Niedawno zerwalam z moim facetem. Bylismy b dlugo ze soba, ale niedawno stwierdzilam, ze nie jestem pewna czy chce spedzic z nim moje zycie i czy go jeszcze kocham. Mialam wrazenie ze jestem z nim bo jestem. Dodatkowo byly jeszcze inne problemy jednak ten wyzej wymieniony byl tym najwazniejszym.
W kazdym razie wyprowadzilam sie od niego, a on ciezko znosi nasze rozstanie. Chce abym wrocila, chce mi doslownie dac gwiazdke z nieba, a ja nie wiem co mam robic. Moja rodzina ubolewa nad naszym rozstaniem, bo uwazaja ze jest swietnym facetem i namawiaja mnie abym wrocila do niego. Ja w sumie tez sadze, ze jest dobra partia, ale wlasnie mam wrazenie, ze go juz nie kocham i nawet chyba ciezko by mi bylo po tej mojej wyprowadzce od niego znow wrocic.
On dzwoni, chce isc cos zjesc, isc do kina itd - ja najczesciej ide (sama nie wiem dlaczego, ciezko mi odmowic, szkoda mi go ?!?!?) i ide, a pozniej znow to samo - on mnie namawia abym wrocila a mnie to meczy. Meczy, bo nie wiem co robic, bo przez to ze mnie wszyscy namawiaja nie wiem czego ja tak naprawde chce. Probowalam dac nam szanse juz wczesniej i zostalam, mimo tego ze mialam juz wynajete mieszkanie i pozniej troche tego zalowalam. Teraz nie chce pochopnie podejmowac decyzjii. Boje sie, ze znow bede zalowala, ze go zranie itd.
Z drugiej strony wiem, ze to fajny facet - ma swoje wady ktorych w sumie ja po czesci nie akceptuje, ale jakos przez moja rodzinke ktora mi powtarza jaki on jest super i jacy zli sa faceci nie poznam rzeczywiscie nigdy wiecej nikogo fajnego.
Jak powinnam sie zachowac ? Co robic? Jak wy to wszystko "widzicie" ?
Po prostu po dzisiejszej rozmowie z nim, w ktorej obiecywal mi doslownie chyba wszystko, poczulam sie tragicznie. Prawde mowiac nie chce tych jego poswiecen zmian, chcialabym po prostu wiedziec co czuje. Czasem mysle, ze moze mi sie poprzewracalo w glowie, bo mam chleb a chce bulki ktore moze nawet nie istnieja i ze nie doceniam tego co mam.