- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 lutego 2017, 02:28
Witam serdecznie! Mam 22 lata, 154cm i ważę tragicznie, bo aż 73 i w końcu postanowiłam się za siebie wziąć. Początkowo chciałam zapisać sie na cross, trener mnie zapytał dlaczego, więc mówię mu że z tych trzech opcji jakie tam mieli, cross stawia na spalenie tkanki tłuszczowej a o to mi najbardziej chodzi. Głównie chcę stracić kg i schudnąć porządnie. Powiedział że tak, ale skoro nic nie ćwiczyłam ani nie ćwiczę i skoro moja kondycja jest do dupy, to zaproponował mi TRX. Lżejszy i ma mi poprawić kondycję, a później mogę myśleć o crossie. Znajomy który był kilka razy na crossie również powiedział mi że zginę jak nie mam kondycji. Cóż. Prawię ginę na TRXie... Trening trwa godzinę gdzie pierwszą część czasu daje radę w sumie, zleje się jak szczur oczywiście ale daje rady, natomiast ostatnie 20 min. to jakaś totalna porażka. Trzy zbiory po trzy ćwiczenia - każde ćwiczenie po 7 powtórzeń. Szczerze to nie zabiły mi trudności tych ćwiczeń (a i tak trenerka śmiało zgodziła się i nawet sama proponowała łatwiejsze alternatywy - cóż, grupa do której dołączyłam chodzi tam rok a nawet i 2 lata), nie zabiły mnie też potworne zakwasy po wtorkowym, pierwszym treningu, jak zabiło mnie chyba najbardziej tempo. Skończyło się tak że robiłam swoim tempem, w sumie robiłam nie po kolei, zgapiałam co kto robił i robiłam to samo, ewentualnie te łatwiejsze alternatywy i ani mi się śniło robić to wszystko po 7 powtórzeń. Dawałam radę co najwyżej po 4. Ostatnie 10 minut odpuszczałam co chwila rundę, aby na 40 sekund odsapnąć, gdyż zwyczajnie moje ciało się poddawało. Ręce w łokciach czy kolanach same, mimowolnie się uginały i po prostu czułam się niczym sflaczała guma. Nie mówiąc już o tym że ledwo siadam na kibelku, wręcz nie dam rady ugiąć sie tak aby usiąść i kilka milimetrów nad deską - opadam na tą deskę przez tak potworny ból chyba w udach (jakbym miała tam jakąś gulę albo pręta wsadzonego) Nie wiem czy to normalne, znajomy twierdzi że chyba za bardzo się przemęczyłam. A ja tylko chcę się starać i dawać z siebie jak najwięcej żeby kurcze były efekty a nie robić na odwal a potem dziwić się że nic nie ma. Ćwiczyć zamierzam do końca kwietnia - a przynajmniej w tej siłowni gdyż potem wyjeżdżam do UK i tam pewnie niedługo po ogarnięciu wszystkich spraw znowu zamierzam wrócić do ćwiczeń aczkolwiek aktualnie regularnych ćwiczeń (zapisana jestem na 3 razy w tygodniu co drugi dzień, tak też chciałam) mam 3 miesiące. Nie zakładam sobie celu ile chce schudnąć w tym krótkim czasie, po prostu chciałabym schudnąć cokolwiek. (przynajmniej w tym czasie, bo cel jako cel to oczywiście mam, chcę dojść do 50kg i zamierzam do tego dążyć) Moje pytanie brzmi, czy ja w ogóle schudnę? (oraz czy tak silne zakwasy są normalne?) Pytanie o schudnięcie spowodowane jest tym, że widząc te ćwiczenia i faktycznie rozumiejąc co znaczy "praca pod własnym ciężarem" widzę również jak bardzo działa to na budowę mięśni. A przecież nie takiego efektu chcę. Co mi z mięśni które będą pod ohydnym tłuszczem? Dodam również że karnet mam na wszystkie ćwiczenia, w tym również cross. Chyba że pochodzić trochę (a jeśli tak to jaki czas proponujecie) na trx a później przerzucić się na cross? (oczywiście cały czas mowa o tych 3 miesiącach) Proszę dziewczyny o pomoc, jakieś wsparcie no i duużą garścią motywacji nie pogardzę ;) Zwlekam ze spaniem bo aż boję się co będzie jak się obudzę. Przysięgam, nie wstanę z łóżka. Dziękuję wszystkim za dotrwanie do końca tego postu i za odzew!
2 lutego 2017, 07:43
diety pilnuj to na pewno schudniesz, i nie martw sie, nie będziesz mięśniakiem po takich ćwiczeniach :)
2 lutego 2017, 08:50
zawsze mi mowiono ze lepiej zrobic mniej a poprawnie niz wszystkie byle jak.sama opadam z sil przy takich cwiczeniach.poki nie mam na tyle kondycji i wytrwalosci to sie nie sprawdzaja ,za szybko sie mecze i probuje tylko przetrwac zajecia. najlepiej jak znajdziesz sobie dziedzine w ktorej bedziesz cwiczyc interwalowo.jest to o wiele przyjemniejsze i lzejsze. nie trzeba miec wielkiej kondycji, daje sie rade trenowac bo masz chwile oddechu miedzy jednym a drugim cwiczeniem a spiecia sa troche krotsze.cross narazie moze byc za ciezki,ale za jakis czas jak poczujesz sie na silach dasz rade. jesli bedziesz cwiczyc i trzymac diety to na pewno schudniesz,jedz regularnie.powodzenia
2 lutego 2017, 09:04
Masz zadyszkę? Oddech przyspiesza? To trening działa też jak cardio. A o mięśnie się z zerową kondycją nie bój, bo to mooooocno na wyrost.
Zakwasy i zmęczenie po treningu cię nie zabije. Z czasem będzie lepiej. Jak ci za ciężko, to kurde przecież na TRX można łatwo regulować poziom trudności.
Edytowany przez 2 lutego 2017, 09:05
2 lutego 2017, 11:09
Oczywiście że z jedzeniem również się pilnuje. W zasadzie ja z natury zawsze mało jadam więc z tym problemu nie mam żeby się "nie obżerać" bo nigdy to zjawisko u mnie nie występowało. Odrzuciłam jedynie pewne składniki, zastępując czymś zdrowszym. No i wszelkim cukrom oraz napojom słodzącym zrobiłam papa. :)
Właśnie tak też robiłam, zwolniłam tempo pod siebie i robiłam te ćwiczenia co widziałam że je trzeba robić, dokładniej a nie na odwal. Owszem, zadyszka, przyspieszony oddech, pot. - wszystko występowało. Z braku oddechu musiałam chwilę odczekać między rundami.
Co do regulowania poziomu trudności, no właśnie chyba to te inne łatwiejsze ćwiczenia dla mnie w zamian tego co oni robili a czego ja spróbowałam chociaż raz i nie dałam rady. Myślę że to był ten łatwiejszy poziom. Ogólnie byłam w szoku widząc jak wszyscy robią wszystko pod rząd bez ani chwili odstępu i pauzy. JAK haha.
2 lutego 2017, 11:45
Arizona, dwie sprawy, po pierwsze, jeżeli z natury mało jadłaś to jakim cudem jesteś otyła? Coś tu się nie zgadza. Poza tym nie bez powodu mówi się że 70% sukcesu w odchudzaniu to dieta. Druga sprawa, nie masz najmniejszych szans na zbudowanie mięśni na redukcji. To że je czujesz to tylko dlatego że wcześniej ich nie używałaś, lub mało używałaś.
2 lutego 2017, 12:03
Nie każdy kto wpieprza jest otyły, znam chude patyki co jedzą dwa, trzy razy jak ja, nie ćwiczą i nie tyją i nie każdy otyły wpieprza to chyba logiczne. Nie ma reguły na to. U mnie fakt, mało jem ale zwyczajnie mało ruchu, na zasadzie... Bardzo mało, mam problemy takie jak depresja i inne na tle psychicznym uniemożliwiające mi przebywanie zbyt długo wśród ludzi. Zazwyczaj więc siedziałam w domu w swoim własnym pokoju czując się tam najbezpieczniej. Nie wspominając już o genetycznej szybkiej tendencji do tycia co widzę po rodzinie zresztą.
2 lutego 2017, 12:10
Nie Arizona, to nie jest logiczne. Przez całe życie spotkałam tylko jedną osobę która otyłość miała genetyczną, jedną, reszta zawsze jadła za dużo, a to że w rodzinie wszyscy byli więksi, to dlatego że wszyscy jedli za dużo. Może i jesteś tą drugą osoba, która ma otyłość genetyczną, ale wtedy porady szukała bym u lekarza a nie na forum. Policz sobie dokładnie jakie jest Twoje ppm i cpm, oraz ile obecnie jesz. Często jest tak że uważamy że jemy mało, ponieważ główne posiłki są małe, a nie liczymy wszystkiego co jest pomiędzy tymi posiłkami. Problem wtedy jest taki że jak naprawdę odstawimy wszystko co jest pomiędzy posiłkami, plus zmniejszymy główne posiłki, okazuje się że je się za mało, dużo za mało do swojej wagi. Tym bardziej jest to ważne jeżeli wcześniej nie ćwiczyłaś i nagle zaczęłaś ćwiczyć.
Co do crossu, jeżeli nie masz kondycji, nie masz poprawnej techniki wykonywania ćwiczeń, brak Ci pamięci mięśniowej, to na crossie możesz sobie zrobić krzywdę po prostu. Owszem, dla utraty tt cross jest bardzo dobry, ale cross jest trudną formą ćwiczeń, więc na początku, przez te pierwsze 3 miesiące, popracuj nad techniką. Jak nie będziesz miała problemów podczas trx, to dopiero wtedy pomyśl o crossie.
Edytowany przez 2 lutego 2017, 12:15
2 lutego 2017, 12:26
Jest taki tv show na yt, secret eaters - i tam wszyscy się zarzekają, że jedzą tyle, co nic i nie wiadomo czemu tyją. A potem się okazuje, że dosłownie każdy uczestnik nabija sporo ponad swoje zapotrzebowanie. Innymi słowy - patologicznie niski metabolizm, to jest coś, co się leczy - a nie po prostu akceptuje jako "genetykę". A jak to nie zdrowie, to niestety jedzenie. Warto przez tydzień z ciekawości ważyć i liczyć wszystko co jesz bardzo dokładnie.
2 lutego 2017, 12:55
Do tego stopnia nie sfiksowałam żeby liczyć kalorie każdej rzeczy którą chcę zjeść. Bez przesady, nie mam zamiaru doprowadzić do tego aby moim życiem kierowała myśl "musze być fit, musze zobaczyć ile to waży zanim to zjem, a co jeśli za dużo, ale mam na to taką ochotę" Nie na tym polega droga odchudzania żeby zapanowała nad własnym życiem i zamiast z przyjemności tej drogi mieć same rozterki i dylematy, a co za tym idzie zniechęcenie i złość. Dużo się mówi i zresztą znam takie osoby, które jadły co chciały, w mniejszych ilościach, do tego ćwiczenai i chudły. Można? Można. Ja to i tak jak mówię nie jem wszystkiego, co staram się zdrowo jeść ale z tym że zawsze mało jadłam, to akurat fakt. Piszę do was z pytaniami, opisuję swoją historię to po co miałabym kłamać? Któregoś razu z moim ex jak oglądaliśmy tv to leciała reklama o jakiejś cudownej diecie gdzie chodzilo o to że właśnie te kalorie były zmniejszone ale jadło się prawie wszystko. Powiedziałam że może tego spróbuję, to w odpowiedzi usłyszałam "przecież Ty nawet tylu kalorii nie jesz" - co chodziło mu oczywiście o to, że nie spożywam nawet tej zmniejszonej dawki kalorii w diecie którą reklamowali. Owszem chce chudnąć więc zmieniłam tryb żywieniowy i zaczęłam ćwiczyć czyli wszystko tak jak powinno być na drodze odchudzania ale nie zamierzam przełożyć to ponad wszystko żeby tylko myśl o tym co mogę a czego nie mogę zjeść frustrowała mnie do końca życia. Ja rozumiem że są takie osoby. Proszę bardzo, jeśli dla was to cel życiowy, kochacie to, nie wkurza was to, jest to dla was priorytet - róbcie tak, nic mi do tego, ale nie narzucajcie swoich sposobów innym. Nie każdy do końca życia chce żyć z myślą żeby być fit. Ja zwykle wychodziłam z założenia: przytyłam? ok, czas wziąć się za siebie i schudnąć. - Przemęczałam się jakiś czas, dochodziłam do swojej normalnej wagi (przy czym i tak wyglądałam kluskowato - ale waga była zdrowa dla mnie) i było w porządku przez długi czas, powiedzmy 9 miesięcy później przychodziła zima, jadłam więcej, znowu za jakieś 2 miesiąca spostrzegłam że za dużo mi przybyło, więc ponownie brałam się za siebie, zrzucałam i znowu na bardzo długo był spokój. Nie wmówicie mi że to jest złe, bo wiele osób nie żyje non stop ćwiczeniami, dietami i nie myśli w kółko o tym co zjeść a czego nie. Wiele osób natomiast tak robi że chudnie tylko wtedy kiedy widzi i czuje taką potrzebę by wrócić do swojego neutralnego stanu. Tak było i ze mną. Tylko jak wspomniałam, przez problemy zapuściłam się totalnie. Nigdy w życiu nie ważyłam tyle. Przez rok przybyło mi 10/12kg, przez rok nic ze sobą nie robiłam, totalnie. Nawet nie robiłam prostych ćwiczeń w domu którymi się zazwyczaj ratowałam i dawałam sobie radę. Teraz? Teraz sama nie wyrobię z 10 kilogramową narzutką i wiem że potrzebuję i diety i ćwiczeń. To że mam to genetycznie to widze na przykładzie siostry, która również mało je, zwyczajnie przez pracę nie ma na to czasu a i tak mimo ruchu, mało jedzenia, potraffi sporo przytyć w szybkim czasie ale zarzucić to to katorga. Robiłam badania na tarczyce, wskaźnik niby w normie ale niebezpiecznie blisko przekroczenia granicy na niedoczynność tarczycy. Oczywiście lekarz stwierdził że wszystko jest w porządku ze mną bo przecież kreseczka trzyma się poziomu "w normie" no tak, oczywiście. Ehh...