Temat: Nie interesuje mnie mój mąż

Jak sobie radzicie z brakiem zainteresowania wobec męża?

Lubię i szanuję swojego męża, ale nie wzbudza we mnie namiętności ani nawet zwykłego zainteresowania.

Spędzamy czas w różny sposób: chodzimy często do restauracji, zwiedzamy, spotykamy się ze znajomymi, chodzimy do kina. Rozmawiamy o wszystkim i niczym, nudzą nas nawzajem nasze historie, mamy inne poglądy na większość tematów. 

Nie zawsze tak było, ale zmieniło się to od kiedy mnie znudziło imprezowe życie. Zwyczajnie zamiast upijać się co weekend i/lub zasypiać na kanapie oglądając film wolę iść na siłownię, nauczyć się czegoś nowego, spotkać się ze znajomymi, żeby coś razem robić, a nie obgadywać życie innych. Mój mąż zatrzymał się na poprzednim etapie i jest mu tam dobrze.

Oczywiście rozmawialiśmy o tym wiele razy. Spokojnie, szczerze i bez kłótni. Jemu jest dobrze tak jak jest. Nie potrzebuje nic więcej. Ja z nudów wariuję do tego stopnia, że bywam agresywna.

Radzę sobie: uprawiam sport, rozwijam się zawodowo, spotykam się ze swoimi znajomymi. Tylko, że nie ma tam miejsca na mojego męża. Nawet jak jest ze mną, to tylko ciałem. Ja też zmuszam się do spędzania czasu tak jak on chce.

Co do seksu to kompletnie mnie ta aktywność nie interesuje. Ściślej: nie interesuje mnie w obecnym składzie, ale nie mam sumienia go zdradzać. Mam duże libido i potrzebę bliskości, ale co zrobić gdy dotyk własnego męża tylko mnie irytuje. Nawet gdy staram się zmusić do współżycia i wskrzesić to co było dawniej kończy się to moim płaczem w poduszkę - nie wytrzymuję emocjonalnie robienia czegoś czego "nie czuję". 

Jesteśmy małżeństwem, bo się przyjaźnimy, wspieramy, potrzebujemy. Planowaliśmy dziecko, ale nie chcę w ten sposób ratować związku.

Jak sobie z tym radzić? On twierdzi, że mi przejdzie. Nie przechodzi od roku.

Dzięki za przeczytanie.

Edit: Nie chciałabym rozpatrywać tej sytuacji w kategorii "czyja to wina" - ani on nie jest biednym misiem (zdradził mnie 5 lat temu), ani ja bezwzględną suka (nie chcę go dalej ranić). Załamuje mnie to, że obydwoje się staramy, idziemy na kompromisy, a przez to żadne z nas nie jest szczęśliwe. No przynajmniej ja nie jestem i tego nie ukrywam.

madzix21 napisał(a):

Wszystko się zaraz samo rozwiążę. On pójdzie w tango z jakąś nową kobietką bo po co mu żona z którą nie ma tematów do rozmowy, która brzydzi się seksu z nim a jak już do czegoś dojdzie do ryczy. Gardzisz nim i mu to okazujesz. Twój maż nie ma obowiązku interesować się sportem bo Ty się nagle zaczęłaś interesować, tak samo jak ty nie masz obowiązku interesować się np motoryzacją. Małżeństwo 2 dwie osobne jednostki tworzące całość i to wy oboje musicie się starać żeby było wam razem dobrze. Ty się nudzisz w tym związku więc w tej chwili to Ty powinnaś wykazywać więcej inicjatywy. Wyłącz telewizor w sypialni i zapal świeczki, puść miłą muzykę, kup sobie jakąś sexi bieliznę ale taką w której będziesz czuła się komfortowo. Wyjedźcie gdzieś w miejsce w którym nigdy nie byliście. Spędźcie czas razem ... puki jeszcze jest co ratować

Nie wyobrażam sobie uwodzić mężczyzny, który już mnie seksualnie nie interesuje, którego dotyk mnie irytuje...

To jest jeden sposób niech się rozwiodą 

Kochana! Nie poddawaj się, nie bez powodu zostałaś jego żoną, a on Twoim mężem, na pewno byliście bardzo zakochani i szczęśliwi, że los Wam zesłał siebie nawzajem! Nie słuchaj ludzi, którzy mówią "o, separacja", "o rozstanie", bo to nie o to chodzi w życiu. Czasami coś się psuje, ale najważniejsze, to pamiętać, że warto to naprawiać. Nie wiem czy mieliście ślub kościelny, ale jeżeli tak, to przecież przysięgałaś, że go nie opuścisz do śmierci. Pewnie, że potrzeba tutaj dużo pracy nad związkiem, ale sama piszesz, że jest Twoim przyjacielem i go potrzebujesz, widzę, że potraficie rozmawiać ze sobą. Myślę, że terapia będzie tutaj świetnym pomysłem, o małżeństwo zawsze warto walczyć! Wiesz, nic, co jest naprawde wartościowe nie przychodzi łatwo.

LadyZen napisał(a):

Terapia ma sens, gdy nadal jest miłość i namiętność, ale doszły do tego jakieś problemy. Gdy nie ma już uczucia ani namiętności, to co tu ratować? Z wiekiem się zmieniamy, ewoluujemy i może dojść do tego, ze na pewnym etapie za bardzo się od siebie różnimy z partnerem, bo on ewoluował w innym kierunku lub wcale. Takie jest życie. Myślę, że rozwiązaniem jest rozwód. Tym łatwiej o to, bo nie macie dzieci. Nie ma nakazu bycia z jednym i tym samym partnerem do śmierci.

Ale to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.

stokrotka.m napisał(a):

LadyZen napisał(a):

Terapia ma sens, gdy nadal jest miłość i namiętność, ale doszły do tego jakieś problemy. Gdy nie ma już uczucia ani namiętności, to co tu ratować? Z wiekiem się zmieniamy, ewoluujemy i może dojść do tego, ze na pewnym etapie za bardzo się od siebie różnimy z partnerem, bo on ewoluował w innym kierunku lub wcale. Takie jest życie. Myślę, że rozwiązaniem jest rozwód. Tym łatwiej o to, bo nie macie dzieci. Nie ma nakazu bycia z jednym i tym samym partnerem do śmierci.
Ale to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.

Nie jestem wierząca, kieruję moim życiem sama, moją głową i sercem, a nie jak kościół przykazał.

ratuj zwiazek jakas terapia  albo go koncz 

stokrotka.m napisał(a):

[quoteAle to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.

Jak to miłość to nie uczucie? Miłość to właśnie uczucie, na które składa się wiele rzeczy w tym namiętność, szacunek do partnera, przyjemność w spędzaniu wspólnego czasu, troska, trochę zazdrości, ciekawość drugiej osoby i zaufanie. Gdy tego nie ma to człowiek męczy się z drugim człowiekiem, nieważne gdzie tą miłość przysięgał. Z decyzji bycia z kimś bez żadnego uczucia szczęśliwym się nie będzie. 

Autorko tematu piszesz, że kochałaś go przed ślubem. Przypomnij sobie za co, dlaczego, co Wam wtedy sprawiało wspólną radość. Ludzie zmieniają się aż tak bardzo? Może jednak coś da się zrobić.. bo jak nie kochałaś nigdy to walcz o swoje szczęście i nie męcz się w tym małżeństwie dopóki nie macie dzieci. 

Pasek wagi

Mi w tej sytuacji najbardziej żal jest męża autorki, widać, że problemy w ich związku wynikają z tego, że autorka się zmieniła (nowe zainteresowania, nudzenie się starymi zainteresowaniami). Mąż cały czas kocha swoją żonę, i to on będzie cierpiał podczas rozstania, autorka nie będzie cierpieć bo już dawno swojego męża przestała kochać. :( Taki biedny facet, a widocznie niczym nie zawinił (przynajmniej autorka o niczym nie wspomniała).

Pasek wagi

LadyZen napisał(a):

stokrotka.m napisał(a):

LadyZen napisał(a):

Terapia ma sens, gdy nadal jest miłość i namiętność, ale doszły do tego jakieś problemy. Gdy nie ma już uczucia ani namiętności, to co tu ratować? Z wiekiem się zmieniamy, ewoluujemy i może dojść do tego, ze na pewnym etapie za bardzo się od siebie różnimy z partnerem, bo on ewoluował w innym kierunku lub wcale. Takie jest życie. Myślę, że rozwiązaniem jest rozwód. Tym łatwiej o to, bo nie macie dzieci. Nie ma nakazu bycia z jednym i tym samym partnerem do śmierci.
Ale to właśnie namiętność najprościej wygasa i najprościej jest ją ponownie rozbudzić. Miłość to nie jest uczucie, miłość to jest właśnie decyzja, że chcemy tej osobie poświęcić swoje życie. Z twoich słów wynika, że małżeństwo nie ma żadnej wartości, ot, trochę poważniejszy związek, żeby łatwiej było dostać kredyt. Dlatego ja bardzo się cieszę, że wzięłam ślub kościelny, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.
Nie jestem wierząca, kieruję moim życiem sama, moją głową i sercem, a nie jak kościół przykazał.

To, że jestem wierząca nie oznacza, że ślepo słucham Kościoła i żyje tak, jak mi Oznacza to to, że moje przekonania są zgodne z tym co głosi Kościół, ten sposób do życia do mnie przemawia, widzę w nim wartość i dlatego staram się go trzymać. To naprawdę nie tak, że wierzący ludzie, to niemyśląca samodzielnie masa.

spróbujcie terapii -ale jeśli nie widzisz  sensu - to może separacja wam dobrze zrobi.

Powiedz mu że chcesz separacji że nie widzisz przyszłości dla was razem

Magiczna_Niewiasta- czasami tak jest że jedno chce więcej od życia a drugiemu wystarczy to co jest 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.