15 kwietnia 2011, 15:11
Kiedy muszę porozmawiać na jakiś poważny temat od razu świecą mi się oczy, głos zaczyna mi się trząść, chce mi się płakać mimo, że nikt (jeszcze) na mnie nie podnosi głosu, nie atakuje. Często jak już zaczynam płakać i ktoś próbuje mnie pocieszyć, to jest jeszcze gorzej, a ja nawet nie potrafię mu powiedzieć, żeby przestał, bo od razu wybucham płaczem. Nie wiem jak sobie z tym poradzić, przez długi okres czasu nie byłam taka płaczliwa, niczym szczególnym się nie przejmowałam (być może to był akurat taki czas kiedy nie było takich rozmów, nie pamiętam). Często w rozmowie chcę powiedzieć, to co myślę, ale emocje przyćmiewają to wszystko i w rezultacie mówię mało, albo nic i to kończy się zazwyczaj zdaniem "bo z tobą to właśnie jest taka rozmowa, jak ja mam z tobą rozmawiać?". Nie wiem to jest sprawa słabego charakteru? Czy po prostu tak mam? Co jak pójdę na rozmowę o pracę to też zacznę płakać? Mam już tego dość i nie potrafię nad tym zapanować. Co powinnam zrobić? Bardziej się otworzyć? Więcej mówić o tym co mi się podoba, a co nie? Wygłaszać swoje zdanie? Zawsze siedziałam cicho, może w tym problem?
- Dołączył: 2010-01-08
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 164
15 kwietnia 2011, 17:02
mam to samo... jak mam porozmawiać z facetem o problemie w związku , mam pustkę w głowie, nie potrafie dobrac słów i jedyne co mi wychodzi to płacz-wtedy najczęściej nasilaja się we mnie wszystkie przykrości życia. Mimo że wcześniej nawet do lusterka gadam co mu powiem... :/ a zresztą to nie tylko z facetem. Wydaje mi się że nasz problem tkwi w trudności z mówieniem o emocjach...nie potrafimy o nich opowiadać
15 kwietnia 2011, 21:08
Też mi się tak wydaje, nie wiem dlaczego tak jest. Nie wiem czemu sprawia nam to taką trudność. Przecież to są słowa jak każde inne, nie rozumiem po co dusić coś w sobie... ale to ewidentnie nie chce ze mnie wyjść... Nawet jak już się przełamie i mówię, że dam radę to sytuacja się powtarza i jest płacz...