- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
14 grudnia 2021, 11:16
Byłam w bardzo długim związku, w którym bardzo dobrze rozumiałam się z facetem. Wszystko było między nami jak najlepiej, ale miał jednak wielką wadę - nie potrafił ogarnąć własnego życia. Wiecznie miał problemy z pracą, wykształcenia żadnego sensownego, zero chęci na zmianę tego stanu rzeczy, mimo że mature miał i ciągle zachęcałam go do pójścia na studia. A on zawsze to samo, gadanie że jest już za stary na naukę, że sobie nie poradzi, że wolałby jakieś kursy porobić (żadnego nie zrobił), że nie ma pieniędzy, a na dzienne nie pójdzie, bo musi pracować, mimo że żadnej pracy nie podjął przez ostatnie przynajmniej trzy lata. Oczywiście aspiracje miał jak na prezesa firmy, a zwykła praca fizyczna to nie, bo on nie chce byc "robolem", a praca najlepiej 15 min od domu, bo inaczej się nie opłaca. Rozstaliśmy się między innymi przez to, bo ja chciałam się ustabilizować, a z nim po prostu się nie dało, bo pracy nie ma, zamieszkać razem nie, bo nie ma pieniędzy, byliśmy tacy "zawieszeni" w nicości, bez perspektyw na zmianę. Wspierałam go przez cały ten czas, materialnie i psychicznie. Mocno przeżywałam jego problemy, nawet bardziej niż swoje. Przytłaczało mnie to coraz bardziej, aż w końcu odeszłam, bo ten stan rzeczy zaczął ciągnąć się latami. Nie mam wyrzutów sumienia, że zostawiłam go w takiej sytuacji, bo wiem i czuję, że zrobiłam wszystko, by mu pomóc. On po zerwaniu co jakiś czas próbuje złapać ze mną kontakt, przeważnie pisze ze swoimi problemami, w dalszym ciągu żaląc mi się, że nie może znaleźć pracy, wysyła mnóstwo CV i nigdzie go nie chcą, a ja dalej to mocno przeżywam, bo mimo wszystko jest to bardzo przykra sytuacja. Nie wiem czy ja nie przesadzam stawiając go w roli ofiary na rynku pracy, czy on jest po prostu leniwy? bo wiele osób z mojego otoczenia mówi, że jakby chciał to poszedłby do jakiejkolwiek pracy, nawet fizycznej. A ja mu mimo wszystko mocno współczuję, bo sama nie chciałabym pracować w pracy bez perspektyw i braku jakiegokolwiek alternatywy do jej zmiany.
14 grudnia 2021, 12:28
Nie dziwię Ci się że miałaś dosyć. Ciężko myśleć o przyszłości jak się nie ma perspektyw. Tym bardziej, że sama piszesz, ze on aspiracje ma duże, tylko wykształcenie nie odpowiednie do nich a nic nie robi aby to zmienić. W takim stanie rzeczy powinien zacząć od czegoś niższego szczebla i majac doświadczenie piąć się w górę. Tym bardziej, że czasy gdzie mgr inż zarabiali więcej niż ludzie po zawodówkach dawno minęły. Teraz liczy się fach a to można się nauczyć bez szkoły - tylko trzeba iść i pracować. Mnie sam brak pracy by nie odstręczał, bo sama nie pracuję, tylko ten brak chęci aby coś z wkońcu ze swoim życiem zrobić. Ja po studiach pracowałam kilka lat a od 8 lat siedzę w domu - najpierw macierzyński, potem wychowawcze na dwójkę dzieci. Teraz teoretycznie mogłabym wrócić do pracy, ale też jestem na rozdrożu, bo do swojego zawodu nie chcę wracać a nie wiem co chciałabym robić w życiu. Ten aspekt jego wahań mogłabym zrozumieć. Tylko u nas sytuacja wygląda inaczej, bo my już się dorobiliśmy domu, mamy w miarę stabilną sytuację finansową, jakbym poszła do pracy, mielibyśmy więcej kasy odkładanej, ale też większy sajgon w domu do ogarnięcia logistycznie. Dzieci mają do szkoły na różne godziny. Syn jest w domu już o 11.00 lub 12.00, świetlicy w szkole nie ma a sam do domu nie wróci, bo szkoła jest w innej miejscowości. Do tego dochodzą okresy chorób wszelakich a średnio raz w miesiacu któreś z dzieci musi siedzieć w domu przez tydzień, więc generalnie w obecnej sytuacji praca na cały etat odpada. Może coś zdalnego na pół etatu najlepiej. Ale u nas ja mam wszystko na głowie poza pracą. Chata na mojej głowie, zakupy, sprzątanie, gotowanie, rozwożenie dzieci do szkoły i zerówki, na zajęcia dodatkowe. Są dni że mam luz a są dni że nie wiem za co się mam brać żeby zdążyć. Po prostu w obecnej sytuacji to że jestem w domu jest dla nas wygodne. Za jakiś czas jak dzieci podrosną na pewno wrócę do pracy. Natomiast w Waszej sytuacji, gdzie macie po 30 lat, nie macie wspólnego mieszkania, nie macie perspektywy nawet na to żeby mieć mieszkanie, nie macie takiej ustabilizowanej sytuacji, to sobei nie wyobrażam żeby facet nie miał pracy, czy nie był w stanie tej pracy zdobyć. Jakby chciał to by zdobył cokolwiek na początek. Żaden pieniądz nie śmierdzi. Tylko on sie zachowuje jak panisko. Jak Ferdek Kiepski, dla którego w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem. Chciałby być prezesem po maturze i zarabiać krocie. No nie da sie. Tzn da się. Niech wymyśli sposób na biznes i będzie prezesem swojej firmy. Mój kolega tez jest po maturze, ale założył firmę i kosi kupę kasy, z tym że znalazł swoją niszę. U Twojego brakuje po prostu chęci żeby coś zrobić. Woli kwękać, że się nie da i że życie jest niesprawiedliwe. No jest i co z tego? Nie ma co siedzieć i płakać, tylko trzeba brać dpę w troki i coś wymyślić.
Edytowany przez Karolka_83 14 grudnia 2021, 12:29
14 grudnia 2021, 12:55
Nie dziwię Ci się że miałaś dosyć. Ciężko myśleć o przyszłości jak się nie ma perspektyw. Tym bardziej, że sama piszesz, ze on aspiracje ma duże, tylko wykształcenie nie odpowiednie do nich a nic nie robi aby to zmienić. W takim stanie rzeczy powinien zacząć od czegoś niższego szczebla i majac doświadczenie piąć się w górę. Tym bardziej, że czasy gdzie mgr inż zarabiali więcej niż ludzie po zawodówkach dawno minęły. Teraz liczy się fach a to można się nauczyć bez szkoły - tylko trzeba iść i pracować. Mnie sam brak pracy by nie odstręczał, bo sama nie pracuję, tylko ten brak chęci aby coś z wkońcu ze swoim życiem zrobić. Ja po studiach pracowałam kilka lat a od 8 lat siedzę w domu - najpierw macierzyński, potem wychowawcze na dwójkę dzieci. Teraz teoretycznie mogłabym wrócić do pracy, ale też jestem na rozdrożu, bo do swojego zawodu nie chcę wracać a nie wiem co chciałabym robić w życiu. Ten aspekt jego wahań mogłabym zrozumieć. Tylko u nas sytuacja wygląda inaczej, bo my już się dorobiliśmy domu, mamy w miarę stabilną sytuację finansową, jakbym poszła do pracy, mielibyśmy więcej kasy odkładanej, ale też większy sajgon w domu do ogarnięcia logistycznie. Dzieci mają do szkoły na różne godziny. Syn jest w domu już o 11.00 lub 12.00, świetlicy w szkole nie ma a sam do domu nie wróci, bo szkoła jest w innej miejscowości. Do tego dochodzą okresy chorób wszelakich a średnio raz w miesiacu któreś z dzieci musi siedzieć w domu przez tydzień, więc generalnie w obecnej sytuacji praca na cały etat odpada. Może coś zdalnego na pół etatu najlepiej. Ale u nas ja mam wszystko na głowie poza pracą. Chata na mojej głowie, zakupy, sprzątanie, gotowanie, rozwożenie dzieci do szkoły i zerówki, na zajęcia dodatkowe. Są dni że mam luz a są dni że nie wiem za co się mam brać żeby zdążyć. Po prostu w obecnej sytuacji to że jestem w domu jest dla nas wygodne. Za jakiś czas jak dzieci podrosną na pewno wrócę do pracy. Natomiast w Waszej sytuacji, gdzie macie po 30 lat, nie macie wspólnego mieszkania, nie macie perspektywy nawet na to żeby mieć mieszkanie, nie macie takiej ustabilizowanej sytuacji, to sobei nie wyobrażam żeby facet nie miał pracy, czy nie był w stanie tej pracy zdobyć. Jakby chciał to by zdobył cokolwiek na początek. Żaden pieniądz nie śmierdzi. Tylko on sie zachowuje jak panisko. Jak Ferdek Kiepski, dla którego w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem. Chciałby być prezesem po maturze i zarabiać krocie. No nie da sie. Tzn da się. Niech wymyśli sposób na biznes i będzie prezesem swojej firmy. Mój kolega tez jest po maturze, ale założył firmę i kosi kupę kasy, z tym że znalazł swoją niszę. U Twojego brakuje po prostu chęci żeby coś zrobić. Woli kwękać, że się nie da i że życie jest niesprawiedliwe. No jest i co z tego? Nie ma co siedzieć i płakać, tylko trzeba brać dpę w troki i coś wymyślić.
Kobieto masz dwójkę dzieci gdzie tu się porównywać z jakimś nierobem?
14 grudnia 2021, 13:46
Nie dziwię Ci się że miałaś dosyć. Ciężko myśleć o przyszłości jak się nie ma perspektyw. Tym bardziej, że sama piszesz, ze on aspiracje ma duże, tylko wykształcenie nie odpowiednie do nich a nic nie robi aby to zmienić. W takim stanie rzeczy powinien zacząć od czegoś niższego szczebla i majac doświadczenie piąć się w górę. Tym bardziej, że czasy gdzie mgr inż zarabiali więcej niż ludzie po zawodówkach dawno minęły. Teraz liczy się fach a to można się nauczyć bez szkoły - tylko trzeba iść i pracować. Mnie sam brak pracy by nie odstręczał, bo sama nie pracuję, tylko ten brak chęci aby coś z wkońcu ze swoim życiem zrobić. Ja po studiach pracowałam kilka lat a od 8 lat siedzę w domu - najpierw macierzyński, potem wychowawcze na dwójkę dzieci. Teraz teoretycznie mogłabym wrócić do pracy, ale też jestem na rozdrożu, bo do swojego zawodu nie chcę wracać a nie wiem co chciałabym robić w życiu. Ten aspekt jego wahań mogłabym zrozumieć. Tylko u nas sytuacja wygląda inaczej, bo my już się dorobiliśmy domu, mamy w miarę stabilną sytuację finansową, jakbym poszła do pracy, mielibyśmy więcej kasy odkładanej, ale też większy sajgon w domu do ogarnięcia logistycznie. Dzieci mają do szkoły na różne godziny. Syn jest w domu już o 11.00 lub 12.00, świetlicy w szkole nie ma a sam do domu nie wróci, bo szkoła jest w innej miejscowości. Do tego dochodzą okresy chorób wszelakich a średnio raz w miesiacu któreś z dzieci musi siedzieć w domu przez tydzień, więc generalnie w obecnej sytuacji praca na cały etat odpada. Może coś zdalnego na pół etatu najlepiej. Ale u nas ja mam wszystko na głowie poza pracą. Chata na mojej głowie, zakupy, sprzątanie, gotowanie, rozwożenie dzieci do szkoły i zerówki, na zajęcia dodatkowe. Są dni że mam luz a są dni że nie wiem za co się mam brać żeby zdążyć. Po prostu w obecnej sytuacji to że jestem w domu jest dla nas wygodne. Za jakiś czas jak dzieci podrosną na pewno wrócę do pracy. Natomiast w Waszej sytuacji, gdzie macie po 30 lat, nie macie wspólnego mieszkania, nie macie perspektywy nawet na to żeby mieć mieszkanie, nie macie takiej ustabilizowanej sytuacji, to sobei nie wyobrażam żeby facet nie miał pracy, czy nie był w stanie tej pracy zdobyć. Jakby chciał to by zdobył cokolwiek na początek. Żaden pieniądz nie śmierdzi. Tylko on sie zachowuje jak panisko. Jak Ferdek Kiepski, dla którego w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z jego wykształceniem. Chciałby być prezesem po maturze i zarabiać krocie. No nie da sie. Tzn da się. Niech wymyśli sposób na biznes i będzie prezesem swojej firmy. Mój kolega tez jest po maturze, ale założył firmę i kosi kupę kasy, z tym że znalazł swoją niszę. U Twojego brakuje po prostu chęci żeby coś zrobić. Woli kwękać, że się nie da i że życie jest niesprawiedliwe. No jest i co z tego? Nie ma co siedzieć i płakać, tylko trzeba brać dpę w troki i coś wymyślić.
Kobieto masz dwójkę dzieci gdzie tu się porównywać z jakimś nierobem?
Właśnie chodziło mi o porównanie takie, że ja mam co robić w domu a on ani w domu nic nie robi ani pracy nie ma ;)
14 grudnia 2021, 13:47
Przecież faceci mają znaczącą przewagę na rynku pracy, dzięki patologicznej polityce rodzinnej. I jeszcze źle mu?
14 grudnia 2021, 14:10
Przecież faceci mają znaczącą przewagę na rynku pracy, dzięki patologicznej polityce rodzinnej. I jeszcze źle mu?
Z opisu wynika, że to typ człowieka, który chce 15 000 za pierdzenie w stołek a praca przy samym domu najlepiej. A ledwo maturę ma.
Edytowany przez Karolka_83 14 grudnia 2021, 14:11
14 grudnia 2021, 15:13
Byłam w bardzo długim związku, w którym bardzo dobrze rozumiałam się z facetem. Wszystko było między nami jak najlepiej, ale miał jednak wielką wadę - nie potrafił ogarnąć własnego życia. Wiecznie miał problemy z pracą, wykształcenia żadnego sensownego, zero chęci na zmianę tego stanu rzeczy, mimo że mature miał i ciągle zachęcałam go do pójścia na studia. A on zawsze to samo, gadanie że jest już za stary na naukę, że sobie nie poradzi, że wolałby jakieś kursy porobić (żadnego nie zrobił), że nie ma pieniędzy, a na dzienne nie pójdzie, bo musi pracować, mimo że żadnej pracy nie podjął przez ostatnie przynajmniej trzy lata. Oczywiście aspiracje miał jak na prezesa firmy, a zwykła praca fizyczna to nie, bo on nie chce byc "robolem", a praca najlepiej 15 min od domu, bo inaczej się nie opłaca. Rozstaliśmy się między innymi przez to, bo ja chciałam się ustabilizować, a z nim po prostu się nie dało, bo pracy nie ma, zamieszkać razem nie, bo nie ma pieniędzy, byliśmy tacy "zawieszeni" w nicości, bez perspektyw na zmianę. Wspierałam go przez cały ten czas, materialnie i psychicznie. Mocno przeżywałam jego problemy, nawet bardziej niż swoje. Przytłaczało mnie to coraz bardziej, aż w końcu odeszłam, bo ten stan rzeczy zaczął ciągnąć się latami. Nie mam wyrzutów sumienia, że zostawiłam go w takiej sytuacji, bo wiem i czuję, że zrobiłam wszystko, by mu pomóc. On po zerwaniu co jakiś czas próbuje złapać ze mną kontakt, przeważnie pisze ze swoimi problemami, w dalszym ciągu żaląc mi się, że nie może znaleźć pracy, wysyła mnóstwo CV i nigdzie go nie chcą, a ja dalej to mocno przeżywam, bo mimo wszystko jest to bardzo przykra sytuacja. Nie wiem czy ja nie przesadzam stawiając go w roli ofiary na rynku pracy, czy on jest po prostu leniwy? bo wiele osób z mojego otoczenia mówi, że jakby chciał to poszedłby do jakiejkolwiek pracy, nawet fizycznej. A ja mu mimo wszystko mocno współczuję, bo sama nie chciałabym pracować w pracy bez perspektyw i braku jakiegokolwiek alternatywy do jej zmiany.
Tak, on jest po prostu leniwy. Pracy dla mężczyzn jest teraz naprawdę dużo. Niech się użala dalej, ale Ty się od tego zdecydowanie odetnij.
14 grudnia 2021, 16:02
Byłam w bardzo długim związku, w którym bardzo dobrze rozumiałam się z facetem. Wszystko było między nami jak najlepiej, ale miał jednak wielką wadę - nie potrafił ogarnąć własnego życia. Wiecznie miał problemy z pracą, wykształcenia żadnego sensownego, zero chęci na zmianę tego stanu rzeczy, mimo że mature miał i ciągle zachęcałam go do pójścia na studia. A on zawsze to samo, gadanie że jest już za stary na naukę, że sobie nie poradzi, że wolałby jakieś kursy porobić (żadnego nie zrobił), że nie ma pieniędzy, a na dzienne nie pójdzie, bo musi pracować, mimo że żadnej pracy nie podjął przez ostatnie przynajmniej trzy lata. Oczywiście aspiracje miał jak na prezesa firmy, a zwykła praca fizyczna to nie, bo on nie chce byc "robolem", a praca najlepiej 15 min od domu, bo inaczej się nie opłaca. Rozstaliśmy się między innymi przez to, bo ja chciałam się ustabilizować, a z nim po prostu się nie dało, bo pracy nie ma, zamieszkać razem nie, bo nie ma pieniędzy, byliśmy tacy "zawieszeni" w nicości, bez perspektyw na zmianę. Wspierałam go przez cały ten czas, materialnie i psychicznie. Mocno przeżywałam jego problemy, nawet bardziej niż swoje. Przytłaczało mnie to coraz bardziej, aż w końcu odeszłam, bo ten stan rzeczy zaczął ciągnąć się latami. Nie mam wyrzutów sumienia, że zostawiłam go w takiej sytuacji, bo wiem i czuję, że zrobiłam wszystko, by mu pomóc. On po zerwaniu co jakiś czas próbuje złapać ze mną kontakt, przeważnie pisze ze swoimi problemami, w dalszym ciągu żaląc mi się, że nie może znaleźć pracy, wysyła mnóstwo CV i nigdzie go nie chcą, a ja dalej to mocno przeżywam, bo mimo wszystko jest to bardzo przykra sytuacja. Nie wiem czy ja nie przesadzam stawiając go w roli ofiary na rynku pracy, czy on jest po prostu leniwy? bo wiele osób z mojego otoczenia mówi, że jakby chciał to poszedłby do jakiejkolwiek pracy, nawet fizycznej. A ja mu mimo wszystko mocno współczuję, bo sama nie chciałabym pracować w pracy bez perspektyw i braku jakiegokolwiek alternatywy do jej zmiany.
Nie wiem co Ci na to powiedzieć bo czuję się jakbym czytała o sobie, z tym, że ja jestem w takim związku i czuję, jakbym traciła siebie. Zawsze uważałam, że jak jedna osoba w związku nie pracuje (czy to z obopólnej decyzji czy przez problem ze znalezieniem pracy), to powinna chociażby ogarniać rzeczy w domu, tak, aby odciążyć pracującą osobę, ale u mnie to ja muszę o WSZYSTKIM myśleć. Podejrzewam, że u Ciebie było podobnie i po prostu miałaś dość takiego stanu rzecz i będąc samej w takiej sytuacji nie uważam za przesadę odejście od takiej osoby.
u mnie nie tyle co obowiązki domowe, a sama świadomość, że jesteśmy coraz bliżej trzydziestki, a żyjemy jak dwoje nastolatków po prostu mnie wykańczała. On też wiedział, że jest źle, a mimo to ta sytuacja ciągnęła się latami. Rzeczywiście, ja myślałam o wszystkim i o przyszłości, a on żył z dnia na dzień tak samo
To ciężkie być obciążonym każdą sferą życia. Mój facet jest już po 30ce, ja się zbliżam i tak jak ty wcześniej tak ja w ostatnich miesiącach zaczynam sobie uświadamiać, że do niczego to nie prowadzi. I dosłownie mam takie same odczucia, że żyjemy jak nastolatkowie.
dobrze ze sama do tego wnioski doszlas, wiec nie bedzie stokiem jesli nazwe tych obu panow leniami, po prostu leniami. To nie swiat sie uwzia tylko od nich brak inicjatywy by cos osiagnac, nie chodzi o Bog wie co ale zeby chociaz samodzielnie zyc. Zeruja na pracowitych i troche naiwnych ( wszystko to tlumaczy slepe zauroczenie).
14 grudnia 2021, 16:12
Ferdynand Kiepski. Odciąć się, przestać odbierać telefony i wiadomości, żyć swoim życiem a nie problemami pasożyta.
otototo! "w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem". Natychmiast zobaczyłam taki obraz. Odcinać się, mieć swoje życie, iść do przodu. Nie zbawisz całego świata zwłaszcza, gdy ten świat nie chce być zbawiony.