- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
15 stycznia 2020, 17:43
Dzień dobry Wszystkim !
Może ktoś doradzi,wesprze dobrym słowem,może ktoś był w podobnej sytuacji.. W grudniu skonczylam 30 lat , ponad 11 lat zwiazku ,3 lata po ślubie . Nie będę tutaj pisać całej historii ,bo zabrakłoby mi miejsca a Wy przestalibyście czytać w połowie. Ale ok 3 miesiące temu po jednej z kłotni coś we mnie pękło,wylały się wszystkie żale trzymane przez lata,padlo dużo słów . I od tamtej pory jest inaczej ,totalnie się odsunęłam ,nie chcę żeby mnie dotykał,nie patrzę na Niego jak wcześniej ,nawet nie wiem czy go kocham... Jestem mocno pogubiona,bo wszystko stało się tak nagle. Rozum mówi zostań,w tym wieku powinnaś już mieć poukładane życie , a serce mówi odejdź,jeszcze mozesz byc szczesliwa.. Co robic, co robic..
16 stycznia 2020, 11:17
A czy w tym rozpadzie Waszego związku to jest jego wina? Nie napisałaś tak naprawdę co się wydarzyło że nie jest tak jak kiedyś, bez tego ciężko oceniać... Wiesz, ja jestem osobą, która uważa że jeśli zdecydowałam się na ślub to będę się starać by tego związku nie zakończyć. Oczywiście jeśli zderzasz się że ściana no to sama nic nie zrobisz. Natomiast jeśli to "zwykly" kryzys który w związku jest też czymś naturalnym, bo skoro jest się wiele lat ze sobą no to logiczne ze sie przez ten czas zmieniamy i wymaga pracy to, zeby pewne rzeczy ukladac na nowo, to ja bym probowala dac jeszcze szanse.
Wg mnie wina zawsze leży po obu stronach, w większej lub mniejszej czesci (oczywiscie pomijajac patologiczne sytuacje jak przemoc czy alkohol/narkotyki) . Tak naprawdę nic konkretnie się nie wydarzyło oprocz ostatniej kłotni,która zawazyla na wszystkim . Problem tkwił w tym,ze zabraklo w naszym zwiazku partnerstwa. Wszystko bylo na mojej glowie,o wszystko musialam zawsze martwic sie sama ,nie wspominajac o tym,ze nawet przestalismy spedzac razem czas ,bo jesli nic nie zainicjowalam ja to nie dzialo sie nic..przez to z kolei ja stalam sie mocno oziebla wiec nasza bliskosc tez powoli znikala i bylo jeszcze gorzej...to tak w duzym skrocie . Ja tez myslalam,ze slub bedzie na cale zycie i mocno w to wierzylam..
16 stycznia 2020, 11:17
A jak z finansami? Masz za co się wynieść? Utrzymać? Może to Cię blokuje najbardziej tylko ciężko się przyznać samą przed sobą, ze trzyma nas razem sytuacja ekonomiczna a nie uczucia? Może boisz się tego przewrotu finansowego, nagłej samodzielności? Życia tylko na swój rachunek, czego pewnie nie doswiadczylas?
Czemu 30letnia, bezdzietna kobieta miałaby mieć problem z samodzielnością? Wkurza mnie myślenie niektórych o kobietach jak o jakiś życiowych sierotach które nie potrafią bez faceta się utrzymać.
16 stycznia 2020, 11:18
achaNo własnie to jest najbardziej istotne pytanie czy ja tego chcę...tyle ile ja już się nawalczyłam.. To nie jest depresja kliniczna,mój stan wynika głownie wlasnie z sytuacji w moim zwiazku . No pewnie,ze rozmawialismy,wiele razy,rozmowy konczyly sie roznie,ale zostalo powiedziane juz chyba wszystko co powinno byc powiedziane. Ciezko po krotce powiedziec co sadzi moj maz, on teraz twierdzi,ze otworzyl oczy i ze widzi swoje bledy i obiecuje poprawe itd ale nawet swoim zachowaniem zaprzecza temu co mówi . Wydaje mi sie,ze to wszystko zaszlo juz za daleko dlatego tez moje podejscie jest jakie jestno to może jest o co zawalczyć? Oczywiście obie strony muszą tego chcieć. Ale ja też zastanawiam się - czy jeśli masz depresję (a pisałaś, że tak) to czy na pewno Twoje odczucia są w pełni zgodne z rzeczywistością?Co w ogóle sądzi twój mąż? Rozmawiałaś z nim?Oczywiście,że taka Ty w ogóle go kochałaś? Czy kiedyś w ogóle było "super"?
Co acha ?
16 stycznia 2020, 11:20
Wg mnie wina zawsze leży po obu stronach, w większej lub mniejszej czesci (oczywiscie pomijajac patologiczne sytuacje jak przemoc czy alkohol/narkotyki) . Tak naprawdę nic konkretnie się nie wydarzyło oprocz ostatniej kłotni,która zawazyla na wszystkim . Problem tkwił w tym,ze zabraklo w naszym zwiazku partnerstwa. Wszystko bylo na mojej glowie,o wszystko musialam zawsze martwic sie sama ,nie wspominajac o tym,ze nawet przestalismy spedzac razem czas ,bo jesli nic nie zainicjowalam ja to nie dzialo sie nic..przez to z kolei ja stalam sie mocno oziebla wiec nasza bliskosc tez powoli znikala i bylo jeszcze gorzej...to tak w duzym skrocie . Ja tez myslalam,ze slub bedzie na cale zycie i mocno w to wierzylam..A czy w tym rozpadzie Waszego związku to jest jego wina? Nie napisałaś tak naprawdę co się wydarzyło że nie jest tak jak kiedyś, bez tego ciężko oceniać... Wiesz, ja jestem osobą, która uważa że jeśli zdecydowałam się na ślub to będę się starać by tego związku nie zakończyć. Oczywiście jeśli zderzasz się że ściana no to sama nic nie zrobisz. Natomiast jeśli to "zwykly" kryzys który w związku jest też czymś naturalnym, bo skoro jest się wiele lat ze sobą no to logiczne ze sie przez ten czas zmieniamy i wymaga pracy to, zeby pewne rzeczy ukladac na nowo, to ja bym probowala dac jeszcze szanse.
Jakbym to znała. Jestem w Twoim wieku, rozwiodlam się po podobnej długości związku kilka lat temu(po prostu my byliśmy ze sobą jeszcze bardziej od dziecka). Takie decyzje czasem są potrzebne i robią nam dobrze:) pewnych relacji nie da się odbudować i bez sensu się męczyć- masz jeszcze całe życie przed sobą. Ale na pewno nie może to być pochopna decyzja- tylko z tego co piszesz to już od dawna w Tobie dojrzewa.
Ta przyjaźń po latach też jest czymś cholernie wartościowym a motyle naprawdę uciekają. Kwestia co jest między Wami po tylu latach- czy jest miłość, czy możecie na sobie polegać, czy żyjecie razem a nie obok siebie.
Edytowany przez sacria 16 stycznia 2020, 11:32
16 stycznia 2020, 11:21
Czemu 30letnia, bezdzietna kobieta miałaby mieć problem z samodzielnością? Wkurza mnie myślenie niektórych o kobietach jak o jakiś życiowych sierotach które nie potrafią bez faceta się utrzymać.A jak z finansami? Masz za co się wynieść? Utrzymać? Może to Cię blokuje najbardziej tylko ciężko się przyznać samą przed sobą, ze trzyma nas razem sytuacja ekonomiczna a nie uczucia? Może boisz się tego przewrotu finansowego, nagłej samodzielności? Życia tylko na swój rachunek, czego pewnie nie doswiadczylas?
Akurat nie myślę o niej jak o sierocie, nie dopowiadaj sobie. Po prostu domyślam się, że skoro są ze sobą tyle lat, to napierw autorka mieszkała z rodzicami, później z partnerem i tego czasu na samodzielne mieszkanie nie było, bo od razu było przejście rodzice-partner. Może to nieznane też ją trochę blokuje?
Poza tym to też różnica w życiu jak masz budżet 5 tysięcy Plus na dwoje a kiedy zostajesz z połową z tego i mnóstwem rachunków na głowie tylko jednej osoby.
16 stycznia 2020, 11:22
A jak z finansami? Masz za co się wynieść? Utrzymać? Może to Cię blokuje najbardziej tylko ciężko się przyznać samą przed sobą, ze trzyma nas razem sytuacja ekonomiczna a nie uczucia? Może boisz się tego przewrotu finansowego, nagłej samodzielności? Życia tylko na swój rachunek, czego pewnie nie doswiadczylas?
Jesli chodzi o finanse to jestem mocno niezalezna finansowo ,zarabiam wiecej niz on. Nie mamy jeszcze wspolnych inwestycji jak np dom czy mieszkanie. Jestem ogolnie bardzo niezalezna,przez to ze przez te wszystkie lata wszystko zawsze ogarnialam ja ,praktycznie cale nasze zycie ,samodzielnosc nie jest mo obca a wrecz bardzo bliska . Wiec jesli o to chodzi,to na pewno nie stanowi problemu
16 stycznia 2020, 11:26
Jesli chodzi o finanse to jestem mocno niezalezna finansowo ,zarabiam wiecej niz on. Nie mamy jeszcze wspolnych inwestycji jak np dom czy mieszkanie. Jestem ogolnie bardzo niezalezna,przez to ze przez te wszystkie lata wszystko zawsze ogarnialam ja ,praktycznie cale nasze zycie ,samodzielnosc nie jest mo obca a wrecz bardzo bliska . Wiec jesli o to chodzi,to na pewno nie stanowi problemuA jak z finansami? Masz za co się wynieść? Utrzymać? Może to Cię blokuje najbardziej tylko ciężko się przyznać samą przed sobą, ze trzyma nas razem sytuacja ekonomiczna a nie uczucia? Może boisz się tego przewrotu finansowego, nagłej samodzielności? Życia tylko na swój rachunek, czego pewnie nie doswiadczylas?
To co Cię blokuje przed wynajęciem mieszkania/pokoju i próba nabrania dystansu do całej sprawy? Miałabyś spokojną głowę, swoje życie i mogłabyś ocenić na ile Twój mąż o Was zabiega wtedy, gdy postawiłas wszystko na ostrzu noża. Jak nie będzie zabiegał w ogóle, to masz jasny obraz Waszego związku.
16 stycznia 2020, 11:31
Jakbym to znała. Jestem w Twoim wieku, rozwiodlam się po podobnej długości związku kilka lat temu(po prostu my byliśmy ze sobą jeszcze bardziej od dziecka). Takie decyzje czasem są potrzebne i robią nam dobrze:) pewnych relacji nie da się odbudować i bez sensu się męczyć- masz jeszcze całe życie przed sobą. Ale na pewno nie może to być pochopna decyzja- tylko z tego co piszesz to już od dawna w Tobie dojrzewa.
Chyba jest wiecej takich przypadkow jak moj niz sobie to wyobrazalam..I tak własnie jest...gdzies ta mysl błakała mi sie po glowie od jakiegos czasu ,ale nie chcialam stawic jej czola,wszystko sie zmienialo powoli. Latwo bylo oszukowac sama siebie do czasu az ucierpialo na tym moje zdrowie i fizyczne i psychiczne
16 stycznia 2020, 11:38
To co Cię blokuje przed wynajęciem mieszkania/pokoju i próba nabrania dystansu do całej sprawy? Miałabyś spokojną głowę, swoje życie i mogłabyś ocenić na ile Twój mąż o Was zabiega wtedy, gdy postawiłas wszystko na ostrzu noża. Jak nie będzie zabiegał w ogóle, to masz jasny obraz Waszego związku.Jesli chodzi o finanse to jestem mocno niezalezna finansowo ,zarabiam wiecej niz on. Nie mamy jeszcze wspolnych inwestycji jak np dom czy mieszkanie. Jestem ogolnie bardzo niezalezna,przez to ze przez te wszystkie lata wszystko zawsze ogarnialam ja ,praktycznie cale nasze zycie ,samodzielnosc nie jest mo obca a wrecz bardzo bliska . Wiec jesli o to chodzi,to na pewno nie stanowi problemuA jak z finansami? Masz za co się wynieść? Utrzymać? Może to Cię blokuje najbardziej tylko ciężko się przyznać samą przed sobą, ze trzyma nas razem sytuacja ekonomiczna a nie uczucia? Może boisz się tego przewrotu finansowego, nagłej samodzielności? Życia tylko na swój rachunek, czego pewnie nie doswiadczylas?
No wlasnie najwiekszy problem jest z tym,ze mieszkamy za granica. Nie bede sie na ten temat rozpisywac,ale ciezko jest tutaj sie rozdzielic. Natomiast zdecydowalam sie zaproponowac separację, on wróci do kraju ,ja zostanę tutaj . W tym momencie wydaje sie to jedynym rozsadnym rozwiazaniem,bo dusze sie przy nim i potrzebuje czasu i dystansu,zeby sama siebie zrozumiec i poukladac swoje uczucia i mysli
16 stycznia 2020, 12:04
Co acha ?achaNo własnie to jest najbardziej istotne pytanie czy ja tego chcę...tyle ile ja już się nawalczyłam.. To nie jest depresja kliniczna,mój stan wynika głownie wlasnie z sytuacji w moim zwiazku . No pewnie,ze rozmawialismy,wiele razy,rozmowy konczyly sie roznie,ale zostalo powiedziane juz chyba wszystko co powinno byc powiedziane. Ciezko po krotce powiedziec co sadzi moj maz, on teraz twierdzi,ze otworzyl oczy i ze widzi swoje bledy i obiecuje poprawe itd ale nawet swoim zachowaniem zaprzecza temu co mówi . Wydaje mi sie,ze to wszystko zaszlo juz za daleko dlatego tez moje podejscie jest jakie jestno to może jest o co zawalczyć? Oczywiście obie strony muszą tego chcieć. Ale ja też zastanawiam się - czy jeśli masz depresję (a pisałaś, że tak) to czy na pewno Twoje odczucia są w pełni zgodne z rzeczywistością?Co w ogóle sądzi twój mąż? Rozmawiałaś z nim?Oczywiście,że taka Ty w ogóle go kochałaś? Czy kiedyś w ogóle było "super"?
człowieka poznasz po czynach a nie po klepaniu jęzorem