- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
14 lipca 2012, 18:24
Kochane Vitalijki i Vitaliusze jeśli są niech się też wypowiedzą :)
od razu przepraszam, że ta historia jest tak długa, ale proszę przeczytajcie, bo potrzebuję porady...
Otóż zakochałam się... w chłopaku z pracy (28l.), który podobał mi się już od kilku miesięcy, uwielbiam jego poczucie humoru, osobowość, mamy podobne pasje jednak wiedziałam że kogoś ma, dlatego trzymałam się na dystans, dużo rozmawialiśmy (on stwierdził, że nawet więcej ze mną rozmawia niż ze swoją kobietą) i zawsze uważałam go za świetnego faceta, skorego do pomocy i poświęceń, zresztą wydaje mi się, że sam fakt, że był z dziewczyną, która jest mężatką i ma dwójkę dzieci, które on chciał traktować jak swoje (bo biologicznego ojca nie znały) dobrze świadczy o nim jako o facecie ( tym bardziej, że ja strasznie kocham dzieci)
Wracając do wątku...
Między Tomkiem, a jego dziewczyną zaczęło się psuć i się rozstali (ona nie chciała by on zastępował jej dzieciom ojca, nie chciała z nim zamieszkać i wziąć rozwodu z mężem) byli ze sobą dwa lata. Miesiąc po tym zaczęliśmy jeszcze częściej ze sobą rozmawiać i umówiliśmy się... spotykaliśmy się, całowaliśmy i kochaliśmy się przez niecałe 2 miesiące i było cudownie! W międzyczasie "ona" ciągle pisała do niego, że chce wszystko naprawić, a on zapewniał mnie, że nie chce do niej wrócić, był ze mną szczery jak dziecko, pokazywał mi każdy sms od niej, więc nie miałam powodu, aby mu nie ufać, jednak niestety miesiąc temu, podczas jednego z wieczorów był kompletnie nieobecny (zdażyło mu się już tak ze dwa albo trzy razy) i stwierdziłam, że tak nie będzie byłam pewna, że ciągle myśli o Monice (swojej byłej) i powiedziałam mu, że chyba lepiej będzie się rozstać... myślałam, że będzie mnie zatryzmywał, bo jak sam wcześniej stwierdził, dopiero przy mnie zrozumiał co to znaczy być w normalnym związku... ale nie zrobił tego... wróciliśmy do normalnej relacji kolega- koleżanka... widujemy sie w pracy jak gdyby nigdy nic między nami nie było... on uważa, że w tak krótkim czasie nie zdążyliśmy się zaangażować, więc lepiej, że rozpadło się to teraz... ale ja tak nie uważam...
nie pamiętam kiedy poznałam tak świetnego faceta, myślicie że jest szansa, że jeszcze kiedyś... nam wyjdzie?
14 lipca 2012, 20:52
14 lipca 2012, 20:58
14 lipca 2012, 21:00
14 lipca 2012, 21:22
14 lipca 2012, 21:43
14 lipca 2012, 21:44
nie byłabym wcale taka pewna, ze do niej wroci... a odszedł bo może nie chce Cie ranic i chce sie wyleczyc sam a nie Twoim kosztem. moze i kiedys by zmadrzał i by przybiegł do Ciebie, ale zazwyczaj faceci ogarniaja temat jak jest juz za pozno:) przerabiałam identyczna sytuacje na sobie. imie faceta tez takie same;p
ale i tak na Twoim miejscu starałabym sie zapomniec. a jesli wroci to sprobowac na nowo, ale tak na spokojnie, o ile wogole nie bedziesz juz sie go "bała", ze znow tak postapi.
Edytowany przez wloszka19 14 lipca 2012, 21:46
14 lipca 2012, 21:52
14 lipca 2012, 22:28
Na zasadzie, że znalazł w niej pocieszenie po rozstaniu z tamtą kobietą.
14 lipca 2012, 22:29
Siedział nieobecny, mój facet też czasami siedzi nieobecny. Jak ma jakiś problem w pracy, jak mu się coś w samochodzie zepsuje, jak dostał jakąś przykrą wiadmość. Siedzi zamyślony i się nie odzywa. Na początku też rwałam włosy z głowy, ale później wytłumaczył mi że kobiety mają skłonność do przesadzonej analizy nieistotnych lub bardzo jasnych zachowań. I wyobraź sobie, że Twój ukochany siedzi i myśli, nie wiem, o zepsutym amortyzatorze w samochodzie, a Ty nagle mu wyjeżdżasz, że to koniec. Pomyślał sobie pewnie, że stwierdziłaś, że jednak nie pasujecie do siebie, a że jeszcze związek świeży, to nie ma za bardzo czego ratować skoro jesteś taka pewna swojej decyzji. I tyle.... niestety miesiąc temu, podczas jednego z wieczorów był kompletnie nieobecny (zdażyło mu się już tak ze dwa albo trzy razy) i stwierdziłam, że tak nie będzie byłam pewna, że ciągle myśli o Monice (swojej byłej) i powiedziałam mu, że chyba lepiej będzie się rozstać... myślałam, że będzie mnie zatryzmywał, bo jak sam wcześniej stwierdził, dopiero przy mnie zrozumiał co to znaczy być w normalnym związku... ale nie zrobił tego... wróciliśmy do normalnej relacji kolega- koleżanka... widujemy sie w pracy jak gdyby nigdy nic między nami nie było... on uważa, że w tak krótkim czasie nie zdążyliśmy się zaangażować, więc lepiej, że rozpadło się to teraz... ale ja tak nie uważam...nie pamiętam kiedy poznałam tak świetnego faceta, myślicie że jest szansa, że jeszcze kiedyś... nam wyjdzie?