie, że mnie to męczy. Myślę, że czuje, jak jest mi smutno, jak jestem sfrustrowana.