mam 20 lat i podobnie jak Ty od 15 roku życia zmagam się z ed. zawsze byłam dosyć okrągła, ale wagę miałam w normie, potem zaczęłam się odchudzać (głównie głodówkami, na przemian z napadami i wymiotami) + ćwiczenia. przez długi czas miałam sporą niedowagę, potem przytyłam do 47 kg, ale nie uslyszalam na temat swojej wagi ani jednego dobrego slowa.
potem w moim życiu był stres, problemy i dobiłam do 73 kg. wiedziałam, że jest ze mną źle, ale moi rodzice codziennie i tak przypominali mi o tym, komentowali mój wygląd, to ile jem, co jem i ogólnie wszystko. dla mnie ta waga to było coś niewyobrażalnego, a ich ciągłe komentarze wcale mi nie pomagały. jak już nieźle mi szło i słyszałam znowu jakąś krytykę miałam ochotę olać tą całą dietę. chudłam i tyłam na zmianę. pomoc również znalazłam w klinice. moi rodzice ograniczyli się do zapłacenia za wizytę u dietetyka, który ułożył mi dietę. do tej sytuacji komentarz: 'musisz tam isc bo niedługo bedziesz wazyla 120 kg i zamiast wchodzic po schodach bedziesz musiala dzwonic po dzwig'.
od tego czasu udalo mi sie zrzucic 10 kg i nadal walcze. zaczelam slyszec od nich, ze schudlam (ale jeszcze by sie przydalo zrzucic cos, bo nogi mam grube, brzucha jeszcze troche, na basen bym mogła iść itd.) mimo wszystko, gdy przyjezdzam do domu, mama wiedzac, ze sie odchudzam i tak gotuje kaloryczne potrawy, nigdy nie pyta mnie o zdanie na temat tego co przygotowuje, lodowka jest przepchana wszystkim 'specjalnie dla mnie', ale nie ma w niej nic co moglabym zjesc w ramach diety.
i tak ciagle, na zmiane: komentowanie, zabranianie jedzenia, a potem wpychanie i namawianie do makaronów, słodyczy i innych pierdół.
dla mnie to chora sytuacja. czasem myślę, że czy ważyłabym 45, 65 czy 85 kg i tak by im nie pasowało. mam żal i cieszę się, że już z nimi nie mieszkam, bo od tego czasu mam z nimi i tak o wiele lepsze kontakty. temat wagi jest poruszany raz na parę miesięcy, a nie jak kiedyś co dwa dni. na niektórych nie ma rady....