Temat: 5:40 rano.. idę albo nie idę....

Marzenia się spełniają ;))

Od ponad dwóch lat ćwiczę, z różnymi efektami ale ćwiczę. <?xml:namespace prefix = o />

Pamiętam jak bardzo nie chciałam biegać, nie bo nie, bo zimno, bo pada, wieje, nie mam ładnych ciuchów, muzyki, warunków. Zapisałam się na siłownie, znalazłam sobie trening w internecie i jakoś się zaczęło. Nie mam świra na punkcie biegania ale w chwili kiedy zauważyłam postępy byłam zmotywowana jak nigdy. I tak z 3 minut nieprzerwanego biegu doszłam do 10 minut, 12 minut, 15 (to juz było coś ;p), 40 min nieprzerwanego biegu ale w różnym tempie. Pociłam się jak świnia ale lubię to. Karnet na siłownie się skończył a ja stwierdziłam, że szkoda kasy skoro mogę w domu wykonywać sporo ćwiczeń (kupiłam piłkę, hantelki, taśmy) jednak wciąż największym wyzwaniem dla mnie było ( i jest) bieganie. Strasznie zazdrościłam ludziom, który wstają rano i ćwiczą a potem do pracy... no jak tak można się udręczać i odmawiać sobie przyjemności spania ... od tych dwóch lat marzyłam o tym, żeby móc wstać wcześniej, iść pobiegać, popływać, cokolwiek... udawało mi się jedynie wstawać rano, kończyło się na włączonym facebooku, i innych stronach, które koniecznie musiałam obejrzeć. Albo przekładałam ćwiczenia na popołudnie [które juz miałam zawalone] bo pranie już MUSIAŁO być zrobione. I tak to wyglądało z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, itd.. czytałam wszelakie art. na temat plusów porannych ćwiczeń, biegania, wstawania i rozciągania. kładłam się spać z głębokim przekonaniem, że wstanę i ruszę tyłek,  że dam radę ... i tak ponad rok :) rano kiedy się budziłam w mojej głowie pojawiały się najróżniejsze wymówki, argumenty dlaczego mam nie iść, byłam rano tak kreatywna w tworzeniu usprawiedliwień, że aż jestem pełna podziwu dla siebie samej :) I oto przyszedł kolejny poniedziałek, kolejne motywowanie siebie samej, koleje ruganie siebie za lenistwo aż tak sobie pomyślałam, ze chociaż ciuchy sobie wstępnie przygotuję, może będzie łatwiej rano. s

Napisałam sobie plan : na pobudkę dałam sobie 20 min (między 4.50 a 5.10), na toaletę i przygotowania 20 min, a rozciąganie i bieganie 30 min max (pomyślałam sobie, że przecież nie muszę rano biec 40 min. bo przecież i tak to za dużo, bo to nie na siłowni, bo to zimno, inna nawierzchnia a poza tym małymi kroczkami najlepiej) . Napisałam plan i poszłam spać. Budzik niestety zadzwonił... o 4.50... pogieło go.... ale przecież mam super funkcję "drzemka.... :/zadzwonił znowu po 4 minutach... i znowu po 4.... i odezwał się głos w mojej głowie "no to chociaż się trochę obudź, muzykę sobie włącz" podziałało:) ale chwilę potem odezwał się drugi głos, który na wszystko ma argument, jest w stanie obalić każdy rodzący się we mnie pomysł w ułamku sekundy. No i gadałam tak ze sobą chyba z pół godziny... w końcu tak sobie pomyślałam, że chociaż usiądę. Usiadłam. No to jak już usiadłam to siku, potem zęby, i tak patrzę na ten prysznic (który miałam już uruchomiony) i sobie myślę, że chociaż założę te ciuchy to może mi się zachce chociaż w domu mini jogę sobie zrobić. Założyłam. I tak stoję, patrzę na siebie w lustrze i tak myślę "a może by jednak wyjść". nanosekundę później pojawia się kolejna "ale jak ty wyglądasz... takie brzydkie spodnie i nawet czapki dobrej nie masz"... patrzę za okno a tam ciemno ... 5.40... no ale ludzie przecież zaspani, kto tam będzie na mnie patrzył.... postanowiłam... wychodzę.... rozciąganie na schodach ... nie wierzę, że to robię, nawet się dobrze nie rozbudziłam... wychodzę z bramy... hmm nie jest aż tak zimno.. ruszam... biegnę i sapie i biegnę wolniej ale biegnę... i nie mogę w to uwierzyć... jestem zaspana, źle się rozciągnęłam ALE BIEGNĘ!!! trasa sama mi się "obiawiła". Dobiegłam do domu, okazało się, że biegłam 15 min... ale co to był za bieg... pokonałam sama siebie, spełniłam swoje marzenie i coś co do tej pory uważałam za niewykonalne… takie moje lądowanie na księżycu J

Minęły 3 dni a ja wciąż czuje tę samą satysfakcję co we wtorek po porannym bieganiu.

Ciekawe czy będę w stanie jutro powtórzyć mój wyczyn….

 

jestem z Tobą :D ja też dzisiaj pierwszy raz wstałam i poszłam biegać...w jeansach ale co mi tam, ważne że biegłam :D chociaż kurtkę miałam sportową :D
Pasek wagi
Kurde a mi jest trudno wstać by poćwiczyć w donu. Podziwiam =)
o kurde, wżyciu bym nie wstała
Po tytule mi się od razu ten filmik przypomniał:
http://www.youtube.com/watch?v=qqRXAKuPz6A

Tak poza tym: CONGRAT!!!

Nawet fajnie się czytało :) Początek pasuje idealnie do mnie :D
Pasek wagi
gratulacje! :) ja teraz wróciłam po dwumiesięcznej przerwie do biegania - satysfakcja po jest wielka. ;) co do wczesnego treningu - jak była jesień to też wstawałam o 6 żeby pobiegać przed zajęciami. :D na początku było strasznie, ale jak już wyszłam to radość była wielka. :D
Ja bym musiała po bieganiu umyć włosy, inaczej bym nie wyszła do ludzi potem ;)
Moje włosy schną 4h, więc żeby być na 8 na zajęciach musiałabym wstać na to bieganie o 1 w nocy ;)
Lesotho - przecież istnieją suszarki ;)
agawac83 - super się Ciebie czyta :D No i moje gratulacje ;)
Pasek wagi

Jajanka napisał(a):

Lesotho - przecież istnieją suszarki ;) agawac83 - super się Ciebie czyta :D No i moje gratulacje ;)

Za bardzo lubię moje włosy na takie numery ;)
Jak mam wolne to zawsze coś rano ćwiczę, kiedyś nie byłam do tego przekonana- strasznie mi cukier spadał, wszystko mi się trzęsło, ale da się przyzwyczaić, teraz najlepiej mi się ćwiczy rano.
Oczywiście gratuluję autorce :)
P.S. za ile można kupić buty do biegania, które się do czegoś nadają? Jestem spłukana, a nie chcę biegać w trampkach po betonie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.