Temat: odddd

..........................................

cancri napisał(a):

malutka8712 napisał(a):

cancri napisał(a):

malutka8712 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Ten wątek prezentuje takie strasznie ograniczone myślenie moim zdaniem, aż zdziwiona jestem że aż tyle głosów w tym stylu jest. Że ja tak mam = każdy tak ma. Rozumiem, nie każdy lubi wyjazdy, nie każdy jest towarzyski, nie każdy jest rodzinny i nie każdy lubi przyjmować gości. Ale niektórzy lubią, a wręcz te spotkania z rodziną stanowią dla nich sens życia. Moja babcia kocha gości. Zawsze tak było. Lubi ozdabiać dom na święta, planować co poda do jedzenia, jaką zastawę wyjmie, lubi robić prezenty i obchodzić hucznie wszystkie rodzinne uroczystości. Jej to właśnie dodaje siły, nie jej odbiera. Oczywiście, teraz już z racji wieku, nie dałaby rady robić Wigilii na 30 osób, więc to przejęliśmy, babcia jest naszym gościem. Ale zawsze jej sprawia wielką frajdę jak przyjedziemy wszyscy na dzień babci, a ona nam ugotuje domowy rosół i zrobi sernik, tyle siły jeszcze ma. Jakbym jej powiedziała, że nie rób, ja przywiozę, to wcale bym jej nie odciążyła, tylko raczej bym jej sprawiła tym przykrość. A jakbym nie przyjechała wcale, wiem że by też by jej było bardzo przykro, mimo że pewnie by mi powiedziała, że rozumie, masz dziecko swoje sprawy. Wątpię że stwierdziłaby "o, jak dobrze ze mnie zostawili samą, nie muszę zmywać". Nie wiem jakie podejście do tematu mają rodzice narzeczonego. Może właśnie też takie, że wolą sobie odpocząć, a z wnukami porozmawiać przez telefon. Ale jeżeli nie, to ja się nie dziwię autorce że jest w jakiś sposób wzburzona tym brakiem wizyt ze strony rodzeństwa narzeczonego, zwłaszcza jeżeli widzi jak np. dziadkom się robi przykro, bo się nie widzą z wnukami. 

Dokladnie tak, dziwia mnie te odpowiedzi, moi rodzice nie zyja ale jak mama zyla a ja juz mieszkalam za granica to latalam do niej co najmniej dwa razy w roku na dwa tygodnie z malymi dziecmi.Wlasciwie jak sie urodzili to nawet czesciej bo mialam macierzynski a pozniej mniej pracowalam.Niezbyt fajne czasy nastaly skoro 3h drogi do rodzicow to taka straszna meczarnia 

2 razy w roku na 2 tyg. to jest zupelnie inny kaliber, niz jezdzic non stop na 1 dzien. Ja odwiedzam moja rodzine, moje babcie, ale nie ukrywam, ze jestem tym po prostu zmeczona. Jak mam urlop, to biore corke i jade do mojej babci na tydzien, rok w rok. Jak jest jakies dluzsze wolne, to trzeba jechac do rodzicow, bo sie za wnuczka stesknili. No i jak jest weekend i im pasuje, to rowniez. 

Przy wyjezdzie na tydzien czy dwa nie meczysz sie az tak, jak jezdzac ciagle w kolko. Bo jest to raz na pol roku i reszte wolnego masz dla siebie. I to jest zasadnicza roznica. P.S. Moja corka ma 2 babcie i 3 prababcie. Wszystkie wypada regularnie odwiedzac i to robimy, dzwonimy. Poki sa... ale nikt mi nie bedzie mowil, ze jazda 200 czy 400 km regularnie w tym celu, kiedy czlowiek pracuje na caly etat i ma dziecko w wieku szkolnym, "to nie jest jakies meczace". Bo to jest wlasnie takie pitolenie, jak autorki tematu.

Nie no wiadomo ze jest to meczarnia, i co tygodniowe wizyty raczej sa trudne, autorka postu napisala ze ci synowie nie odwiedzaja rodzicow praktycznie wcale, ewentualnie na swieta albo i nie. Serio 3 godziny to az tak daleko zeby do rodzicow 2 razy w roku nie pojechac?

No napisala, ze odwiedzaja na swieta...albo i nie. Wiec sama nie jest w stanie chyba tego stwierdzic, czy jezdza czy nie jezdza ????

Nie no jestem w stanie stwierdzić. Jeden syn przyjeżdża w święta i dodatkowo raz, lub dwa na weekend, a drugi syn nie przyjeżdża praktycznie w ogóle -  w ubiegłym roku przyjechał tylko raz na powrocie znad morza.

Adanbareth napisał(a):

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

No dokładnie, z dzieckiem to już jest wyprawa. 

My mamy do teściów ok 50km, jesteśmy co 1-2 weekend, Mlody się może wygodnić cały dzień w ogrodzie na powietrzu. Z moimi rodzicami widzimy się rzadziej i jak już to przelotem, mimo że mieszkają 15min autem od nas.

Myślę, że rodzeństwo narzeczonego samo wybiera jak często przyjeżdża, trochę szkoda rodziców, ale to najlepiej jakby wzięli kilka dni urlopu lub jechali na jakiś przedłużony weekend, bo z dzieckiem jechać na sobotę i wracać w niedzielę tyle km to to jest męczarnia 😐

akitaa napisał(a):

Adanbareth napisał(a):

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

No dokładnie, z dzieckiem to już jest wyprawa. 

My mamy do teściów ok 50km, jesteśmy co 1-2 weekend, Mlody się może wygodnić cały dzień w ogrodzie na powietrzu. Z moimi rodzicami widzimy się rzadziej i jak już to przelotem, mimo że mieszkają 15min autem od nas.

Myślę, że rodzeństwo narzeczonego samo wybiera jak często przyjeżdża, trochę szkoda rodziców, ale to najlepiej jakby wzięli kilka dni urlopu lub jechali na jakiś przedłużony weekend, bo z dzieckiem jechać na sobotę i wracać w niedzielę tyle km to to jest męczarnia ?

Generalnie mają dość sporo wolnego, np. w wakacje cały miesiąc, bo oboje są nauczycielami, ale no cóż, ich sprawa. 

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

No jest. Narzeczony to nie maz. I wlasnie ten?smieszny ? papierek? robi roznice. Poczytaj o tym.

Ale nawet jako zona, nie masz prawa narzucac komus swojego zdania i prawic moralow. 

Nikt nie musi sir tlumaczyc z tego dlaczego i jak czesto odwiedza i jakoe ma powody. A juz stwiedzenie, ze ok 300 km to takie nic i powinni sie barfziej postarac. Ich sprawa jak czesto chca, potrzebuja i moga. Dlaczego ty nie jezdzisz codziennie? Masz tylko 20 km. Wg mnie moglabys sie bardziej wysilic. 

Wydaje mie sie, ze poprotu potrzebujesz tego papierka aby sie troszke wywyzszac. Zdrowa relacja tego nie potrzebuje. Ludzie sa czasami cale zycie ze soba i sie szanuja bez zbednych FORMAlnosci. Ty pewnie jestes w zyciu przedewszystkim zona. 

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

A to Ty mu wytłumaczysz najpierw, o czym powinien z rodzicami rozmawiać? :) matko, dziewczyno, zajmij się swoim życiem lepiej. 

Pasek wagi

Margerytka30 napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

A to Ty mu wytłumaczysz najpierw, o czym powinien z rodzicami rozmawiać? :) matko, dziewczyno, zajmij się swoim życiem lepiej. 

Dlaczego miałabym mu najpierw wytłumaczyć ? On ma odczucia podobne do moich, rozmawialiśmy o tym

To nie są Twoje sprawy, każdy żyje jak chce, ma swoje obowiązki lub powody dla których jest tak a nie inaczej. Może ktoś tam ma kredyt i ciągnie 2 etaty? Albo ma jakiś osobisty żal? Powodów może być pierdyliard. Nie wiadomo i lepiej ludziom nosa do gaci nie wtykać. Ktoś z boku może też powiedzieć, że żyjesz na kocią łapę z facetem bez ślubu, nie zraniłoby Cię takie "ważniactwo"? No bo w zasadzie kaliber ten sam co osąd z odwiedzinami rodzin, o których wiesz niewiele. W końcu mieszkają daleko.. Najlepiej zająć się sobą i nie siać fermentu w rodzinie do której dopiero się wchodzi.


Pasek wagi

Jeśli ktoś nie odwiedza rodziców, to dlatego, że nie chce. Może nie lubi tam jeździć i może rodzice nie są tacy super, jak się wydają tobie.Może dzieciństwo w tym domu to coś, o czym woli zapomnieć. I twoje rozważania, że CHYBA WYPADAŁOBY PRZYJECHAĆ CZĘŚCIEJ są serio przezabawne. Jakoś do tej pory twój chłopak nie pogadał z nimi o tym, widać rozumie więcej, niż ci chce powiedzieć. Pamiętaj, że to jeszcze nie jest twoja rodzina i nic ci do tego. Już sam fakt, że nie rozumiesz relacji między nimi świadczy o tym, że pojęcie o sytuacji masz raczej mgliste. 

Pasek wagi

ProjektCialo napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

No jest. Narzeczony to nie maz. I wlasnie ten?smieszny ? papierek? robi roznice. Poczytaj o tym.

Ale nawet jako zona, nie masz prawa narzucac komus swojego zdania i prawic moralow. 

Nikt nie musi sir tlumaczyc z tego dlaczego i jak czesto odwiedza i jakoe ma powody. A juz stwiedzenie, ze ok 300 km to takie nic i powinni sie barfziej postarac. Ich sprawa jak czesto chca, potrzebuja i moga. Dlaczego ty nie jezdzisz codziennie? Masz tylko 20 km. Wg mnie moglabys sie bardziej wysilic. 

Wydaje mie sie, ze poprotu potrzebujesz tego papierka aby sie troszke wywyzszac. Zdrowa relacja tego nie potrzebuje. Ludzie sa czasami cale zycie ze soba i sie szanuja bez zbednych FORMAlnosci. Ty pewnie jestes w zyciu przedewszystkim zona. 

Mocno nie trafilas, ale probuj dalej 😂

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.