Mój mąż wyczaił mnie w internecie, ja wtedy byłam w związku, ale czasem pisaliśmy do siebie, ot, takie kumpelskie rozmowy. W końcu zerwałam z tym chłopakiem (ten związek to była porażka) no i w rozmowie z moim (wtedy nie) mężem powiedziałam mu o rozstaniu. Było to tydzień przed walentynkami, więc stwierdził, że skoro on jest sam i ja sama, to możemy się wybrać na jakieś walentynkowe piwo i poznać.
Umówiliśmy się w pewnym miejscu, a co było zabawne, to to, że stało tam wielu mężczyzn z kwiatami i ja nie wiedziałam, który to "ten mój" ;) na dodatek poszłam tam z koleżanką (ona szła w odległości ode mnie), tak w razie wypadku, gdyby mnie nieznajomy do auta wciągał, czy coś ;) ale mój mąż podszedł do mnie w ogromnym bukietem białych róż, odnieśliśmy je do mnie do domu (żeby nie zmarzły, nie zwiędły) i poszliśmy na 7-godzinne piwo.
Dostał buziaka w policzek i od tamtego dnia jesteśmy zakochańce. ;)
Dodam jeszcze, że po trzech dniach (!) usłyszałam "kocham cię", więc pomyślałam, że koleś ma nierówno pod sufitem i chciałam zakończyć znajomość, ostatecznie dałam mu szansę no i warto było, bo te 2 słowa powtarza do dziś :)
Co więcej, ja chyba jestem jakaś pechowa, bo faceci, z którymi się spotykałam od razu traktowali mnie jak kobietę ich życia, jeden gość na drugim, czy 3 spotkaniu powiedział mi, że on będzie dobrym mężem dla mnie, że ma pracę, będzie o mnie dbał... o.0