Temat: Nadmiar kosmetyków

Dziewczyny od niedawna moim ulubionym tematem są kosmetyki. W ostatnim czasie mam fioła na punkcie żeli pod prysznic i balsamów do ciała, chociaż tych drugich używam bardzo rzadko. Żeli mam w domu z 10, a wczoraj jeszcze zamówiłam kolejne z Yves Rocher ( a wszystko przez to, że przy zakupach za jakąś tam kwotę, można sobie dobrać kolejne rzeczy za grosza i generalnie uważam, że lepiej zamawiać przez neta chociaż tego nie lubię). Teraz mam już zapas na rok. Wiem, że lepiej jedno zużyć i kupić drugie, ale cóż, taka faza :) A jak jest u Was? Jakie są Wasze ulubione balsamy, żele? Chętnie się zainspiruje na przyszłość :)

Nie uzywam żeli pod prysznic, za bardzo wysuszaja mi skore. Mydeł jako zamienników tez. Probowalam myc sie m.in. olejem kokosowym, ale denerwowała mnie tlusta warstewka i do tego nie nadawał sie do usuniecia zapachów ze strategicznych miejsc. Olejki hydrofilowe tez odpadały, ani to detergent ani nie myły, bo zaraz wszystki sie spłukalo. Myje denetgentami tylko stopy, krocze i pachy i zawsze uzywam do tego plynu do higieny intymnej Lactacyd. Balsamów uzywam tylko po goleniu (czyli moze 1x w miesiacu...) i jak mam bardzo męczące uczucie suchej skory, ogolem bardzo rzadko. Zawsze wybieram jak najtansze balsamy, na przecenach, takie ktore juz wyprobowalam i mi pasowaly, bo nie byly tluste, nie zostawiły warstwy, dlugo trzymaly uczucie nawilzenia, nie trzeba bylo poprawiac za 12h. Ogolem wybieram kakaową isanę i welnnes&costam z masłem shea lub wiśnią.

innykwiat napisał(a):

No niestety czasem to jest własnie tak bez sensu "żeby posiadać". Ja też taką zachłanność mam, wychowałam się w niedostatku i sytość daje mi sam fakt że jest, że mam, że leży i czeka i nie zabraknie bo przecież jest i duuużo. Co jest totalnie bez sensu z czymkolwiek, od jedzenia przez ciuchy do chemii i kosmetyków. Zachłysnęłam się tym trochę wchodząc w dorosłość (rety, mogę mieć własna rzecz, wybraną przez siebie, nie "po rodzinie""!), potem unormowałam, ale w czasach ostrego kryzysu emocjonalnego bywa że wraca. Plusy są takie, że wraca rzadko, nigdy nie kupuję rzeczy drogich i jestem świadoma swej słabości co pozwala ją okiełznać. I np ja, nie malująca się prawie w ogóle i nie nosząca błyskotek, mam pełne pudełko kosmetyków kolorowych i sztucznej biżuterii. Jak sroka. Nazbierałam pewnego roku gdy mi się wszystko posypało, od związku przez zdrowie do rodziny, ale jak zobaczyłam że to pułapka to przestałam. Jednak nie wyrzucam, mimo że przeterminowane cienie czy pomadki w niczym mi nie posłużą, bo teraz niczego nie kupuję tylko dostaję (zamawiam od bliskich to co potrzebuję np na święta), staram się mieć jedną, dwie rzeczy naraz, a jak przychodzi zachłanność to otwieram sobie pełne kosmetyków pudło i w nim grzebię. I działa uspokajająco na konsumpcję :)
mialam to. jak sie juz uspokoisz to polecam zaczac rozdawac zapasy potrzebującym znajomym lub rodzinie - nie obcym, nie wiem o co chodzi, ale mi osobiscie jakos lzej na duszy jesli wiem, ze ktos mi bliski ma te rzeczy i faktycznie je uzywa i sie z nich cieszy. rodzinie juz nie daje, bo widzialam, ze lezy to i niszczeje, cieszyli sie tylko ze dostali, ale nie korzystali i nie zużywali. zazwyczaj oddaje kosmetyki sasiadce z mojego rodzinnego domu, ktorej tak sie zycie potoczyło, ze nie miala kiedys i nie ma nadal - oddalam jej wszystkie nietrafione albo nie uzywane na codzień ani od swieta kosmetyki kolorowe i rzeczy do paznokci (+10 lat nie mialam lakieru na paznokciach, nigdy nie mialam długich, lubie jak są saute - od lat jedynie 1-2x w miesiacu obcinam paznokcie na krotko, nic innego z nimi nie robie, tak sie najlepiej czuje; nie wiem po co to wszystko kiedys kupiwalam). garderobe oddaje kolezance ze studiow, ktora strasznie cebulaczy na zycie, ale byla z biednego domu i to wyniosła, wiec teraz nie potrafi sie przełamać i kupic sobie jakies drobnostki dające przyjemnosc. dalam jej wszystkie torebki, bo i tak nosze tylko jedną i kilka innych uzbieranych bzdur. mam teraz jeszcze bardzo duzo szpilek, tyle ze w bardzo malym rozmiarze, 35-36, wiec bede sie pytała po kolei znajomych kto ma taka stopę, a potem pytała czy chcą :p. wiele lat mi zajelo zanim mi ta mysl zakielkowala, szpilki to moja najwieksza slabosc, wiekszosci nigdy nie nosilam, tylko dokupiwalam. Zajmuja sporą czesc mojej szafy. Mysle, ze to progres i pozbywając sie tych rzeczy lzej sie czuje, szczegolnie ze juz nie kupuje kolejnych zbednych pierdol.

swinka_bebe napisał(a):

mialam to. jak sie juz uspokoisz to polecam zaczac rozdawac zapasy potrzebującym znajomym lub rodzinie(...)
Ja też już "miałam" a nie mam. No i dotyczy to tylko kosmetyków i duperelek biżuteryjnych typu wisiorek, korale, pierścionek, kolejne korale, opaska na włosy, spinka z błyskotką, jeszcze jedne korale, wstążki - takie tam. Gadżety "zdobnicze" rozdaję albo służą mi jako urozmaicacze na imprezy zdjęciowe typu wieczór panieński czy dziecięcy balik, ale kosmetyki są stare i się do niczego nie nadają, a tym bardziej do rozdania komukolwiek. Tylko do grzebania w pudełku i układania sobie kolorami w chwili kryzysu :)  Jeśli kupiłam jakiś ciuch nawet lata temu, to o ile jest dobry na mnie to go używam, póki nie padnie. Ostatnio uświadomiłam sobie, że noszę zimowe buty które kupiłam przed studniówką. Sztuczne, wielkie, niewyględne, a ile zim i ile gór w nich przechodziłam! Mimo że mają przynajmniej 22 lata to dopiero teraz zaczynają lekko obłazić na zgrzewach.   A ciuchy które wyraźnie nie są i nigdy pewnie już dobre nie będą (zdecydowanie za duże lub za małe) systematycznie rozdaję, zostawiając sobie tylko te ulubione na wypadek gdybym jednak do nich kiedyś schudła lub znów przytyła, co się niestety (to drugie) zdarza. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.