Temat: Intymność u lekarza - artykuł na Onecie.

Słuchajcie, przeczytałam właśnie dziwny artykuł dot. doświadczeń autystycznej kobiety i aż z ciekawości postanowiłam założyć temat. Pominę jej perspektywę, książkę, etc., chodzi mi wyłącznie o część o intymności u lekarza. Co Wy na to?

Link tutaj

Czy to nie jest... normalne? Jeśli nie trzeba, nigdy nie biorę tych foliowych gatek czy prześcieradełek, wydaje mi się to okrutnym marnotrawstwem, nadprodukcją plastiku etc. I faktycznie nie widzę różnicy między dentystą, ginekologiem czy proktologiem. Wizyty traktuję inaczej tylko wtedy, kiedy mnie bolą. Byłam w setkach różnych gabinetów, lekarze wywrócili moje ciało właściwie na lewą stronę, ale chyba nigdy nie miałam jakiegoś przekonania, że powinnam się czegoś tam wstydzić. No może jako 12-latka, kiedy miałam zdjąć stanik do prześwietlenia i bardzo się bałam, że lekarka wyśmieje moje piersi. 


Zauważyłam, że podejście do "na kozetce" i "poza" różni się bardzo w zależności od kraju i gabinetu. W Stanach miałam bardzo dziwne badanie USG dopochwowe, przed którym pielęgniarka wyszła z sali i przyciemniła światła, żebym mogła przebrać się w plastikowe galoty i przykryć jednorazowym prześcieradłem. Podczas badania właściwie przepraszała, że musi mnie dotykać. Strasznie mnie to irytowało, bo miałam wrażenie (w sumie nie tylko wrażenie), że tracę czas i chciałabym po prostu wiedzieć, co mi jest. To był lekarz "na ubezpieczenie z dopłatą", dobrze wyposażony gabinet. Musiałam kiedyś jednak też iść do takiego "za 100 dolarów", tj. taniego, bo terminy u tego na ubezpieczenie były za kilka miesięcy, a ja miałam okres od miesiąca. W tym gabinecie nie było nawet fotela ginekologicznego. Siedziało się na brzegu kozetki i rozkładało nogi. Lekarz nie miał nawet komputera. Dwie skrajności. 


Z jednej strony wiem, że ludzie mogą się krępować. Z drugiej - idea jednorazowych spódniczek czy spodenek z dziurą jakoś do mnie nie przemawia. Im bardziej kultywujemy w sobie wstyd przed lekarzem, tym chyba gorzej dla nas. Przecież do lekarza powinniśmy chodzić, kiedy tylko trzeba plus na badania kontrolne. 


PS Ten fragment rozbił mnie całkowicie: "W tym momencie wróciła elektryczność. Może byłam dość naiwna, by sądzić, że młody lekarz będzie patrzył na niemal nagą kobietę w przyzwoitej bieliźnie z idealnym profesjonalnym dystansem, ale zrozumiałam – za późno – że to było całkowite przekroczenie granic. Niestety zrozumiałam również, iż to ja je przekroczyłam – ja wysłałam zły sygnał." Że WTF? Jak naiwna? Jak "zły sygnał"?

Pasek wagi

Jakoś za bardzo nie analizuję i się nie wkręcam. Nie lubię hasać z gołą dpą, ale jak mus to mus i wizytę u ginekologa traktuję jako taki mus. Czasem chodziłam w spódnicach i wtedy zeskakując z fotela spódnica zakrywa wszystko i to chyba najbardziej komfortowe dla mnie, ale czasem byłam w spodniach i te 10 kroków przehasałam z gołym dupskiem od fotela do łazienki. Lekarz jakoś nie rumienił się ani nie latał za mną z prześcieradłem. Ot zwykły widok. On takich dup jak moja oglądał dziś średnio ze 40 zakładając, że 15 minut na pacjentkę i 10 godzin pracy ale równie dobrze mógł widzieć więcej. To daje setki tysięcy dupsk w skali jego kariery zawodowej. Myślę, że nie pomylę się specjalnie jeśli powiem, że na 100% nie robi to już na nim żadnego wrażenia jak sobie idę niezasłonięta przez 3 sekundy. Artykuł wydaje się lekko przekoloryzowany, chyba, że jakaś europejka poszła do ginekologa w jakiejś Turcji czy innym Maroku, to wtedy faktycznie mogło tak być.

Pasek wagi

Jak byłam młodsza to bardzo dbałam o to, żeby na wizyty ginekologiczne chodzić w spódnicach/sukienkach, żeby po zejściu z fotela móc zakryć tyłek i uciec. Teraz dbam o to, żeby nie chodzić w rajstopach, bo długo się je zakłada;)

W gabinecie, do którego chodzę jest osobny pokoik na przebranie, z wejściem z gabinetu. Po gabinecie hasa się już potem bez majtek i muszę przyznać, że czasem zastanawiam się, czy lekarza obchodzi, czy nie obchodzi fakt, że nie założyłam tej cholernej spódnicy, tylko bluzkę niezakrywającą tyłka. Ale nie odczuwam wstydu, bo właśnie - dla lekarza mój tyłek i reszta moich organów jest jak, powiedzmy, słupki z cyferkami dla księgowej - obiektem badań/pracy. I tyle. Zadek jak zadek.

Żadnych jednorazowych spódnic i majtek nigdy nie spotkałam. Jedynie te przykrótkie kaftaniki, jakie zakładali do operacji, ale wtedy było mi to wszystko mocno obojętne.

Ves91 napisał(a):

Czasem mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach lubią szukać dziury w całym (czyt. wymyślać problemy z d*py), a ten dziwny artykuł jest tego potwierdzeniem. Niedługo człowiek na człowieka nie będzie mógł spojrzeć podczas mijania się na ulicy, bo ten, nazwijmy go, "obdarzony krótkim spojrzeniem", poczuje się molestowany i bardzo skrzywdzony.

Właściwie to zagłębiłam się ostatnio w badania nt. molestowania przeprowadzone przez L'Oreala, miała przeciwdziałać molestowaniu. Patrzenie się na kobietę dłużej niż 5 sekund było wymienione jako forma molestowania. Nie wiem jak wy, ale mi na przykład schlebia, że ktoś na mnie dłużej spojrzy. Oczywiście nie chodzi mi tu o natrętne wgapianie. W tramwaju często łapie w oknie cudze spojrzenie, nie patrzy na mnie, a na odbicie. Jeśli to dla kogoś formą molestowania, współczuję mentalności.

Pasek wagi

MizzEria napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Czasem mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach lubią szukać dziury w całym (czyt. wymyślać problemy z d*py), a ten dziwny artykuł jest tego potwierdzeniem. Niedługo człowiek na człowieka nie będzie mógł spojrzeć podczas mijania się na ulicy, bo ten, nazwijmy go, "obdarzony krótkim spojrzeniem", poczuje się molestowany i bardzo skrzywdzony.

Właściwie to zagłębiłam się ostatnio w badania nt. molestowania przeprowadzone przez L'Oreala, miała przeciwdziałać molestowaniu. Patrzenie się na kobietę dłużej niż 5 sekund było wymienione jako forma molestowania. Nie wiem jak wy, ale mi na przykład schlebia, że ktoś na mnie dłużej spojrzy. Oczywiście nie chodzi mi tu o natrętne wgapianie. W tramwaju często łapie w oknie cudze spojrzenie, nie patrzy na mnie, a na odbicie. Jeśli to dla kogoś formą molestowania, współczuję mentalności.

Pewnie też trochę zależy od tego, kto patrzy, ale i tak nie wyobrażam sobie szacowania tego, jak kto długo na mnie spogląda, z zegarkiem w ręku. Problem jest w tym, że przez podciąganie pod molestowanie takich - poniekąd - błahych spraw niektórzy ludzie zaczynają bagatelizować prawdziwy problem molestowania. Bo "baba se wymyśliła", "to na pewno nie było prawdziwe molestowanie, teraz nawet jak na jakąś popatrzysz, to jest molestowanie" itp. Tak - zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby po przejściach, dla których bycie przez kogoś intensywnie obserwowaną może być poważnym problemem albo np. wywołać panikę. Tylko pytanie, czy warto to wciągać w definicję?

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

MizzEria napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Czasem mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach lubią szukać dziury w całym (czyt. wymyślać problemy z d*py), a ten dziwny artykuł jest tego potwierdzeniem. Niedługo człowiek na człowieka nie będzie mógł spojrzeć podczas mijania się na ulicy, bo ten, nazwijmy go, "obdarzony krótkim spojrzeniem", poczuje się molestowany i bardzo skrzywdzony.

Właściwie to zagłębiłam się ostatnio w badania nt. molestowania przeprowadzone przez L'Oreala, miała przeciwdziałać molestowaniu. Patrzenie się na kobietę dłużej niż 5 sekund było wymienione jako forma molestowania. Nie wiem jak wy, ale mi na przykład schlebia, że ktoś na mnie dłużej spojrzy. Oczywiście nie chodzi mi tu o natrętne wgapianie. W tramwaju często łapie w oknie cudze spojrzenie, nie patrzy na mnie, a na odbicie. Jeśli to dla kogoś formą molestowania, współczuję mentalności.

Pewnie też trochę zależy od tego, kto patrzy, ale i tak nie wyobrażam sobie szacowania tego, jak kto długo na mnie spogląda, z zegarkiem w ręku. Problem jest w tym, że przez podciąganie pod molestowanie takich - poniekąd - błahych spraw niektórzy ludzie zaczynają bagatelizować prawdziwy problem molestowania. Bo "baba se wymyśliła", "to na pewno nie było prawdziwe molestowanie, teraz nawet jak na jakąś popatrzysz, to jest molestowanie" itp. Tak - zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby po przejściach, dla których bycie przez kogoś intensywnie obserwowaną może być poważnym problemem albo np. wywołać panikę. Tylko pytanie, czy warto to wciągać w definicję?

Dlatego mówię, że nie chodzi mi o wtapianie się, takie natarczywe. I rozumiem, że dla kogoś to może być nieprzyjemne. Jeśli nie ma w tym złych intencji, nie warto tego podciągać pod molestowanie.

Pasek wagi

MizzEria napisał(a):

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

MizzEria napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Czasem mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach lubią szukać dziury w całym (czyt. wymyślać problemy z d*py), a ten dziwny artykuł jest tego potwierdzeniem. Niedługo człowiek na człowieka nie będzie mógł spojrzeć podczas mijania się na ulicy, bo ten, nazwijmy go, "obdarzony krótkim spojrzeniem", poczuje się molestowany i bardzo skrzywdzony.

Właściwie to zagłębiłam się ostatnio w badania nt. molestowania przeprowadzone przez L'Oreala, miała przeciwdziałać molestowaniu. Patrzenie się na kobietę dłużej niż 5 sekund było wymienione jako forma molestowania. Nie wiem jak wy, ale mi na przykład schlebia, że ktoś na mnie dłużej spojrzy. Oczywiście nie chodzi mi tu o natrętne wgapianie. W tramwaju często łapie w oknie cudze spojrzenie, nie patrzy na mnie, a na odbicie. Jeśli to dla kogoś formą molestowania, współczuję mentalności.

Pewnie też trochę zależy od tego, kto patrzy, ale i tak nie wyobrażam sobie szacowania tego, jak kto długo na mnie spogląda, z zegarkiem w ręku. Problem jest w tym, że przez podciąganie pod molestowanie takich - poniekąd - błahych spraw niektórzy ludzie zaczynają bagatelizować prawdziwy problem molestowania. Bo "baba se wymyśliła", "to na pewno nie było prawdziwe molestowanie, teraz nawet jak na jakąś popatrzysz, to jest molestowanie" itp. Tak - zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby po przejściach, dla których bycie przez kogoś intensywnie obserwowaną może być poważnym problemem albo np. wywołać panikę. Tylko pytanie, czy warto to wciągać w definicję?

Dlatego mówię, że nie chodzi mi o wtapianie się, takie natarczywe. I rozumiem, że dla kogoś to może być nieprzyjemne. Jeśli nie ma w tym złych intencji, nie warto tego podciągać pod molestowanie.

To że ktoś patrzy ukradkiem mi nie przeszkadza - choć komuś może już wchodzić w strefę zbyt osobistą i też to rozumiem. Natomiast już jakieś komentowanie z podtekstem (obcej osoby - bo czasem w gronie kumpli sobie śmieszkowaliśmy z podtekstami, ale każdy świadomie i za zgodą reszty), lub co gorsza jakieś obłapianie na beszczela wprost lub pośrednio niby pod pretekstem, że tłok czy autobus zahamował i tak niechcący ta łapa na tyłku wylądowała, to już przekroczenie moich granic. Choć taka Monia pewnie by to wzięła za okazywanie zainteresowania i jej ego by wzrosło że taka zaebista z niej laska, więc różnie różni ludzie do tego podchodzą ;)

Pasek wagi

MizzEria napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Czasem mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach lubią szukać dziury w całym (czyt. wymyślać problemy z d*py), a ten dziwny artykuł jest tego potwierdzeniem. Niedługo człowiek na człowieka nie będzie mógł spojrzeć podczas mijania się na ulicy, bo ten, nazwijmy go, "obdarzony krótkim spojrzeniem", poczuje się molestowany i bardzo skrzywdzony.

Właściwie to zagłębiłam się ostatnio w badania nt. molestowania przeprowadzone przez L'Oreala, miała przeciwdziałać molestowaniu. Patrzenie się na kobietę dłużej niż 5 sekund było wymienione jako forma molestowania. Nie wiem jak wy, ale mi na przykład schlebia, że ktoś na mnie dłużej spojrzy. Oczywiście nie chodzi mi tu o natrętne wgapianie. W tramwaju często łapie w oknie cudze spojrzenie, nie patrzy na mnie, a na odbicie. Jeśli to dla kogoś formą molestowania, współczuję mentalności.

najwyrażniej 84% kobiet nie schlebia i chodziło własnie o natretne wgapianie, gwizdy, gesty. Ta najłagodniejsza forma dotyczyła 56%, potem juz było tylko gorzej. 

Słuchajcie, mi nie chodziło o jakieś natarczywe gapienie się, gwizdy czy wykręcanie za kimś karku na drugą stronę, tylko o zwykłe, przelotne spojrzenie, kiedy mijamy kogoś na ulicy.

Pasek wagi

Ves91 napisał(a):

Słuchajcie, mi nie chodziło o jakieś natarczywe gapienie się, gwizdy czy wykręcanie za kimś karku na drugą stronę, tylko o zwykłe, przelotne spojrzenie, kiedy mijamy kogoś na ulicy.

No to bym tego nie odebrała że to molestowanie.

Pasek wagi

sprowadzanie problemu do przelotnych spojrzeń o których nikt nigdzie nie wspomina to demagogia i absurd, i nie ma o czym dyskutować. Bo trzeba na kogoś spojrzeć, żeby na niego nie wpaść. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.