- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 października 2012, 22:14
31 października 2012, 13:51
Edytowany przez 244c34e409705f3e7a907c2310b2d687 1 listopada 2012, 07:54
31 października 2012, 14:14
Witaj. Jesteś chętna zająć miejsce jego żony. Niby nic nie robiłaś ale zawsze byłaś pod ręką, zawsze miła i pełna zrozumienia. Teraz masz lekkie obiekcje ale go bronisz i dalej rozumiesz. To nie jest nagły problem, ta sytuacja trwa od dawna a Ty manewrujesz facetem w swoją stronę. Przyznaj się chociaż przed sobą, bo nie masz innych propozycji, ta jest jedyna a ty jesteś zdesperowana, żeby mieć faceta, byle jakiego, ale żeby był. Rada: są portale randkowe i pełno WOLNYCH facetów. Żerujesz na poranionej rodzinie.
Czyzby nowy troll?
A co do Twojej sytuacji... Zycie z facetem z "bagazem" jest naprawde trudne. Osoby, ktore nie mialy tego typu doswiadczen nie sa w stanie wyobrazic sobie tego. I owszem, mowi sie "wiedzialy galy co braly", ale dopoki nie przezyje sie tego na wlasnej skorze... A Ty jestes jeszcze taka mlodziutka... Nie pchaj sie w to
31 października 2012, 14:25
" 22 października 2012, 20:38 (List #9) Ja póki co jestem na tak, bo poznaję kogoś - wydaje mi się - normalnego :) Mamy w planach spotkanie, a piszemy już ok 10 mies. Więc póki co , jestem na tak...zobaczymy jak będzie po spotkaniu ;)" nie pisałaś tu czasem o nim?
31 października 2012, 14:27
To miałaś szczęście i Twoi rodzice również. Ale domyślam się, że oprócz szczęścia mieli też mocno poukładane w głowie, stąd nie było dramatu, patologii. Jednak więcej jest na tym świecie takich nieszczęśliwych dzieci z patologicznych rodzin niż takich, którym to rodzicom nie wyszło, ale poukładali sobie życie z kimś innym, wartościowym i suma sumarum, że lepiej, że tak się stało. Dlatego odradzam autorce tematu taki związek, ale wiadomo, zrobi jak jej rozum dyktuje.Chodziło o to, że dzieją się w życiu gorsze rzeczy niż rozwód. Wiadomo, że punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia i od tego kto, jaką ma psychikę, ale przykładowo moi rodzice się rozwiedli, potem jeszcze raz się ojciec rozwiódł, miałyśmy z siostrą 2 domy itd. ale nigdy mnie nie dotyczyły artykuły czytane w gazetach o dramacie i ciężkich przeżyciach dzieci rozwiedzonych rodziców. Poza tym każde z moich rodziców dobrze wyszło na tym, że się rozwiedli i ukladali życie osobno, lepiej na tym wyszli, szczególnie mama (a nie było żadnej patologii w domu), także nie podchodzę do rozwodu jak do dramatu - w długofalowej perspektywie. Ułożyli sobie życie tak jak chcieli co uniemożliwiało im bycie w małżeństwie.A według ciebie co jest zatem życiowym dramatem????Bo moim zdaniem dla dziecka chyba nie ma większego dramatu niż utrata rodziców i brak miłości między nimi. Dla kobiety, która zaufała i zakochała się, również nieudane małżeństwo to porażka, której nie zapomni się do końca życia. I jeszcze wiele kwestii o konsekwencji, które zostają - jak płacenie alimentów na dziecko do minimum 18 r. ż., mimowolne kontaktowanie się z tą drugą eks połową (wybór szkoły itd)...Naprawdę musisz jeszcze wiele przeżyć w życiu dziewczyno, żeby udzielać "mądrych" i konstruktywnych rad innym..rozwod to nie zaden zyciowy dramat, posiadanie dziecka z innym partnerem tez nie. Co do Twojego pytania, czy szanse dac czy nie; jasne, ale dopiero jak On sie rozwiedzie.
Nie no, pewnie. Masz rację mówiąc, że więcej jest przykładów z dramatem rodzinnym. Ale jak to moja mama mówi : z jakim człowiekiem brałaś ślub dowiesz się przy rozwodzie. I jest w tym dużo racji - człowieka się poznaje nie wtedy kiedy jest wszystko cacy, ale wtedy kiedy już nie jest. Fakt, że moja mama zawsze powtarzała, że klase się ma albo nie, więc u mnie nie było kłótni, scen ,szarpaniny itd. Choć gdyby nie była tak mądrą kobietą i zaczęła nami szarpać to pewnie nie wspominałabym tego tak dobrze, ale i dla niej i dla mojego ojca najważniejsze było dobro dzieci. A tutaj - tzn. w tej sytuacji, kiedy emocje szaleją, talerze latają, on się wyprowadza, ona pewnie wsadziłaby mu nóż w plecy to rzeczywiście o nowej relacji lepiej nie myśleć. Tymbardziej, że ZAWSZE są winne dwie strony(oczywiście wyłączamy patologie typu: alkoholizm, przemoc itd). Jedna zdradza, ale druga się do tego przyczyniła - zaniedbaniem itd. (przykładowo!) więc przychodzi też do głowy pomysł, że może i głównym winnym jest on - a tego się nie dowiesz. Bo z własnego doświadczenia wiem, że mnie szlag trafia, bo np. mówiłam coś N razy a On się wykazuje ignorancją i wychodzi na to że wcale mnie nie słuchał, więc wybucham a on to odbiera, że jestem złośliwa, że się od razu denerwuję, że się czepiam itd. I jakby tak ktoś posłuchał z boku (jak np. jego siostra) to wychodzi na to że mam nierówno pod kopułą :D
Edytowany przez dariak1987 31 października 2012, 14:50
31 października 2012, 14:54
31 października 2012, 14:56
31 października 2012, 15:11
31 października 2012, 15:23
31 października 2012, 15:23
31 października 2012, 15:45