- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
31 stycznia 2012, 00:10
31 stycznia 2012, 12:35
Edytowany przez Misiak13720 31 stycznia 2012, 12:46
31 stycznia 2012, 12:36
31 stycznia 2012, 12:40
31 stycznia 2012, 13:01
31 stycznia 2012, 13:10
31 stycznia 2012, 13:43
ja męza poznałam na czacie :P jesteśmy super małżeństwem :) mamy dwójke dzieciaków :D
ale poweim szczerze, zawsze uwazałam, ze lepiej kogos w realu poznać, niestety ja nie z takich klubowo-dyskotekowych, na studiach samae baby, a czas leciał :P jak widać on mi był pisany a ja jemu :D
31 stycznia 2012, 15:50
Edytowany przez sylwik1989 31 stycznia 2012, 15:52
31 stycznia 2012, 16:52
Ja poznalam mojego pierwszego chlopaka na nudnym obozie, na Mazurach w 2006. Intrygował mnie, ale nigdy nie gadaliśmy dłużej niż 5min. W zasadzie nie pamiętam konkretnych rozmów z nim wtedy...Jednak coś mnie od początku do niego ciągnęło. Jak wróciłam do domu z obozu to nie mogłam wybić sobie z głowy tego chłopaka... Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest... nie wiedziałam jak nazwać to uczucie, które nagle poczułam. Wolałam nie wierzyć, że to miłość, bo wydawało mi się to absurdalne...Rozmawialiśmy przez następne 2 lata na gg. Bardzo sporadycznie. Zawsze bałam się zagadać, liczyłam na jego krok Jak już gadaliśmy to długo i intensywnie. Jak dobrzy znajomi, przyjaciele..on zresztą miał dziewczynę, ale przyznawal ze nie czuję do niej miłości, raczej koleżeńską sympatię...Nigdy nie próbował mnie 'podrywać', nie wchodziliśmy na takie tematy. Czasem pisał do mnie pieszczotliwie, tak zadziornie. Lubiłam to Bardzo często o nim myślałam i w myślach zaczełam się przyznawać do tej miłości. Płakałam, bo myślałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę (dzieliło nas 400 km)...a jeśli nawet go zobaczę - to co z tego, przecież on ma swoje życie. Pod koniec lutego 2008 miał przyjechać do Warszawy coś 'załatwić' i powiedział, że mnie odwiedzi. Ojej! Co to był za stres, emocje! Przyjechał wieczorem i po 3-4h rozmowy wyznał mi miłość. Zamurowało mnie, nie odwzajemniłam nawet jego pocałunku. To nie do opisania co się działo we mnie, w środku. Następnego dnia, gdy już ochłonęłam i dotarło do mnie co się stało...hmm... nawet nie wiem jak to się stało, ale byliśmy już parą. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem! To nie koniec. Za tydzień znowu przyjechal i ... oświadczył mi się! Kolejny szok Powiedziałam, że nie wiem co mam powiedzieć... nie powiedziałam tak, ale też nie powiedziałam nie...nie traktowaliśmy tego jako normalne zaręczyny, tylko jako wyraz miłości i wierności - tak tylko pomiędzy nami. On potrzebował tego, zwłaszcza że przez następne pół roku byliśmy w związku na odległość. Od 3,5 roku mieszkamy razem, w marcu miną 4 lata jak jesteśmy razem. Jak to piszę to nadal nie mogę uwierzyć w tę historię!P.S oj sorry, że się tak rozpisałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to takie długie :P
1 lutego 2012, 15:35
Ja poznalam mojego pierwszego chlopaka na nudnym obozie, na Mazurach w 2006. Intrygował mnie, ale nigdy nie gadaliśmy dłużej niż 5min. W zasadzie nie pamiętam konkretnych rozmów z nim wtedy...Jednak coś mnie od początku do niego ciągnęło. Jak wróciłam do domu z obozu to nie mogłam wybić sobie z głowy tego chłopaka... Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest... nie wiedziałam jak nazwać to uczucie, które nagle poczułam. Wolałam nie wierzyć, że to miłość, bo wydawało mi się to absurdalne...Rozmawialiśmy przez następne 2 lata na gg. Bardzo sporadycznie. Zawsze bałam się zagadać, liczyłam na jego krok Jak już gadaliśmy to długo i intensywnie. Jak dobrzy znajomi, przyjaciele..on zresztą miał dziewczynę, ale przyznawal ze nie czuję do niej miłości, raczej koleżeńską sympatię...Nigdy nie próbował mnie 'podrywać', nie wchodziliśmy na takie tematy. Czasem pisał do mnie pieszczotliwie, tak zadziornie. Lubiłam to Bardzo często o nim myślałam i w myślach zaczełam się przyznawać do tej miłości. Płakałam, bo myślałam, że nigdy więcej go już nie zobaczę (dzieliło nas 400 km)...a jeśli nawet go zobaczę - to co z tego, przecież on ma swoje życie. Pod koniec lutego 2008 miał przyjechać do Warszawy coś 'załatwić' i powiedział, że mnie odwiedzi. Ojej! Co to był za stres, emocje! Przyjechał wieczorem i po 3-4h rozmowy wyznał mi miłość. Zamurowało mnie, nie odwzajemniłam nawet jego pocałunku. To nie do opisania co się działo we mnie, w środku. Następnego dnia, gdy już ochłonęłam i dotarło do mnie co się stało...hmm... nawet nie wiem jak to się stało, ale byliśmy już parą. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem! To nie koniec. Za tydzień znowu przyjechal i ... oświadczył mi się! Kolejny szok Powiedziałam, że nie wiem co mam powiedzieć... nie powiedziałam tak, ale też nie powiedziałam nie...nie traktowaliśmy tego jako normalne zaręczyny, tylko jako wyraz miłości i wierności - tak tylko pomiędzy nami. On potrzebował tego, zwłaszcza że przez następne pół roku byliśmy w związku na odległość. Od 3,5 roku mieszkamy razem, w marcu miną 4 lata jak jesteśmy razem. Jak to piszę to nadal nie mogę uwierzyć w tę historię!P.S oj sorry, że się tak rozpisałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to takie długie :P
Był Ci widocznie przeznaczony
Historia jak na film...