17 sierpnia 2012, 11:41
Moim zdaniem ten problem, który mam jest szczytem głupoty. Nie mogę z nikim o tym pogadać. Chodzi o związek między kobietą i mężczyzną. Nie wierzę w to, w ogóle nie wierzę w miłość. Jestem uprzedzona do tych spraw, zalecało się do mnie kilku chłopaków, a ja nic nie czułam, nie umiałam spojrzeć na nich z ciepłym sercem. Po prostu odtrącałam, jak zimna suka. Znam korzenie problemu - to mój rodzinny dom. Rodzice się nienawidzą, matka ciągle czepia sie ojca i robi wielkie awantury o nic. Prowokuje go, wyzywa, więc czasami lecą na nią epitety w stylu"ty wredny debilu", albo"kurwa, zamknij się". Patrząc na rodziców zdałam sobie sprawę, że pewnie każda miłość tak wygląda. Na początku jest sielanka i pitu-pitu, a później ukochana kiedyś żona staje się wredną jędzą, a mąż bezużytecznym starym capem.. Więc nie widzę sensu w wiązaniu się z chłopakiem. Wolę zostać sama, niż stać się taką wredną zołzą jak moja matka. Nie powtórzę jej błędu.
Ostatnio poznałam na obozie zajebistego gościa. Jest moją bratnią duszą. Mieszkamy w sąsiednich miastach, więc widujemy się często. Możemy rozmawiać o wszystkim i bez przerwy. Widać, że mu na mnie zależy i być może chciałby, żebyśmy byli czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Ale ja nie umiem. Chciałabym się odciąć psychicznie od tego, co widzę na codzien w domu i udowodnić sobie, że ja mogę inaczej. Ale czy to prawda?
17 sierpnia 2012, 12:40
ja tez. i tez przez dom. kumpela mi powiedziala; odpedzasz facetow jak dzikie swinie, a oni sa tacy uroczy. no ale nic mi nie pozostaje jak dac sobie czas, obym tylko stara panna nie zostala. tez sie boje samotnosci ale strach przed zranieniem i porazka jest jeszcze wiekszy..;(
- Dołączył: 2010-05-10
- Miasto: Mauritius
- Liczba postów: 21812
17 sierpnia 2012, 12:54
Po stylu pisania widze ze masz nascie lat. Przejdzie ci. To jest bunty i wmawianie wszystkim ze jest sie wyjatkowym, ze jest sie zimna suka, ze sie nikogo ni epotrzebuje i bla bla.....za jakies 10 lat ci sie to zmieni:) tak ze spokojnie.
17 sierpnia 2012, 12:57
Ja nadal jestem uprzedzona. Mam problem z zaufaniem. Moj ojciec zdradzal klamal oszukiwal i kradl. Ciezko mi uwirzyc ze w moim zwiazku zdrady nie bedzie. Ale razem z partnerem pracujemy nad zaufaniem. Ciagle trzymam go na dystans a razem jestesmy juz jakis czzas, miesskamy razem
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
17 sierpnia 2012, 13:18
MamaMychy napisał(a):
dwiepiatki napisał(a):
Myślałam, że mniej. :)Przyjdzie kiedyś taki czas, że się zakochasz. W swoim czasie.Nic na siłe. Po prostu jeszcze twój moment nie nadszedł.Ale prędzej czy później nadejdzie i bez względu na sytuacje w domu pokochasz kogoś.I powiem Ci, że lepiej kogoś odtrącić od razu niż narobić mu nadziei. Pogadaj z tym chłopakiem szczerze, skoro dobrze się rozumiecie i wyjaśnij mu, że na chwile obecną nie możesz mu dać nic więcej poza przyjaźnią.
Też myślę,że jeszcze zdążysz się zakochać,co to jest 18lat?No i nie doszukuj się przyczyn tam gdzie ich nie ma(tj.dom rodzinny itd.)To nie do Ciebie ale ogólnie:Rozwala mnie takie psychologiczne bajdurzenie"Bo miałam ciężkie dzieciństwo-to wina jest w tym".
Nie wiem co ciebie w tym rozwala bo to często jest prawda. jednak prawda jest tez taka, że sami możemy podejmować własna aktywnosc w celu zmiany siebie i sowjego postrzegania. trzeba po prostu nad soba pracowac, a nie uzalac się "ja sie nie zmienie, bo juz mnie zepsuto". przeszłosci sie nie zmieni, rodziców tez nie, ale da rade sie zmienic siebie, czesto w duzym stopniu.
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
17 sierpnia 2012, 13:20
KotkaPsotka napisał(a):
Po stylu pisania widze ze masz nascie lat. Przejdzie ci. To jest bunty i wmawianie wszystkim ze jest sie wyjatkowym, ze jest sie zimna suka, ze sie nikogo ni epotrzebuje i bla bla.....za jakies 10 lat ci sie to zmieni:) tak ze spokojnie.
co za bzdura.. jakie bunty? Nie każdy nastolatek ma tak jak pisze o tym autorka. W jej wieku normalne jest budowanie pierwszych powazniejszych związków a nie lęk przed bliskoscia. Poza tym samo nie przejdzie, trzeba nad soba popracowac. No i za 10 lat to on bedzie koło 30 wiec nawte twoje słowa zbyt pocieszajace nie sa..
- Dołączył: 2010-05-10
- Miasto: Mauritius
- Liczba postów: 21812
17 sierpnia 2012, 13:53
paranormalsun napisał(a):
KotkaPsotka napisał(a):
Po stylu pisania widze ze masz nascie lat. Przejdzie ci. To jest bunty i wmawianie wszystkim ze jest sie wyjatkowym, ze jest sie zimna suka, ze sie nikogo ni epotrzebuje i bla bla.....za jakies 10 lat ci sie to zmieni:) tak ze spokojnie.
co za bzdura.. jakie bunty? Nie każdy nastolatek ma tak jak pisze o tym autorka. W jej wieku normalne jest budowanie pierwszych powazniejszych związków a nie lęk przed bliskoscia. Poza tym samo nie przejdzie, trzeba nad soba popracowac. No i za 10 lat to on bedzie koło 30 wiec nawte twoje słowa zbyt pocieszajace nie sa..
Poobserwuj i posluchaj nastolatek. Przekonasz sie ze sa wsrod nich takie ktore wlasnie taks ie zachowuja i takie teorie glosza. I wcale nie musza pochodzic ani z patologicznych rodzin ani z domow gdzie rozice sie kloca. To z wiekiem przechodzi. Nie kazda nastolatka ma ochote zaraz na wielkie milosci, na chopdzenie z chlopakami i budowanie zwiazkow, niekotre wlasnei tak jak autorka nei maja na to ochoty. Oczywiscie ze kazda sie bedzie zapeirac ze to na cale zycie i to zaden mlodzienczy bunt. Jedni dorastaja szybciej a drudzy pozniej do zwiazkow.
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
17 sierpnia 2012, 14:12
KotkaPsotka ale ja naprawde słuchałam/ słucham duzo nastolatek i obserwuje, mam 21 lat, więc niedawno nia przestałam byc. Poza tym tez studiuje psychologię i mimo, że psychologiem jescze nie ejstem wydaje mi się, że mam jakies tam pojęcie już. To co opisuje autorka nie wyglada mi na bunt jak to napisałs, w stylu, że jest "lepsza". Po prostu boi się związków z obawy, ze skończy tak jak rodzice.. Z akis tam tych moich obserwacji wynika, że nastolatki chętnie zawiązuja bliskie relacje (no i czetso własnie wydaje im się, że to wielkie miłoscie od razu itp) chyba, że 1) maja własnie zły prykład zwiazków w domu albo 2) zostali skrzywdzeni w jakims zwiazku.. To nie jest tak, że nagle samemu z siebie to się pojawia czy przemija.. Zawsze jest jakas przyczyna no i zawsze można sie starac cos z tym zrobic.
- Dołączył: 2011-03-14
- Miasto: Gdzieś
- Liczba postów: 3828
23 października 2012, 15:04
Nassty napisał(a):
Moim zdaniem ten problem, który mam jest szczytem głupoty. Nie mogę z nikim o tym pogadać. Chodzi o związek między kobietą i mężczyzną. Nie wierzę w to, w ogóle nie wierzę w miłość. Jestem uprzedzona do tych spraw, zalecało się do mnie kilku chłopaków, a ja nic nie czułam, nie umiałam spojrzeć na nich z ciepłym sercem. Po prostu odtrącałam, jak zimna suka. Znam korzenie problemu - to mój rodzinny dom. Rodzice się nienawidzą, matka ciągle czepia sie ojca i robi wielkie awantury o nic. Prowokuje go, wyzywa, więc czasami lecą na nią epitety w stylu"ty wredny debilu", albo"kurwa, zamknij się". Patrząc na rodziców zdałam sobie sprawę, że pewnie każda miłość tak wygląda. Na początku jest sielanka i pitu-pitu, a później ukochana kiedyś żona staje się wredną jędzą, a mąż bezużytecznym starym capem.. Więc nie widzę sensu w wiązaniu się z chłopakiem. Wolę zostać sama, niż stać się taką wredną zołzą jak moja matka. Nie powtórzę jej błędu.Ostatnio poznałam na obozie zajebistego gościa. Jest moją bratnią duszą. Mieszkamy w sąsiednich miastach, więc widujemy się często. Możemy rozmawiać o wszystkim i bez przerwy. Widać, że mu na mnie zależy i być może chciałby, żebyśmy byli czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Ale ja nie umiem. Chciałabym się odciąć psychicznie od tego, co widzę na codzien w domu i udowodnić sobie, że ja mogę inaczej. Ale czy to prawda?
Ja Cię po części rozumiem. Jestem z rozbitego domu, gdzie miłość nigdy nie istniała. Zdaję sobie sprawę z tego, że jakiś tam ślad na psychice to pozostawia. Ale tak szczerze... co z tego? Przecież to, że rodzice zrobili to czy tamto w ogóle nie warunkuje tego, jak będzie wyglądało Twoje własne życie. Chcesz coś sobie udowodnić tym, że będziesz sama? Tak na przekór? Po co? Przecież to bez sensu. Sama się unieszczęśliwisz. Uważam, że jak najbardziej jest możliwe, żeby odciąć się od tego. Potrafisz inaczej z całą pewnością. Wystarczy, żebyś chciała. Skąd w ogóle pomysł, że wszyscy muszą być akurat tacy, jak Twoi rodzice?