Temat: odddd

..........................................

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

Adanbareth napisał(a):

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

My w święta się dzielimy, jedne spędzamy u moich rodziców, drugie u rodziców narzeczonego. Dzieci póki co nie mamy. Nie rozumiem dlaczego niektóre z Was mnie atakują. Nie wmawiam nikomu swoich racji, pytam jak Wy to widzicie, bo może właśnie mój punkt widzenia jest błędny. Ich dziecko w tym roku skończyło 9 lat, więc to nie jest wyprawa z nocnikami itp. no ale ok, mogą nie chcieć odwiedzić rodziców, ja mam trochę inny punkt widzenia, rodziców narzeczonego bardzo bardzo lubię, są naprawdę super i po prostu jest mi ich szkoda. Nie mogę pojąć tego, że przez cały rok tylko na powrocie znad morza znalazło się parę godzin w ramach postoju żeby zajechać do tych rodziców. To nie jest inny kontynent, żeby nie znaleźć chwili, jednego weekendu, żeby przyjechać, specjalnie do nich. No ale może po prostu ja mam trochę inne spojrzenie na świat i może dzięki Waszym odpowiedziom będę patrzyła na to inaczej. 

Magnolia_ napisał(a):

My mamy do jednych i do drugich rodziców po ok. 350 km drogi. W obu przypadkach droga zajmuje nam 5-7 godzin, bo brak tam autostrad i ekspresówek. Jeździmy raz na kilka miesięcy, zwykle tak na 4-6 miesięcy. Mamy swoje życie, pracę, dziecko i nie jest tak łatwo dotrzeć na jeden cały dzień, żeby w niedzielę już wracać. Tym bardziej, że po całym tygodniu zwyczajnie jesteśmy zmęczeni. Za to utrzymujemy często kontakt telefoniczny i przez komunikatory.

Serio mają tylko 3h drogi na 300 km? Poza tym, jeśli mają małe dzieci, to każdy wyjazd jest bardziej obciążający, niż w przypadku gdy są sami dorośli.

taak, trzy godziny my lecimy bo cały czas jest prawie autostrada/ekspresówka. Może komuś jeżdżącemu wolniej zajęłoby to 3,5 h

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

No jest. Narzeczony to nie maz. I wlasnie ten?smieszny ? papierek? robi roznice. Poczytaj o tym.

Ale nawet jako zona, nie masz prawa narzucac komus swojego zdania i prawic moralow. 

Nikt nie musi sir tlumaczyc z tego dlaczego i jak czesto odwiedza i jakoe ma powody. A juz stwiedzenie, ze ok 300 km to takie nic i powinni sie barfziej postarac. Ich sprawa jak czesto chca, potrzebuja i moga. Dlaczego ty nie jezdzisz codziennie? Masz tylko 20 km. Wg mnie moglabys sie bardziej wysilic. 

Dlatego też powstał ten post. 

I dostalas odpowiedzi. Ale nadal drazysz i udowadniasz swoje racje. Wyprowadz sie 400 km pd nich, miej prace na caly etat, dzieci, normalnie zyciowe problemy (niektorzy maja wiecej niz to) i wtedy zobaczymy czy bedziesz jezdzila co miesiac. A teraz powtorze: zajmij sie swoim zyciem, bo widac atrakcji Ci brakuje i wtazalasz nos w nie swoje sprawy. 

Gdzie drążę i udowadniam swoje racje? Prowadzę normalną rozmowę, w przeciwieństwie do Ciebie, bo Ty się akurat unosisz. 

Bo irytuja mnie takie osoby jak ty. I tak, praktycznie wszystkie odpowiedzi sprowadzaja sie do tego samego i dostalas odpowiedz na pytanie. A ty wyskakujesz z tekstami ?ale im smutno? itd. Wiec tak, drazysz, uzywajac dziwnych argumentow. Ludzie maja prawo decydowac o swoim wlasnym czasie. Co beda w nim robili i jak go spedzali czy z kim. Widac rodzenstwo ma powody robic tak a nie inaczej. I proponuje odpuscic rozmowy i moralizowanie. Cancri ci wyjasnila, jakbys jeszcze nie mogla ogarnac, ze zrobienie ok300 km po pracy to nie 20 km przy okazji. 

Ty naprawdę jesteś wredna. Nie potrafisz normalnie rozmawiać tylko atakujesz. 
To że dostałam odpowiedz nie oznacza, że nie mogę się do nich odnieść. 

Użytkownik4535693 napisał(a):

Adanbareth napisał(a):

Mieszkając 20 km od rodziców to sobie możesz codziennie jeździć, jeśli masz taką potrzebę, nikt Ci nie broni. Ja mieszkam 500 km od rodziców, mam 2 letnie dziecko. Masz dziecko autorko? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka to jest męczarnia taka podróż. Mąż pada jak kawka po takiej trasie, jest wyrąbany z butów. A zaraz trzeba wracać (wyjazd powiedzmy piątek, też bierz pod uwagę, że trzeba wziąć urlop, powrót niedziela). Syn siedzi kilka godzin ściśnięty w foteliku i co z tego, że robimy przystanki, dojechać trzeba. Zapewnienie atrakcji takiemu maluchowi  na trasie to też wyzwanie. Chyba, że nie robi Ci by małe dziecko przez 6h będzie oglądało bajki.... Już nie wspominając o takim zapakowaniu się na weekend, trzeba wziąć dosłownie wszystko, nocnik na trasę, lekarstwa itd. Nie jest to Twoja sprawa, nie masz prawa się wtrącać uważam, że tym bardziej jak zauważono wyżej to nie jest Twój mąż. A Twoi rodzice? Nie mają nic przeciwko, że w święta jesteście u narzeczonego? My jeździmy na każde święta do moich rodziców, kilka razy do roku oprócz tego, bo chcemy by mieli kontakt z wnukiem, tym bardziej, że mają tylko mnie (moja siostra zginęła w wypadku), więc odwiedzamy ile się da. Ale też mamy swoje obowiązki, pracę, syn przedszkole, więc taka podróż to nie jest jak pstryknięcie palca, typu wsiadasz i jedziesz. 

My w święta się dzielimy, jedne spędzamy u moich rodziców, drugie u rodziców narzeczonego. Dzieci póki co nie mamy. Nie rozumiem dlaczego niektóre z Was mnie atakują. Nie wmawiam nikomu swoich racji, pytam jak Wy to widzicie, bo może właśnie mój punkt widzenia jest błędny. Ich dziecko w tym roku skończyło 9 lat, więc to nie jest wyprawa z nocnikami itp. no ale ok, mogą nie chcieć odwiedzić rodziców, ja mam trochę inny punkt widzenia, rodziców narzeczonego bardzo bardzo lubię, są naprawdę super i po prostu jest mi ich szkoda. Nie mogę pojąć tego, że przez cały rok tylko na powrocie znad morza znalazło się parę godzin w ramach postoju żeby zajechać do tych rodziców. To nie jest inny kontynent, żeby nie znaleźć chwili, jednego weekendu, żeby przyjechać, specjalnie do nich. No ale może po prostu ja mam trochę inne spojrzenie na świat i może dzięki Waszym odpowiedziom będę patrzyła na to inaczej. 

Kumam, 9 latka, to nie 2 latek, ale mimo wszystko z dzieciakiem jeździć to jest męczące. Dzieci przez drogę się nudzą, jęczą, niektóre mają chorobę lokomocyjną. Nie o wszystkim możesz wiedzieć autorko. Wiesz jaką mają pracę? może taką, że nie dają rady częściej przyjeżdżać? Chodzi o świadomość, próbę postawienia się w ich sytuacji a nie atak (przynajmniej z mojej strony). Chciałabym móc spędzić kiedyś jeden dzień świąt u rodziców a jeden u teściów, mieć wszystkich na miejscu, no ale nie da się tak. Może nie mają tak dobrego kontaktu jak myślisz. Może są jakieś sprawy, o których nie wiesz. Wiadomo, może być Ci ich szkoda, itd Ale ja bym się nie wtrącała, to są na pewno sprawy miedzy nimi. A próbowałaś rozmawiać z narzeczonym dlaczego to tak wyglada? 

Myślę, że wsadzasz nos w nie swoje sprawy. Nawet jakby dotyczyło to twojego rodzeństwa to nie masz prawa na nikim wywierać presji. 

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Użytkownik4535693 napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie rozumiem dlaczego chcesz sie wtracac i narzucac swoj punkt widzenia rodzinie narzeczonego (narzeczony to nie maz i nie jest to Twoja rodzina, a nawet gdyby byla formalnie to nadal nie Twoj interes). 

Rodzina chlopaka nie musi Ci siespowiadac z tego, dlaczego i jak czesto odwiedzaja swoich rodzicow i jakie powody za tym stoja. Chcesz to odwiedzaj codziennie, a innym nie ustawiaj zycia, bo Ci sie wydaje.

To raczej narzeczony by z nimi pogadał jak już coś, a nie ja. Zresztą porównanie narzeczony to nie mąż baaaardzo słabe, teraz już się tak do tego nie przywiązuje uwagi. Niejedno małżeństwo nie ma takich relacji jak my z narzeczonym, jesteśmy ze sobą kupę lat i serio wytykanie braku jakiegoś śmiesznego papierka jest bardzo słabe

No jest. Narzeczony to nie maz. I wlasnie ten?smieszny ? papierek? robi roznice. Poczytaj o tym.

Ale nawet jako zona, nie masz prawa narzucac komus swojego zdania i prawic moralow. 

Nikt nie musi sir tlumaczyc z tego dlaczego i jak czesto odwiedza i jakoe ma powody. A juz stwiedzenie, ze ok 300 km to takie nic i powinni sie barfziej postarac. Ich sprawa jak czesto chca, potrzebuja i moga. Dlaczego ty nie jezdzisz codziennie? Masz tylko 20 km. Wg mnie moglabys sie bardziej wysilic. 

Dlatego też powstał ten post. 

I dostalas odpowiedzi. Ale nadal drazysz i udowadniasz swoje racje. Wyprowadz sie 400 km pd nich, miej prace na caly etat, dzieci, normalnie zyciowe problemy (niektorzy maja wiecej niz to) i wtedy zobaczymy czy bedziesz jezdzila co miesiac. A teraz powtorze: zajmij sie swoim zyciem, bo widac atrakcji Ci brakuje i wtazalasz nos w nie swoje sprawy. 

Gdzie drążę i udowadniam swoje racje? Prowadzę normalną rozmowę, w przeciwieństwie do Ciebie, bo Ty się akurat unosisz. 

Bo irytuja mnie takie osoby jak ty. I tak, praktycznie wszystkie odpowiedzi sprowadzaja sie do tego samego i dostalas odpowiedz na pytanie. A ty wyskakujesz z tekstami ?ale im smutno? itd. Wiec tak, drazysz, uzywajac dziwnych argumentow. Ludzie maja prawo decydowac o swoim wlasnym czasie. Co beda w nim robili i jak go spedzali czy z kim. Widac rodzenstwo ma powody robic tak a nie inaczej. I proponuje odpuscic rozmowy i moralizowanie. Cancri ci wyjasnila, jakbys jeszcze nie mogla ogarnac, ze zrobienie ok300 km po pracy to nie 20 km przy okazji. 

Ty naprawdę jesteś wredna. Nie potrafisz normalnie rozmawiać tylko atakujesz. To że dostałam odpowiedz nie oznacza, że nie mogę się do nich odnieść. 

Tak, jestem;-) Zadalas pytanie i dostalas odpowiedz, a twoje “odniesienie” sie do nich polega na (cytuje): 

no tak, ja osobiście Boże Narodzenie spędziłabym z jedną rodziną, a Wielkanoc z drugą... a oni tylko ciągle u rodziny żony


Czyli jednak wiesz lepiej, mimo odpowiedzi i argumentow jakie padly w tym temacie.

Powtorze: zajmij sie swoim zyciem i nie probuj ustawiac zycia rodzenstwa twojego faceta. 


To nie jest twoja sprawa jak obcy ci ludzie odwiedzaja czy tez nie swoich rodziców. Nie chcą to nie odwiedzają i co z tego, że ktoś tutaj będzie miał 300 km, a odwiedza 2 razy w msc ? Nic. To ich sprawa. 

Na dodatek to byłby duży nietakt gdybyś głośno to komentowała przy jego rodzicach. 

Pasek wagi

Ja swoich średnio co 2 tyg, mam blisko, teściowa 1-2 razy do roku, mam bardzo blisko. Poprostu jak się z nią widzę, to mam dość na cały rok.  

Mamy taki styl życia, że się wzajemnie z mężem nie zmuszamy do odwiedzania swoich rodzin.

Użytkownik4535693 napisał(a):

Cześć, co ile odwiedzacie swoich rodziców? 

My mieszkamy 20 km od nich i minimum raz w tygodniu jesteśmy, jak coś trzeba pomóc to oczywiście zawsze jesteśmy. Mamy bardzo dobre stosunki z rodzicami jednak bardzo boli nas fakt, że pozostała dwójka odwiedza ich tylko od święta lub nawet nie. Co prawda mieszkają jakieś 300 km od rodziców, tj. dobrą drogą jakieś trzy godzinki, ale nikt nie potrafi tak o przyjechać ich odwiedzić. Ja wiem, mają swoje rodziny, obowiązki , no ale chociaż raz na dwa-trzy miesiące chyba by wypadało przyjechać? Już nie mówię o jakiejś pomocy przy domu, w domu itp., bo pomagamy tylko my, ale o zwykłe odwiedziny... Jeden syn rzeczywiście z rodziną starają się w Wielkanoc i Boże Narodzenie przyjechać no i zdarzy się dodatkowo raz-dwa razy  w roku na weekend.Natomiast drugi w tamtym roku przyjechał do rodziców raz, na jeden dzień, kiedy to wracał  z rodziną z nad morza. Nie był w żadne święta, teraz była wielkanoc i też nie. Spędzają wszystkie święta  z rodziną jego żony. Jak mają przyjechać do rodziców narzeczonego to zawsze jest coś - a to dziecko chore, a to dentysta, a to coś, a potem okazuje się że mimo że córka chora to na obiedzie  u rodziców żony dali radę się pojawić i jeszcze potrafią wysyłać fotki jak to Antosia szukała jajek od zajączka itp. Rodzice po 75 lat, wspaniali, kochani ludzie (w poście mowa o rodzicach narzeczonego), więc to nie kwestia tego, że byli/są źli dla swoich dzieci a teraz te dzieci nie chcą przyjeżdżać.  Widzę, że rodzicom jest trochę przykro, chociaż nie mówią tego na głos... Mój narzeczony jest najmłodszy, ale nie ma takich sytuacji że on jest wyróżniany, że rodzeństwo mogłoby mieć o to żal. Nie ma takich sytuacji, że my dostajemy od rodziców więcej, raczej wszyscy dostają po równo,  na każde urodziny, imieniny my dostajemy prezenty na miejscu, a tamci dostają przelew. Jeśli chodzi o rodziców, to minimum raz w roku odwiedzają swoje dzieci (nie są na siłach żeby jechać samemu, zależy to od nas czy z nimi pojedziemy, a szczerze powiedziawszy jak widzimy że tamci mają ich gdzieś to co będziemy rodziców częściej do nich wozić ? Zresztą dla rodziców wytrzymać 3 h w drodze jest już ciężko..)Co o tym myślicie? Powinniśmy z nimi pogadać czy raczej nie? Ich zachowanie aż razi w oczy. A może źle ich oceniamy i nie powinniśmy wymagać od nich by odwiedzali rodziców? 

Jesli ktoś mieszka 300km od swoich rodziców, to naprawdę 'wpadniecie' w odwiedziny na kawę jest 'out of question'. Każde odwiedziny w takim przypadku, to już jest wyprawa większa i raczej z noclegiem, więc nie dziw się, że rodzice nie są odwiedzani co miesiąc.

wtedy pojawia się zawsze przecież problem żeby całą rodzina, czyli syn, żona i dzieci, w dany weekend rzucili swoje hobby czy zobowiązania, bo trzeba odwiedzić teściów...

nawet jeśli teściowie są przemili, to co... Przecież można rozmawiać przez telefon, what's appa, a widywać się fizycznie raz czy dwa razy do roku

moze i rodzicom jest przykro, ale oni pewnie rozumieją dlaczego i wiedza że syn kocha ich i pamięta, nawet jeśli nie odwiedza, a ty się trochę wtracasz, w końcu nikt wam nie kazał mieszkać 20 km od rodziny, tak wyszło, lubicie się, więc odwiedzacie często, fajnie ale to wasz styl życia, rodzeństwo twojego narzeczonego ma inny styl bycia, co nie znaczy że ma w de rodziców 

Ja sama, mieszkam za granicą i odwiedzam rodziców teraz już, raz w roku. 

Kiedys,odwiedzałam co święta, co wolne od pracy, bo czułam się winna, że układam sobie życie z dala od rodziny.... 



© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.