Temat: depresja

mam wrażenie, że nie potrafię się już niczym cieszyć

niby mamy nowy rok, pełno nadziei, postanowień...

a ja czuję, że jest coraz gorzej

1,5 roku temu zmieniłam miejsce zamieszkania i się zaczęło

wszystko się zawaliło. Ogromne rozczarowanie. 

Jeszcze do niedawna strałam się walczyć. Miałam nadzieję, że "ogarne" te wszystkie problemy i będzie dobrze.

Ale teraz coś się zmieniło. Czuję jakbym się powoli poddawała... 

Najgorsze jest to, że niema żadnej sfery w moim życiu, z której byłabym zadowolona. W domu koszmar, w szkole jeszcze gorzej, od ludzi się już prawie całkiem odizolowałam...

Wszystko mi obojętne, a jedyne co czuję to to, że jest mi strasznie przykro. 

Nie wiem nawet po co to tutaj wypisuje?

Może ktoś doradzi gdzie powinnam szukać pomocy? co zrobić?

Jakikolwiek lekarz odpada... 

Wszyscy powtarzają, żeby iść do psychologa, czemu nikt się nie zastanawia nad tym, ile to kosztuje? Kiedy byłam w depresji to fakt, że jeszcze musiałabym generować dodatkowe koszta (gdy wszyscy żyją właściwie od pierwszego do pierwszego) powodowało, że czułam się z tym jeszcze gorzej. Rodzina nie raz mnie namawiała, mówiła, abym nie patrzyła na koszta, skoro ma mi to pomóc. Wiadomo, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane czy jakoś tak. Podsumowując, żaden psycholog mi nie pomógł, tylko powodował u mnie irytacje - pierwszy to była jakaś znachorka z kursem psychologa, którą rodzice wynaleźli. Babka, po rozmowie ze mną, wyprosiła mnie, zaprosiła rodziców i nagadała im, jaka to ja zła, niedobra, że będą ze mną same kłopoty. Tak, poszła nakablować na mnie jak jeszcze drzwi się za mną nie zamknęły(miałam lat 15, nie chciałam chodzić do szkoły, bo mnie prześladowano i dokuczano, też nie chciałam o tym rozmawiać z rodzicami - a o tym, co nagadała na mnie 'psycholog' dowiedziałam się jakieś 3 lata temu - mocno zwątpiłam w ten zawód). Mnie w zasadzie nie doradziła z niczym, tylko tyle, że się wygadałam. Jakieś 2 lata temu poszłam do innej babki, już sama - fakt, rozmowa z nią trochę pomogła, byłam trochę spokojniejsza, ale to tyle. Po paru spotkaniach widać było po niej, że w milczeniu czegoś ode mnie oczekiwała - chyba chciała, aby we mnie przeskoczył jakiś trybik na wyższy poziom, a czekanie ją nużyło. Podziękowałam. Doszłam do wniosku, że skoro sama sobie nie pomogę, to nikt mnie z tego nie wyciągnie. 
Nie piszę tego, aby zniechęcić ludzi do chodzenia do psychologa (moim siostrom bardzo pomógł, teraz obie są kobietami sukcesu, pewnymi siebie, ze wspaniałymi mężczyznami u boku :)), po prostu uprzedzam, że może nie być nirwany. Może się człowiek nie spodobać, albo że nie odczujecie dużej różnicy przed czy po. To wymaga czasu. Podobnie jak depresji się człowiek nie nabawia z dnia na dzień. Mój drugi psycholog gdyby inaczej do mnie podszedł, pewnie bym szybciej się ogarnęła, ale niestety miałam i mam też ciężki charakter, nie lubiłam rad od innych. Teraz słucham innych ludzi. 

domingo19 napisał(a):

sluttypumpkin napisał(a):

Tez mam depresje.Najlepsze teksty to "ty ciagle tylko płaczesz" "o co znowu beczysz" "masz wszystko co chcesz wiec o coc chodzi"Ale bardzo kocham moich rodziców, niedługo ide do lekarza.A to wszystko przez moj wyglad.To smieszne jak szybko i nagle to dopada człowieka, i z jaka siłą
jak chodzilam struta przez prawie 3lata to mysleli ze mam taki charakter...w ogole sie nie zorientowali ze moze potrzebuje pomocy, a znajomi maja mnie za ponurak, ale..

czyli podobnie jak u mnie... teraźniejsi znajomi pewnie myślą, że jestem taką szarą, nudną myszą... 

chociaż ostatnio chyba bardziej "zwróciłam na siebie" uwagę mojej klasy (niestety)

powoli malymi kroczkami trzeba sie zebrac w sobie, przypomniec sobie swoja hierarchie wartosci, mimo ze teraz myslisz ze jej nie masz...
pewnie nawet bym nie poszla do lekarza, nie umiem mowic z nikim o swoich problemach, tutaj jestem jak wiekszosc czesciowo anonimowa.
nadal jestem obojetna, nie licze sie ze zdaniem innych co o mnie sadza, bo to niczego mi nie daje..
mam plany na ten rok i mysle tylko o ich realizacji, nie wiem co bedzie jak sie cos nie powiedzie..nie chce o tym myslec.
przez ten czas odsunelam od siebie rodzine, przyjaciol, nikomu nie ufam, i przez cale zycie nigdy nikomu sie nie zwierzylam, nie bylam w 100% szczera. 
analizuje swoje zycie, pewne rzeczy doprowadzaja mnie do lez, ale kiedy szczerze sie wszystkiemu przyjrzę potrafie stwierdzic ze nie mam powodow do depresji, inni ludzie maja znacznie gorzej..
staram sie pocieszac malymi rzeczami..kiedy mam gorszy dzien przypominam sobie moje wartosci i zasady, zastanawiam sie co moge zrobic by bylo lepiej, co chcialabym zrobic w przyszlosci i zastanawiam sie jak to osiagnac...
sama sie wpedzilam w ten stan z pomoca rodziny niestety...bardzo sie na nich zawiodlam..
teraz np. bardzo chce schudnac..tak dla siebie, nie dla kogos..dla wlasnej satysfakcji, wolno ale chudne..kiedy mam gorszy dzien potrafie sie glodzic, tzn ja glodu nie czuje, wiec nie jem, wiem ze to jest zle..ale czuje wtedy satysfakcje..
w zyciu sa pewne chwile ktore pomagaja nam zobaczyc inne kolory poza czernia i to tez jest bardzo pocieszajace..
w pewien sposob moje podejscie zmienila muzyka, wiem ze to moze sie wydac smieszne ale mi pomoglo..
moze to wszystko to błahe sprawy, ale od czegos trzeba zaczac...zaluje cholernie zmarnowanych lat...tego ze bylam tak bierna i obojetna..a przeciez czlowiek nigdy nie jest spisany na straty;)


u mnie jest trochę inaczej... chcę cieszyć się życiem, nie być bierną ale im bardziej się staram tym więcej przeszkód napotykam...

czasem mam wrazenie, że prześladuje mnie jakiś pech. Jak może sie w sekundy obrócić cały świat o 180st.?

już nie liczę, że będę szczęśliwa tutaj gdzie obecnie mieszkam...  

mam szansę stąd wyjechać dopiero po skończeniu szkoły (czyli za 1,5 roku)

teraz trochę zmieniam myślenie i chyba próbuję nabrać do tego dystansu.

ale właśnie najbardziej sie boję, że będę żałować tych straconych 3 lat... nie tak to wszystko miało wyglądać. Jadąc tutaj marzyłam sobie, że zaczynam nowy etap. Swój najlepszy czas w życiu. Idealnym życiu. I strasznie się rozczarowałam.Wstyd mi przed samą sobą jak pomyśle jakie miałam naiwne marzenia i wyobrażenia.

Jeszcze mam nadzieję, że jak pójdę na studia to zacznę w końcu żyć, a nie wegetować. Mam szansę wrócić do dawnego miej. zamieszkania lub wyjechać gdzieś gdzie mnie serce poniesie i rozpocząć nowe życie. Może uda mi się nacieszyć chociaż trochę młodością. 




tez sie bardzo rozczarowalam, wszyscy dookoła uwazali mnie za madra, inteligenta, mysleli ze dobrze sie uczylam, a ja tak w to brnelam, chcialam stawac sie lepsza i lepsza, kiedy cos mi nie wychodzilo plakalam i uwazalam ze jestem beznadziejna i w ten sposob sama sie pogrzebalam...bledne kolo..
zle wybralam lo, to mnie dodatkowo rozwalilo..tez radykalnie zmienilam otoczenie, myslalam ze bedzie fajnie, ze poznam innych ludzi ktorzy mnie nie zaszufladuja jak starzy znajomi ale sie rozczarowalam...uswiadomilam sobie juz sama ze jesli ja sie nie zmienie, to gdzie bym nie uciekla i czego nie zrobila wszystko bedzie takie samo..
tez mi zostalo 1,5 roku do zakonczenia szkoly...brak perspektyw jest okropny..
teraz juz nie staram sie nikomu niczego udowadniac...wszystko co robie, robie dla siebie i moze jestem egoistka ale egoista zyje sie latwiej...
nie zawsze sie wygrywa, ale porazki mnie tylko umacniaja i bardziej uodparniaja...na wszystko...na bol i rozczarowanie..staje sie dzieki temu  silniejsza..chociaz czesto czuje sie zniechecona, wiem ze mam teraz w sobie dosc sily by wyjsc zyciu naprzeciw...
te 3lata placzu, zalu i goryczy sprawily ze stalam sie twardsza, wierze ze z tego wyjde kiedys calkowicie..


czyli widzę, że jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji.

Ja mojego Lo też nie zachwalam. Otoczenie w jakim się człowiek znajduje ma ogroomny wpływ na samopoczucie. 

Mnie teraźniejsza sytuacja bardzo dołuje. W gimnazjum trafiłam na ludzi, którzy mi bardzo pomogli. Teraz przynajmniej wiem, że możliwe jest przełamanie siebie. Dlatego musimy dać radę, wytrwać, a potem już powinno być lepiej. Przynajmniej taką mam nadzieję. Teraz podobnie jak ty postanowiłam się skupić na sobie i realizacji własnych celów. Tylko szkoda mi tego, że czasy liceum powinny być takie "szalone". W końcu te niby najpiękniejsze lata. A ja czuję, że to wszystko marnuję...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.