Witajcie dziewczyny, a także chłopcy ;)
Mój narzeczony powoli zbliża się do wieku średniego. Oczywiście jest "typowym facetem", czyli kiedy słyszy słowo "krem" wzdryga się jak kobieta na słowo "cellulit/pająk/mysz/etc" (niepotrzebne skreślić).
Na co dzień bardzo o siebie dba, prysznic dwa razy dziennie, dezodorant, perfumy, świeża koszula do pracy itp., itd.
Jednak po prostu NIE MA sposobu, by go przekonać do zadbania o skórę.
Próbowałam już podrzucać mu balsamy do twarzy, żele, kremy - stało, stało, aż się przeterminowało.
Kiedy pytam, tłumaczy, że nie lubi, kiedy coś mu się "klei" i nie będzie tego używać.
Problem w tym, że cerę ma w opłakanym stanie, przesuszona od golenia, powoli robi się szara. Może to po zimie, może w lecie odzyska kondycję, ale obawiam się, że bez pomocy się nie obejdzie.
Jak mam go zachęcić do używania kremu?
Jak Wy zachęcacie do tego swoich facetów? A może nie musicie tego robić, bo sam to robi, albo nie robi tego w ogóle i też nie chce o tym słyszeć?
Jak mówię, z niczym więcej problemu nie ma, ale krem = dramat.
P.S. Żeby nie było - nie lubię "wypacykowanych" facetów, ale martwi mnie to nadmierne przesuszenie. Kobiety wiedzą, że do niczego dobrego to nie prowadzi, ale faceci chyba tylko nieliczni...
Edytowany przez jjules. 30 marca 2013, 22:40