- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
9 lutego 2017, 10:43
Znacie kogos kto cierpi na mizofonie? Moze wiecie jak sobie radzic z taka osoba? Moj partner ma ta dolegliwosci i czasem opadaja mi rece. Chcialabym zjesc obiad w ciszy, porozmawiac, ale sie nie da, bo moj maz okropnie sie denerwuje jak slyszy dzwiek przezuwania jedzenia ( ). Wiec jemy obiad, a w tle gra zawsze muzyka, co z drugiej strony dziala na mnie denerwujaco, poniewaz ciagla muzyka zaczyna mnie denerwowac.
Podobnie ze spaniem, jesli glosniej oddycham niz zazwyczaj to automatycznie maz zaklada sluchawki by mnie zagluszyc, inaczej nie zasnie, a tylko poziom jego irytacji bedzie rosnal. A mnie wtedy denerwuje muzyka wydobywajaca sie z jego sluchawek. Zamkniete kolo normalnie
Ja zatyczek do uszu nie moge nosic, poniewaz po godzinie uzytkowania mam migrene.
Moze znacie jakis sposob? Bo z tego co w internecie czytalam to poza puszczaniem muzyki i sluchawkami nie znalazlam nic ciekawego.
9 lutego 2017, 20:51
Mnie denerwuje jak ktoś stara się nue mlaskac, a robi to mimo zamkniętych ust , tak że jeszcze bardziej ten odgłos przeżuwania słychać ;Dciekawostka na dziś - jak odwoziłam dziś córkę do szkoły, to w rmf maxxx mówili o tym ;)można powiedzieć, że ja sposób swojego jedzenia doprowadziłam do "perfekcji". najbardziej mnie drażni to mlaskanie z zamkniętymi ustami i NIGDY tego nie robię, bo chyba umarłabym z głodu ;P jestem pierwsza w kolejce na próby kliniczne jakiegoś leku na to ;) molly1986 - kilka lat temu powiedziałam o tym mojemu, to stwierdził, że to wymysł internetów :/
opisałaś mojego męża ;D
9 lutego 2017, 21:09
mnie też denerwuje mlaskanie. może jestem chora, a nie wiem ;] miałam znacznie poważniejsze problemy (zagrażające życiu), więc nazywanie czegoś takiego chorobą rzeczywiście traktuję z przymrużeniem oka.Z całego serca życzę Ci, żeby Ci się to przytrafiło, magicznie tak tylko na miesiąc (nie dłużej, bo nie życzę Ci źle) to może będzie w Tobie trochę mniej lekceważenia :) To, że Ty nie jesteś w stanie sobie czegoś wyobrazić to nie jest dowód na to, że ktoś wymyśla sobie problem.Uważam, że w przypadku mizofonii najważniejszym problemem jest to, że ciężko jest wytłumaczyć innym ludziom, na czym to polega. Bo to nie jest tak po prostu, że mnie wkurzają dźwięki mlaskania i siorbania i się denerwuję. Każdy z nas czegoś bardzo nie lubi i nie wiąże się to z żadnym problemem, z żadną nadwrażliwością. Ja na przykład bardzo nie lubię jak ktoś popełnia takie oczywiste błędy językowe i mówi niepoprawną polszczyzną. No strasznie mnie to wkurza, mam ochotę rozdawać słowniki. Ale doskonale potrafię nad tym zapanować i podczas rozmowy np z moją babcią jestem w stanie uświadomić sobie, że to starsza osoba, już tak ma i koniec. Denerwuje mnie to bardzo, ale ogarniam.Mlaskanie, siorbanie, gulgotanie, chrupanie - to wkurza wielu ludzi. Ale nie znaczy jeszcze, że cierpią oni na mizofonię. Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś przy Tobie mlaśnie, a Tobie niemal rozsadza mózg od przypływu negatywnych emocji. To nie jest tak, że ktoś mlaszcze, a mnie to denerwuje i z czasem jestem na skraju wytrzymałości. Mi wystarczy, że moja matka przy mnie raz siorbnie i mam ochotę zabrać jej talerz, wylać zupę i kazać nalać sobie jeszcze raz, jak się nauczy jeść. I powiedzcie mi, że to nie jest jakieś zaburzenie.Jestem poza tym normalnym, kulturalnym, spokojnym, uprzejmym człowiekiem. Nie mam przejawów agresji, nie jestem chora psychicznie. Nie jestem głupia i wiem, że jak mój dwuletni kuzyn siorbie, to normalne, jest dzieckiem i nie potrafi jeszcze jeść w pełni kulturalnie. Ale nie potrafię tego znieść i jest to nie do opanowania. To nie działa normalnie, tak jak inne rzeczy. Tego absolutnie nie da się w żaden sposób opanować, uspokoić się. I to nie, żebym nie próbowała. Próbuję cały czas. Kończy się tak, że muszę wyjść.U mnie dodatkowo pogarsza sprawę fakt, że moja rodzina rzeczywiście nie potrafi jeść. Mnie do pasji doprowadza nawet dźwięk przeżuwania - ale oni mlaszczą, siorbią, no wszystko co się da. Wiec jest jeszcze trudniej.Skoro Twój facet na to cierpi, to zapewne wiesz że lekarze nie potrafią do tej pory sklasyfikować problemu, trudno orzec czy to problem neurologiczny, psychiczny czy coś ze słuchem. To znaczy, obecnie skupiają się na podłożu neurologicznym ale nie jest to jednoznaczne.Ja wypracowałam sobie taki sposób, że jak jem z tylko jedną osobą w ciszy, to staram się mówić lub przeżuwać dokładnie w tym samym momencie, kiedy druga osoba przeżuwa. Zagłuszam sobie wtedy te dźwięki własnymi.Polecam też ASMR eating sounds na youtubie, jedna z eksperymentalnych metod radzenia sobie z mizofonią to właśnie słuchanie tych dźwięków. Nie ma jednak jakiejś szalonej skuteczności a i stosować się do tego trzeba przez długi czas, ale spróbować warto. Ale niestety, najlepszą metodą jest jednak hałas. Ja uwielbiam jeść w restuaracjach - jest taki szum wokół, że nie słyszę tych dźwięków.Próbowałam też siadać na drugim końcu stołu, trochę pomaga. Mniej słyszę.Niestety w tej dolegliwości jest jeszcze jedna przykra sprawa - zazwyczaj najbardziej nas denerwują takie odgłosy u najbliższych.teraz to już na wszystko jest choroba..
9 lutego 2017, 21:58
Ja także cierpię na mizofonię. Jeszcze do niedawna miałam z tym bardzo duży problem, ponieważ mój facet, z którym byłam 8 lat cierpiał na natręctwa, które objawiały się miedzy innymi kręceniem włosów (cały czas, przy kazdej czynności) oraz specyficznym mlaskaniem (nie przy jedzeniu), było to jakby ocieranie wargi o zęby. Oczywiście nie mogłam tego znieść, a on robił to non stop. Nasze największe awantury zawsze były właśnie o to. On mówił, że nie przestanie tego robić, bo to lubi (wtf???), a ja myślałam, że go uduszę. Teraz mam spokój, bo zdradził mnie z 16-nastolatką i nie jesteśmy już razem. Co za ulga!
9 lutego 2017, 22:12
też mam z tym problem, jak z kimś jem to zawsze mam stopery w uszach, zresztą nie tylko dźwięki jedzenia tak na mnie działają, większą część doby spędzam w stoperach, spędzałabym całą ale przy obcych jakoś głupio bo każdy pewnie by pytał dlaczego mam stopery a tylko tak mogę w miarę normalnie funkcjonować, tłumienie i tak nie jest idealne więc mówiących do mnie ludzi słyszę
9 lutego 2017, 22:36
Mi pomaga skupienie się w głowie na jakiejś piosence, nucenie sobie jej, myślenie o jej slowach.
9 lutego 2017, 22:52
kurcze to już ekstremalne rozwiązanie.... Ja w stoperach spie, ale nie myślałam żeby w nich chodzić w dzień ;)
9 lutego 2017, 23:06
kurcze to już ekstremalne rozwiązanie.... Ja w stoperach spie, ale nie myślałam żeby w nich chodzić w dzień ;)
a u mnie stopery odpadają (w nocy), bo za bardzo się boję, że nie usłyszę włamania...
9 lutego 2017, 23:49
Bardzo mocno mnie zaskoczyło, jak zobaczyłam taki temat tutaj, jak i to, że jest to problem nieobcy w sumie wielu osobom (te "nie znam się, ale się wypowiem. Z pogardOM" pomijam dla zdrowia :D).
Mizofonia, nadsłuch, wwo... kłaniam się, to ja :/ . I powiem krótko, przewalone mocno, choć otoczenie też pewnie nie ma z nami łatwo... U mnie, o dziwo, odgłosy jedzenia nie są aż tak uciążliwe - jak ktoś je normalnie, albo siedzi kilka osób przy stole i miele szczękami jednocześnie, to mi nie przeszkadza, gorzej jest gdy siedzę tylko z jedną osobą, albo jak ktoś ciamie/mlaska/chrupie... Rekordzistą w tym jest mój współlokator, który chrupie i mlaszcze z otwartą buzią, pojękując i posapując co jakiś czas - serio, czegoś takiego nie słyszałam jak żyję... Mam wtedy ochotę wyrwać mu talerz i wyrzucić przez okno a zaraz potem i jego.
Jednak znacznie gorsze i, niestety znacznie uciążliwsze (bo nie da się od nich uciec często), są dla mnie dźwięki elektroniki, muzyki czy filmów, basy zza ściany sprawiają, że kompletnie tracę nad sobą kontrolę, mózg mi się jakby wyłączał i przestaję racjonalnie myśleć, dźwięki basów/muzyki ze słuchawek współpasażerów w zbiorkomie, muzyka odtwarzana z telefonicznych "głośników", kakofonia jeśli dwa urządzenia brzęczą naraz... a ostatnio odkryłam chcąc nie chcąc, bardziej nie chcąc, jak można mnie błyskawicznie i ekspresowo unieszkodliwić - głośne pierdzenie i trzeszczenie starych, rozkręconych na maksa kolumn współlokatora sprawiło, że się pozwijałam w kulkę z zatkanymi uszami jak w filmach sci-fi ludzie/kosmici atakowani bronią dźwiękową. I nie że jakaś pokazówa i ostentacja, po prostu prawie na czworakach chciałam z mieszkania spierdzielać. I właśnie najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie nie są w stanie tego pojąć, bo i tego się opisać nie da i wyjaśnić, tego miksu agresji z bezsilnością i wrażenia, że mnie ktoś okłada bejsbolem po mózgu, bo dla mnie te dźwięki są jak niemal fizyczny atak czasami :/.
Oczywiście wiadomo, że nikogo nie zabiję ani nie pobiję, ale zachowuję się wtedy nieracjonalnie, bo po prostu nie jestem w stanie myśleć. Bardzo czekam, aż ktoś wymyśli, jak się tego pozbyć.
10 lutego 2017, 00:19
Chciałabym zobaczyć nas wszystkie na wspólnej kolacji