Temat: Ta praca mnie niszczy

Mam okropnego doła. Czuję, że straciłam kontrolę nad swoim życiem. Jeszcze do niedawna tryskałam optymizmem i motywowałam do działania innych. W tej chwili nie poznaję dziewczyny, którą widzę w lustrze. Myślę, że w dużej mierze jest to wina sytuacji, w której się znajduję. Kilka miesięcy temu obroniłam pracę dyplomową i zaczęłam nowy etap. Miałam nadzieję, że będzie lepszy. Niestety rzeczywistość zmusiła mnie do podjęcia pracy, której nienawidzę. Na samą myśl o tym, że dzisiaj znów muszę tam jechać robi mi się niedobrze. W poniedziałek musiałam wziąć urlop na żądanie, nie mogłam się ogarnąć. Z każdym dniem coraz trudniej zmusić mi się do zwykłych czynności, jak wstanie z łóżka czy jedzenie. Przed bliskimi udaję, że wszystko jest ok i że jakoś daję radę. Tak naprawdę zżera mnie od środka stres, smutek i rezygnacja. Jeszcze przed skończeniem studiów postawiłam sobie cel, do którego chciałam dążyć, więc zapisałam się na lekcje pływania i w planach było też szlifowanie języków obcych. Uwierzcie, że z zapałem chodziłam na basen i praca też wydawała mi się znośna. Niestety brakuje mi tych sił. Czuję, że już tak nie mogę. Prawdę mówiąc, to wszystko niszczy mi chodzenie do tej okropnej pracy :( Po pierwsze, praca jest męcząca fizycznie i psychicznie, a po drugie mam ciągłe nieprzyjemności z powodu, że nie chcę jak reszta pracowników spędzać tam siedmiu dni tygodnia. Od kilku tygodni szukam lepszej pracy, ale efekty są marne. Byłam na jednej rozmowie, która skończyła się obietnicą "oddzwonienia" :( Większość ofert dotyczy prac fizycznych i typowo dla mężczyzn (mieszkam w małym mieście). Zależy mi na znalezieniu czegoś na miejscu, ponieważ zajęcia dodatkowe pochłaniają prawie cały mój budżet, a rodzice nie wymagają wpłacania im co miesiąc 800 zł za pokój (tyle mniej więcej kosztuje wynajem na obrzeżach stolicy, a dojazdy też mniej więcej tyle by mnie kosztowały). Czasami mam ochotę zrezygnować nie tylko z pracy, ale i ze swoich planów na przyszłość. Mam 23 lata i stoję w martwym punkcie. Inni robią krariery, zakładają rodziny, kupują mieszkania... Myślałam o skorzystaniu z pomocy specjalisty, ale psycholog nie załatwi mi innej pracy. Przechodziłam kiedyś ostrą nerwicę i boję się nawrotu. Każdy dzień wygląda tak samo lub gorzej. Naprawdę jest mi źle, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, bo zaraz słyszę, że najlepiej to wcale bym nie pracowała i że nikt nie będzie sponsorował moich wydatków. Rodzice też nie są w zbyt ciekawej sytuacji finansowej, ale chciałabym otrzymać od nich chociaż odrobinę zrozumienia i wsparcia. Naprawdę nie jestem dumna z tego, że skończyłam studia i muszę pracować w miejscu, do którego trafiłabym nie mając nawet zawodówki :( Jest mi zwyczajnie przykro i czuję się oszukana przez los. Nie tak wyobrażałam sobie dorosłość. Nie chcę pod swoim postem złośliwych komentarzy, bo nie pisałam tego, żeby kogoś urazić. Musiałam gdzieś przelać to, co leży mi na sercu. Zdaję sobie sprawę, że inni mają gorzej i naprawdę cieszę się, że nie jestem sparaliżowana i nie mam na utrzymaniu gromadki dzieci. Nie jestem też słaba psychicznie, bo wiele razy szłam do przodu, kiedy inni mówili sobie dość. Po prostu nie nadaję się do obecnej pracy i nie mam nikogo, kto to zrozumie... Wszędzie tylko pieniądze i pieniądze, a ja tak nie chcę. Jestem młoda i szkoda mi życia na wegetację w takim miejscu. Mam nadzieję, że znajdę wsparcie chociaż tu. 

A jakie studia skończyłaś i gdzie? Ja na Twoim miejscu wyprowadziłabym się od rodziców do tej Warszawy - tam może koszt utrzymania jest wyższy ale zarobki też są większe. Argumentowanie że "najlepiej w domu z rodzicami bo taniej" jest beznadziejne. Ja bym wolała trochę na początku przebiedować ale stopniowo się usamodzielniać. Naprawdę, gdyby mi nie wyszło to dopiero wróciłabym do domu. 

może tak jak piszą dziewczyny wyjazd do większego miasta? Lub za granicę? Nie masz tam kogoś? Podszlifowalabys język, odlozyla jakies pieniądze, zmienila otoczenie i myślenie. Na pewno nie robi Ci dobrze otaczanie się ludźmi, którzy ciągną Cię w dół.

No coz.. Taka rzeczywistosc... Nie Ty jedna.

Pocieszenie jest takie, że kazdy zaczynał od zera, większość. Po kilku latach moze się coś zmienić. Mozesz pracować w danej pracy, bo nie będziesz siedziec i czekac przeciez beczynnie, ale rozglądać się za innym zajęciem, lepszym. Moze dorobić jakiś kurs? 

Hm, możesz zrezygnować z dodatkowych zajec, ciekawe jakie zreszta, ze pochlaniają Ci az tyle pieniedzy? 

Nawet jesli masz najnizsza pensję to tak masz ponad 1400 zl na rękę, więc na co Ty dorosla dziewczyno wydajesz tyle kasy, nie placąc za mieszkanie nawet ??! Za jedzenie, chemię, pewnie też nie, chyba, z e swoje zachcianki... Proszę....  Zajęcia dodatkowe za taką kwotę? Raczej nie jest to dojrzale myślenie. Z takim podejściem nie wróżę Ci kariery... Chciałabyś mieć wszystko, bez trudu... 

 I wynając pokoj w miescie, w ktorym masz szasnę na wybor pracy, jesli nie od razu w zawodzie, to chociaż mniej mecząca i lepiej platną. Ja bym tak zrobila. Zycie to wybory, nie zawsze przyjemne, ale trzeba czasami zrezygnować  z czegos, by miec szansę miec cos lepszego.

Albo może zostać tak jak teraz i zostaniesz marudą z depresją, ktora będzie denerwować ludzi i pracować w pracy, ktorej nienawidzi cale zycie.

Przeciez na wsi.malym miasteczku nie powstanie milipny miejsc dobrej pracy  i akurat nie zatrudnią Ciebie.. Czekasz jakby na cud, wybacz:)

Zamiast narzekać, zmien cos. Chcesz mieć pracę, większe szasnse, ale nic z tym nie robisz, nie potrafisz zrezygnowac z niczego dla celu.

Wielu ludzi porzuca domy rodzinne, idzie do jakiejkolwiek pracy ( w miesice mogą sobie ją zmieniać kilka razy), wynajmują pokoik i tak zyją. Po jakimś czasie odbijają się i jeśli chcą, znajduja i wykorzystują szansę.

Ja tak to widzę.

skąd Ty masz takich znajomych kupujących mieszkania w wieku 23, może jeszcze za własne, zarobione pieniądze;)

skoro obecna praca jest tylko tymczasową do momentu znalezienia innej, to nie jest tak źle, tylko trzeba się nie poddawać z szukaniem. Można się jedynie zastanowić, jak uskutecznić szukanie:

1. czy w obecnej obecnej miejscowości są firmy w których chciałabyś pracować, nie ogłoszenia, a ile firm takich w rzeczywistości jest. Przeprowadzka ma bardzo duży sens, jeśli takich firm nie ma. Kilka tygodnie na szukanie fajnej pracy to jeszcze nie tak długo, jest okres gdzie mało pracodawców szuka pracowników, nie ma się co od razu poddawać. Spotkałam się z tym też, że sporo firm zamieszcza najpierw lub tylko ogłoszenia na własnych stronach internetowych, własnym fb.

2. można popracować nad CV i takimi pierdołami co pisać itd, czasami w prostych rzeczach można znaleźć błąd

3. zastanowić się nad własnymi kwalifikacjami, nie znam zawodu, etc może brak CI czegoś i to jest powodem nieznalezienia pracy? Jeśli tak to wtedy można pomyśleć: o jakimś przydatnym kursie, 2 stopniu studiów

Po przeczytaniu Waszych postów zrobiło mi się trochę lepiej... Pracowałam trochę w Warszawie podczas studiów, ale dojazdy mnie wykańczały, bo zawsze trafiałam na prace, gdzie zarobki nie wychodziły poza 1300 zł. No i moi rodzice straszą mnie historiami ludzi, którzy opuszczali domy i zaraz wracali, bo nie było ich na nic stać. Wiem, że dałabym sobie radę jakbym miała nawet 1800... szkoda, że inni w to nie wierzą :( Skończyłam polonistykę, ale już na pierwszym roku studiów wiedziałam, że są to studia bardziej dla poszerzania horyzontów. Najlepiej wspominam swoją pierwszą pracę :) Może byłam zwykłą kelnerką w hotelu, ale codziennie spotykało się różnych ludzi, dynamiczne i międzynarodowe środowisko, zgrana ekipa :) Może nie zarabiałam kokosów, ale z przyjemnością tam chodziłam. Miło było być docenianą za uśmiech i życzliwość dla gości. Często zastanawiam się czy nie wrócić do tej pracy. Jeśli chodzi o języki i pływanie to potrzebuję tego, by móc znaleźć pracę w branży turystycznej. Może to naiwne, ale chciałabym kiedyś spełnić swoje nieśmiałe marzenie o pracy stewardesy. Można powiedzieć, że plan B stał się planem A :) Wielu ludzi we mnie nie wierzyło, ale pokazałam im, że się mylili, idąc na studia właśnie. Cały czas mam taką presję, że muszę im jeszcze pokazać na co mnie stać. Myślę, że stąd moje frustracje. 

Dziewczyny dobrze Ci radza. Wynajmij pokoj w wiekszym miescie i znajdz inna prace. Praca ponizej kwalifikacji na poczatek jest ok, takie zycie, kazdy gdzies kiedys musial zaczac. Tyle ze tutaj masz nie tylko prace zupelnie nie zwiazana ze studiami, nie majaca nic wspolnego z ta ktora planujesz docelowo, ale dodatkowo wysysajaca z Ciebie enegie potrzebna do dalszego dzialania. Z epizodem depresji w tle.... rzucilabym to w cholere i wrocila do kelnerowania w jakims duzym miescie, szukajac od razu pracy w turystyce. Jezykow ucz sie przy okazji. Tak wiem, ze teraz kazdy wymaga na dzien dobry, ale bez przesady, skoro sie uczysz to nie ma sily by na poczatek to nie starczylo, a doksztalcac sie bedziesz w trakcie pracy.  

Nie wiem co pochlania tak duzo srodkow. Kursy jezykowe nie musza kosztowac majatku i mozna je zastapic praca w domu, z materialami z neta i telewizji. Nie trzeba wydawac majatku na prywatnego lektora ;-) Plywanie raczej tez nie rujnuje kieszeni. Skoro to juz robisz od jakiegos czasu to raczej potrafisz juz plywac. Zakladam, ze na ratownika raczej nie startujesz :-) 

Musisz sie wyrwac z obecnej miejscowosci, zmienic srodowisko , a mozliwosci bardzo prawdopodobnie pojawia sie same. 

Agunia93 napisał(a):

Mam okropnego doła. Czuję, że straciłam kontrolę nad swoim życiem. Jeszcze do niedawna tryskałam optymizmem i motywowałam do działania innych. W tej chwili nie poznaję dziewczyny, którą widzę w lustrze. Myślę, że w dużej mierze jest to wina sytuacji, w której się znajduję. Kilka miesięcy temu obroniłam pracę dyplomową i zaczęłam nowy etap. Miałam nadzieję, że będzie lepszy. Niestety rzeczywistość zmusiła mnie do podjęcia pracy, której nienawidzę. Na samą myśl o tym, że dzisiaj znów muszę tam jechać robi mi się niedobrze. W poniedziałek musiałam wziąć urlop na żądanie, nie mogłam się ogarnąć. Z każdym dniem coraz trudniej zmusić mi się do zwykłych czynności, jak wstanie z łóżka czy jedzenie. Przed bliskimi udaję, że wszystko jest ok i że jakoś daję radę. Tak naprawdę zżera mnie od środka stres, smutek i rezygnacja. Jeszcze przed skończeniem studiów postawiłam sobie cel, do którego chciałam dążyć, więc zapisałam się na lekcje pływania i w planach było też szlifowanie języków obcych. Uwierzcie, że z zapałem chodziłam na basen i praca też wydawała mi się znośna. Niestety brakuje mi tych sił. Czuję, że już tak nie mogę. Prawdę mówiąc, to wszystko niszczy mi chodzenie do tej okropnej pracy :( Po pierwsze, praca jest męcząca fizycznie i psychicznie, a po drugie mam ciągłe nieprzyjemności z powodu, że nie chcę jak reszta pracowników spędzać tam siedmiu dni tygodnia. Od kilku tygodni szukam lepszej pracy, ale efekty są marne. Byłam na jednej rozmowie, która skończyła się obietnicą "oddzwonienia" :( Większość ofert dotyczy prac fizycznych i typowo dla mężczyzn (mieszkam w małym mieście). Zależy mi na znalezieniu czegoś na miejscu, ponieważ zajęcia dodatkowe pochłaniają prawie cały mój budżet, a rodzice nie wymagają wpłacania im co miesiąc 800 zł za pokój (tyle mniej więcej kosztuje wynajem na obrzeżach stolicy, a dojazdy też mniej więcej tyle by mnie kosztowały). Czasami mam ochotę zrezygnować nie tylko z pracy, ale i ze swoich planów na przyszłość. Mam 23 lata i stoję w martwym punkcie. Inni robią krariery, zakładają rodziny, kupują mieszkania... Myślałam o skorzystaniu z pomocy specjalisty, ale psycholog nie załatwi mi innej pracy. Przechodziłam kiedyś ostrą nerwicę i boję się nawrotu. Każdy dzień wygląda tak samo lub gorzej. Naprawdę jest mi źle, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, bo zaraz słyszę, że najlepiej to wcale bym nie pracowała i że nikt nie będzie sponsorował moich wydatków. Rodzice też nie są w zbyt ciekawej sytuacji finansowej, ale chciałabym otrzymać od nich chociaż odrobinę zrozumienia i wsparcia. Naprawdę nie jestem dumna z tego, że skończyłam studia i muszę pracować w miejscu, do którego trafiłabym nie mając nawet zawodówki :( Jest mi zwyczajnie przykro i czuję się oszukana przez los. Nie tak wyobrażałam sobie dorosłość. Nie chcę pod swoim postem złośliwych komentarzy, bo nie pisałam tego, żeby kogoś urazić. Musiałam gdzieś przelać to, co leży mi na sercu. Zdaję sobie sprawę, że inni mają gorzej i naprawdę cieszę się, że nie jestem sparaliżowana i nie mam na utrzymaniu gromadki dzieci. Nie jestem też słaba psychicznie, bo wiele razy szłam do przodu, kiedy inni mówili sobie dość. Po prostu nie nadaję się do obecnej pracy i nie mam nikogo, kto to zrozumie... Wszędzie tylko pieniądze i pieniądze, a ja tak nie chcę. Jestem młoda i szkoda mi życia na wegetację w takim miejscu. Mam nadzieję, że znajdę wsparcie chociaż tu. 

Ale histeryzujesz...

Wybacz, ale jak wyobrazalas sobie doroslosc? Studia, praca w zawodzie i kupno mieszkania w wieku 23 lat, plus kariera? Na to ludzie pracuja latami (chyba, ze zasponsoruja ich rodzice)Wybacz, ale niewiele robisz aby sie rozwijac (Byłam na jednej rozmowie, która skończyła się obietnicą "oddzwonienia" :( Większość ofert dotyczy prac fizycznych i typowo dla mężczyzn (mieszkam w małym mieście).Dlaczego nie szukasz pracy w wiekszym miescie, aby moc sie tam przeprowadzic i zaczac samodzielne zycie? Jakie studia skonczylas?Moze wyjazd za granice? Nikt nie kaze Ci na sile pracowac tam, gdzie pracujesz, jest masa innych rozwiazan

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.