- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 grudnia 2019, 15:45
Hej,
W sobotę mój facet ni z gruszki ni z pietruszki wyskoczył, że leci z kolegą na Sylwestra do Londynu (od 28.12 do 1.01), bo dostali bilety na mecze (dwa, 29.12 i 1.01). I że marzył o tym od kilku lat. Więc Sylwestra spędzimy osobno.
Myślę sobie - no spoko, marzenie, ale że tak bez uprzedzenia? I to gdy wie, że od jakiegoś czasu szukalam gdzie byśmy mogli polecieć tydzień po świętach, i gdy wie, jak bardzo mi zależało na spędzeniu tego czasu razem...
Jak Wy byście zareagowali na taką informację z ust partnera/partnerki?
3 grudnia 2019, 13:22
Tak sobie analizuję sytuację :) Spędzenie Sylwestra w Londynie z dziewczyną to duży wydatek. Do pubu nie wypada jej zaprosić w taką noc a wybrać i zamówić imprezę w lokalu nie jest prosto. Z kumplem można załatwić tańszą miejscówkę do spania, nawet łóżko w hostelu, dlatego koszty wyjazdu we trójkę gwałtownie rosną. Wejście na stadion trwa czasem dwie godziny, potem czas trwania meczu i wyjście nawet godzinę. Jak doliczyć dojazd z miejsca pobytu i powrót to wszystko zajmie mu sporo czasu. Wróci skonany i będzie chciał odpocząć a potem obgadać z kumplem wrażenia , najlepiej przy piwie. Chłopaki potrafią godzinami mówić o piłce i meczu, tym bardziej, że nie co dzień ma okazję do takich atrakcji i emocji. Na zwiedzanie Londynu z dziewczyną i zajmowanie się nią w tym czasie może nie mieć ochoty. Wszystko będzie połowiczne i nikt nie będzie zadowolony. Jeśli marzył o tym od lat to lepiej niech na mecz jedzie z kolegą i odda się całkowicie swojej pasji. We dwoje dobrze jechać wtedy, gdy cały czas i uwagę można poświęcić tylko sobie.
Ja jestem z tych dziewczyn, które potrafią spać w lesie nawet bez namiotu, bez prysznica, przez dwa, trzy tygodnie, więc hostel to byłby pałac w porównaniu z tym jak zwykle lubię spędzać wolny czas ;) Co za okropna generalizacja i szukanie usprawiedliwień dla jego zachowania. Koleś wiedział, że autorka planuje różne opcje na sylwestra, a sam w sekrecie zorganizował sobie wyjazd. Być może jej nie powiedział, bo na podstawie poprzednich doświadczeń uważał, że ona go nie puści, ale też nie spróbował zapytać, czy nie chciałaby pojechać (mimo że musiałaby spędzieć te kilka godzin sama). Dla mnie to jest kłamstwo, cwaniactwo, i nic tego nie usprawiedliwia.
3 grudnia 2019, 14:14
wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję.
Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.
3 grudnia 2019, 14:31
Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
3 grudnia 2019, 14:45
Nie chodzi o blokowanie, chodzi o liczenie się ze zdaniem drugiej strony. Która oczywiście nie powinna strzelać fochów o realizacji marzeń. Ale nie wiem, może jestem dziwna - my się nie informujemy o planach indywidualnych zaklepanych, tylko rozmawiamy o tym zanim przyklepiemy ;) I ja tu abstrahuję od sylwestra - ale tu się dziewczyna produkuje, szuka wyjazdu dla dwójki a on jej nie poinformował, że próbuje ogarnąć spełnianie marzeń więc niech szuka sobie dziewczyna SAMA planów :)Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
My również, ale nie czarujmy się, że tak jest w każdym związku. ;)
Kilka dziewczyn napisało tutaj, że absolutnie by się na coś takiego nie zgodziło (cokolwiek to niby w praktyce oznacza, strach zgadywać). W takiej sytuacji pozostaje postawić partnerkę przed faktem dokonanym. No albo zapomnieć, że ma się marzenia.
3 grudnia 2019, 14:53
Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
Jak już odwołujesz się do "głupiego sylwestra co jest co roku" no to przecież mecze są jeszcze częściej :D (a przecież chyba nie marzył kilka lat o tym jednym konkretnym meczu?) I jakbyś przeczytała do końca moją wypowiedź to mi nawet nie chodziło o sam fakt wyjazdu samemu ale o potraktowanie autorki. Nawet jeśli chciał jechać z kolegą to nie powinien tego załatwić w taki sposób. Jak się jest razem to powinno się liczyć z czyimś zdaniem, a jeśli ta druga osoba ma jakieś obiekcje to ROZMAWIAĆ i dojść do wspólnych wniosków a nie "każdy sobie rzepkę skrobie". A jak dogadać się nie można no to nie męczyć się i rozstać po prostu.
Nie chciałabym żeby mąż nie liczył się z moim zdaniem w jakiejkolwiek sprawie. Tak jak nie wyobrażam sobie, że on coś do mnie mówi a ja mam to w nosie.
3 grudnia 2019, 15:11
Jak już odwołujesz się do "głupiego sylwestra co jest co roku" no to przecież mecze są jeszcze częściej :D (a przecież chyba nie marzył kilka lat o tym jednym konkretnym meczu?) I jakbyś przeczytała do końca moją wypowiedź to mi nawet nie chodziło o sam fakt wyjazdu samemu ale o potraktowanie autorki. Nawet jeśli chciał jechać z kolegą to nie powinien tego załatwić w taki sposób. Jak się jest razem to powinno się liczyć z czyimś zdaniem, a jeśli ta druga osoba ma jakieś obiekcje to ROZMAWIAĆ i dojść do wspólnych wniosków a nie "każdy sobie rzepkę skrobie". A jak dogadać się nie można no to nie męczyć się i rozstać po prostu.Nie chciałabym żeby mąż nie liczył się z moim zdaniem w jakiejkolwiek sprawie. Tak jak nie wyobrażam sobie, że on coś do mnie mówi a ja mam to w nosie.Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
Owszem, mógł marzyć kilka lat o noworocznym meczu Premier League.
Przeczytałam całą Twoją odpowiedź i nadal uważam, że nie z każdym da się przeprowadzić partnerską rozmowę (nie sugeruję, że dotyczy to autorki). W wielu przypadkach skończyłoby się na płaczu, pretensjach i zdeptanym marzeniu.
Edit. Podkreśliłaś wyrwany fragment mojej wypowiedzi, co jest jawną manipulacją. ;) Nie pytałabym męża o zdanie, bo go znam i wiem, że to oczywista oczywistość, że "powoli mi" jechać i spełnić swoje marzenie. Wiem, że przez myśl by mu nie przeszło omawianie tego i robienie mi jakichkolwiek trudności.
Edytowany przez EgyptianCat 3 grudnia 2019, 15:13
3 grudnia 2019, 16:57
powiem tak, do meza bym nie miała pretensji, mam go na codzien ale ze wy nie mieszkacie nawet razem.. chcialas spędzić z nim czas.. mi by bylo przykro
3 grudnia 2019, 17:06
Ja raczej nie byłabym zła, może ewentualnie byłoby mi trochę przykro, że będę witać nowy rok bez faceta u boku, ale przecież to nie koniec świata - są znajomi i tysiąc scenariuszy na to jak mozna się bawić w Sylwka . Z pewnością nie przyszłoby mi do głowy aby pchać się na wyjazd z facetem i jego kumplem. Nawet gdyby padła taka propozycja odmówiłabym.
Ale ja jestem raczej z tych kobiet, które partnerowi daja wolną rękę, a i sama lubię kiedy mogę realizować swoje plany nie koniecznie uwzględniając w nich faceta.
3 grudnia 2019, 17:33
Owszem, mógł marzyć kilka lat o noworocznym meczu Premier League.Przeczytałam całą Twoją odpowiedź i nadal uważam, że nie z każdym da się przeprowadzić partnerską rozmowę (nie sugeruję, że dotyczy to autorki). W wielu przypadkach skończyłoby się na płaczu, pretensjach i zdeptanym marzeniu.Edit. Podkreśliłaś wyrwany fragment mojej wypowiedzi, co jest jawną manipulacją. ;) Nie pytałabym męża o zdanie, bo go znam i wiem, że to oczywista oczywistość, że "powoli mi" jechać i spełnić swoje marzenie. Wiem, że przez myśl by mu nie przeszło omawianie tego i robienie mi jakichkolwiek trudności.Jak już odwołujesz się do "głupiego sylwestra co jest co roku" no to przecież mecze są jeszcze częściej :D (a przecież chyba nie marzył kilka lat o tym jednym konkretnym meczu?) I jakbyś przeczytała do końca moją wypowiedź to mi nawet nie chodziło o sam fakt wyjazdu samemu ale o potraktowanie autorki. Nawet jeśli chciał jechać z kolegą to nie powinien tego załatwić w taki sposób. Jak się jest razem to powinno się liczyć z czyimś zdaniem, a jeśli ta druga osoba ma jakieś obiekcje to ROZMAWIAĆ i dojść do wspólnych wniosków a nie "każdy sobie rzepkę skrobie". A jak dogadać się nie można no to nie męczyć się i rozstać po prostu.Nie chciałabym żeby mąż nie liczył się z moim zdaniem w jakiejkolwiek sprawie. Tak jak nie wyobrażam sobie, że on coś do mnie mówi a ja mam to w nosie.Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
jak z kimś nie da się przeprowadzić partnerskiej rozmowy no to chyba jednak ze związkiem coś jest nie halo? Nie w porządku jest zabranianie za wszelką cenę czegoś partnerowi, ale nie fair jest też podejmowanie samemu decyzji co do spędzania czasu, zwłaszcza w momentach które dla drugiej strony są znaczące. A jeśli wcześniej wiedział o tym, że autorka czegoś dla nich szuka to już w ogóle bardzo kiepsko z jego strony.
3 grudnia 2019, 18:12
jak z kimś nie da się przeprowadzić partnerskiej rozmowy no to chyba jednak ze związkiem coś jest nie halo? Nie w porządku jest zabranianie za wszelką cenę czegoś partnerowi, ale nie fair jest też podejmowanie samemu decyzji co do spędzania czasu, zwłaszcza w momentach które dla drugiej strony są znaczące. A jeśli wcześniej wiedział o tym, że autorka czegoś dla nich szuka to już w ogóle bardzo kiepsko z jego strony.Owszem, mógł marzyć kilka lat o noworocznym meczu Premier League.Przeczytałam całą Twoją odpowiedź i nadal uważam, że nie z każdym da się przeprowadzić partnerską rozmowę (nie sugeruję, że dotyczy to autorki). W wielu przypadkach skończyłoby się na płaczu, pretensjach i zdeptanym marzeniu.Edit. Podkreśliłaś wyrwany fragment mojej wypowiedzi, co jest jawną manipulacją. ;) Nie pytałabym męża o zdanie, bo go znam i wiem, że to oczywista oczywistość, że "powoli mi" jechać i spełnić swoje marzenie. Wiem, że przez myśl by mu nie przeszło omawianie tego i robienie mi jakichkolwiek trudności.Jak już odwołujesz się do "głupiego sylwestra co jest co roku" no to przecież mecze są jeszcze częściej :D (a przecież chyba nie marzył kilka lat o tym jednym konkretnym meczu?) I jakbyś przeczytała do końca moją wypowiedź to mi nawet nie chodziło o sam fakt wyjazdu samemu ale o potraktowanie autorki. Nawet jeśli chciał jechać z kolegą to nie powinien tego załatwić w taki sposób. Jak się jest razem to powinno się liczyć z czyimś zdaniem, a jeśli ta druga osoba ma jakieś obiekcje to ROZMAWIAĆ i dojść do wspólnych wniosków a nie "każdy sobie rzepkę skrobie". A jak dogadać się nie można no to nie męczyć się i rozstać po prostu.Nie chciałabym żeby mąż nie liczył się z moim zdaniem w jakiejkolwiek sprawie. Tak jak nie wyobrażam sobie, że on coś do mnie mówi a ja mam to w nosie.Po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Nawet, gdyby sytuacja miała miejsce w małżeństwie to nie widzę problemu. Widziałabym, gdyby chodziło o wypad z kumplami na clubbing w Londynie, ale tu chodzi o wielkie marzenie tego chłopaka i o głupiego sylwestra, który jest każdego roku. Czułabym się jak dziecinna egoistka, gdybym miała - nawet własnemu mężowi - za złe, że tak mu się poszczęściło. Liczenie się ze zdaniem drugiej osoby oznacza, że dajemy jej prawo zablokowania opcji takiego wyjazdu. Dobrze rozumiem? Bo inaczej jaki to ma sens? A ja tego typu sprawy uważam za niepodlegające pod dyskusję. Gdybym (hipotetycznie - z przyczyn oczywistych) miała szanse być na koncercie Freddiego Mercury'ego (w którymkolwiek miejscu świata) to też bym się nie liczyła ze zdaniem mojego męża. Nie dlatego, że go nie kocham i nie szanuję, ale z tego powodu, że zakładam, iż nie stajemy sobie na drodze w takich przypadkach. Zakładam i oczekuję, że cieszyłby się razem ze mną. Byłabym wściekła, gdyby chciał mi zepsuć radość swoimi fochami, bo chyba oczywiste jest, że mój wyjazd nie byłby złośliwością wymierzoną w niego.wiem, ze to Twoje zdanie jednak chciałabym się do niego odnieść. Tak - jest wolnym człowiekiem - podobnie jak ludzie posiadający mężów i żony. Ale mimo wszystko jeśli jest się z drugą osobą w związku - to niezależnie od poziomu zaawansowania tego związku warto się liczyć ze zdaniem drugiej połówki.I tu nie chodzi o fakt, że on nie może wyjechać z kolegą - raczej o to jak potraktował swoją kobietę.Cóż, dla mnie kluczowy jest fakt, że omawiana sytuacja dotyczy pary, która nie tylko nie jest małżeństwem, ale nawet razem nie mieszka. Uważam, że w takich związkach więcej wolno i nie czułabym - będąc poinformowana miesiąc wcześniej - że mam prawo robić fochy. To jednak jest w dużym stopniu nadal wolny człowiek.
Z mojego punktu widzenia - owszem, ale spójrz jakie zdania padły w tym temacie... Wiele z nich wskazuje na postawę, w przypadku której nie ma miejsca na rozmowę. A jednak napisały to kobiety będące w związkach, więc... No nie mi te związki oceniać.
Autorka szukała czegoś, ale nic ciekawego nie znalazła (przynajmniej póki co), a opcja wyjazdu na mecz pojawiła się jako konkret. W gruncie chłopak żadnych planów nikomu nie pokrzyżował, bo planów nie było.