- Dołączył: 2011-06-18
- Miasto: Welk
- Liczba postów: 20
18 czerwca 2011, 10:32
jesteśmy ze sobą jakies 14 mcy, mieszkamy razem już 4 miesiące a on stał się taki oziębły ... ciągle się kłócimy i dochodzi do tego, że mówimy, że sie rozstajemy ... idziemy spac pogniewani, on cos tam jeszcze bełkocze żebym nie wyjeżdzała i nie zostawiała go a przy nastepnej kłotni mi to wypomina, ze nie pojechałam itd, rozumiecie mnie?
wiedliśmy bardzo udane zycie seksualne, potrafił sie smiac, nazywalismy smiesznie swoje narządy (wiem, ze to dla Was moze dziwne, ale nie mowilismy poprostu twój penis, twoja ... ) czułam, ze mnie kocha, widziałam to i przede wszystkim czułam, potrafił mnie przytulić i powiedzieć co chciałby jeszcze w życiu isiągnąć do czego dojść. Spotykaliśmy sie tylko na weekendy, ja przyjezdzałam w sobotnie wieczory bo on do poludnia pracował, tez uczyl sie w tygodniu. Do pracy dojeżdżał 80 km w jedna srtone i nie przeszkadzalo mu to zeby spotkac sie ze mna isc do znajomych ,na impreze, na grila ,gdziekolwiek potem siedziec w domu i rozmawiac a w niedziele tez roznie bywalo :)
teraz ciągle sie kłócimy, ja bym chciala chociaz raz lub dwa w tyg poczuc ze naprawde mnie pożąda, kocha ... chciałabym zaznac tej bliskosci, zeby mnie przytulił, on tylko wiecznie gada, ze jest zmeczony a ja wiecznie cos od niego chce, ja tego dluzej nie zniose! on mnie olewa i całą wine zrzuca na mnie, za nie widze ze on sie zle czuje, ze on nie ma ochoty, ze jemu sie nie chce przytulac, ze dla mnie licze sie tylko ja! ale ja tez chcialabym dać mu cos! bolą go plecy, chciałam mu zrobić masaż to on nie, on nie powie, nie poprosi, on nie ma potrzeb! padają juz miedzy nami ostre słowa, ja mam dość, zapytałam go wczoraj czy moze zaczeli interesowac go mezczyzni, bo nie wytrzymalam potem zaczełam krzyczec i plakać, kocham go ale nie zniose dluzej takiego olewania mnie ... to w okół jego osoby wszystko sie kreci, co byscie zrobily na moim miejscu?
- Dołączył: 2009-11-02
- Miasto: Barcelona
- Liczba postów: 6247
18 czerwca 2011, 10:37
Może po prostu uderzyło go mocno to, że ze sobą zamieszkaliście, może jeszcze się z tym nie oswoił. Skoro mówisz, że wcześniej widywaliście się tylko w weekendy. Czasami mimo wszystko potrzebujemy troszkę spokoju dla siebie..
- Dołączył: 2011-06-18
- Miasto: Welk
- Liczba postów: 20
18 czerwca 2011, 10:39
tak w weekendy, ale ten czas zaczął sie wydluzac, zanim zamieszkalismy razem zaczelam przyjezdzac na 3-4 dni, potem 2 tygodnie, bo zaczelam prace, ktorej nie utrzymalam, potem znow wyjechalam, wrocilam na miesiac i wyjechalam za granice i teraz wrocilam i tak juz 2,5 miesiaca jestesmy caly czas razem, on wychodzi do kolegow 2 razy w tygodniu czasem czesciej czasem wcale wiec ja mu caly czas na glowie nie siedze
Edytowany przez pillows2 18 czerwca 2011, 10:40
18 czerwca 2011, 10:42
wspólne zamieszkanie to jednak spora zmiana dla obojga. Wtedy poznajecie się lepiej, zaczynacie dostrzegać swoje wady, poznajecie się w różnych sytuacjach. Może po prostu się "docieracie"? Porozmawiaj z nim szczerze. Powiedzcie co Was męczy, denerwuje, boli ale nie tak ,żeby to były pretencje czy wyrzuty. Wspólnie znajdziecie jakieś rozwiązanie, kompromis.
Krótko po ślubie jak zamieszkałam z mężem, też mieliśmy taki okres ostrych kłótni. Raz się już nawet pakował. Ale minęło troszkę czasu, oswoiliśmy się z nową sytuacją i jest ok. Z Wami też tak będzie, jestem pewna. POWODZENIA! Głowa do góry :)
- Dołączył: 2011-06-18
- Miasto: Welk
- Liczba postów: 20
18 czerwca 2011, 10:46
> wspólne zamieszkanie to jednak spora zmiana dla
> obojga. Wtedy poznajecie się lepiej, zaczynacie
> dostrzegać swoje wady, poznajecie się w różnych
> sytuacjach. Może po prostu się "docieracie"?
> Porozmawiaj z nim szczerze. Powiedzcie co Was
> męczy, denerwuje, boli ale nie tak ,żeby to były
> pretencje czy wyrzuty. Wspólnie znajdziecie jakieś
> rozwiązanie, kompromis. Krótko po ślubie jak
> zamieszkałam z mężem, też mieliśmy taki okres
> ostrych kłótni. Raz się już nawet pakował. Ale
> minęło troszkę czasu, oswoiliśmy się z nową
> sytuacją i jest ok. Z Wami też tak będzie, jestem
> pewna. POWODZENIA! Głowa do góry :)
tylko my zamieszkalismy z jego rodzicami, ja mam dosc tego wpieprzania sie w nasze zycie, pod jaka poscielą mamy spac i kiedy zmieniac, czuje sie tu troche jak w wiezięniu... my juz rozmawialysmy probowalismy znalezc rozwiazanie, kompromis i on obiecał mi cos do czego sie nie stosuje...
ja tez sie juz chciala pakowac tylko nie chcial mi przyniesc walizki ale mysle, ze zrobie to! jak tylko bede miec urlop wyjade na pare dni i nie powiem gdzie i na jak dlugo i ze w ogole wyjezdzam, mam go momentami dosc ale jednoczesnie bardzo go kocham
- Dołączył: 2009-07-09
- Miasto: Tu I Tam
- Liczba postów: 86
18 czerwca 2011, 10:48
U mnie tez tak kiedys było, gdy spotykalismy sie weekendami to wszystko sie ukladało cudownie a gdy postanowilismy razem zamieszkac to wszystko zaczeło sie psuc tez myslalam ze nie dam rady i sie bedziemy musieli rozstac bo nie moglismy sie wogole dogadac ale po jakims czasie wszystko sie poukladało, moze po prostu dajcie sobie troche czasu:*
18 czerwca 2011, 10:52
to, że mieszkacie z rodzicami jednak zmienia postać rzeczy..Jednak nie ma sytuacji bez wyjścia. Może on sobie z tym nie radzi, dusi w sobie wszystko i to się odbija na tobie..
- Dołączył: 2011-06-18
- Miasto: Welk
- Liczba postów: 20
18 czerwca 2011, 10:55
> to, że mieszkacie z rodzicami jednak zmienia
> postać rzeczy..Jednak nie ma sytuacji bez wyjścia.
> Może on sobie z tym nie radzi, dusi w sobie
> wszystko i to się odbija na tobie..
mysle, ze gdybysmy mieszkali sami byloby zupelnie inaczej i przede wszystkim ja bylabym spokojniejsza :) w czwartek tak mnie jego matka zdenerwowała, ze wszystko sie odbilo na "nas", ale gdy ja mu mowie co mnie drażni z czym ja sobie nie radze przez jego rodzicow to mowi, ze poki u nich mieszkamy to musi tak byc ze ja nie przyszlam tu nic zmieniac itp owszem ale to ile spie pod poscielą i jaka to chyba sprawa indywidulana moja i mojego faceta, a jego matka robi nam pranie!!! czujecie to jak ja sie czuje? nie mamy tu prywatnosci w ogole!
18 czerwca 2011, 11:03
> > to, że mieszkacie z rodzicami jednak zmienia>
> postać rzeczy..Jednak nie ma sytuacji bez
> wyjścia.> Może on sobie z tym nie radzi, dusi w
> sobie> wszystko i to się odbija na tobie..mysle,
> ze gdybysmy mieszkali sami byloby zupelnie inaczej
> i przede wszystkim ja bylabym spokojniejsza :) w
> czwartek tak mnie jego matka zdenerwowała, ze
> wszystko sie odbilo na "nas", ale gdy ja mu mowie
> co mnie drażni z czym ja sobie nie radze przez
> jego rodzicow to mowi, ze poki u nich mieszkamy to
> musi tak byc ze ja nie przyszlam tu nic zmieniac
> itp owszem ale to ile spie pod poscielą i jaka to
> chyba sprawa indywidulana moja i mojego faceta, a
> jego matka robi nam pranie!!! czujecie to jak ja
> sie czuje? nie mamy tu prywatnosci w ogole!
Wiem o czym mówisz. My mieszkamy z moja mamą-niby się nie wtrąca, jest wyluzowana, ale jak przychodzi co do czego to kręci nosem na nasze weekendowe plany na przyklad. Gości swobodnie też zaprosić nie potrafię.. Nie robiłaby problemow ale jednak...
Tak to jest jak się mieszka z rodzicami... Brak 100% swobody.