- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
25 grudnia 2019, 18:50
W niedziele okropnie pokłóciłam się z moim partnerem. Miał być miły wieczór, ale oboje mieliśmy jakieś skopane nastroje i od słowa do słowa zaczęliśmy się sprzeczać o bzdury. Trochę milczelismy, trochę gadaliśmy, trochę się kłóciliśmy, na końcu on niechcący oblał mnie gorącą herbata i dostałam niesamowitej piany. Nawrzeszczałam na niego, wyzwałam od totalnej niezdary i stwierdziłam, że idę do domu, bo wybuchnę jeszcze bardziej, taka zła byłam. Nie na niego, nie o tą herbatę, ciężki czas mam i czasem jestem nie do wytrzymania. On też mi nawrzucał, że ma mnie dosyć i jak chcę iść to mam sobie iść. Wiadomo. Poszłam. Zła jak osa, poparzona i z wyrzutami sumienia, że się żremy o durnoty. Napisałam kilka godzin później, że przepraszam i napiszę jak ochłonę. Na drugi dzień napisałam mu smsa z obszerniejszymi przeprosinami, bo nie chciałam tak od razu rozmawiać, żeby trochę wybadać grunt, czy on też się uspokoił. A wczoraj wysłałam życzenia świąteczne i kops. Nie odpisał mi na żadną z tych wiadomości, chyba naprawdę ma mnie dość, dlatego potrzebuję obiektywnej porady - napisać do niego jeszcze coś? Zadzwonić? Czy może znosić milczenie z godnością i poczekać aż on ochłonie i się odezwie?
25 grudnia 2019, 21:37
Nie wiem, co to za głupie rady, żeby jechać do niego, ale absolutnie tego nie rób. To by było mega nachalne i na miejscu faceta bym się przestraszyla. Szkoda że nie zadzwoniłaś od razu. Teraz niby też byś mogła, ale napisałaś już trzy wiadomości, na żadną nie odpisał i dzwonienie teraz też trochę wieje desperacją. Ale od biedy możesz jeszcze zadzwonić. Ogólnie to słabo, że nawet na życzenia nie odpisał. Kiepski ten foch, ale pewnie nie macie oboje za dużo lat, co?
25 grudnia 2019, 21:43
Kawaraz zapewne miała na myśli to, że z całokształtu twojej forumowej aktywności wyłania się obraz osoby męczącej niczym wrzód na tyłku. Chłopak ma dość i woli trzymać dystansSłucham?Po kilku twoich tematach, nie dziwie sie jemu :( Nie wytrzymalabym na jego miejscu... Moze rzeczywiscie ma ciebie dosc i dlatego nie odbiera? Albo chce spedzic swieta w 100% spokoju (czyli bez ciebie) i pozniej wrocic do tematu waszego zwiazku?
Dokladnie tak.
Do niego na pewno bym nie jechala, bo jesli ma ciebie dosc, to nie bedzie ucieszony na twoj widok, tylko pomysli, ze dalej przyszlas meczyc... i znow sie poklocicie.
25 grudnia 2019, 21:45
Hmm. W takim razie może rzeczywiście lepiej będzie to przeczekać - niech on siedzi u swojej rodziny, Ty z kolei spróbuj się zająć swoją. Staraj się o tym nie myśleć, a czas zleci Ci błyskawicznie (tak, wiem, łatwo powiedzieć, ale musisz spróbować).Kurde, trochę słabo, że on nie podejmuje żadnej próby kontaktu, choć nadal będę upierać się, że to nie jest duża odległość i pisanie o tym, jako o "zasuwaniu takich kilometrów", to moim skromnym zdaniem lekka przesada :D Tak czy siak, Ty najlepiej znasz swojego partnera, więc możesz poniekąd przewidzieć jego reakcje - my możemy sobie tylko gdybać. Mam nadzieję, że szybko zakopiecie topór wojenny i za tydzień będziecie się z tego śmiać :) Święta to nie czas na niesnaski.No właśnie pojechał do wiochy zabitej dechami, w tym problem. Gdyby to był Wrocław/Warszawa/Kraków to też mam tam cud miód połączenie, a jest w totalnym wygwizdowie, do którego można dojechać tylko autem. A jak nie będzie ode mnie odbierał to co? Będę sama w nocy w szczerym polu? Trochę rozsądku. Poza tym zasuwanie takich kilometrów, kiedy ktoś za kilka dni będzie na miejscu wieje mi desperacją, a nie zaangażowaniem i ja osobiście nie czułabym się poruszona, ale przerażona. To nie wypadek czy sprawa życia i śmierci, a też mam na miejscu rodzinę, która mnie bardzo potrzebuję i nie mogę sobie ot tak rzucić wszystkiego jak wolny ptak i robić wypraw w nieznane dziury.Coooo? ? Ten argument kompletnie do mnie nie przemawia. Ja też jestem niezmotoryzowana, ale gdyby mi na kimś/na czymś bardzo mocno zależało, to te "ponad 100km" to pikuś... Ba! Mogłabym przejechać nawet pół Polski, gdyby było trzeba, a co dopiero skromną setkę z hakiem. Czy jego rodzina mieszka w jakiejś dziurze zabitej dechami, gdzie nie kursują pociągi ani autobusy? Sama mam około 180km do Wrocławia - to tyle, co 1,5h jazdy szynobusem... Czy to tak wiele?Myślę, że gdybyś zdecydowała się na podróż, Twój facet mógłby docenić ten gest, a wtedy na pewno łatwiej będzie Wam dojść do porozumienia ;)Obecnie wyjechał do rodziny, więc nie bardzo mam jak. To ponad 100 km w jedną stronę, a ja nie mam autka i niestety nie ma mnie tam kto podrzucić. Stąd też ta rozkmina czy truć mu dupę czy poczekać aż wróci i wtedy pogadać. Tylko nie wiem, kiedy dokładnie wraca, bo wolne ma do 7 stycznia i nie wiem czy pojechał na kilka dni czy na cały ten czas. Nie udało mi się tego dowiedzieć, bo podczas spotkania on jeszcze dokładnie nie wiedział.Nie pisz. Idź pogadać. Nigdy nie zrozumiem załatwiania najważniejszych spraw w związku przez SMS czy Messengera.
Ja to świetnie rozumiem, bo 100 km to nie jest jakaś szałowa wyprawa :D Tyle to jeżdżę na fajny koncert, jak się trafi, ale muszę mieć jakiś dojazd sensowny, a nie jakieś takie wyprawy w głąb lądu, gdzie po godzinie 16 w dzień roboczy nie ma busa do pobliskiej wiochy, a z pobliskiej wiochy do miejsca docelowego jest jeszcze ponad 15 km bez żadnego busa/taxi/ubera itp.,Dla mnie, mieszczucha bez prawka i bez auta, to samotna wyprawa zakrawająca o śmierć. Idzie się drogą bez oświetlenia i w sumie bez pobocza, sporo ludzi tam zginęło w takich okolicznościach, a po ciemnym polu w życiu za nic i do nikogo nie pójdę. Też nie o to przecież chodzi, żeby dotrzeć do niego na święta za wszelką cenę, ale o brak kontaktu, który po prostu jest przykry. Mam swoich zmartwień na głowie sporo, a tu mi kolejne doszło i sama nie wiem, co robić. Chyba odpuszczę temat na czas świąt i zadzwonię do niego pod koniec tygodnia.
25 grudnia 2019, 21:51
Ja to świetnie rozumiem, bo 100 km to nie jest jakaś szałowa wyprawa :D Tyle to jeżdżę na fajny koncert, jak się trafi, ale muszę mieć jakiś dojazd sensowny, a nie jakieś takie wyprawy w głąb lądu, gdzie po godzinie 16 w dzień roboczy nie ma busa do pobliskiej wiochy, a z pobliskiej wiochy do miejsca docelowego jest jeszcze ponad 15 km bez żadnego busa/taxi/ubera itp.,Dla mnie, mieszczucha bez prawka i bez auta, to samotna wyprawa zakrawająca o śmierć. Idzie się drogą bez oświetlenia i w sumie bez pobocza, sporo ludzi tam zginęło w takich okolicznościach, a po ciemnym polu w życiu za nic i do nikogo nie pójdę. Też nie o to przecież chodzi, żeby dotrzeć do niego na święta za wszelką cenę, ale o brak kontaktu, który po prostu jest przykry. Mam swoich zmartwień na głowie sporo, a tu mi kolejne doszło i sama nie wiem, co robić. Chyba odpuszczę temat na czas świąt i zadzwonię do niego pod koniec tygodnia.Hmm. W takim razie może rzeczywiście lepiej będzie to przeczekać - niech on siedzi u swojej rodziny, Ty z kolei spróbuj się zająć swoją. Staraj się o tym nie myśleć, a czas zleci Ci błyskawicznie (tak, wiem, łatwo powiedzieć, ale musisz spróbować).Kurde, trochę słabo, że on nie podejmuje żadnej próby kontaktu, choć nadal będę upierać się, że to nie jest duża odległość i pisanie o tym, jako o "zasuwaniu takich kilometrów", to moim skromnym zdaniem lekka przesada :D Tak czy siak, Ty najlepiej znasz swojego partnera, więc możesz poniekąd przewidzieć jego reakcje - my możemy sobie tylko gdybać. Mam nadzieję, że szybko zakopiecie topór wojenny i za tydzień będziecie się z tego śmiać :) Święta to nie czas na niesnaski.No właśnie pojechał do wiochy zabitej dechami, w tym problem. Gdyby to był Wrocław/Warszawa/Kraków to też mam tam cud miód połączenie, a jest w totalnym wygwizdowie, do którego można dojechać tylko autem. A jak nie będzie ode mnie odbierał to co? Będę sama w nocy w szczerym polu? Trochę rozsądku. Poza tym zasuwanie takich kilometrów, kiedy ktoś za kilka dni będzie na miejscu wieje mi desperacją, a nie zaangażowaniem i ja osobiście nie czułabym się poruszona, ale przerażona. To nie wypadek czy sprawa życia i śmierci, a też mam na miejscu rodzinę, która mnie bardzo potrzebuję i nie mogę sobie ot tak rzucić wszystkiego jak wolny ptak i robić wypraw w nieznane dziury.Coooo? ? Ten argument kompletnie do mnie nie przemawia. Ja też jestem niezmotoryzowana, ale gdyby mi na kimś/na czymś bardzo mocno zależało, to te "ponad 100km" to pikuś... Ba! Mogłabym przejechać nawet pół Polski, gdyby było trzeba, a co dopiero skromną setkę z hakiem. Czy jego rodzina mieszka w jakiejś dziurze zabitej dechami, gdzie nie kursują pociągi ani autobusy? Sama mam około 180km do Wrocławia - to tyle, co 1,5h jazdy szynobusem... Czy to tak wiele?Myślę, że gdybyś zdecydowała się na podróż, Twój facet mógłby docenić ten gest, a wtedy na pewno łatwiej będzie Wam dojść do porozumienia ;)Obecnie wyjechał do rodziny, więc nie bardzo mam jak. To ponad 100 km w jedną stronę, a ja nie mam autka i niestety nie ma mnie tam kto podrzucić. Stąd też ta rozkmina czy truć mu dupę czy poczekać aż wróci i wtedy pogadać. Tylko nie wiem, kiedy dokładnie wraca, bo wolne ma do 7 stycznia i nie wiem czy pojechał na kilka dni czy na cały ten czas. Nie udało mi się tego dowiedzieć, bo podczas spotkania on jeszcze dokładnie nie wiedział.Nie pisz. Idź pogadać. Nigdy nie zrozumiem załatwiania najważniejszych spraw w związku przez SMS czy Messengera.
Dobrze robisz, to chyba jednak najrozsądniejsze wyjście. Trzymam kciuki :)
25 grudnia 2019, 22:34
Nie wiadomo jakie słowa padły z obu stron, ale jak widać chłopak urwał kontakt, to mi wyglada na końcówkę związku. Najwyraźniej nie jest to na tyle poważny i dojrzały związek, skoro po kłótni, każdy spędza święta osobno i nawet życzeń nie ma. Nie wyobrażam siebie o co można się tak pokłócić, żeby się nie odzywać kilka dni do siebie, dla mnie to znak, ze chłopak ma definitywnie dość.
Nie dzwoniłabym, nie pisała, bo to wieje desperacja totalna, kontaktu szukałaś... będzie chciał, ma numer, napisze zadzwoni, jeśli nie... to w tak brzydki sposób widocznie chce zakończyć związek.
26 grudnia 2019, 01:47
Chyba pozostaje poczekać. Po świętach, w piątek możesz spróbować zadzwonić. Raz, jak nie odbierze to trudno. Przeprosiłaś, niewiele więcej możesz jeśli on nie chce.
Jeżdżenie do kogoś kto nie chce nawiązać kontaktu jest bez sensu. Taki gest sprawdza się głównie w komediach romantycznych. Tracić święta z rodzina, narzucać się komus w święta (no przecież chłopak jest u rodziny), tłuc się jakimiś pociągami żeby może pogadać po kłótni o pierdoły... no nie.
Albo chłopak potrzebuje czasu albo naprawdę się już wypalił w tym związku. Ani w jednym ani w drugim wypadku nic nie zdziałasz.
26 grudnia 2019, 03:23
W niedzielę? ;o i on się tyle nie odzywa, mimo że podjęłaś próby kontaktu? Kiepsko to widzę.
26 grudnia 2019, 08:03
i co odezwał się ? Sylwester tez osobno ?
Nie pisz , zobaczysz czy mu zależy na kontakcie z Toba
26 grudnia 2019, 12:21
i co odezwał się ? Sylwester tez osobno ?Nie pisz , zobaczysz czy mu zależy na kontakcie z Toba
Nie odezwał się. Widocznie ma mnie dosyć.
26 grudnia 2019, 12:24
Chyba pozostaje poczekać. Po świętach, w piątek możesz spróbować zadzwonić. Raz, jak nie odbierze to trudno. Przeprosiłaś, niewiele więcej możesz jeśli on nie chce.Jeżdżenie do kogoś kto nie chce nawiązać kontaktu jest bez sensu. Taki gest sprawdza się głównie w komediach romantycznych. Tracić święta z rodzina, narzucać się komus w święta (no przecież chłopak jest u rodziny), tłuc się jakimiś pociągami żeby może pogadać po kłótni o pierdoły... no nie. Albo chłopak potrzebuje czasu albo naprawdę się już wypalił w tym związku. Ani w jednym ani w drugim wypadku nic nie zdziałasz.
Jakby się nagle okazało, że czuje się wypalony w tym związku, to czułabym się mocno zawiedziona, bo to by oznaczało, że od dłuższego czasu nie pasuje mu coś albo nie pasuje mu wiele i milczy na ten temat. A przecież nie o to chodzi, żeby przez cały związek milczeć i wyrzygać sobie wszystko przy rozstaniu. On sam zawsze powtarzał, że jak coś będzie między nami nie tak, to mi od razu powie, więc gdyby nagle okazało się, że milczy od dłuższego czasu, to poczułabym się oszukana.