Temat: Gdzie spotkać swoją drugą połówkę?

No właśnie? Gdzie Wy spotkaliście swojego byłego/byłą/obecnego/obecną partnera/partnerke? :)
To było w sklepie? W kawiarni? Na imprezie? W internecie? Czy to było mega love story jak z filmu?

Ja swojego pierwszego poznałam w internecie, a jak się później okazało chodziliśmy do tej samej szkoły.
Swojego obecnego poznałam przez koleżankę, a dzieli nas 170 km. 

A jak Wasze miłości?
Ale macie fajne historie.. :)

Ja ze swoim pierwszym obiektem zainteresowania chodziłam do gimnazjum, 3 lata się w nim bujałam, niestety, bez wzajemności, chociaż czasami wydawało mi się, że coś z tego będzie...

W liceum poznałam chłopaka przez fotkę, dzieliło nas prawie 400 km i wytrzymaliśmy półtora roku..



Obecnego chłopaka poznałam na imprezie, mieliśmy wspólnych znajomych, byłam wtedy w trakcie innego związku, w którym wytrzymałam 3 miesiące i to był straaaszny niewypał. 

Dużo facetów poznałam przez czat, z niektórymi się spotkałam, z jednym spotykaliśmy się co jakiś czas ale też nic z tego nie wyszło.
ja mojego przyszłego męża poznałam jak wiele z Was przez internet- oczywiście na portalu randkowym : ) zresztą wszystkim moich facetów poznałam przez internet : )  niektórzy nawet zostali moimi przyjaciółmi - była gadka, nie było chemii ale dzięki temu mam więcej znajomych
Ja mojego byłego chłopaka poznałam przez sieć akademicką - kupiłam od niego monitor, a jak mi go przyniósł to powiedziałam, że ma go podłączyć, bo chciałam sprawdzić czy działa, namęczył się okropnie, a ja okrutna powiedziałam, że teraz ma mi go upchnąć do górnej półki w szafie jak ją otworzył to cała zawartość na niego wyleciała - pościel, jakaś lampka mu spadła na głowę;), mimo wszystkich trudności (bo monitor był gigantyczny i ciężki) jakoś go zapakował... myślałam, że po męczarni jaką mu zapewniłam widzę go ostatni raz, ale myliłam się jak wrócił do swojego akademika to od razu do mnie napisał (coś w stylu, że jeszcze chwila i padł by trupem). I tak potoczyło się dalej... ale dziś żałuję - przez monitor zmarnowałam 3 lata swojego życia...
Pasek wagi
Obecnego na juwenaliach, wcześniejszego przez internet, a pierwszego w wakacyjnej pracy:)
Hmm byłych poznawałam w szkole albo przez internet  obecnego poznałam w internacie;))

ja męza poznałam na czacie :P jesteśmy super małżeństwem :) mamy dwójke dzieciaków :D

ale poweim szczerze, zawsze uwazałam, ze lepiej kogos w realu poznać, niestety ja nie z takich klubowo-dyskotekowych, na studiach samae baby, a czas leciał :P jak widać on mi był pisany a ja jemu :D

Ja poznalam mojego pierwszego chlopaka na nudnym obozie, na Mazurach w 2006. Intrygował mnie, ale nigdy nie gadaliśmy dłużej niż 5min. W zasadzie nie pamiętam konkretnych rozmów z nim wtedy...Jednak coś mnie od początku do niego ciągnęło.

Jak wróciłam do domu z obozu to nie mogłam wybić sobie z głowy tego chłopaka... Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest... nie wiedziałam jak nazwać to uczucie, które nagle poczułam. Wolałam nie wierzyć, że to miłość, bo wydawało mi się to absurdalne...

Rozmawialiśmy przez następne 2 lata na gg. Bardzo sporadycznie. Zawsze bałam się zagadać, liczyłam na jego krok Jak już gadaliśmy to długo i intensywnie. Jak dobrzy znajomi, przyjaciele..on zresztą miał dziewczynę, ale przyznawal ze nie czuję do niej miłości, raczej koleżeńską sympatię...Nigdy nie próbował mnie 'podrywać', nie wchodziliśmy na takie tematy. Czasem pisał do mnie pieszczotliwie, tak zadziornie. Lubiłam to 

Bardzo często o nim myślałam i w myślach zaczełam się przyznawać do tej miłości. Płakałam, bo myślałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę (dzieliło nas 400 km)...a jeśli nawet go zobaczę - to co z tego, przecież on ma swoje życie.

Pod koniec lutego 2008 miał przyjechać do Warszawy coś 'załatwić' i powiedział, że mnie odwiedzi. Ojej! Co to był za stres, emocje! Przyjechał wieczorem i po 3-4h rozmowy wyznał mi miłość. Zamurowało mnie, nie odwzajemniłam nawet jego pocałunku. To nie do opisania co się działo we mnie, w środku.

Następnego dnia, gdy już ochłonęłam i dotarło do mnie co się stało...hmm... nawet nie wiem jak to się stało, ale byliśmy już parą. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem!

To nie koniec. Za tydzień znowu przyjechal i ... oświadczył mi się! Kolejny szok  Powiedziałam, że nie wiem co mam powiedzieć... nie powiedziałam tak, ale też nie powiedziałam nie...nie traktowaliśmy tego jako normalne zaręczyny, tylko jako wyraz miłości i wierności - tak tylko pomiędzy nami. On potrzebował tego, zwłaszcza że przez następne pół roku byliśmy w związku na odległość.

Od 3,5 roku mieszkamy razem, w marcu miną 4 lata jak jesteśmy razem. Jak to piszę to nadal nie mogę uwierzyć w tę historię!

P.S oj sorry, że się tak rozpisałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to takie długie :P

sylwik1989 napisał(a):

Ja poznalam mojego pierwszego chlopaka na nudnym obozie, na Mazurach w 2006. Intrygował mnie, ale nigdy nie gadaliśmy dłużej niż 5min. W zasadzie nie pamiętam konkretnych rozmów z nim wtedy...Jednak coś mnie od początku do niego ciągnęło. Jak wróciłam do domu z obozu to nie mogłam wybić sobie z głowy tego chłopaka... Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest... nie wiedziałam jak nazwać to uczucie, które nagle poczułam. Wolałam nie wierzyć, że to miłość, bo wydawało mi się to absurdalne...Rozmawialiśmy przez następne 2 lata na gg. Bardzo sporadycznie. Zawsze bałam się zagadać, liczyłam na jego krok Jak już gadaliśmy to długo i intensywnie. Jak dobrzy znajomi, przyjaciele..on zresztą miał dziewczynę, ale przyznawal ze nie czuję do niej miłości, raczej koleżeńską sympatię...Nigdy nie próbował mnie 'podrywać', nie wchodziliśmy na takie tematy. Czasem pisał do mnie pieszczotliwie, tak zadziornie. Lubiłam to Bardzo często o nim myślałam i w myślach zaczełam się przyznawać do tej miłości. Płakałam, bo myślałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę (dzieliło nas 400 km)...a jeśli nawet go zobaczę - to co z tego, przecież on ma swoje życie. Pod koniec lutego 2008 miał przyjechać do Warszawy coś 'załatwić' i powiedział, że mnie odwiedzi. Ojej! Co to był za stres, emocje! Przyjechał wieczorem i po 3-4h rozmowy wyznał mi miłość. Zamurowało mnie, nie odwzajemniłam nawet jego pocałunku. To nie do opisania co się działo we mnie, w środku. Następnego dnia, gdy już ochłonęłam i dotarło do mnie co się stało...hmm... nawet nie wiem jak to się stało, ale byliśmy już parą. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem! To nie koniec. Za tydzień znowu przyjechal i ... oświadczył mi się! Kolejny szok  Powiedziałam, że nie wiem co mam powiedzieć... nie powiedziałam tak, ale też nie powiedziałam nie...nie traktowaliśmy tego jako normalne zaręczyny, tylko jako wyraz miłości i wierności - tak tylko pomiędzy nami. On potrzebował tego, zwłaszcza że przez następne pół roku byliśmy w związku na odległość. Od 3,5 roku mieszkamy razem, w marcu miną 4 lata jak jesteśmy razem. Jak to piszę to nadal nie mogę uwierzyć w tę historię!P.S oj sorry, że się tak rozpisałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to takie długie :P

Życzę szczęścia :)

sylwik1989 napisał(a):

Ja poznalam mojego pierwszego chlopaka na nudnym obozie, na Mazurach w 2006. Intrygował mnie, ale nigdy nie gadaliśmy dłużej niż 5min. W zasadzie nie pamiętam konkretnych rozmów z nim wtedy...Jednak coś mnie od początku do niego ciągnęło. Jak wróciłam do domu z obozu to nie mogłam wybić sobie z głowy tego chłopaka... Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest... nie wiedziałam jak nazwać to uczucie, które nagle poczułam. Wolałam nie wierzyć, że to miłość, bo wydawało mi się to absurdalne...Rozmawialiśmy przez następne 2 lata na gg. Bardzo sporadycznie. Zawsze bałam się zagadać, liczyłam na jego krok Jak już gadaliśmy to długo i intensywnie. Jak dobrzy znajomi, przyjaciele..on zresztą miał dziewczynę, ale przyznawal ze nie czuję do niej miłości, raczej koleżeńską sympatię...Nigdy nie próbował mnie 'podrywać', nie wchodziliśmy na takie tematy. Czasem pisał do mnie pieszczotliwie, tak zadziornie. Lubiłam to Bardzo często o nim myślałam i w myślach zaczełam się przyznawać do tej miłości. Płakałam, bo myślałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę (dzieliło nas 400 km)...a jeśli nawet go zobaczę - to co z tego, przecież on ma swoje życie. Pod koniec lutego 2008 miał przyjechać do Warszawy coś 'załatwić' i powiedział, że mnie odwiedzi. Ojej! Co to był za stres, emocje! Przyjechał wieczorem i po 3-4h rozmowy wyznał mi miłość. Zamurowało mnie, nie odwzajemniłam nawet jego pocałunku. To nie do opisania co się działo we mnie, w środku. Następnego dnia, gdy już ochłonęłam i dotarło do mnie co się stało...hmm... nawet nie wiem jak to się stało, ale byliśmy już parą. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem! To nie koniec. Za tydzień znowu przyjechal i ... oświadczył mi się! Kolejny szok  Powiedziałam, że nie wiem co mam powiedzieć... nie powiedziałam tak, ale też nie powiedziałam nie...nie traktowaliśmy tego jako normalne zaręczyny, tylko jako wyraz miłości i wierności - tak tylko pomiędzy nami. On potrzebował tego, zwłaszcza że przez następne pół roku byliśmy w związku na odległość. Od 3,5 roku mieszkamy razem, w marcu miną 4 lata jak jesteśmy razem. Jak to piszę to nadal nie mogę uwierzyć w tę historię!P.S oj sorry, że się tak rozpisałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to takie długie :P

Był Ci widocznie przeznaczony

Historia jak na film...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.