Temat: Kolejna w #związku na odległość#

Hej, potrzebuję Waszego obiektywnego spojrzenia na sprawę. 

Jest tak: "związek" na odległość (inne kraje), rok czasu już to trwa. Widzimy się średnio co dwa tygodnie, czasem częściej, sporadycznie rzadziej. Zwykle są to 3 dni (dłuższy weekend), czasem dłuższe wyjazdy (w tym 2-tygodniowe wakacje). Poza tym każdy ma swoje życie, pracę, przyjaciół, rodziców, rodzeństwo, mieszkanie, ja tu, on tam. 

Wydaje mi się, że uczucia są obustronne. Wchodząc w to mówiliśmy, że za jakiś czas będziemy myśleć jak zmienić sytuację, mieszkać bliżej siebie. Niekoniecznie razem, na początek w jednym mieście. Rok czasu minął i ciągle "kiedyś będziemy myśleć". Ja tęsknię, coraz częściej chcę o tym rozmawiać, ciągle kończy się stwierdzeniem "znajdziemy rozwiązanie". Dzisiaj usłyszałam "czy my musimy codziennie do tego wracać?". 

Już mi ręce opadają, zaczęłam wątpić w sens tej relacji... 

Wierzycie w powodzenie takich "związków"? Co pomyslalyscie czytając ten krótki opis mojej sytuacji? Przesadzam? 

Pasek wagi

Bezsens tak komplikować sobie życie,  skazywać się nie na związek tylko na spotkania z doskoku. 

Poza tym facet już powiedział co uważa. Nie jest zainteresowany niczym więcej, czy na razie, czy w ogóle trudno powiedzieć, ale wielu ludzi decyduje się na takie związki, bo im taka formuła odpowiada , właśnie z tego powodu , że on tam ma swoje życie i nie chce, aby ona poznała je całe, czy do niego wkroczyła, a ona ma swoje życie gdzie indziej. I potem wszelkie rozmowy o przyszłości są zbywane ...

Jestem w zwiazku na odleglsc prawie 7 lat.  Moj partner od wielu lat naciska, abym sie przeprowadzila. Mysle,ze im dluzej sie zwleka, tym gorzej to rokuje na przyszlosc. Czasem sprawe trzeba postawic na ostrzu noza, inaczej bedzie to trwalo w nieskonczonosc, tak jak u mnie. Sytuacja jest z mojej winy. Moj partner naciskal, ale jak ku zaskoczeniu dla mnie samej zaczelam wspominac o rozstaniu. Teraz on juz nie porusza tego tematu, a mnie to gnebi, ze lata mijaja, a ja go zwodze. Jednak z powodu wielu rodzinnych kwestii, nie chce sie wyprowadzac. On zna moje stanowisko, ale wciaz ma nadzieje na zmiane.

Ja byłam długo w takim związku (a właściwie w dwóch) i mogę powiedzieć z własnego doświadczenia tak:
To ma sens jeśli, zaczynacie realnie dążyć do wspólnego zamieszkania i stworzenia związku na miejscu. Lub jeśli jest PEWNA szansa, że stanie się tak w ciągu najbliższego roku. W innym przypadku to masochizm w czystej postaci i nie polecam.
Nie ma porównania z miłością na miejscu, która przyjedzie w środku nocy jak masz doła. Z którą możecie spontanicznie spotkać się, gdzieś pojechać.Będąc w związku gdzie mój partner mieszkał 20 minut drogi ode mnie, a pózniej zamieszkaliśmy razem w życiu nie wróciłabym do związków na odległość. To naprawdę okropne.

Pasek wagi

A jak wyglądały wcześniejsze rozmowy? Chcesz się do niego przeprowadzić czy oczekujesz, że on to zrobi? Może dlatego te rozmowy do niczego nie prowadzą, bo każda strona oczekuje, że ta druga osoba się poświęci?

Z moim mężem zaczynaliśmy jako para na odległość i po roku zaczęliśmy myśleć o zmianach, bo uważaliśmy, że albo spróbujemy razem zamieszkać albo nic z tego. Po kolejnym roku zupełnie przemeblowaliśmy swoje życia i zamieszkaliśmy razem, było bardzo ciężko, ale była chęć z obu stron i teraz nie żałujemy. Tak naprawdę nie znasz mężczyzny(kobiety) dopóki z nim nie zamieszkasz, może się udać lub nie, ale im szybciej tym lepiej.

brujita napisał(a):

A jak wyglądały wcześniejsze rozmowy? Chcesz się do niego przeprowadzić czy oczekujesz, że on to zrobi? Może dlatego te rozmowy do niczego nie prowadzą, bo każda strona oczekuje, że ta druga osoba się poświęci?

Jego przeprowadzka nie wchodzi w grę, z tym się zgadzamy. Albo ja do jego miasta (nie do jego mieszkania póki co), albo oboje do UK/innego państwa. Ja mogę to zrobić, ale potrzebuję wsparcia, no i muszę widzieć że on też tego chce, a nie siedzi i czeka co mu los przywieje... 

Ostatnio pytał mnie, czy patrzylam na oferty pracy w UK. Sprawdzałam, nie powiem że nie. Ale na pytanie "ok, ale jeśli ja dostanę pracę w UK, rzucę wszystko i się przeprowadzę - co Ty zrobisz, też się przeprowadzisz?". Jego odpowiedzią był śmiech i "nie wiem"...

Pasek wagi

Troche malo info. Jaki kraj, jaka narodowosc, jaki wiek, jakie oczekiwania, jakie mozliwosci spotkan, kto czesciej do kogo jezdzi, itd.

Kazdy przypadek jest inny, ale nie popieram zwiazkow na odleglosc. Na odleglosc latwo sie gdzies pogubic i zaczac prowadzic podwojne zycie - a nuz trafi sie cos lepszego. 

W ten sposob nie buduje sie bliskosci.

Jezeli on nie szuka rozwiazan, aby kiedys zamieszkac razem, to widocznie pasuje mu odleglosc. Widocznie jestes fajna kumpela do pogadania i czasami spotkania. 

Sorry, ale skoro po roku on nawet nie chce rozmawiac o wspolnej przyszlosci, to widocznie jej nie planuje...

artenka napisał(a):

brujita napisał(a):

A jak wyglądały wcześniejsze rozmowy? Chcesz się do niego przeprowadzić czy oczekujesz, że on to zrobi? Może dlatego te rozmowy do niczego nie prowadzą, bo każda strona oczekuje, że ta druga osoba się poświęci?
Jego przeprowadzka nie wchodzi w grę, z tym się zgadzamy. Albo ja do jego miasta (nie do jego mieszkania póki co), albo oboje do UK/innego państwa. Ja mogę to zrobić, ale potrzebuję wsparcia, no i muszę widzieć że on też tego chce, a nie siedzi i czeka co mu los przywieje... Ostatnio pytał mnie, czy patrzylam na oferty pracy w UK. Sprawdzałam, nie powiem że nie. Ale na pytanie "ok, ale jeśli ja dostanę pracę w UK, rzucę wszystko i się przeprowadzę - co Ty zrobisz, też się przeprowadzisz?". Jego odpowiedzią był śmiech i "nie wiem"...

to slabo...

Ty jestes gotowa rzucic wszystko, a on "nie wie". 

Tobie zalezy, a jemu nie. Jak znajdziesz prace i mieszkanie, a on przeliczy, ze to mu sie jakos oplaca, to pojedzie (na gotowe). Jednak sam nic nie bedzie robic. Tak to wyglada z boku, ale moge sie mylic.

Poznalas jego rodzicow i znajomych? jak to wypadlo?

nuta napisał(a):

artenka napisał(a):

brujita napisał(a):

A jak wyglądały wcześniejsze rozmowy? Chcesz się do niego przeprowadzić czy oczekujesz, że on to zrobi? Może dlatego te rozmowy do niczego nie prowadzą, bo każda strona oczekuje, że ta druga osoba się poświęci?
Jego przeprowadzka nie wchodzi w grę, z tym się zgadzamy. Albo ja do jego miasta (nie do jego mieszkania póki co), albo oboje do UK/innego państwa. Ja mogę to zrobić, ale potrzebuję wsparcia, no i muszę widzieć że on też tego chce, a nie siedzi i czeka co mu los przywieje... Ostatnio pytał mnie, czy patrzylam na oferty pracy w UK. Sprawdzałam, nie powiem że nie. Ale na pytanie "ok, ale jeśli ja dostanę pracę w UK, rzucę wszystko i się przeprowadzę - co Ty zrobisz, też się przeprowadzisz?". Jego odpowiedzią był śmiech i "nie wiem"...
to slabo...Ty jestes gotowa rzucic wszystko, a on "nie wie". Tobie zalezy, a jemu nie. Jak znajdziesz prace i mieszkanie, a on przeliczy, ze to mu sie jakos oplaca, to pojedzie (na gotowe). Jednak sam nic nie bedzie robic. Tak to wyglada z boku, ale moge sie mylic.Poznalas jego rodzicow i znajomych? jak to wypadlo?

Właśnie najgorsze, że mi "od środka" też to tak wygląda;) Tylko jakaś ślepa na to jestem. Myślałam, że to ja przesadzam. 

Rodziców nie poznałam, mieszkają na drugim końcu kraju i nigdy nie było okazji. Brata poznałam i kilku znajomych, na jakiś luźnych spotkaniach. 

A odpowiadając na wcześniejsze: ja PL on SE, ja 30 on 34. Latamy mniej więcej po równo, raz on do mnie, raz ja do niego (w zależności które bilety są tańsze). Często robimy weekendowe wypady do innych krajów albo polskich miast. 

Pasek wagi

taki zwiazek jest fajny jak ktos ma 19lat, sam nie wie czego chce i uczy sie jezyka obcego. mozna popisac, gdzies wyskoczyc na weekend, pozwiedzac. 

mozesz go przycisnac jak on sobie wlasne zycie wyobraza. inaczej mozesz latami czekac niewiadomo na co. sorry, lata leca, a moze dla Ciebie to nie jest szczyt marzen wisiec w zawieszeniu na 2 kraje.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.