Temat: Odchudzanie a nasza psychika.

Być może temat jest poruszany na innych wątkach, ale tu dokładnie chcę się skupić pomiędzy odchudzaniem a naszą psychiką.
Jestem na Vitalii  od ponad roku (wcześniej miałam inne konto). Przez moje oko przewinęło się wiele pamiętników, wiele sukcesów i wiele porażek.

Zaniepokoiło mnie 'zjawisko', które występuje bardzo często. Otóż o wielu dziewczyn odchudzanie, które początkowo miało być drogą do lepszego życia, miało przynieść nam szczęście, sprawić że wreszcie zaczniemy żyć a nie wegetować. Data rozpoczęcia odchudzania miała być wyjątkowa...a tymczasem otworzyła drzwi do piekła. U większości osób, odchudzanie wcale nie sprawiło ich życia lepszym, a gorszym. Stają się depresyjne, cały czas myślą negatywnie, wyglądają jak patyki a twierdzą, że są grube. Wiele osób w pamiętnikach pisze, że "wolałoby już wyglądać jak przedtem, ale odzyskać radość życia". Nie muszę rzucać przykładami, bo sami na pewno znacie takie osoby z Vitalii.
Przyznam, że aż miło jest "popatrzeć" na kogoś, kto schudł ale ktoś, kto wygląda ślicznie, cieszy się życiem, swoim sukcesem, drogą jaką pokonał. Ale takich osób na prawdę jest coraz mniej.

Co Wy o tym sądzicie? Gdzie jest ta granica której nie można przekroczyć i co robić (jak się odchudzać, jak postępować/myśleć), aby nie popaść w "obłęd" ? Może któraś z Was miała podobnie, może podzielić się swoim doświadczeniem i powiedzieć jak sobie z tym radzić?

Zapraszam do dyskusji.
to super, nie ma to jak realny kontakt:) nie siedzi się w domu i do jedzenia mniej ciągnie:)
A ja raz na zawsze wyszłam z błędnego koła, chociaż było ciężko u szczytu mojej kaloriowej obsesji. Więc to się da zrobić. Ale nieśmiało wtrącę, że jak u kogoś próżność przeważa nad chęcią afirmacji życia, to nic z tego nie będzie. I wcale nie współczuję takim osobom.
Sowa92, podzielam Twoje obserwacje i sama należę do osób, które wpędziły się w błędne koło. I stało się tak mimo to, że nie stosowałam nigdy drastycznych diet, diet monoskładnikowych itp. Zawsze to były diety z umiarkowanym ograniczeniem kalorii i dużą ilością sportu. To mnie nie uchroniło przed błędnym kołem. Za dużo myślałam o odchudzaniu, za bardzo byłam podatna na wpływy osób trzecich (nie mówię o osobach z Vitalii). Psychicznie nie radziłam sobie z takim obciążeniem myślowym - nabawiłam się ostrych kompulsów.

Od około pół roku pracuję nad tym, żeby po prostu normalnie funkcjonować. Byłam u psychologa, który mi pomógł, a teraz dalej pracuję nad sobą sama. To znaczy, żeby jedzenie nie było czymś co wywołuje milion myśli, żeby było normalną czynnością taką jak sprzątanie mieszkania czy zmywanie naczyń. W tej chwili celowe odchudzanie nie wchodzi w grę, mimo że przez kompulsy zapracowałam na dużą nadwagę (większą niż jak przyszłam na Vitalię 5 lat temu). Jedyne, o czym teraz myślę, to po prostu zdrowe odżywianie.
Kiedyś miałam wagę, która była przy górnej granicy BMI dla mojego wzrostu, byłam wysportowana, miałam dużo mięśni i nie tak dużo tłuszczu i wyglądałam dobrze, a mimo to dałam sobie wmówić -  że powinnam się odchudzać dalej. To był ten niewłaściwy moment, bo powinnam pozostać przy tym, co miałam. Nie należy przesadnie ulegać wpływom rodziny, otoczenia,  bo to może doprowadzić do obłędu.

Od około pół roku czuję, że żyję niemal normalnie, chociaż grubsza niż kiedyś :-) Jakimś cudem zaakceptowałam swoją obecną nadwagą i na razie ona musi ze mną zostać. No chyba, że przypadkiem i samoczynnie nieco zleci w wyniku zdrowszego odżywiania. Takie typowe, zamierzone odchudzanie chyba nie będzie dla mnie możliwe przez bardzo długo albo w ogóle. To jest efekt tego, że nie umiałam wyczuć momentu, w którym należy sobie samemu i innym powiedzieć kategorycznie: NIE.
Sowa92 zgadzam się z tobą a szczególnie nie rozumiem odchudzania o kilka kilo jak się jest  szczuplejszą  ale przewaga jest tu takich osób.
Ja jestem już za krytycznym punktem "odchudzania". Przerabiałam wszystko po kolei ( a kiedyś śmieszyło mnie pytanie "na ilu dietach byłaś?"). Teraz staram się po prostu jeść zdrowo.

U mnie odchudzanie niestety też nie skończyło się ciekawie. Na początku czułam, że "latam". Cieszyłam się ze swojej zdrowej diety, spadku kilogramów, ale nie myślałam obsesyjnie co zjem i o której. Od czasu do czasu pozwalałam sobie na małe co nieco i co najważniejsze, nie głodziłam się.

A potem niestety już wszystko przerodziło się w obłęd. Zaczęłam zmniejszać posiłki, przesuwać pory na coraz wcześniejsze, miewać ogromne wyrzuty sumienia. Z powodu głodu przyszły napady, za napadami przeczyszczanie się i tak aż to bulimii. Teraz to jest istne piekło, z którego staram się wyjść z pomocą psychologa.

shiley - wiesz to naprawde smutne ze dieta moze do takich rzeczy doprowadzic... ja sie odchudzajac nie zauwazylam zadnych zmian psychicznych - czulam sie doskonale! gorzej bylo gdy przyszla stabilizacja, zaczelam liczyc kcal zeby przejsc ja bez jojo no i wtedy sie zaczelo... do tej pory mimo ze stabilizacja sie skonczyla i juz raczej jem normalnie (dla przykladu wczoraj: drozdzowki i mielony!) to ciagle te kcal mi w głowie siedzą...
myslicie ze to kwestia czasu? ze z czasem wyjdzie mi to z glowy?
Ja miałam taki okres gdzie jadłam max. 400 kcal. Było to strasznie głupie. Myślałam wtedy że kiedy byłam gruba, to przynajmniej się śmiałam, wychodziłam ze znajomymi ciągle itp...
Stwierdziłam, że jedynym wyjściem z tego bagna , będzie stabilizacja... Trudno jest wyjść z tego obłędu.
To i ja dorzucę swoje 5 groszy. Zawsze byłam większa od koleżanek - wyższa i grubsza. One zaczęły umawiać się z chłopakami, ja zaczęłam więcej czasu spędzać w domu i więcej jeść. Zakompleksiona, niepewna siebie. Myślałam, że tak po prostu musi być. A potem wzięłam się za siebie i schudłam trochę. No i się zaczęło... Panicznie bałam się słodyczy i wszystkiego co kaloryczne. Miałam okropne wyrzuty sumienia, kiedy pozwalałam sobie na taką przekąskę. Wyrzuty były coraz większe, bo i przekąski coraz częstsze. A później zaczęłam przesadzać. Wielkie, niekontrolowane obżarstwo. W ciągu trzech lat przytyłam 15 kg.
Dzisiaj ważę tyle, ile kiedyś w gimnazjum. Nie chcę się całe życie odchudzać, nie chcę też przytyć. Jedząc odczuwam wyrzuty sumienia, kiedy je zagłuszam, jem jeszcze więcej...
Błędne koło.
Nadal mam kompleksy, nadal w siebie nie wierzę, wiele się nie zmieniło. Za to doszły problemy z jedzeniem...

Ja z tego obłędu próbuję wyjść. Teraz wiem, że waga 60 kg (i poniżej) mi szczęścia nie da, choć nie powiem, wiele bym dała, żeby tyle ważyć.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.