Temat: Akcja -Ćwiczę w wakacje- Kto ze mną?! :)

Hej dziewczyny!

Jako, że mamy dziś wspaniały dzień, zwany poniedziałkiem... :) Postanowiłam zebrać moje szanowne 4 litery i zrobić skalpel. To była moja pierwsza aktywność fizyczna od 3 tygodni. Przez ostatni rok strasznie się zasiedziałam, przez co moje ciało i skóra zrobiły się bardzo galaretkowate i mało jędrne. Moja waga od lat waha się między 60-53 kg. Na chwilę obecną ważę 58 kg (164 cm) a moją idealną wagą, przy której czuję się najlepiej jest 52 kg. Taki jest właśnie mój cel, 52 kg i ujędrnienie ciała. 

Ale dość o mnie. Szukam dziewczyn, które tak jak ja walczą o lepszą wersję siebie i chcą czuć się jak najlepiej w swoim ciele. Dlatego chciałabym stworzyć akcję "Ćwiczę w wakacje". Założenia są takie, że ćwiczymy przez czerwiec, lipiec, sierpień i zdajemy tu z tego relację. Taka forma pamiętnika. Ja z pewnością będę meldować się po każdym treningu i dzielić efektami. Mam nadzieję, ze znajdzie się chociaż jedna osoba, która do mnie dołączy i będziemy się wzajemnie motywować :).

Co ćwiczymy? Cokolwiek na co mamy ochotę, 5 razy w tygodniu. Ćwiczenia, które mi zawsze przynosza efekty to ćwczenia z Ewką, Callanetics, Tamilee Webb i Mel b, nie wykluczam natomiast, ze pojawią się jakieś inne aktywności. 

Co Wy na to? Wstawiam swoje aktualne zdjęcie i zachęcam Was do tego samego, jak to sie mówi w kupie raźniej :)

Ja mam akcję : " Jestem aktywna przez całe życie" .

Heeeej, chętnie się dołączę! Zwłaszcza, że widzę bardzo podobne targety :D Też mam 164cm, większość życia ważyłam 54kg, jak zaczęłam cudować z głodówkami to potem podniosło się na 56, ale nie było dramatu. W zeszłyym roku przez zażeranie stresu spaslam się do 60kg co było dla mnie punktem kulminacyjnym do wzięcia się za siebie. Zjechałam ładnie do 55kg, ale potem znów było dużo stresu, przestałam ćwiczyć i znów zażerałam się czekoladą (jednocześnie dobijając swój układ hormonalny i dorabiając się niedoczynności tarczycy), więc dobiłam do 62,5kg. Teraz od marca walczę o moje 54. Obecnie ważę 59kg, nie jest to powalający efekt na wkładany w to wysiłek, ale powoli do przodu. Liczę, że za 2-3 miesiące będę już zadowolona z mojego ciała :D. Bo efekty są i to spore, ale ciągle jest jakieś ale. Typu - nadal grubawe uda (tylko 2 cm spadło z nich - a z klatki piersiowej aż 5cm, zero sprawiedliwości na tym świecie :( ) albo pozostałości boczków, które optycznie bardzo wpływają na całokształt sylwetki. Ćwiczę głównie na siłowni FBW z planem od trenera +cardio. Czasem skocze na jakiś pilates, ale nudzą mnie te zajęcia. No i dieta, obecnie 1700kcal, bo na 1600 ostatnio umierałam z głodu i chodziłam wściekła.A zależy mi też na progresowaniu z ciężarem bo mam ambitny plan już nigdy nie rezygnować z siłowni. A ostatnio trochę leń :(

Pasek wagi

HelloPomello napisał(a):

Ja mam akcję : " Jestem aktywna przez całe życie" .



Heheh, ja też, ale 4 razy w tygodniu ;)

HelloPomello napisał(a):

Ja mam akcję : " Jestem aktywna przez całe życie" .

Super, nic, tylko pogratulować :)

Oczywiście, docelowo również stawiam na taką akcję. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że najtrudniej jest mi kontynuować regularne uprawianie aktywności fizycznej właśnie w okres wakacyjny, stąd pomysł. Pozdrawiam :)

jurysdykcja napisał(a):

HelloPomello napisał(a):

Ja mam akcję : " Jestem aktywna przez całe życie" .
Heheh, ja też, ale 4 razy w tygodniu ;)

Extra, nic, tylko brać z Was przykład! :)

Liann napisał(a):

Heeeej, chętnie się dołączę! Zwłaszcza, że widzę bardzo podobne targety :D Też mam 164cm, większość życia ważyłam 54kg, jak zaczęłam cudować z głodówkami to potem podniosło się na 56, ale nie było dramatu. W zeszłyym roku przez zażeranie stresu spaslam się do 60kg co było dla mnie punktem kulminacyjnym do wzięcia się za siebie. Zjechałam ładnie do 55kg, ale potem znów było dużo stresu, przestałam ćwiczyć i znów zażerałam się czekoladą (jednocześnie dobijając swój układ hormonalny i dorabiając się niedoczynności tarczycy), więc dobiłam do 62,5kg. Teraz od marca walczę o moje 54. Obecnie ważę 59kg, nie jest to powalający efekt na wkładany w to wysiłek, ale powoli do przodu. Liczę, że za 2-3 miesiące będę już zadowolona z mojego ciała :D. Bo efekty są i to spore, ale ciągle jest jakieś ale. Typu - nadal grubawe uda (tylko 2 cm spadło z nich - a z klatki piersiowej aż 5cm, zero sprawiedliwości na tym świecie :( ) albo pozostałości boczków, które optycznie bardzo wpływają na całokształt sylwetki. Ćwiczę głównie na siłowni FBW z planem od trenera +cardio. Czasem skocze na jakiś pilates, ale nudzą mnie te zajęcia. No i dieta, obecnie 1700kcal, bo na 1600 ostatnio umierałam z głodu i chodziłam wściekła.A zależy mi też na progresowaniu z ciężarem bo mam ambitny plan już nigdy nie rezygnować z siłowni. A ostatnio trochę leń :(

Ooo, fajnie, że jesteś! Faktycznie, mamy podobne "problemy" i cele :). W takim razie pokonajmy razem tego czającego się za każdym rogiem lenia :D

Cześć dziewczyny, chętnie do Was dołączę :) 

Ku przestrodze zostawiam moją historię: większość dorosłego życia ważyłam 56-58 kg przy 165 cm, ale zawsze czułam się "grubsza" od koleżanek, głównie z powodu zaokrąglonych bioder i generalnie - dopiero dzisiaj to widzę - bardzo kobiecej sylwetki. Ciągłe diety cud i dążenie do magicznej wagi 50 kg doprowadziły mnie do kompulsywnego objadania i wagi ok. 65 kg. Był to dla mnie sygnał alarmowy, który niestety w tamtym czasie zbagatelizowałam (daleka jestem od szukania wymówek, ale życie w strasznym biegu nie sprzyja trzymaniu jakiejkolwiek diety). Ostatnio ocknęłam się z wagą 72 kg, w którą do tej pory sama nie mogę uwierzyć :?. Na całe szczęście moja lista obowiązków powoli znacząco się skraca i zaczyna się czas na zainwestowanie w siebie. :) 

Staram się chodzić codziennie jak najwięcej - dystansów poniżej 3 km nigdy nie pokonuję inaczej niż pieszo, do tego zaczynają dochodzić ćwiczenia z ciężarem własnego ciała i joga. Najważniejsze to pozostanie w zgodzie ze sobą, w walce z naturalnymi potrzebami własnego organizmu zawsze przegramy :)

challenge.accepted napisał(a):

Cześć dziewczyny, chętnie do Was dołączę  Ku przestrodze zostawiam moją historię: większość dorosłego życia ważyłam 56-58 kg przy 165 cm, ale zawsze czułam się "grubsza" od koleżanek, głównie z powodu zaokrąglonych bioder i generalnie - dopiero dzisiaj to widzę - bardzo kobiecej sylwetki. Ciągłe diety cud i dążenie do magicznej wagi 50 kg doprowadziły mnie do kompulsywnego objadania i wagi ok. 65 kg. Był to dla mnie sygnał alarmowy, który niestety w tamtym czasie zbagatelizowałam (daleka jestem od szukania wymówek, ale życie w strasznym biegu nie sprzyja trzymaniu jakiejkolwiek diety). Ostatnio ocknęłam się z wagą 72 kg, w którą do tej pory sama nie mogę uwierzyć . Na całe szczęście moja lista obowiązków powoli znacząco się skraca i zaczyna się czas na zainwestowanie w siebie.  Staram się chodzić codziennie jak najwięcej - dystansów poniżej 3 km nigdy nie pokonuję inaczej niż pieszo, do tego zaczynają dochodzić ćwiczenia z ciężarem własnego ciała i joga. Najważniejsze to pozostanie w zgodzie ze sobą, w walce z naturalnymi potrzebami własnego organizmu zawsze przegramy 

Ja problemy z kompulsywnym objadaniem sie mam od dziecka. Czasami udaje mi się to zaleczyc na kilka miesięcy a później większy stres i wraca jak bumerang. Ale to nic, nie poddajemy się :). Trzymam za Ciebie kciuki. Aha i też lubię sobie pojogować :)

Dziś chyba właśnie wybiorę jogę z Gosią Mostowską, bo po wczorajszym skalpelu mam zakwasy.

joanna_gorska_ napisał(a):

challenge.accepted napisał(a):

Cześć dziewczyny, chętnie do Was dołączę  Ku przestrodze zostawiam moją historię: większość dorosłego życia ważyłam 56-58 kg przy 165 cm, ale zawsze czułam się "grubsza" od koleżanek, głównie z powodu zaokrąglonych bioder i generalnie - dopiero dzisiaj to widzę - bardzo kobiecej sylwetki. Ciągłe diety cud i dążenie do magicznej wagi 50 kg doprowadziły mnie do kompulsywnego objadania i wagi ok. 65 kg. Był to dla mnie sygnał alarmowy, który niestety w tamtym czasie zbagatelizowałam (daleka jestem od szukania wymówek, ale życie w strasznym biegu nie sprzyja trzymaniu jakiejkolwiek diety). Ostatnio ocknęłam się z wagą 72 kg, w którą do tej pory sama nie mogę uwierzyć . Na całe szczęście moja lista obowiązków powoli znacząco się skraca i zaczyna się czas na zainwestowanie w siebie.  Staram się chodzić codziennie jak najwięcej - dystansów poniżej 3 km nigdy nie pokonuję inaczej niż pieszo, do tego zaczynają dochodzić ćwiczenia z ciężarem własnego ciała i joga. Najważniejsze to pozostanie w zgodzie ze sobą, w walce z naturalnymi potrzebami własnego organizmu zawsze przegramy 
Ja problemy z kompulsywnym objadaniem sie mam od dziecka. Czasami udaje mi się to zaleczyc na kilka miesięcy a później większy stres i wraca jak bumerang. Ale to nic, nie poddajemy się :). Trzymam za Ciebie kciuki. Aha i też lubię sobie pojogować :)Dziś chyba właśnie wybiorę jogę z Gosią Mostowską, bo po wczorajszym skalpelu mam zakwasy.

Mi udało (udaje się... :) ) zaleczyć dopiero w momencie kiedy zaczęłam skrupulatnie liczyć kalorie i makra i to na zdrowym poziomie ok 1700-1800 kcal dziennie. Kiedyś moja "dieta" była prowadzona pod nazwą: im mniej tym lepiej. Nie zjadłam śniadania? Super, mniej kalorii. Ominęłam obiad? Świetnie, jutro będzie mniej na wadze. A po kilku dniach napad na każde ruszające się wokół jedzenie :) Kiedy zaczęłam fizycznie podliczać wszystko co jem poczułam taką... kontrolę nad swoim organizmem. Od razu czarno na białym wychodzą podstawowe błędy - za mało kalorii, zdecydowanie za dużo węgli, zdecydowanie za mało tłuszczy. Takie spisywanie wszystkiego jest z jednej strony męczące, ale z drugiej bardzo motywujące - nie zjem bo muszę wpisać do tabelki i jak to będzie wyglądać ;)

Co do jogi - Gosia ulubiona :) również życzę powodzenia!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.