- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 kwietnia 2015, 10:43
Jak sobie radzicie z brakiem zainteresowania wobec męża?
Lubię i szanuję swojego męża, ale nie wzbudza we mnie namiętności ani nawet zwykłego zainteresowania.
Spędzamy czas w różny sposób: chodzimy często do restauracji, zwiedzamy, spotykamy się ze znajomymi, chodzimy do kina. Rozmawiamy o wszystkim i niczym, nudzą nas nawzajem nasze historie, mamy inne poglądy na większość tematów.
Nie zawsze tak było, ale zmieniło się to od kiedy mnie znudziło imprezowe życie. Zwyczajnie zamiast upijać się co weekend i/lub zasypiać na kanapie oglądając film wolę iść na siłownię, nauczyć się czegoś nowego, spotkać się ze znajomymi, żeby coś razem robić, a nie obgadywać życie innych. Mój mąż zatrzymał się na poprzednim etapie i jest mu tam dobrze.
Oczywiście rozmawialiśmy o tym wiele razy. Spokojnie, szczerze i bez kłótni. Jemu jest dobrze tak jak jest. Nie potrzebuje nic więcej. Ja z nudów wariuję do tego stopnia, że bywam agresywna.
Radzę sobie: uprawiam sport, rozwijam się zawodowo, spotykam się ze swoimi znajomymi. Tylko, że nie ma tam miejsca na mojego męża. Nawet jak jest ze mną, to tylko ciałem. Ja też zmuszam się do spędzania czasu tak jak on chce.
Co do seksu to kompletnie mnie ta aktywność nie interesuje. Ściślej: nie interesuje mnie w obecnym składzie, ale nie mam sumienia go zdradzać. Mam duże libido i potrzebę bliskości, ale co zrobić gdy dotyk własnego męża tylko mnie irytuje. Nawet gdy staram się zmusić do współżycia i wskrzesić to co było dawniej kończy się to moim płaczem w poduszkę - nie wytrzymuję emocjonalnie robienia czegoś czego "nie czuję".
Jesteśmy małżeństwem, bo się przyjaźnimy, wspieramy, potrzebujemy. Planowaliśmy dziecko, ale nie chcę w ten sposób ratować związku.
Jak sobie z tym radzić? On twierdzi, że mi przejdzie. Nie przechodzi od roku.
Dzięki za przeczytanie.
Edit: Nie chciałabym rozpatrywać tej sytuacji w kategorii "czyja to wina" - ani on nie jest biednym misiem (zdradził mnie 5 lat temu), ani ja bezwzględną suka (nie chcę go dalej ranić). Załamuje mnie to, że obydwoje się staramy, idziemy na kompromisy, a przez to żadne z nas nie jest szczęśliwe. No przynajmniej ja nie jestem i tego nie ukrywam.
Edytowany przez Pinkdress 30 kwietnia 2015, 15:33
30 kwietnia 2015, 15:41
Jak to miłość to nie uczucie? Miłość to właśnie uczucie, na które składa się wiele rzeczy w tym namiętność, szacunek do partnera, przyjemność w spędzaniu wspólnego czasu, troska, trochę zazdrości, ciekawość drugiej osoby i zaufanie. Gdy tego nie ma to człowiek męczy się z drugim człowiekiem, nieważne gdzie tą miłość przysięgał. Z decyzji bycia z kimś bez żadnego uczucia szczęśliwym się nie będzie. Autorko tematu piszesz, że kochałaś go przed ślubem. Przypomnij sobie za co, dlaczego, co Wam wtedy sprawiało wspólną radość. Ludzie zmieniają się aż tak bardzo? Może jednak coś da się zrobić.. bo jak nie kochałaś nigdy to walcz o swoje szczęście i nie męcz się w tym małżeństwie dopóki nie macie dzieci.[quoteAle to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.
Pamiętam dlaczego się w nim zakochałam, ale miałam wtedy 19 lat i tak - byłam innym człowiekiem niż teraz. Bardzo starałam się przez te 9 lat dostosować do niego, lubić te rzeczy co on, jego znajomych, jego styl życia. Od kiedy zaczęłam słuchać swojej intuicji i robić to co jest zgodne z moją naturą jestem wreszcie szczęśliwa sama ze sobą (nagle przestałam mieć "kompulsy", które były zwykłym zażeraniem nudy), a przez to on jest nieszczęśliwy.
30 kwietnia 2015, 16:46
Separacja. Żeby się przekonać, czy nadal chcecie ze sobą być. Jak chcecie to terapia.
30 kwietnia 2015, 22:19
Żadne z Was nie zmusi się do zmiany siebie, to widać jak na dłoni. Każde chce być szczęśliwe samo ze sobą jak napisałaś. Razem tego nie osiągniecie. Moim zdaniem jest to nie do uratowania, ale życzę Wam jak najlepiej.
1 maja 2015, 00:35
A gdyby był tylko Twoim chłopakiem a nie mężem? Co wtedy byś zrobiła? Jeśli potraficie rozmawiać ze sobą bez kłótni i żalów, to może lepiej się rozstać i zostać przyjaciółmi. W ten sposób wciąż możecie być dla siebie ważni, ale szczęście szukać gdzieś indziej. Terapia to dobre rozwiązanie kiedy namiętność się jeszcze nie wypaliła, kiedy małżonkowie ze sobą nie potrafią rozmawiać, chociaż chcą, ja tutaj nie widzę chęci, tylko przywiązanie.
1 maja 2015, 14:26
Pamiętam dlaczego się w nim zakochałam, ale miałam wtedy 19 lat i tak - byłam innym człowiekiem niż teraz. Bardzo starałam się przez te 9 lat dostosować do niego, lubić te rzeczy co on, jego znajomych, jego styl życia. Od kiedy zaczęłam słuchać swojej intuicji i robić to co jest zgodne z moją naturą jestem wreszcie szczęśliwa sama ze sobą (nagle przestałam mieć "kompulsy", które były zwykłym zażeraniem nudy), a przez to on jest nieszczęśliwy.Jak to miłość to nie uczucie? Miłość to właśnie uczucie, na które składa się wiele rzeczy w tym namiętność, szacunek do partnera, przyjemność w spędzaniu wspólnego czasu, troska, trochę zazdrości, ciekawość drugiej osoby i zaufanie. Gdy tego nie ma to człowiek męczy się z drugim człowiekiem, nieważne gdzie tą miłość przysięgał. Z decyzji bycia z kimś bez żadnego uczucia szczęśliwym się nie będzie. Autorko tematu piszesz, że kochałaś go przed ślubem. Przypomnij sobie za co, dlaczego, co Wam wtedy sprawiało wspólną radość. Ludzie zmieniają się aż tak bardzo? Może jednak coś da się zrobić.. bo jak nie kochałaś nigdy to walcz o swoje szczęście i nie męcz się w tym małżeństwie dopóki nie macie dzieci.[quoteAle to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.
Znalazlas siebie i jest ci z tym dobrze. Teraz na pewno czujesz sie kompletna. GRATULACJE!!!!. Niektorym dziewczynom, kobietom nigdy sie to nie udaje,.Dlatego uwazam ze nie trzeba mlodo wychodzic za maz. Mlodosc to czas na to, zeby poznac siebie, zweryfikowac co jest dobre z tego co przekazali nam rodzice, co jest dla nas, a co nie. To czas, aby znalezc siebie, poznac co tam kryje sie w naszym wnetrzu. Znajac swoje slabe i mocne strony pewniej kroczymy przez zycie. Najlepsze owoce naszej pracy (nad poznaniem siebie ) zbieramy jak rodza sie dzieci. Dobrze, jak z partnerem mamy podobne zainteresowania, poglady na wychowywanie dzieci, to bardzo ulatwia zycie. Mniej szarpaniny typu, bo ty mnie nie szanujesz, bo twoja decyzja jest calkiem przeciwna jak moja. Po prostu £atwij sie zyje, bo na niedziele nie ma problemu z wyborem co robimy: lezymy przed telewizorem, czy wycieczka rowerowa. Wiadomo ruch to zdrowie. Najlepiej zaszczepic go dzieciom dajac dobry przyk£ad, uprawiajac sport. Nie tylko ogladajac sport na kanale telewizyjnym i mowiac, ze sport to zdrowie. Terapia to dobry pomysl, ale jak maz nie chce to moze byc trudno. Rzuc okiem do "Otwartosc sprzymierzencem milosci" Otto Brink takie jeszcze inne spojrzeniena milosc i zwiazki. Zrob wszysto co sie da, aby uratowac wasz zwiazek, abys pozniej niczego nie zalowala. Daj sobie na to okreslony czas. Dziecko nie uwazam, ze wchodzi w zakres dla ratowania naszego zwiazku. Pomysl jak bys sie czula, gdyby rodzice powiedzieli dziecku "jestes powolany dla uratowania naszego zwiazku" co za straszna odpowiedzialnosc dla takiego malutkiego czlowieczka. Jaki brak dojrzalosci ze strony rodzicow. Zycze podjecia jak najlepszej decyzji dla dobra ciebie i twojego partnera.
7 maja 2015, 11:29
Ogólnie to w dłuższych związkach zawszy przychodzi okres znudzenia, taka już ludzka natura, dlatego czasem warto się rozejść na jakiś czas i sprawdzić czy jednak bez siebie nie możecie nadal żyć.