Temat: Jak odżywiają się chudzi ludzie nie będący na diecie

Chcialam podzielić się z Wami moim spostrzeżeniem dotyczącym rad na Vitali a tym jak i ile jedzą moje koleżanki (m.in one) które nie zwracają uwagi na kcal, na dietę i są zgrabne i szczupłe. 

Otóż tutaj praktycznie każda dziewczyna przedstawiający (czesto fajne menu) na pyt. czemu nie chudnie (a przyczyn jak wiecie może być ogrom, typu podjadanie, nie liczenie kcal wody smakowej czy soków, za dużo sportu a mięsnie ważą, zaburzenia hormonalne, mało warzyw etc.) - dostaje odpowiedź "jesz za mało". Niezły paradoks, żeby schudnąć każdemu praktycznie radzicie jeść 1800 kcal to tak minumum ;)

A ja popytałam, poobserwowałam ile i co jedzą moje chude koleżanki. Większość z nich nie przekracza 1400 kcal, kompletnie nie mając świadomości. Część z nich miała okres gdy ważyły więcej kilka lat temu, ale teraz od lat są zgrabne. Kilka od zawsze ma świetną figurę jedząc lody, frytki, sałatki na obiad i podliczyłam kilka z nich 1300-1500, jednej wyszło 1600....Żadna z nich oczywiście nie liczy kcal, po prostu wcale nie jedzą koniecznie tych zdrowych 1800 np, nie uprawiaja sportu itd.

Ja sama schudlam pare lat temu na zbilansowanej diecie od dietetyczki 1300 kcal, z min. ilością ruchu. Żadnego jojo nie ma....

Także chyba to doradzanie każdej tutaj, że się przy 1300, 1400 1500 głodzi jest jakimś absurdem ;)

Gab06 napisał(a):

HopeSolo napisał(a):

Gab06 napisał(a):

HopeSolo napisał(a):

Gab06 napisał(a):

HopeSolo napisał(a):

Gab06 napisał(a):

Dla mnie absurdem jest podbijanie kaloryczności, jeśli się nie chudnie na ilości typu 1300 - jak niektórzy tutaj radzą. Moja ulubiona argumentacja: "Bo Twój organizm się buntuje i oszczędza - dlatego nie chudnie. Jak zaczniesz jeść więcej to schudniesz." Niestety niekoniecznie. Często powodem braku utraty wagi są problemy zdrowotne, hormonalne. Dopóki się tego nie ureguluje, nici z odchudzania. Zwiększanie kaloryczności spowoduje tycie i coraz większą frustrację. Coś o tym wiem, bo swego czasu w krótkim czasie przytyłam prawie 5 kg, ćwicząc ciężko cztery - pięć razy w tygodniu i jedząc 2000 kcal. Winowajcą okazała się tarczyca. Jeśli ktoś nie chudnie na małej kaloryczności, to coś musi być nie tak z jego zdrowiem, a nie: "za mało kcal"...Trochę off topem pojechałam. A taką szczupłą dziewczyną, jedzącą wszystko i nie liczącą kcal sama kiedyś byłam. Całe liceum waga poniżej 50 kg (wzrost 168) a jadłam wszystko, co powszechnie postrzegane jest jako niedietetyczne. Jak to robiłam? Sama nie wiem. Może wcale nie wychodziło tego tak dużo - często pomijałam posiłki, wychodziłam bez śniadania, potem trochę nadrabiałam czymś kalorycznym (ktoś mógł pomyśleć, że taka chuda i tak je, a nie wiedział że to mój pierwszy posiłek, itd).  Nie skupiałam swojej uwagi na jedzeniu.
A co jeśli ktoś ma idealne hormony a na 1300 i tak nie chudnie? Ma zejść do 1000 czy od razu do 500? :) Tarczyca też nie lubi głodówek - wszystkie anorektyczki mają niedoczynność - taki paradoks :) 
Idealne hormony to nie tylko sprawna tarczyca. Tarczyca nie lubi głodówek, ale nie wszystkie anorektyczki mają niedoczynność - znam kilka. W tym i wieloletnie. Paradoks? Nie zawsze przy niedoczynności się tyje.
Mylisz dziewczyny CHORE z kimś,  kto jest chudy... hmm genetycznie.  Na zajęciach z pediatrii widziałam parę takich anorektyczek Każda jedna miała jakieś problemy hormonalne - gonady siadają,  tarczyca siada, jedyne co szaleje to kortyzol bo stan niedożywienia jest stresem dla organizmu. Zauważ, ze w organizmie zachodza wtedy takie zmiany ktore niejako wymuszaja tycie - nie ma homornow tarcyzcy i spada metabolizm, hiperkortyzolemia tez sprzyja odkladaniu tklanki tłuszczowej. Tylko one nie tyja bo nic, albo prawie nic nie jedzą :)  Może Cię zaskocze,  ale ich problemy wynikaja z tego ze się głodza :) Poza tym ogólnie przyjętym standardem leczenia pierwszego rzutu pewnych chorób (nie mowie że wszystkich ale niektórych tak na przykład cukrzycy,  czy nawet anemii) jest zbilansowanie diety i dodanie aktywności fizycznej.  Jeżeli to nie daje efektów to wtedy włącza się farmakologie.  Jeśli ktoś ma rozpieprzony metabolizm z jakiegokolwiek powodu no to na pewno niskokaloryczne diety mu nie pomogą.  Najpierw niech się zajmie naprawieniem problemu a potem zabierze za odchudzanie.  
Nie, nie mylę się. Mówię o konkretnej anorektyczce. Waga 25 kg u dorosłej kobiety chyba nie jest "z natury"? Poza tym, pisałam konkretnie o TARCZYCY, a nie szeregu różnych problemów zdrowotnych, które takie głodzące się osoby mogą mieć i większość z nich ma.
Tarczyca też jest problemem zdrowotnym.  A to,  że ona nie ma niedoczynności to wnioskujesz po prawidłowym poziomie TSH czy po hormonach obwodowych? TSH przy takiej wadze może mieć nawet niskie bo nie ma z czego wydzielać. No chyba że ma jakiegoś Gravesa na dodatek. To jest to o czym mówiła Jurysdykcja - to że jedna osoba jest jakaś anomalia to nie znaczy że można ją przekładać na ogół społeczeństwa.  Ja widziałam z 5 takich którym tarczyca praktycznie nie pracowała. 
Masz mnie za idiotkę czy co?  Tak tarczyca jest problemem zdrowotnym. Sugerowałam Ci jedynie, że wyżej pisałam tylko i wyłącznie o tarczycy, na co Ty odpowiedziałaś całym wywodem o innych kwestiach zdrowotnych. Przykro mi, że obalę Twoją teorię, że każda anorektyczka ma rozwaloną tarczycę. Wnioskuję to nie po TSH, a po całym panelu tarczycowym + usg. Nie twierdzę oczywiście, że innych problemów ze zdrowiem tu nie ma, bo są. Ale akurat nie z tarczycą.

No to brawa dla niej - rozwaliła sobie wszystko oprócz tarczycy :) A nie brała sobie czasem Euthyroxu żeby sie wprowadzić w nadczynność i szybciej chudnąć? I nie nie wymyślam niestworzonych rzeczy. Widziałam taką, która zeżarła prawie całe opakowanie i wpadła w przełom. Sprowadziła leki z Ukrainy bo wyczytała, że poprawiają metabolizm/ 

A Daga i inne obaliły Twoją teorie w myśl której kategorycznie nie wolno podbijać kaloryczności przy zastoju. Nie ćwicząc i jedząc mało nie chudła. Zaczęła jeść więcej i ćwiczyć nagle ruszyło - magic :) Z tą Chodakowska mogła palić max 400, no niech będzie 500 - czyli po odjęciu wychodzi 1500 kcal podaży - więcej o 200-300 kcal niż na samej diecie. Myślisz, że gdyby obcieła kalorie to efekt byłby ten sam? Szczerze wątpie. 

Pasek wagi

jurysdykcja napisał(a):

Gab06 napisał(a):

Dla mnie absurdem jest podbijanie kaloryczności, jeśli się nie chudnie na ilości typu 1300 - jak niektórzy tutaj radzą. Moja ulubiona argumentacja: "Bo Twój organizm się buntuje i oszczędza - dlatego nie chudnie. Jak zaczniesz jeść więcej to schudniesz." Niestety niekoniecznie. Często powodem braku utraty wagi są problemy zdrowotne, hormonalne. Dopóki się tego nie ureguluje, nici z odchudzania. Zwiększanie kaloryczności spowoduje tycie i coraz większą frustrację. Coś o tym wiem, bo swego czasu w krótkim czasie przytyłam prawie 5 kg, ćwicząc ciężko cztery - pięć razy w tygodniu i jedząc 2000 kcal. Winowajcą okazała się tarczyca. Jeśli ktoś nie chudnie na małej kaloryczności, to coś musi być nie tak z jego zdrowiem, a nie: "za mało kcal"...Trochę off topem pojechałam. A taką szczupłą dziewczyną, jedzącą wszystko i nie liczącą kcal sama kiedyś byłam. Całe liceum waga poniżej 50 kg (wzrost 168) a jadłam wszystko, co powszechnie postrzegane jest jako niedietetyczne. Jak to robiłam? Sama nie wiem. Może wcale nie wychodziło tego tak dużo - często pomijałam posiłki, wychodziłam bez śniadania, potem trochę nadrabiałam czymś kalorycznym (ktoś mógł pomyśleć, że taka chuda i tak je, a nie wiedział że to mój pierwszy posiłek, itd).  Nie skupiałam swojej uwagi na jedzeniu.
Jak nie chudnie się na tych "1300"  to warto odwiedzić endo. Bo może coś jest zkitrane. I teraz moja rada byłaby taka, żeby dodać kcal do jakiegoś sensownego poziomu mimo wszystko. Ryzykując przytycie. Bo czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby zrobić krok w przód. No i też nie zawsze nie chudnięcie oznacza zrąbane hormony. Ja nie chudłam na 1300-1400 przy 5 dwugodzinnych treningach tygodniowo. Jak dodałam kcal to nie przytyłam w ogóle, ale moje samopoczucie poprawiło się baaaardzo i generalnie się odtłuściłam. Nadal nie chudłam, ale nie paliłam też mięśni i odzyskałam okres. Możliwe, że powinnam wtedy się przebadać i coś by wyszło, ale tego nie zrobiłam i już się nie dowiem co było nie tak. Nie zmienia to faktu, że mój metabolizm bardzo łatwo dostosowuje się do cięcia kcal i jakbym chciała serio się zredukować w rozsądnym czasie, to musiałabym jeść bardzo, bardzo mało. Czyli u mnie faktycznie dodanie kcal było jakimś tam rozwiązaniem.Podsumowując - nie wiem na ile można tarczycę wyprowadzić samymi lekami, nadal się głodząc. Znam trochę przypadków z forumktóregoimienianiewolnowymawiać, kiedy laski sobie powyprowadzały problemy zdrowotne właśnie jedzeniem więcej i lepiej jakościowo.EDIT - a metabolizm potrafi spowolnić o 40%. Wg badań. Czyli można z cpm na poziomie 2000 zejść do 1200. Nieźle, nie? I to nie jest równoważne zrąbanym hormonom.

Też zależy jak u kogo z psychiką. Niektórzy mogliby nie udźwignąć dodatkowych kg po zwiększeniu kaloryczności z głodowej, po wcześniejszych przejściach z tyciem z powietrza np. I wtedy szukałabym przyczyn w problemach zdrowotnych, równolegle zmieniając dietę, dodając kcal. Ja się odważyłam zacząć dodawać kcal dopiero jak zauważyłam pierwsze symptomy, że moje hormony się normują i metabolizm budzi (na Letroxie). Zaczęłam też szybko chudnąć i to był kolejny bodziec do zwiększenia kaloryczności. Powoli wychodzę na prostą i dodaję coraz więcej. Myślę, że jestem w stanie podbić naprawdę wysoko i utrzymywać na tym wagę, ale wszystko stopniowo.

Samymi lekami raczej ciężko byłoby wyprowadzić tarczycę, chyba że tymczasowo. Gdzieś przeczytałam, że tarczycowe ft3 spada praktycznie zawsze na niskokalorycznej diecie. Po zwiększeniu kcal może wrócić do normy, ale jak ktoś przegina permanentnie to zaczynają się poważniejsze problemy.

Nie będę się kłócić. Nie jestem lekarzem, myślę, że w różnych przypadkach stosuje się różne metody. Uważam natomiast, że w momencie, kiedy dziewczyna przychodzi na Vitalię rozpoczynając dietę i od razu wskakuje na bardzo niską kaloryczność, to prosi się o kłopoty. Nie warto ryzykować. Obciąć można zawsze....a z dodawaniem bywają problemy.  Do teraz się zastanawiam, czy gdybym zaczęła redukcję na odpowiedniej kaloryczności parę lat temu i nie tkwiła na 1300 kcal przez pół roku dostając szajby z głodu, to może teraz chudłabym dużo łatwiej i moje ciało nie byłoby tak oporne.

No i też, co uznajemy za stan chorobowy. Czy spowolnienie metabolizmu na redukcji poniżej pewnego poziomu już wymaga leczenia, czy też leki powinno się stosować dopiero, kiedy zmiany są już poważne i zwykła zmiana stylu życia nie pomoże nam wrócić do normy.

jurysdykcja napisał(a):

Nie będę się kłócić. Nie jestem lekarzem, myślę, że w różnych przypadkach stosuje się różne metody. Uważam natomiast, że w momencie, kiedy dziewczyna przychodzi na Vitalię rozpoczynając dietę i od razu wskakuje na bardzo niską kaloryczność, to prosi się o kłopoty. Nie warto ryzykować. Obciąć można zawsze....a z dodawaniem bywają problemy.  Do teraz się zastanawiam, czy gdybym zaczęła redukcję na odpowiedniej kaloryczności parę lat temu i nie tkwiła na 1300 kcal przez pół roku dostając szajby z głodu, to może teraz chudłabym dużo łatwiej i moje ciało nie byłoby tak oporne.No i też, co uznajemy za stan chorobowy. Czy spowolnienie metabolizmu na redukcji poniżej pewnego poziomu już wymaga leczenia, czy też leki powinno się stosować dopiero, kiedy zmiany są już poważne i zwykła zmiana stylu życia nie pomoże nam wrócić do normy.

Zgadzam się. Nigdy w życiu nie powtórzyłabym tego samego błędu - rzucania się od razu na taką niską kaloryczność.U mnie to nawet i 1000 kcal było. Teraz żałuję i zastanawiam się jak mogłam być tak durna. I nigdy bym nikomu tego nie poleciła. Ale jak się już zepsuje, to trzeba ostrożnie z tego wychodzić - moim zdaniem. Myślę, że leki to zawsze powinna być ostateczność. Kiedy już ewidentnie coś jest nie halo. A co lekarz to inne podejście. :p

.Daga. napisał(a):

Ćwiczyłam Chodakowską. Nie wiem skąd te metamorfozy na jej fanpag'u, bo mi jej ćwiczenia w ogóle nie pomogły.

A ja ćwiczyłam tylko Chodakowską + dieta 1600 kcal i w 4 mc schudłam 10 kg :)

jablkowa napisał(a):

moja babcia np. do wszystkiego czego tylko sie da dodaje maslo, make, smietane. jej kuchnia jest smaczna, ale bardzo tlusta i nie powiedzialabym, ze zdrowa. babcia jest otyla, ale nic dziwnego, skoro na co dzien polewa ziemniaki sosem doprawionym nie tylko maka i smietana, ale tez i maslem. maslo i smietane dodaje takze do kazdej zupy, ktora kazdego dnia rowniez znajduje sie w jej menu. zaraz po obiedzie wypija przeslodzony kompot i zajada deser -biszkopt przekladany bita smietana i galaretka z sezonowymi owocami. o 18 pora na kolacje, ktora stanowi biale pieczywo z maslem i zoltym serem, jakas tlusta kielbaska+salatka jarzynowa z majonezem. i tak co dzien. odkad tylko pamietam. ciasto nie jest u niej od swieta, babcia bardzo lubi gotowac i piec. potrafi cale dnie spedzac w kuchni. z tego co wiem, to jak byla mlodsza, podobnie to wygladalo. wiadomo, ze nie wszystkie babcie sa takie, ale jednak spora czesc z nich praktykuje podobna kuchnie. i jakos przezyly swoje zycie, sa w tym miejscu w jakim sa, szczesliwe, spelnione, nie majace pojecia co znaczy "bycie fit". 

wiekszosc z tych babc ma niestety spore problemy zdrowotne zwiazane z takim niezdrowym odzywianiem

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.