2 lutego 2012, 22:17
Od początku ferii dziwnie się czuję. Zaczęło się od lenistwa, opierdalania się przed komputerem, nie wychodzenia. Wieczorami spotykałam sie z przyjaciółmi, ale nie dawało mi to jakoś wielkiej radości..
Potem było coraz gorzej. Zaczęłam jakoś wstydzić się wyjść do ludzi, bo uważam, że mam za grube nogi, nie mogę się wcisnąć w żadne spodnie..
A teraz jest już okropnie. Nie mam siły na nic, nie jestem w stanie nic zrobić. Czuję się okropnie przybita, samotna, brzydka i gruba. Nic mnie nie cieszy. Chce mi się ryczeć, ale karcę siebie sama w duchu, że to przejdzie i żeby nie robić scen. Jestem nastolatką, mam jeszcze przysłowiową burzę hormonów, chciałabym móc to w ten sposób usprawiedliwić..
Mam wrażenie, że jakąś dziwną siłą odpycham od siebie ludzi. Jestem nudna, nieatrakcyjna, nie ma we mnie nic interesującego. Nie jestem dowcipna, inteligentna tylko miła, sympatyczna, pomocna.. Idealna, żeby wykorzystać i zapomnieć. Bo teraz jak mam doła to przyjaciele nie odzywają sie do mnie..
Sorry, że ten list taki haotyczny, jak ja z resztą.. Ale przechodząc do sedna: czy to może być depresja? Jak ja mam z tym walczyć? Chcę żyć, a nie istnieć.
2 lutego 2012, 22:39
Nie daj sobie nikomu wmówić, nigdy przenigdy, że jesteś do niczego! Znajdź coś, co zajmie ci trochę czasu i pozwoli poznać nowych ludzi, rób sobie chociażby małe przyjemności i polub też swoje towarzystwo. Nikt nie jest "do niczego"! Trzymam za Ciebie kciuki :)
2 lutego 2012, 22:40
nie możesz mieć pretensji do siebie, musisz podnieść samo ocenę, pokaż im że się mylili.
- Dołączył: 2011-12-09
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3677
2 lutego 2012, 22:50
To nie jest łatwe, ale musisz sobie uświadomić jedną rzecz. Nie wiem czy masz podobną sytuację. Ja też zawsze uważałam że wmawiają mi że jestem do dupy więc nadrabiałam ocenami, uczeniem się po nocach, dobrym zachowaniem, wydawało mi się że muszę "zasłużyć" na miłość bo nikt mnie nigdy nie doceni. I w pewnym momencie (życzę Ci żeby to był właśnie ten ;)) zdałam sobie sprawę że tak naprawdę nic nie muszę nikomu udowadniać, że nie muszę dawać rodzicom żadnych powodów do miłości, że nie muszę mieć samych 6 żeby być wartościowym człowiekiem, że nie muszę być nie wiadomo kim, żeby siebie pokochać i tak naprawdę jeśli chce to mogę się "wyeliminować" z tego życia, bo w gruncie rzeczy nikt mi nie zabroni, ale przecież fajnie byłoby cokolwiek temu światu od siebie dać. Wkrótce może się okazać że odchudzanie to jedyna rzecz która Ci naprawdę wychodzi, a że nie masz nic innego do roboty (teoretycznie) to będziesz chciała to doprowadzić do perfekcji. Nie ryzykuj.
- Dołączył: 2012-01-03
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 974
2 lutego 2012, 22:52
czekaj na wiosnę, ja też tak mam. liczę na to, że będzie lepiej.
a Ty nie patrz na to, co mówią inni, sama sobie wpajaj, jaka jesteś wspaniała! Musisz dostrzec w sobie to, co dobre, a na pewno jest tego duuużo :)
3 lutego 2012, 09:25
mnie tez wpajano ze jestem do niczego. i oto skutek dygotaja mi nogi z nerwow w pracy albo jak mam sie o nia ubiegac. zale sie partnerowi ze nie nadaje sie do niczego, znajda tysiac lepszych pracownimow. potem pytam sie partnera 10 razy czy mu kanapki smakuja bo powiedziano mi ze bede dobrze gotowac po 40
tez mam niskasamoocene ale musze z tym zyc. nie wychodzimy bo kasy brak, wszedzie ubieram 1 ciuchy nie wazne gdzie ide (jeansy, dres) bo po co mam sie ubierac lepiej skoro nigdzie nie wychodzimy a mnie sie stroic nie chce