Temat: Do tych kobiet, które postawiły dla siebie

Chciałabym porozmawiać z Wami, a zwłaszcza z tymi kobietami, które świadomie nie weszły w związek małżeński ani nie założyły rodziny. Czy gdybyście mogły pokierowałybyście swoje życie inaczej? Czy jest to według Was oznaka egoizmu ? Czy zawsze w życiu liczyłyście na siebie i to siebie stawiałyście na pierwszym miejscu ?

Nie zawsze nasze życie układa się w takie proste schematy, które są powszechne, czyli skończenie studiów, dobra praca, mąż plus dzieci i duży dom...

Coraz więcej kobiet, które przez trudne doświadczenia w życiu, wolą skupić się na sobie, swojej pracy, pasji... chciałabym tutaj porozmawiać z takimi kobietami. Czy marzyłyście o rodzinie? O dzieciach ? Czy o zupełnie innych rzeczach...

Ojciec nie dzieli opieki na pół. No może przy malutkim dziecku. Przy starszym jednak celem jest bycie razem jako rodzina. więc czas "na rodzinę" jest liczony dla obu partnerów jednoczesnie. 

menot napisał(a):

Ojciec nie dzieli opieki na pół. No może przy malutkim dziecku. Przy starszym jednak celem jest bycie razem jako rodzina. więc czas "na rodzinę" jest liczony dla obu partnerów jednoczesnie. 

nie bardzo rozumiem te wypowiedz. Czas dla rodziny poswieca sie razem, ale jesli ja np. mam w soboty angielski to z corka zostaje maz. Maz idzie na silownie to z corka zostaje ja. Takze kiedy mowa o rozwoju czy hobby to da sie ten czas wykrzesac. Ja po sobie widze ze madrzej zarzadzam czasem kiedy mam go mniej. Nie ma co wierzyc w bajki ze kazdy singiel kazda minute swego wolnego czasu poswieca na rozwoj i pasje :p poswieca tez wiele czasu odpoczynek czy robienie co tam mu sie zachce, ale nie robiac nic produktywnego. Ja czasu na obijanie sie tyle nie mam, ale moj zwiazek jest partnerski a nie jakis patriarchalny i nie ma w moim domu rzeczy ktora bylaby tylko na mojej glowie. A czesto niestety wypowiedzi dziewczyn brzmia jakby byly ze wszystkim same.. i tego nie moge zrozumiec. To ze partner ma prace do mnie nie przemawia akurat bo ja tez mam i czemu moja praca mialaby byc mniej wazna?  

mam meza I dziecko ale tez mam fajna prace, pasje, zamieniamy sie z mezem w opiece nad dzieckiem, babcie tez pomocne, wiec to, ze wyszlam za maz niczego nie wyklucza. Chyba, ze mowa o nie wiadomo jakich pasjach I pracy, ze sie jezdzi po swiecie. Ja akurat mysle, ze nic "lepszego" bym nie robila niz to, do czego doszlam a tak mam bonus w postaci rodziny (najcudowniejsze dziecko pod sloncem).

Despacito. To nie do końca tak. Mój mąż pomaga ile może, ale siłą rzeczy - nie wygospodarujemy OBOJE czasu na trening 4-6 godzin tygodniowo, jak przed dzieckiem. Nie mamy oboje czasu na swoje hobby. To jest ciągła przepychanka kto jest bardziej zmęczony, kto bardziej nie ma czasu, kto był dłużej w pracy. 

Dodatkowo, przy zupełnie małym dziecku możesz się wyłączyć z zrelaksować. Przynajmniej ja mogłam. 4 latek autentycznie trzepie mi mózg tak, że po paru godzinach nie jestem wstanie psychicznie się pozbierać do czegokolwiek, muszę się położyć z poduszką na głowie i zresetować (covid i całe miesiące pracy zdalnej często z dzieckiem nie pomogły). Wakacje letnie to dla mnie forma wielotygodniowej tortury (bo oczywiście nadal praca zdalna...).

Mi szło super zarządzanie czasem pierwsze dwa lata z małą. Potem nagle wszystko się zaczęło rozłazić. Nadgodziny w pracy na które miałam czas tylko późno w nocy po zaśnięciu dziecka. Jet lag przekładający się na brak siły na sport. I brak energii ogółem. Mąż pracujący od 7 rano do 7 wieczorem i tak ściorany, że też walczy o każdą minutę dla siebie. Ciągła przepychanka czy zrobić coś razem, czy odpocząć czy zająć się hobby i olać dziecko złaknione interakcji.

Owszem - inni pracują w innych godzinach, owszem, innych kręci brak czasu (mnie przestał kręcić, jak zaczęłam mieć ataki paniki, że nie zdążę z tym czy z tamtym, bo dziecko odmawia ubrania się rano, albo klient wysłał kolejne komentarze do projektu) - da się wiele pogodzić. ALE - DLA MNIE komfort życia spadł na łeb na szyję po założeniu rodziny. DLA MNIE to wyzwanie logistycze i ciągłe kombinowanie na wszystkich polach, które mnie osobiście męczy.

Nie każdy tak ma, ale ja tak mam i jak mi ktoś pisze, że mam się lepiej zorganizować, to mam ochotę mu wrzucić moją rozpiskę dnia.


menot napisał(a):

Nie, nie można mieć wszystkiego - bo doba ma ograniczoną ilość godzin. Co bardzo wychodzi, kiedy się ma dziecko. Myślę, że pogodzenie pracy zawodowej na pełen etat, związku, dziecka i powiedzmy sportu i hobby to już jest wyższa ekwilibrystyka, bo jeśli się przedobrzy, to człowiek zaczyna się z wypalenia sypać na każdym z tych pól. Bo i macierzyństwo, i praca i związek wymagają zaangażowania i "obecności". Szczególnie dziecko. Z reguły nie mam problemów z organizacją, ale ostatnie 2 lata to jest dosłownie ciągła walka o czas i ciągłe rozterki co z tym wywalczonym czasem zrobić. Absolutnie nie miałam takich problemów nie mając dziecka i nie będąc w związku. W mojej branży fakt, że technicznie nie jestem wstanie wyrabiać takich nadgodzin jak moi "wolni" koledzy przekłada się na możliwości rozwoju, dobór projektów (te mniej ciekawe) itd. Lepiej - moja praca to praca, którą wybrałam, żeby być maksymalnie mobilną, zmieniać miejsce zamieszkania itd. Oczywiście praca mojego męża uniemożliwia jakiekolwiek zmiany miejsca zamieszkania, nawet miasto nie wchodzi w grę. Jak dla mnie - to ograniczenie które praktycznie morduje moje możliwości rozwoju. Ba dam tss, kariera poszła się pocałować przez rodzinę. Może się przebranżowię po raz drugi :/

A to nie jest tak, że to WY jako rodzina niewłaściwie rozłożyliście priorytety? Mąż to nie jest kotwica, może to on powininen się przebranżowić, żebyś TY mogła się rozwijać i efektywnie robić to, co lubisz/w czym jesteś dobra?

Dlaczego zakładasz, że cały ciężar niemobilności i problemów to jest Twój kłopot? (tak, znam takie przypadki, kiedy to świetnie zarabiający mąż brał urlop ojcowski bo żona robiła doktorat.)

krolowamargot napisał(a):

menot napisał(a):

Nie, nie można mieć wszystkiego - bo doba ma ograniczoną ilość godzin. Co bardzo wychodzi, kiedy się ma dziecko. Myślę, że pogodzenie pracy zawodowej na pełen etat, związku, dziecka i powiedzmy sportu i hobby to już jest wyższa ekwilibrystyka, bo jeśli się przedobrzy, to człowiek zaczyna się z wypalenia sypać na każdym z tych pól. Bo i macierzyństwo, i praca i związek wymagają zaangażowania i "obecności". Szczególnie dziecko. Z reguły nie mam problemów z organizacją, ale ostatnie 2 lata to jest dosłownie ciągła walka o czas i ciągłe rozterki co z tym wywalczonym czasem zrobić. Absolutnie nie miałam takich problemów nie mając dziecka i nie będąc w związku. W mojej branży fakt, że technicznie nie jestem wstanie wyrabiać takich nadgodzin jak moi "wolni" koledzy przekłada się na możliwości rozwoju, dobór projektów (te mniej ciekawe) itd. Lepiej - moja praca to praca, którą wybrałam, żeby być maksymalnie mobilną, zmieniać miejsce zamieszkania itd. Oczywiście praca mojego męża uniemożliwia jakiekolwiek zmiany miejsca zamieszkania, nawet miasto nie wchodzi w grę. Jak dla mnie - to ograniczenie które praktycznie morduje moje możliwości rozwoju. Ba dam tss, kariera poszła się pocałować przez rodzinę. Może się przebranżowię po raz drugi :/

A to nie jest tak, że to WY jako rodzina niewłaściwie rozłożyliście priorytety? Mąż to nie jest kotwica, może to on powininen się przebranżowić, żebyś TY mogła się rozwijać i efektywnie robić to, co lubisz/w czym jesteś dobra?

Dlaczego zakładasz, że cały ciężar niemobilności i problemów to jest Twój kłopot? (tak, znam takie przypadki, kiedy to świetnie zarabiający mąż brał urlop ojcowski bo żona robiła doktorat.)

Ani jego praca ani moja nie utrzyma nas indywidualnie. Praca mojego męża jest tak specyficzna, że się nie przebranżowi, + też trochę już nie ten wiek. Ja nie twierdzę,  że nie ma rozwiązań - liczę na to, że są, ale żadne mi się jakoś nie prezentuje w oczywisty sposób. Poza rozwodem i zostawieniem dziecka mężowi ;X po prosu mnie irytuje sprowadzanie sprawy do świetnej organizacji. Jako singielka czy partnerka dochodząca nie musiałam nic organizować. Życie samo się organizowało, miałam czas na nadgodziny, sport w praktycznie profesjonalnym wymiarze godzin, hobby, spanie, seks, granie po 70 godzin w wiedźmina i tak dalej. Nie stresowałam się pracą, bo jak nie to miasto, to inne - opcji jest milion. Mając rodzinę żyję z zegarkiem i planerem. Nie lubię tego, męczy mnie to i wku....a po prostu. Co też psuje jakość życia, stan ciągłej agitacji.

Ps - tak, myślę, że mam epizod depresyjny po raz pierwszy od kilkunastu lat. Absolutnie nie miałam nawrotów od czasów nastoletnich, przez całe dorosłe "singielsko niezależne" życie. Dobiła mnie rodzina i poczucie totalnego spętania:D

menot napisał(a):

krolowamargot napisał(a):

menot napisał(a):

Nie, nie można mieć wszystkiego - bo doba ma ograniczoną ilość godzin. Co bardzo wychodzi, kiedy się ma dziecko. Myślę, że pogodzenie pracy zawodowej na pełen etat, związku, dziecka i powiedzmy sportu i hobby to już jest wyższa ekwilibrystyka, bo jeśli się przedobrzy, to człowiek zaczyna się z wypalenia sypać na każdym z tych pól. Bo i macierzyństwo, i praca i związek wymagają zaangażowania i "obecności". Szczególnie dziecko. Z reguły nie mam problemów z organizacją, ale ostatnie 2 lata to jest dosłownie ciągła walka o czas i ciągłe rozterki co z tym wywalczonym czasem zrobić. Absolutnie nie miałam takich problemów nie mając dziecka i nie będąc w związku. W mojej branży fakt, że technicznie nie jestem wstanie wyrabiać takich nadgodzin jak moi "wolni" koledzy przekłada się na możliwości rozwoju, dobór projektów (te mniej ciekawe) itd. Lepiej - moja praca to praca, którą wybrałam, żeby być maksymalnie mobilną, zmieniać miejsce zamieszkania itd. Oczywiście praca mojego męża uniemożliwia jakiekolwiek zmiany miejsca zamieszkania, nawet miasto nie wchodzi w grę. Jak dla mnie - to ograniczenie które praktycznie morduje moje możliwości rozwoju. Ba dam tss, kariera poszła się pocałować przez rodzinę. Może się przebranżowię po raz drugi :/

A to nie jest tak, że to WY jako rodzina niewłaściwie rozłożyliście priorytety? Mąż to nie jest kotwica, może to on powininen się przebranżowić, żebyś TY mogła się rozwijać i efektywnie robić to, co lubisz/w czym jesteś dobra?

Dlaczego zakładasz, że cały ciężar niemobilności i problemów to jest Twój kłopot? (tak, znam takie przypadki, kiedy to świetnie zarabiający mąż brał urlop ojcowski bo żona robiła doktorat.)

Ani jego praca ani moja nie utrzyma nas indywidualnie. Praca mojego męża jest tak specyficzna, że się nie przebranżowi, + też trochę już nie ten wiek. Ja nie twierdzę,  że nie ma rozwiązań - liczę na to, że są, ale żadne mi się jakoś nie prezentuje w oczywisty sposób. Poza rozwodem i zostawieniem dziecka mężowi ;X po prosu mnie irytuje sprowadzanie sprawy do świetnej organizacji. Jako singielka czy partnerka dochodząca nie musiałam nic organizować. Życie samo się organizowało, miałam czas na nadgodziny, sport w praktycznie profesjonalnym wymiarze godzin, hobby, spanie, seks, granie po 70 godzin w wiedźmina i tak dalej. Nie stresowałam się pracą, bo jak nie to miasto, to inne - opcji jest milion. Mając rodzinę żyję z zegarkiem i planerem. Nie lubię tego, męczy mnie to i wku....a po prostu. Co też psuje jakość życia, stan ciągłej agitacji.Ps - tak, myślę, że mam epizod depresyjny po raz pierwszy od kilkunastu lat. Absolutnie nie miałam nawrotów przez całe dorosłe "singielsko niezależne" życie. Dobiła mnie rodzina i poczucie totalnego spętania:D

Bardzo mi przykro i trzymaj się. No i intensywnie myśl o rozwiązaniach, może ktoś coś podsunie, bo naprawdę brzmisz depresyjnie. Pocieszeniem jest fakt, że dziecko rośnie i coraz mniej będzie potrzebowało Twojej uwagi... 

No wakacje z pracą zdalną i 4 latkiem pod moją opieką przez 3 bite tygodnie to najprawdopodobniej moje całoroczne lowest-low. Ale to lowest-low to też jest jest jakaś realna część życia w rodzinie dla wielu osób mimo, że ludzie się nie przyznają.

I podkreślę - ja jestem generalnie osobą, która potrafi zapie...lać i w okresie Panieńskim nigdy nie miała problemu z organizacją czasu. W sumie z niemowlakiem też mi szło. Za to większe dziecko okazało się być nawet nie tyle bardziej czasochłonne, co bardziej energochłonne niż planowałam. Nie podejrzewałam, że zajmowanie się nim będzie wymagać ode mnie aż tak ogromnych pokładów motywacji i energii, że na wszystkich innych polach będę ledwo ciągnąć. W moim przypadku fakt, że mam bardzo precyzyjne hobby, które serio lubię i które nie są dziecio kompatybilne tylko pogarsza sprawę. Bo jedyne co bym chciała robić i co mnie relaksuje....muszę sobie maksymalnie limitować i planować.

Mój mąż mam wrażenie jest równie zeszmacony emocjonalnie co ja. Na razie po prostu odliczamy kreskami na ścianie ile dni już nawet nie do urlopu, ale do powrotu dziecka do szkoły. Uroki rodzicielstwa dwojga skrajnych introwertyków z typu tych, którzy mają sprecyzowane zainteresowania i nie mają rodziny do pomocy.

menot napisał(a):

Despacito. To nie do końca tak. Mój mąż pomaga ile może, ale siłą rzeczy - nie wygospodarujemy OBOJE czasu na trening 4-6 godzin tygodniowo, jak przed dzieckiem. Nie mamy oboje czasu na swoje hobby. To jest ciągła przepychanka kto jest bardziej zmęczony, kto bardziej nie ma czasu, kto był dłużej w pracy.  Dodatkowo, przy zupełnie małym dziecku możesz się wyłączyć z zrelaksować. Przynajmniej ja mogłam. 4 latek autentycznie trzepie mi mózg tak, że po paru godzinach nie jestem wstanie psychicznie się pozbierać do czegokolwiek, muszę się położyć z poduszką na głowie i zresetować (covid i całe miesiące pracy zdalnej często z dzieckiem nie pomogły). Wakacje letnie to dla mnie forma wielotygodniowej tortury (bo oczywiście nadal praca zdalna...).Mi szło super zarządzanie czasem pierwsze dwa lata z małą. Potem nagle wszystko się zaczęło rozłazić. Nadgodziny w pracy na które miałam czas tylko późno w nocy po zaśnięciu dziecka. Jet lag przekładający się na brak siły na sport. I brak energii ogółem. Mąż pracujący od 7 rano do 7 wieczorem i tak ściorany, że też walczy o każdą minutę dla siebie. Ciągła przepychanka czy zrobić coś razem, czy odpocząć czy zająć się hobby i olać dziecko złaknione interakcji. Owszem - inni pracują w innych godzinach, owszem, innych kręci brak czasu (mnie przestał kręcić, jak zaczęłam mieć ataki paniki, że nie zdążę z tym czy z tamtym, bo dziecko odmawia ubrania się rano, albo klient wysłał kolejne komentarze do projektu) - da się wiele pogodzić. ALE - DLA MNIE komfort życia spadł na łeb na szyję po założeniu rodziny. DLA MNIE to wyzwanie logistycze i ciągłe kombinowanie na wszystkich polach, które mnie osobiście męczy.Nie każdy tak ma, ale ja tak mam i jak mi ktoś pisze, że mam się lepiej zorganizować, to mam ochotę mu wrzucić moją rozpiskę dnia.

kazdy przypadek jest inny, u mnie nie ma relaksu jak juz jestem z mala, a ma 1,5 roku. Natomiast wspieramy sie z mezem jak mozemy. Majac perspektywe, ze bede ze wszystkim sama, bo maz pracuje po 12 godzin prawdopodobnie nie zdecydowalabym sie na dziecko, bo po prostu nie dalabym rady sama.

Ja powiem tak - jeśli mamy czas pisać na forum, to nie ma co narzekać...😉 Pamiętam czasy, kiedy będąc nie tylko bezdzietną, ale i panną, często nie miałam kiedy nawet wysikać się. Normalnie luksus. 😛

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.