Opiszę Wam moją sytuację, proszę, oceńcie jak widzicie to z boku, jak powinnam się zachowywać. Myślę, że będziecie bardziej obiektywne ode mnie ;) Postaram się to przedstawić jak najbardziej zwięźle ;)
Jakieś 3 lata temu poznałam M. Pisaliśmy ze sobą, on chciał się spotkać, ja niekoniecznie. Po prostu wtedy nie był w moim typie, a ja nie do końca wyznawałam zasadę, że najważniejsze jest wnętrze. Byłam młoda i głupia ;) Jednak rok temu spotkałam się dwa razy z M. Nie wyszło nam, bo ja miałam trochę problemów, sama nie wiedziałam czego chcę, ale nie byłam gotowa na związek, a on akurat w niedługim czasie poznał kogoś innego. Dodam, że ogólnie jestem bardzo zdystansowana i zamknięta na płeć przeciwną, mają ze mną ciężko, jestem baaardzo niedostępna - przynajmniej tak mi każdy mówi - tworzę skorupkę, przez którą trudno się przebić. Przez ten czas cały czas mieliśmy kontakt, rozmawialiśmy ze sobą na portalu społecznościowym, pisaliśmy wiadomości sms. Służył mi pomocą,radą (ja jemu także) ,raz nawet podwiózł. Z tym, że ja doceniłam go dopiero po tym jak on był już w związku, bardzo żałowałam, że nie dałam mu szansy. Bardzo cieszyłam się na jego wiadomość, we wszystkim dopatrywałam się, że może jednak coś do mnie czuje (totalna głupota,czułam się przez to koszmarnie, ciągle miałam nadzieję. a on ciągle był z tą dziewczyną). Jednak przez wakacje nie mielimy kontaktu. Dzięki temu nieco o nim zapomniałam, nawet byłabym w stanie związać się z kimś innym.Teraz jest sam, rozstał się po rocznym związku. Pierwsze co - napisał do mnie. Rozmawialiśmy naprawdę szczerze, przepraszał, że się nie odzywał, ale jego dziewczyna była zazdrosna, a on zwykle widział we mnie kogoś więcej niż koleżankę. Teraz spotkaliśmy się dwa razy. Za każdym było bardzo sympatycznie, czułam motylki w brzuchu. Spałam z nim, ale do niczego nie doszło, nie dobierał się do mnie, bo wie, że mam zasady. Po prostu najzwyczajniej w świecie się przytuliliśmy. Za drugim razem powiedział mi, że mu na mnie zależy i chciał pocałować - nie pozwoliłam na to. Nie to, że byłam oburzona, po prostu jestem też wstydliwa i chcę by się o mnie starał. On miał do mnie trochę żal, że olałam jego "wyznanie" (wtedy tylko zapytałam czy robi sobie ze mnie żarty).
Zmierzając do sedna - chyba mi też zaczyna zależeć, ale boję się to okazać, boję się, że może mnie olać, przestać się starać. Nie wiem jak delikatnie to okazać i czy w ogóle. Mam wrażenie, że i tak już za bardzo widać, że się wkręcam w tę znajomość.
I kolejny problem - kiedy jesteśmy razem naprawdę jest cudownie, ale jak każdy jest u siebie (teraz dzieli nas 80 km - ja studiuję, on jest w technikum) to mam wątpliwości, zaczynam mieć wrażenie, że mnie olewa. Nie zawsze wiem jak mam odebrać jego słowa - nie to, że mnie w jakiś sposób urażają, bo co to, to nie. Po prostu za dużo analizuję i rozbijam na cząstki elementarne. Jestem wrażliwa i mam niskie poczucie własnej wartości - pewnie to przez to. Czasami się w ogóle do mnie nie odzywa.Rzeczywiście, wiedziałam, że ma mnóstwo zajęć (jest bardzo inteligentny, solidnie przygotowuje się do matury, ma zajęcia dodatkowe), ale wychodzę z założenia, że jak mu zależy to znajdzie czas na odezwanie się. Dlatego się zdziwiłam, kiedy powiedział mi, że mu zależy, bo nie odczuwam tego. Rok temu starał się bardziej... (stąd moja wątpliwość,czy okazać, że mi zależy - boję się, że jeszcze trochę i całkiem mnie oleje ). Powiedzcie mi co o tym myślicie? Możecie mi doradzić jak mam dalej postępować i jak to wygląda z waszego punktu widzenia? Przesadzam?
z góry dziękuję za pomoc! :)