Temat: Oszczędzanie - tak czy nie

Witajcie,

od jakiegoś czasu odkładaliśmy z mężem pieniądze na róźne cele. Najpierw na mieszkanie, potem na samochód itd. Teraz nie mamy przed sobą jakiegoś dużego wydatku, a mąż uważa, ze powinniśmy dalej oszczędzać. Uważa, że powinno się odkładać "na czarną godzinę" jakieś pieniądze z każdej wypłaty bez wyjątku. I bez względu na to ile się zarabia. I także bez względu na to ile się już odłożyło. Dla jednych to będzie 70 zł dla innych 700zł dla innych 7000 zł itd. Ja nie do końca się z nim zgadzam. Oczywiście nie chodzi mi o to,ze pójde teraz do sklepu i nakupię ciuchów, butów i torebek, ale mamy całe życie ciągle sobie odmawiać? Co o tym myślicie? Czy też odkładacie jakieś pieniądze? Czy z kazdej wypłaty bez wyjątku? Czy są to duże kwoty?

 

my teraz odkładamy na mieszkanie. mamy co prawda wiele celów, ale uważam, że na koncie u dorosłych ludzi zawsze powinna być odłożona kwota na "czarną godzinę". są w życiu takie sytuacje - czasem trzeba np. nagle kupic bardzo drogie leki, czasem trzeba pewną kwote zainwestować, czasem ktoś w rodzinie jest bardzo potrzebujący, czasem trzeba nagle gdzies wyjechać, czasem ktoś traci pracę... jest tyle nieprzewidzianych sytuacji! 

jeszcze na długo przed ślubem ustaliłam z mężem, że choćby nie wiem co, bedziemy mieć na koncie pewną kwotę, minimum te 30 000 złotych, nienaruszalną!!! taką, z której skorzystamy tylko w nieprzewidzianych sytuacjach.

tę zasadę wyniosłam z domu. rodzice zawsze mieli odłożone jakieś pieniądze (nigdy nie wiedziałam, ile) i jako dziecko nie dotyczyły mnie problemy w postaci "ojej, rodziców nie będize stać na wycieczkę szkolną!". (nie mówię tu o wycieczkach za kilka tysięcy złotych dla 12-letniego dzieciaka, bo chociaż rodzice mieli te pieniadze to nie wydawali ich na rzeczy ich zdaniem zbyt drogie, nieproporcjonalne do wydatków). ogólnie wychowywali mnie tak, że nie wiedziałam, ile tak naprawdę zarabiają, wiedziałam, ze są oszczędności w domu, ale że nie są one na głupoty. nigdy nie żyliśmy z miesiąca na miesiąc, ale też rodzice mnie nie rozpuszczali - nie miałam nigdy markowych ciuchów, na komputer po komunii zbierałam 5 lat (potem złożyłam się na niego z rodzicami), książki czytałam wypożyczane z biblioteki, a nie kupowane (czasem dostawałam książkę w prezencie) itd. ale nigdy jako dziecko nie musiałąm przejmować się pieniedzmi. i moje dzieci chcę wychowywać tak samo.

 

edit: ToAcceptMyself masz wyrzuty sumienia, bo syn nie ma butów z diodami?? moim zdaniem nie powinnaś. odpowiedz sobie na pytanie - na kogo chcesz go wychować: na wartościowego, myślącego człowieka czy bezmyślnego konsumpcjonistę? ja rozumiem nawet duże wydatki na dziecko ale na jego rozwój! na kursy językowe za granicą na jakieś ciekawe obozy itd. nie mam dzieci, ale wiele razy zastanawiałam się jak będę je wychowywać - jestem pewna na 100%, że nawet jeśli będziemy bardzo dobrze oboje zarabiać, to dzieciak i tak nie musi mieć wszystkich ciuchów markowych, gierek playstation itp. bzdur. wcale nie chcę mojemu dziecku zapewnić wszystkiego. i wcale nie chcę, żeby miał życie lekkie i łatwe, wolę nawet, żeby miał pewne ograniczenia, żeby był wartościowym, umiejącym dokonywać dobrych wyborów człowiekiem.

Pasek wagi

Marikoo napisał(a):

my teraz odkładamy na mieszkanie. mamy co prawda wiele celów, ale uważam, że na koncie u dorosłych ludzi zawsze powinna być odłożona kwota na "czarną godzinę". są w życiu takie sytuacje - czasem trzeba np. nagle kupic bardzo drogie leki, czasem trzeba pewną kwote zainwestować, czasem ktoś w rodzinie jest bardzo potrzebujący, czasem trzeba nagle gdzies wyjechać, czasem ktoś traci pracę... jest tyle nieprzewidzianych sytuacji! jeszcze na długo przed ślubem ustaliłam z mężem, że choćby nie wiem co, bedziemy mieć na koncie pewną kwotę, minimum te 30 000 złotych, nienaruszalną!!! taką, z której skorzystamy tylko w nieprzewidzianych sytuacjach.tę zasadę wyniosłam z domu. rodzice zawsze mieli odłożone jakieś pieniądze (nigdy nie wiedziałam, ile) i jako dziecko nie dotyczyły mnie problemy w postaci "ojej, rodziców nie będize stać na wycieczkę szkolną!". (nie mówię tu o wycieczkach za kilka tysięcy złotych dla 12-letniego dzieciaka, bo chociaż rodzice mieli te pieniadze to nie wydawali ich na rzeczy ich zdaniem zbyt drogie, nieproporcjonalne do wydatków). ogólnie wychowywali mnie tak, że nie wiedziałam, ile tak naprawdę zarabiają, wiedziałam, ze są oszczędności w domu, ale że nie są one na głupoty. nigdy nie żyliśmy z miesiąca na miesiąc, ale też rodzice mnie nie rozpuszczali - nie miałam nigdy markowych ciuchów, na komputer po komunii zbierałam 5 lat (potem złożyłam się na niego z rodzicami), książki czytałam wypożyczane z biblioteki, a nie kupowane (czasem dostawałam książkę w prezencie) itd. ale nigdy jako dziecko nie musiałąm przejmować się pieniedzmi. i moje dzieci chcę wychowywać tak samo. edit: ToAcceptMyself masz wyrzuty sumienia, bo syn nie ma butów z diodami?? moim zdaniem nie powinnaś. odpowiedz sobie na pytanie - na kogo chcesz go wychować: na wartościowego, myślącego człowieka czy bezmyślnego konsumpcjonistę? ja rozumiem nawet duże wydatki na dziecko ale na jego rozwój! na kursy językowe za granicą na jakieś ciekawe obozy itd. nie mam dzieci, ale wiele razy zastanawiałam się jak będę je wychowywać - jestem pewna na 100%, że nawet jeśli będziemy bardzo dobrze oboje zarabiać, to dzieciak i tak nie musi mieć wszystkich ciuchów markowych, gierek playstation itp. bzdur. wcale nie chcę mojemu dziecku zapewnić wszystkiego. i wcale nie chcę, żeby miał życie lekkie i łatwe, wolę nawet, żeby miał pewne ograniczenia, żeby był wartościowym, umiejącym dokonywać dobrych wyborów człowiekiem.


No wlaśnie ja myślę tak samo.  Jeżdziliśmy "starym" wózkiem od bratowej, bo uważałam,ze skoro mamy wózek może nie najmodniejszy i nie najnowszy to po co wydawac kase. Ciuszki tez mam od szwagierki, po koleżankach i tylko buty kupuje nowe bo nie chce zeby jakies koślawosci sie nabawil chodzac w wydeptanych butkach. Ale czasem  ludzie komentuja glupio to, ze dziecko jest ubrane gorzej. I to wcale nie dzieci, ale wlaśnie rodzice w "piaskownicy" komentują, nie zastanawiajac sie czy rodzic obgadywanego dziecka nie siedzi gdzies obok. Czasem mysle, ze nie powinnam oszczedzac na dziecku, ale uważam, ze strojąc go w modne ciuchy wcale go nie uszczesliwie.

A tak w ogole to oboje z mezem pochodzimy z "biednych" domow. Moi rodzice oboje ciezko pracowali, ale czesto na wiele rzeczy nie bylo pieniedzy. U męża ojciec szybko zmarł i z mamy pensji tez ledwo wiazali koniec z koncem. I tą właśnie oszczednosc chyba oboje wynieślismy z domu. I chyba nie mialam takich dylematów jak oszczedzałam na sobie. Ale jak pojawilo sie dziecko i jego potrzeby to zaczynam miec jakies watpliwosci.

ToAcceptMyself napisał(a):

kasia.c napisał(a):

ja płacę rachunki, wszystkie opłaty związane z firmą i zostawiam 1000zł na koncie na życie, a resztę przelewam na oszczędnościowe... czasem się zdarzy coś z oszczędnościowego skubnąć, jasne... ale ogólnie zazwyczaj się wyrabiamy :) i potem na wakacje jak znalazł, a i po mału na domek się zbiera...
 Jak możecie przeżyc za 1000 zł???????

normalnie :) 2 osoby, ja i mąż plus pies - 1000zł na jedzenie, ciuchy, chemię i kosmetyki :) robiłam bilans wydatków przed 1,5 roku, to bardzo pomogło, aby zapanować nad zbędnymi wydatkami... ciuchy kupuję zazwyczaj w necie, w sklepach wysyłkowych, staramy się jeść na mieście wtedy kiedy taniej wyjdzie zjeść w knajpie niż gotować dla jednej osoby (jak teraz jak jestem na diecie :) można :)

kasia.c napisał(a):

ToAcceptMyself napisał(a):

kasia.c napisał(a):

ja płacę rachunki, wszystkie opłaty związane z firmą i zostawiam 1000zł na koncie na życie, a resztę przelewam na oszczędnościowe... czasem się zdarzy coś z oszczędnościowego skubnąć, jasne... ale ogólnie zazwyczaj się wyrabiamy :) i potem na wakacje jak znalazł, a i po mału na domek się zbiera...
 Jak możecie przeżyc za 1000 zł???????
normalnie :) 2 osoby, ja i mąż plus pies - 1000zł na jedzenie, ciuchy, chemię i kosmetyki :) robiłam bilans wydatków przed 1,5 roku, to bardzo pomogło, aby zapanować nad zbędnymi wydatkami... ciuchy kupuję zazwyczaj w necie, w sklepach wysyłkowych, staramy się jeść na mieście wtedy kiedy taniej wyjdzie zjeść w knajpie niż gotować dla jednej osoby (jak teraz jak jestem na diecie :) można :)



Aha. No tak to mozna. Bo ja do wydatkow licze jeszcze benzyne , angielski, pierdoly dla dziecka itd. :)
pracuje się po to żeby żyć. 
nie żyje aby pracować. 

Odkładanie? okej. Ale nie kwestią odmawiania sobie. 
My tez odkładamy na emeryture;)

Marikoo napisał(a):

(...)tę zasadę wyniosłam z domu. rodzice zawsze mieli odłożone jakieś pieniądze (...) ogólnie wychowywali mnie tak, że nie wiedziałam, ile tak naprawdę zarabiają, wiedziałam, ze są oszczędności w domu, ale że nie są one na głupoty. nigdy nie żyliśmy z miesiąca na miesiąc, ale też rodzice mnie nie rozpuszczali - nie miałam nigdy markowych ciuchów, na komputer po komunii zbierałam 5 lat (potem złożyłam się na niego z rodzicami), książki czytałam wypożyczane z biblioteki, a nie kupowane (czasem dostawałam książkę w prezencie) itd. ale nigdy jako dziecko nie musiałąm przejmować się pieniedzmi. i moje dzieci chcę wychowywać tak samo. 

edit: ToAcceptMyself masz wyrzuty sumienia, bo syn nie ma butów z diodami?? moim zdaniem nie powinnaś. odpowiedz sobie na pytanie - na kogo chcesz go wychować: na wartościowego, myślącego człowieka czy bezmyślnego konsumpcjonistę?(...) wcale nie chcę mojemu dziecku zapewnić wszystkiego. i wcale nie chcę, żeby miał życie lekkie i łatwe, wolę nawet, żeby miał pewne ograniczenia, żeby był wartościowym, umiejącym dokonywać dobrych wyborów człowiekiem.

brawo dla rodziców! są owoce ;) 
Pasek wagi
my chcemy odkładać.. i wiem ze to nam wyjdzie tylko na dobre.. zawsze lepiej jest mieć jakieś pieniążki na czarną godzinę niż się potem martwić co i jak...

elaww napisał(a):

pracuje się po to żeby żyć. nie żyje aby pracować. Odkładanie? okej. Ale nie kwestią odmawiania sobie. 


Nie da sie oszczedzac nieodmawiajac sobie. I nie mowie tu o tym, ze nie kupie dziecku czekolady bo oszczedzam. Ale odmowie sobie ktorejs tam torebki, czy wizyty u kosmetyczki.
Ja zawsze staram się odkładać, mimo, że nie mam żadnego celu. Dobrze jest mieć parę grosza odłożone na niespodziewane wydatki. Człowiek czuje się pewniej. Tym bardziej, że ja np nie lubię strasznie pożyczać od kogoś kaski. Wolę być niezależna. 
Też bym chciała żeby mój facet był taki oszczędny. W naszym związku to ja mam jakieś oszczędności a mój partner - nic. Raczej jakieś małe długi... Co lepsze On zarabia nieraz 2-3 razy więcej ode mnie. Paradoks :-)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.