Temat: Odciecie się od rodziców, myśli samobójcze

Chciałabym Wam się zwierzyć, tym samym zapytać się czy ktoś z Was ma podobne doświadczenia. Nie czuję się w ogóle związana z moją rodziną, dokładniej rodzicami i rodzeństwem. Mamy zupełnie inne wartości. Miałam przez moich rodziców bardzo ciężkie dzieciństwo, może finansowo wszystko było dobrze, ale zawsze byłam wykończona psychicznie. Moi rodzice dbali tylko o sprawy materialne, pamiętam, że jako dziecko musiałam bardzo szybko dojrzeć. Nigdy nie rozumieli też moich problemów, gdy byłam wyśmiewana przez rówieśników, gdy brakowało mi ich wsparcia, czy czułam się odrzucona to wyśmiewali mnie albo krzyczeli. Moja matka bardzo wykorzystywała mnie emocjonalnie. Zapuściłam się w nauce, nie przez to, że nie chciałam się uczuć, ale przez to, że uważałam, że jestem nikim, że jestem głupsza i gorsza od innych dzieci, że nie jestem zdolna, aby mieć dobre oceny i pójść na dobre studia. Wszystko zmieniło się od jednego wyjazdu, gdy poznałam moich przyjaciół i nauczycieli, którzy bardzo mnie psychicznie wspierali na kolonii jako nastolatkę, do dzisiaj ja, pomagam dzieciom, spędzam z fundacją bardzo dużo czasu. Spędzam w fundacji bardzo dużo czasu. To środowisko zauważyło we mnie człowieka, ci nauczyciele uwierzyli we mnie. Poczułam się ważna, akceptowana i kochana przez nich. Co więcej, dzięki ich wsparciu udało mi się skończyć świetne studia, wspierali mnie przyjaciele, gdy moi rodzice krzyczeli ile ich kosztuje moja nauka, ja popadłam w lekki alkoholizm, bo tak bardzo się stresowałam studiami. Dzięki mojej mentorce, poszłam na drugi kierunek, na który rodzice nie chcieli mnie puścić, bo niby niskie zarobki, okazało się, że ten drugi kierunek idzie mi tak dobrze, że mam szansę na doktorat. Wydaję publikacje naukowe. Jadę za dwa dni na konferencję miedzynarodową, bardzo się stresuję, wybucham płaczem, bo sytuacja zmusiła mnie do powrotu na tydzień do domu. Czuję się być tutaj nikim, jestem ciegle wyśmiewana i krytykowana, co więcej zupełnie niezrozumiana. Za parę lat kończę trzydziestkę i jedna myśl nie daje mi spokoju, czy normale jest to, że w ogóle nie tęsknię za moimi rodzicami i rodzeństwem? Czy normalne jest to, że nauczyciele stali się mi bliżsi od rodziców? Czy jestem zwyrodniałym dzieckiem? Dodam, że zawsze moim rodzicom pomagam, chociaż czasem padam ze zmęczenia na pysk, ale oni tego nie widzą. W innych środowiskach, mogę się pochwalić, jestem dla ludzi prawie, ze autorytetem, ludzie wróżą mi, profesorowie, piękną karierę naukową i pedagogiczną. Ja marzę, aby pracować też w fundacji i pomagać dzieciom, które mają problemy, bo sama przeszłam piekło z moimi rodzicami. Mam sukcesy naukowe, ale boję się im powiedzieć o tym. Moja sytuacja doprowadziła do tego, że odcięłam się od nich. Nie mówię im nic, bo ucinają mi za każdym razem skrzydła. Bez moich rodziców jest mi w życiu lepiej...czy to normalne? Najchętniej zerwałabym z nimi kontakt do końca...czy ktoś miał podobnie ? Proszę nie oceniajcie mnie z góry, gdyby nie moi przyjaciele pewnie nie byłoby mnie już na świecie, moi rodzice tak mnie wymęczyli psychicznie.

mamager napisał(a):

Claudiaa.m napisał(a):

Finansowo na razie mi pomagają, nie powiem, że nie. Niestety, nie mogę w ich otoczeniu osiągnąć żadnego sukcesu, nie rozumieją mnie zupełnie. Mam wrażenie, że nie jestem ich dzieckiem. Zawsze gdy ich słuchałam, psułam sobie relacje z ważnymi dla mnie ludźmi. Dodam, że moi rodzice oprócz pieniedzy nie widzą w życiu innych celów, nie rozumieją, że można mieć inny problem. Nie mają nawet przyjaciół, co dla mnie jest tak powietrze. 
Odetnij się od ich kasy i ich towarzystwa. Chyba ci bliżej do 30-stki niż 20-stki, więc może najwyższy czas na samodzielność? Skoro ci ta kasa nie śmierdzi, to jednak bardzo dziecinnie i subiektywnie podchodzisz do tematu. Może ich wkurza, że ciągle cię finansują?

Ale kase bierzesz....

Czy jestes w stanie sie sáma utrzymywac? Stac Cie na wynajem I oplaty?

Wydajesz sie byc idealistka-aktywistka na koszt swoich rodzicow. Ale mögé sie mylic.

Jasne, masz prawo do swojego zycia I nie musisz utrzymywac zazylych kontaktow z rodzicami. Ale warto zachoeac poprawne I grzeczne relacje.

Ja spotkam sie Z moimi rodzicami ráz w roku na kilka dni. Czasami dzwonie lub wysle kartke. I jest OK. Nikt sie nie wtraca w moje wybory. Utrzymuje sie od wielu lát sáma.

przepraszam zle napisalam. Utrzymuje sie sama oni pomagali mi wtedy gdy studiowalam. Mi chodzi bardziej o to czy rodzice podcinali Wam skrzydla.

Claudiaa.m napisał(a):

przepraszam zle napisalam. Utrzymuje sie sama oni pomagali mi wtedy gdy studiowalam. Mi chodzi bardziej o to czy rodzice podcinali Wam skrzydla.

Napisałaś że finansowo na razie Ci pomagają, dokładnie tak, tu nie ma miejsca na przejezyczenie. Co do pytania to nie, moi rodzice nigdy nie podcinali mi skrzydeł. Chciałam się wyprowadzić do innego miasta jako gówniara żeby pójść do dobrego liceum to kibicowali mi, tak samo jak na każdym innym kroku. Może Twoim przeszkadza to, że Cię utrzymują mimo że masz 3 dychy na karku, chcą żebyś zaczęła normalnie pracować i zarabiać na siebie jak każdy dorosły a nie poświęcać się fundacjom i pomaganiem innym. Co swoją drogą jest bardzo szlachetne. Ale pieniędzy nie da, usamodzielnić się nie pozwoli

pomagają, gdy akurat mi nie starcza. Nigdy nie było tak, że żyłam tylko z ich pieniedzy. Zawsze dorabiałam. Chodzi mi odcięcie psychiczne, czy w domu ktoś miał podobnie, że czuł się odrzucony, nierozumiany. 

Nie chcę umniejszać twoich uczuć ale biadolisz strasznie

Czytałam Twój poprzedni temat o studiach.

Studiujesz 2 kierunki , jeden już trochę dłużej niż przewiduje program. A napisz , czy pracujesz, czy zarabiasz regularnie pieniądze ? Co robisz zarobkowo ?

Nie mieszkasz z nimi prawda , ale piszesz , że Ci pomagają finansowo. Tak jak czytam te Twoje wypowiedzi to mam wrażenie, że konflikt między Tobą, a rodzicami aktualnie jest dość przyziemny. Nie jest tak, że oni chcieliby, abyś Ty już miała normalną pracę i w 100 % była samodzielna, bo jednak swój wiek masz i  tyle ile mogli to Ci pomagali, abyś mogła chociaż jeden kierunek ukończyć i pójść do pracy, a nic w  kierunku  Twojej samodzielności nie dzieje się? Nie jest tak, że uważają, iż w jakiś sposób Ci pomagają, a Ty nie robisz ich zdaniem z tego racjonalnego użytku i przez to czas finansowania Cię wydłuża się ? Nie jest tak, że w ich oczach jesteś wieczną studentką , którą trzeba finansować ? 

Claudiaa.m napisał(a):

pomagają, gdy akurat mi nie starcza. Nigdy nie było tak, że żyłam tylko z ich pieniedzy. Zawsze dorabiałam. Chodzi mi odcięcie psychiczne, czy w domu ktoś miał podobnie, że czuł się odrzucony, nierozumiany. 

To albo jesteś samodzielna albo nie jesteś? Chcesz się odciąć od starych, ale jak do pierwszego nie starcza to wyciągniesz łapy po kasę? Albo rybki albo pipki.

Brzmisz jak rozżalona nastolatka. Brak zrozumienia, podcinanie skrzydeł, umiejętności komunikacyjne na poziomie gleby i brak empatii to codzienność większości ludzi w PL, takie mam wrażenie. Niemniej na przestrzeni lat zauważam pozytywne trendy, za jakieś dwa pokolenia będzie pewnie w miarę normalnie. Jesteś w tej luksusowej sytuacji, że rodzice wspieraja cie finansowo, wierz mi, nie każdy się na to załapał. 

Po dobroci: albo zarabiaj tyle, zeby sie sama utrzymać, albo ogranicz wydatki. Połowa twoich problemów egzystencjalno-emocjonalnych zniknie, kiedy staniesz sie samowystarczalna. Nie da się brać kasy od mamusi mając do niej ogromny żal i nie popaśc w dysonans. Dysonans rozhuśtuje emocje. Wrażenie obcości jest mechanizmem obronnnym. Koniec psychoanalizy a'la vitalia ;) 

Ja tak nie mam, ale bliska mi osoba tak. Z uwagi na kilka złych decyzji życiowych jest skazana na wsparcie rodziny, której głęboko nie znosi. Jest od nich totalnie emocjonalnie odcięta, uważa ich za obcych i nie ma pojęcia, jakim cudem uchowała sie w tej rodzinie :)

Ojej to dziwne, ze tak mocno przeżywasz telacje z rodzicami, z którymi nie mieszkasz. Ja z moimi też się kiepsko dogadywałam i nadal nasze relacje są, że tak powiem, mało spontaniczne. Jakiś czas starałam się te relacje naprawiać, ale ostatecznie zauważyłam, że zbyt częste kontakty raczej pogarszają sytuację, niz ją polepszają :) Jednak jak się ich odwiedza 4 razy do roku i gada o pogodzie, to w sumie jest spoko. 

Jeżeli to nie jest jakiś chwilowy gorszy humor, to uważam że dramatyzujesz. Nie musisz z nimi mieszkać, więc żyj swoim życiem. Nie możesz do końca życia przeżywać problemu słabszych relacji z rodzicami wynikających z innych charakterów i ogólnego braku zrozumienia po obu stronach (bo jak rozumiem do żadnych zachowań patologicznych wobec Ciebie nie dochodziło?). Nie wiem czy dobrze pamiętam i czy to Ty pisałas, że jakoś strasznie długo studiujesz jakiś tam kierunek? Jeżeli tak, to może oni się o Ciebie martwią a Ty niepotrzebnie odbierasz to jako atak? Sprawiasz wrażenie osoby ogólnie rozchwianej i pieszczącej się ze sobą i pewnie masz naturę wrażliwca. Ja bym polecała psychologa, który pomoże Ci spojrzeć na to wszystko z perspekywy. Możesz też oczywiście po prostu uniezależnić się finansowo i zupełnie od nich odciąć, jednak moim zdaniem to nie rozwiąże Twoich problemów. 

Claudiaa.m napisał(a):

Finansowo na razie mi pomagają, nie powiem, że nie. Niestety, nie mogę w ich otoczeniu osiągnąć żadnego sukcesu, nie rozumieją mnie zupełnie. Mam wrażenie, że nie jestem ich dzieckiem. Zawsze gdy ich słuchałam, psułam sobie relacje z ważnymi dla mnie ludźmi. Dodam, że moi rodzice oprócz pieniedzy nie widzą w życiu innych celów, nie rozumieją, że można mieć inny problem. Nie mają nawet przyjaciół, co dla mnie jest tak powietrze. 
wiesz nie chce cie dolowac czy zasmucac, ale skoro wciaz jestes od nich zalezna to mize w tym ich gadaniu cos jest, z jednej strony mowisz ze mysla tylko o kasie a z drugiej ta kase od nich ciagniesz. Piszesz o sukcesach naukowych super ze udalo ci sie je osiagnac ale osiagnelas to za kase rodzicow wiec sukces juz nie taki duzy. Jestes przed 30 pomysl ze czas zyc za wlasna kase a i moze im pomoc troche. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.