Ten wątek nie jest swoistym żalem, lamentem typu: co ja zrobiłam, jest mi głupio? czy może coś z tego być? itp. Nie, piszę bo czuję potrzebę powiedzenia/napisania o tym. I nie to, że w realu nie mam komu o tym opowiedzieć, ale tak jest łatwiej...
I przechodząc do meritum, tytułowy przyjaciel to chłopak jeszcze z czasów piaskownicy, rówieśnik, do czasów gimnazjum jedna klasa, ta sama miejscowość, wspólni znajomi itp. Świetnie się rozumiemy, możemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, dobrze razem się bawimy (jakieś kino, spacer, wypad na rowerach, na piwo, impreza), po prostu ta istniejąca przyjaźń damsko-męska. Nigdy w naszej relacji nie było żadnego podtekstu, chemii itp. Niestety, do czasu. To, że podobam się jako dziewczyna (mądra,ładna i ogarnięta) wiem nie od wczoraj, nie raz nie dwa mi to mówił, ale nigdy nie było to powiedziane w kontekście poderwania mnie czy coś w tym stylu... A poza tym, On ma dziewczynę, więc tym bardziej nie odbierał tego jako przejaw czegoś więcej, jakiegoś głębszego uczucia... Chociaż z czasem zaczęłam patrzeć na Niego w trochę inny sposób, po prostu jak na faceta, który zaczął mi się podobać, ale nic o tym nie wspominałam, bo najnormalniej w świecie nie chciałam i nie chcę stracić przyjaciela! No i niestety ostatnio, po imprezie odprowadził mnie do domu. Niby wszystko normalnie, gadaliśmy sobie tak jak zawsze. To, że szliśmy pod rękę to nic, ale w pewnym momencie mnie przytulił... i pomimo dłuższego zawieszenia w końcu pocałowaliśmy się...trwało to dosłownie chwilę, ale mimo wszystko! Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, jedno drugie przeprosiło, że to nie powinno się zdarzyć i zapominamy o całej sytuacji. Tylko On dodał, że bardzo by chciał mnie pocałować, ale ma dziewczynę, nie może, przeprasza itd. Nie wiem czy Jemu czy mi się bardziej głupio zrobiło, bo mimo wszystko świadomość, że pocałowałam sie z kimś, kto ma dziewczynę, kto otwarcie mówi, że ją kocha (chociaż nie jest ideałem w Jego mniemaniu i gdyby nie ona to na pewno JA byłabym Jego dziewczyną - swoją drogą trochę chora sytuacja), a tym bardziej będąc osobą, która sama została kiedyś zdradzona - moralniak, jak nic. Po powrocie do domu, gdy już spałam dostałam jeszcze od Niego smsa z przeprosinami. Rano odpisałam, że niestety "ale obydwoje wiemy, że to wisiało w powietrzu, że nie powinno się wydarzyć i najlepiej o tym zapomnieć" no i do tej pory cisza... I nie tyle co głupio, ale po prostu jest mi szkoda, że może przez ten chwilowy pocałunek nasza relacja popsuje się, już nie będzie wspólnych wypadów, że mimo wszystko, ale oddalimy się od siebie jako starzy przyjaciele. Niby to takie oczywiste, że nie łączyć przyjaźni z czymś więcej, ale to mądrość już się nie liczy, bo jest po fakcie
![]()
Podsumowując:
czasami warto się zastanowić czy chcę się mieć przyjaciela na długie lata, czy w jednej chwili spierdzielić relacje i mieć na dodatek moralniaka. Osobiście mam nadzieję, że ta sytuacja "rozejdzie się po kościach" i będziemy "kumplami z podwórka" tak jak wcześniej.
Pozdrawiam wszystkie osoby, które dotrwały do końca