Temat: Kredyt na pół - kto ma rację?

Cześć dziewczyny, potrzebuję opinii i chłodnego spojrzenia z boku na moją sytuację. Może macie za sobą podobne doświadczenia i mi doradzicie.

Jesteśmy z chłopakiem razem od prawie 3 lat, zamieszkaliśmy ze sobą bardzo szybko i układało nam się bardzo dobrze. Jesienią zeszłego roku oboje zmieniliśmy pracę i zaczęliśmy pracować zdalnie w domu. Mieszkamy w malutkiej kawalerce z kotem, mieliśmy calle i spotkania praktycznie o tych samych godzinach. Praca i spędzanie ze sobą 24 h na niecałych 30 metrach zaczęło mocno wchodzić nam na głowę. 


Postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt na mieszkanie, ale tutaj zaczęły się schody.

Nasza sytuacja jest dość specyficzna. Mój chłopak niestety został oszukany przez bliskie osoby ze swojego otoczenia i kilka lat temu wzięto na niego kredyt. Nie chcę wdawać się w szczegóły, było ciężko, ale odbił się finansowo, zostało kilka pomniejszych zobowiązań do spłacenia. Wpłynęło to jednak na jego zdolność kredytową i skutkuje brakiem oszczędności, które poszły na spłatę zobowiązań.

Ja mam trochę lepszą sytuację. Nie mam na sobie żadnych zobowiązań, zarabiam całkiem ok, mam oszczędności. 

W związku z tym moja propozycja była taka, że ja wezmę na siebie wklad własny oraz kredyt, natomiast nieoficjalnie będziemy płacić raty wspólnie na pół. 

Dla mojego chłopaka oznacza to, że odpowiedzialność rozkłada się dokładnie 50/50. Ja uważam jednak, że ponieważ biorę na siebie odpowiedzialność w dokumentach oraz płacę wkład własny i pozostałe koszty to jednak powinnam mieć ostatnie słowo w kwestii mieszkania. Mój chłopak upiera się na większe i droższe mieszkanie, natomiast ja wolę wziąć mniejsze mieszkanie, które wiąże się z tym, że szybciej je spłacimy (a koszty kredytów są teraz wysokie). Nie możemy się dogadać, bo jego argumentem jest, że ostatecznie mieszkanie ma być spłacone na pół i co z tego, że ja biorę kredyt na swoje nazwisko i wpłacam wkład własny. Według niego jest to całkowicie wspólna decyzja, a moje zobowiązanie nie ma tu nic do rzeczy.


Proszę powiedzcie kto ma tutaj rację? Mam ogromną czerwoną lampkę w głowie i nie rozumiem jego podejścia.

EDIT:

Kilka uściśleń dla lepszego zarysowania sytuacji:

1. Nie ma płacenia kredytu "na gębę". Szukaliśmy najlepszego rozwiązania dla zabezpieczenia interesów obu stron. Póki co najlepsze na co wpadliśmy to umowa notarialna z warunkami, które wspólnie ustalimy (warunki spłacania rat i zabezpieczenie w udziałach).

2. Możemy wynająć większe mieszkanie i to również jest opcja, którą mocno rozważamy, ale obecne ceny rzucają nas na kolana. Sprawdziliśmy to dokładnie i nawet najtańsze opcje są o 800-1000 zł droższe w skali miesiąca, niż wyniosłaby nas rata kredytu. Jesteśmy chwilę przed trzydziestką, oboje ostatnie 10 lat spędziliśmy w wynajmowanych mieszkaniach i mamy po prostu silną potrzebę posiadania swojego miejsca. Może to głupie, ale chcemy po raz pierwszy w życiu sami wybrać sobie jaką chcemy mieć pralkę i łóżko w sypialni, a nie przez kolejne lata godzić się na warunki wynajmu i widzimisię właściciela.

3. Nie biorę kredytu pod korek, ani tylko ze względu na partnera. Gdybym w tym momencie życia była sama podjęłabym identyczną decyzję, tylko sama wzięłabym na siebie odpowiedzialność i kupiła mieszanie. Ponad rok staraliśmy się o mieszkanie w TBS, na które też byliśmy zdecydowani w 100%, ale nasze wnioski były odrzucane za każdym razem, więc zaczęliśmy szukać innych opcji.

Jestem_BB napisał(a):

Cześć dziewczyny, potrzebuję opinii i chłodnego spojrzenia z boku na moją sytuację. Może macie za sobą podobne doświadczenia i mi doradzicie.

Jesteśmy z chłopakiem razem od prawie 3 lat, zamieszkaliśmy ze sobą bardzo szybko i układało nam się bardzo dobrze. Jesienią zeszłego roku oboje zmieniliśmy pracę i zaczęliśmy pracować zdalnie w domu. Mieszkamy w malutkiej kawalerce z kotem, mieliśmy calle i spotkania praktycznie o tych samych godzinach. Praca i spędzanie ze sobą 24 h na niecałych 30 metrach zaczęło mocno wchodzić nam na głowę. 

Postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt na mieszkanie, ale tutaj zaczęły się schody.

Nasza sytuacja jest dość specyficzna. Mój chłopak niestety został oszukany przez bliskie osoby ze swojego otoczenia i kilka lat temu wzięto na niego kredyt. Nie chcę wdawać się w szczegóły, było ciężko, ale odbił się finansowo, zostało kilka pomniejszych zobowiązań do spłacenia. Wpłynęło to jednak na jego zdolność kredytową i skutkuje brakiem oszczędności, które poszły na spłatę zobowiązań.

Ja mam trochę lepszą sytuację. Nie mam na sobie żadnych zobowiązań, zarabiam całkiem ok, mam oszczędności. 

W związku z tym moja propozycja była taka, że ja wezmę na siebie wklad własny oraz kredyt, natomiast nieoficjalnie będziemy płacić raty wspólnie na pół. 

Dla mojego chłopaka oznacza to, że odpowiedzialność rozkłada się dokładnie 50/50. Ja uważam jednak, że ponieważ biorę na siebie odpowiedzialność w dokumentach oraz płacę wkład własny i pozostałe koszty to jednak powinnam mieć ostatnie słowo w kwestii mieszkania. Mój chłopak upiera się na większe i droższe mieszkanie, natomiast ja wolę wziąć mniejsze mieszkanie, które wiąże się z tym, że szybciej je spłacimy (a koszty kredytów są teraz wysokie). Nie możemy się dogadać, bo jego argumentem jest, że ostatecznie mieszkanie ma być spłacone na pół i co z tego, że ja biorę kredyt na swoje nazwisko i wpłacam wkład własny. Według niego jest to całkowicie wspólna decyzja, a moje zobowiązanie nie ma tu nic do rzeczy.

Proszę powiedzcie kto ma tutaj rację? Mam ogromną czerwoną lampkę w głowie i nie rozumiem jego podejścia.

Pracujecie zdalnie, nie możecie po prostu wynająć większego mieszkania, bardziej komfortowego ale w gorszej lokalizacji? Zupełnie nie rozumiem, po co brać na siebie takie poważne obciążenie finansowe w waszej sytuacji?

A ja się zastanawiam dlaczego chcecie akurat teraz pakować się w kredyt? Może lepiej po prostu wynająć większe mieszkanie i zobaczyć jak to rozwiązanie się sprawdza. A z wzięciem kredytu poczekać na lepsze czasy. A tak w ogóle strasznie dziwne podejście, Twoje bo Ty chcesz o wszystkim decydować a on, że bardziej go martwi, że nie może decydować o wyborze mieszkania niż to, że będzie spłacał nie swój kredyt. 

Dla mnie głupi pomysł, ale ja ogólnie zawsze wolałam mieć własne mieszkanie, tylko na siebie, bo nie chcę potem mieć problemów przy rozstaniu, chcę mieć swój kąt, a facet może być tylko dodatkiem w nim.

Zaraz, ale to nie będzie żaden kredyt na pół, skoro tylko Ty masz zdolność kredytową i tylko Ty wykładasz pieniądze na wkład i ew opłaty.

Poza tym, jak sobie to formalnie wyobrażasz - Ty jesteś jedynym kredytobiorcą, notarialnie spisujecie jakąś umowę nie wiem, partycypacji w kredycie, która nic dla banku nie będzie znaczyła, spłacacie powiedzmy połowę nominalnej wartości kredytu składając się na ratę 50%-50% i się rozstajecie.

Ty zostajesz z mieszkaniem i pozostałym kredytem, Twój facet zostaje z tą umową notarialną, która upoważnia go właśnie, do czego?


krolowamargot napisał(a):

Zaraz, ale to nie będzie żaden kredyt na pół, skoro tylko Ty masz zdolność kredytową i tylko Ty wykładasz pieniądze na wkład i ew opłaty.

Poza tym, jak sobie to formalnie wyobrażasz - Ty jesteś jedynym kredytobiorcą, notarialnie spisujecie jakąś umowę nie wiem, partycypacji w kredycie, która nic dla banku nie będzie znaczyła, spłacacie powiedzmy połowę nominalnej wartości kredytu składając się na ratę 50%-50% i się rozstajecie.

Ty zostajesz z mieszkaniem i pozostałym kredytem, Twój facet zostaje z tą umową notarialną, która upoważnia go właśnie, do czego?

Ja też nie wiem. Przecież to opłata poniekąd za dach nad głową, jak przy jakimkolwiek wynajmie albo ew. żeby ustalić potem udział we współwłasności. Obawiam się, że druga strona może oczekiwac i tego i tego. Nie podoba mi sie argument, że zobowiązanie autorki nie ma tu nic do rzeczy, bo pan może strzelić focha jej na ratę połowy nie dać. To nie jest dla ludzi, którzy sa przywiazani do swojej własnosci, pieniedzy i formalności. To jest dla tych, którzy potrafią sie dogadać. A prawda jest taka, ze autorkę stać na własne mieszkanie, a jej chłopaka nie.

izabela19681 napisał(a):

We kredyt na siebie, a koszty utrzymania - media, czynsz, itp z chłopakiem na pół, chłopak może tez płacić Tobie czynsz najmu, bo tak czy tak by za najem płacił. Natomiast na jego miejscu nie zgodziłabym się płacić 50% kredytu zwłaszcza, że gdyby coś się między Wami wydarzyło to on przecież zostaje z niczym. Wspólny kredyt też tylko po zalegalizowaniu związku. Ja niestety jestem do tyłu, gdyż rozstałam sie partnerem, z którym wybudowaliśmy dom na kredyt, nie mogłam odzyskać moich pieniędzy, które włożyłam w ten dom. 

Zgadzam się w 100%. Bierz kredyt na siebie i sama go spłacaj, a chłopak będzie dokładał się do czynszu i rachunków za media.

Skoro masz obawy przed braniem większego kredytu to go nie bierz, kredyt jest na ciebie i ty będziesz miała problem. W życiu mogą się zdarzyć różne rzeczy, nawet nie rozstanie, załóżmy,że partner umiera, zostajesz z kredytem sama. A nie wiadomo jak z tą umową u notariusza, może jeszcze byś się musiała z jego rodziną rozliczać. A jak mieszkanie będzie za małe to za jakiś czas jak odlozycie będziecie mogli kupić drugie na niego, albo sprzedać mniejsze i kupić większe.

Najlepiej mieć swoje własne mieszkanie. Skoro ty masz takie możliwości to rozważ kupno na siebie bez udziału faceta. Dzisiaj jest ok, ale nie wiadomo czy coś się nie zmieni, związki się zmieniają, po narodzinach dzieci, po jakichś kryzysach wieku średniego. Nic nie jest dane na wieczność. 

Wszyscy piszą o rozstaniu, a co w razie gdyby Ci się coś stało? Wiele w życiu widziałam, młodzi ludzie też umierają np.  ginąc w wypadkach, jak się podejmuje tak poważne decyzje jak kredyt, to też trzeba myślec o każdym scenariuszu. Wtedy chłopak zostaje z niczym, a mieszkanie dziedziczą twoi rodzice. 

Jak dla mnie rozwiązania są dwa, albo wynajmijcie coś większego wspólne, albo kredyt tylko na Ciebie i tylko Ty go spłacasz, a on Ci się dokłada do czynszu i mediów po połowie. 

Pasek wagi

Yenla napisał(a):

Wszyscy piszą o rozstaniu, a co w razie gdyby Ci się coś stało? Wiele w życiu widziałam, młodzi ludzie też umierają np.  ginąc w wypadkach, jak się podejmuje tak poważne decyzje jak kredyt, to też trzeba myślec o każdym scenariuszu. Wtedy chłopak zostaje z niczym, a mieszkanie dziedziczą twoi rodzice. 

Jak dla mnie rozwiązania są dwa, albo wynajmijcie coś większego wspólne, albo kredyt tylko na Ciebie i tylko Ty go spłacasz, a on Ci się dokłada do czynszu i mediów po połowie. 

Rodzice odziedziczyliby raczej kredyt, bo mieszkanie będzie należeć do banku przez czas trwania umowy kredytowej, czyż nie?

krolowamargot napisał(a):

Yenla napisał(a):

Wszyscy piszą o rozstaniu, a co w razie gdyby Ci się coś stało? Wiele w życiu widziałam, młodzi ludzie też umierają np.  ginąc w wypadkach, jak się podejmuje tak poważne decyzje jak kredyt, to też trzeba myślec o każdym scenariuszu. Wtedy chłopak zostaje z niczym, a mieszkanie dziedziczą twoi rodzice. 

Jak dla mnie rozwiązania są dwa, albo wynajmijcie coś większego wspólne, albo kredyt tylko na Ciebie i tylko Ty go spłacasz, a on Ci się dokłada do czynszu i mediów po połowie. 

Rodzice odziedziczyliby raczej kredyt, bo mieszkanie będzie należeć do banku przez czas trwania umowy kredytowej, czyż nie?

Nie. W KW właścicielem jest kredytobiorca, bank jest wpisany przy hipotece, ale właścicielem nie jest.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.