- Dołączył: 2009-05-20
- Miasto:
- Liczba postów: 15489
14 stycznia 2011, 00:33
Nie wiem co robić. Moje całe zycie to dieta dieta dieta albo olewanie diety i wpierniczanie co się da, tak "na zaś" bo przecież niedługo będę musiała wracać do diety. Jutro. Gdy nadchodzi jutro, jakiś czas daję radę może śniadanie, może dopiero jak wyjdę z domu kupuje co tylko mogę do jedzenia, może wytrzymam cały dzień i dopiero na noc sobie odpuszczam.. Tak się objadam aż przestaję się mieścić w stare spodnie, zwykle tak przy 78kg się budzę, gdy znika mi talia i wtedy zaczynam działać. Jak jestem na diecie to wszystko jest ok, to nie jest głodówka, tylko rozsądna zbilansowana dieta, dużo ruchu, jest naprawdę nieżle.Najdziwniejsze że jak juz sie. odchudzam to dziwię się, że inne kobiety nie potrafią sie zmobilizować, przecież to takie proste. To naprawdę wchodzi w krew, słodycze już mnie tak nie kuszą, nie potrzebuje ich ale jak już sobie odpuszczę idzie jak lawina i nie mogę tego zatrzymać. Codziennie podejmuję walkę i codziennie przegrywam, bo chyba nie chce wygrać, nie chcę wracać do tej spirali diety.
Na początku zaczyna się coraz częstsze myślenie o jedzeniu, ile zjadłam, ile jeszcze mogę zjeść, a ile białka i ile węglowodanów, potem pierwsze efekty ważenia, przyglądanie się sobie w lustrze, z jednej strony zaczynam się czuć lepiej w swoim ciele z drugiej coraz bardziej krytycznie na nie patrzę. Nie jestem gruba, nie postrzegam tak siebie, ale też nigdy nie byłam szczupła.
Potem waga zaczyna stać, poczatkowe efekty już nie zadawalają, coaz wiecej ćwiczeń, mniej jedzenia, powtarzam sobie że to zastój tylko i tak bywa i musze przeczekać.
I vitalia, chrzaniona vitalia, która mi pomaga jak pijawka wysysając ze mnie krew, są tu wspaniale grupy wsparcia, miło jest mieć towarzyszy niedoli, ale większość dziewczyn tutaj to szczupłe nastolatki, które jeszcze bardziej mnie dołują i sprawiają że czuje sie jak totalna świnia, czuję że jestem dziwna bo nie chce być tak chuda jak one i nie chce tak krytycznie na siebie patrzeć. Ale patrzę, kiedy widzę te setki zdjęć w pamiętnikach tych idealnych kobiet czuje się jak gówno siedząc przed ekranem monitora w tym moim dresiku, rozczochranych włosach i starych papciach.
Nie cierpię vitalii bo uzależnia, sprawia że coraz wiecej myśle o diecie jedzeniu, mogę się dzielić z innymi kobietami moimi przemyśleniami na temat bułki z serem:/ Mogę nie myśleć o niczym tylko o tym, poświęcić caly wieczór na myślenie o diecie zamiast jak normalny człowiek zająć się nauką czy poczytać książkę. Uciekam w dietę i jest mi tam bezpiecznie, wszystko jest na swoim miejscu i jest idealnie.
Mam dosyć, mam dosyć, ja się wypisuję. Nie wiem co robić, totalnie nie wiem co robić.
- Dołączył: 2009-05-20
- Miasto:
- Liczba postów: 15489
14 stycznia 2011, 15:07
jeśli znajdę sposób to może i zrobię
- Dołączył: 2011-01-14
- Miasto: London
- Liczba postów: 2
14 stycznia 2011, 16:10
Ja, tak na dzień dobry też zacznę... aż się boję myśleć co będzie od poniedziałku!! Własnie dzisiaj (kilka godzin temu) zapisałam się do Vitali i nie wiem czego mam się spodziewać... Diet przeszłam już setki - więcej mam chyba porażek niż zwycięstw w tej kwestii ale wchodząc w Nowy Rok dałam sobie ostatnią szansę (mąż też mi "pomógł"). MUSZĘ oddać jakieś 20 kg! do czerwca -Boże - znowu dieta, na mojej lodowce nie ma już miejsca na kolejne karki!!! No ale cóż - jak się powiedziało A to powiem i B - muszę wytrwać. Zastanawiam się tylko co mam robić, żeby ciągle nie myśleć o dietach i odchudzaniu, o tym jak wyglądam - wyć się chce!
- Dołączył: 2008-12-16
- Miasto: Madagaskar
- Liczba postów: 1515
14 stycznia 2011, 16:25
a mi jest jakoś łatwiej trzymać dietę i ćwiczyć odkąd spędzam czas na vitalii. kiedyś po kilku dnia poddawałam się. a tu? mobilizacja i pełna kontrola :)
14 stycznia 2011, 21:33
Manru, trafiłam na Twój wątek i chciałabym się wypowiedzieć. Wiele zdań z tego, co napisałaś o sobie, swoich myślach i emocjach związanych z dietą, jakiś czas temu dotyczyło również mnie, niektóre opisy Twoich myśli były jakby wyjęte z mojej głowy.
Nie wiem za bardzo jak to opisać, żeby się za bardzo nie rozwlec. Od 7 miesięcy jestem na dobrej drodze, ale wcześniej było kiepsko. Przez rok miałam kompulsy i przytyłam z tego powodu ponad 15 kg. Kompulsy wpędzały mnie w poczucie winy, każdego dnia wstawałam z myślą, że wczoraj zawaliłam i już od rana planowałam posiłki, planowałam co zrobię dla ładnej i zdrowej sylwetki. Myślałam o tym ciągle i nie mogłam przestać. Wprawdzie nigdy nie odchudzałam się z drastycznym obniżeniem kalorii, ale moje myśli były opanowane tematyką dietetyczną. Mimo że miałam dużą wiedzę na temat, co należy jeść i mniej więcej w jakich proporcjach, miałam kompulsy, zjadałam wtedy masę jedzenia - potem miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, postanawiałam poprawę od następnego dnia, ale wszystko się powtarzało tak samo. Jedzenie - postanowienie poprawy - zawalenie diety - wyrzuty sumienia - nerwy - jedzenie i tak w kółko.
Trwało to rok czasu , gdy wreszcie sobie uświadomiłam, że trzeba coś z tym zrobić, bo to nie jest normalne, żeby ciągle tyć i chudnąć, rzucać się na jedzenie jak ktoś niepoczytalny. Już wcześniej czasami opowiadałam mamie o tych swoich atakach, a ona mi delikatnie sugerowała, żebym poszła do psychologa, ale ja podobnie jak ty uważałam, że to bez sensu. Że co taki psycholog może mi pomóc, po co mam gadać komuś te swoje głupoty. Zwierzyłam się też ze swoich problemów mężowi - wcześniej ukrywałam to i przeżywałam z tego powodu jeszcze większy stres. Bardzo się wstydziłam, ale się przemogłam - spotkałam się ze zrozumieniem i to dało mi chęć, żeby coś z tym zrobić. Bo naprawdę było już mocno nie tak, skoro z jednej strony czułam przymus codziennego ważenia się, a z drugiej strony wchodząc na wagę czułam stres, strach i autentyczne mdłości.
Ja chyba przez długi czas nie uświadamiałam sobie problemu, trudno mi było przyznać się przed sobą i innymi że sobie z czymś nie radzę.
Przemogłam się i poszłam do psychologa. Byłam tylko na 7 sesjach (czasami ludzie chodzą znacznie dłużej). Dzięki tym sesjom uświadomiłam sobie pewny problem natury osobistej, z którego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy i to była już prawie połowa sukcesu. Zaczęłam coś z tą sprawą robić, żeby ją rozwiązać i kompulsy zaczęły jakby wygasać. I to nie było tak, że zasugerowała mi to psycholożka. Ona głównie słuchała, właśnie tych moich wynurzeń, czasami rzucając jakieś dodatkowe pytanie. Mnie zaczęły się w głowie kojarzyć różne fakty, tak że z jej pomocą wpadłam na to, jaki mam problem.
Druga sprawa - obsesja na punkcie odchudzania, zdrowego odżywiania, ciągłego kontrolowania tego co jem. W tej kwestii czułam się podobnie jak ty - chciałam po prostu być normalnym człowiekiem, dla którego jedzenie to sprawa normalna, myśleć o tym tylko gdy jestem głodna i w porze posiłków, a nie cały dzień nonstop, też chciałam po prostu normalnie jeść, tak żeby móc pomalutku chudnąć 1 kg na miesiąc nie musząc przy tym wpadać w kompulsy i dołki.
Z tym poradziłam sobie sama. Było ciężko. Niemal z dnia na dzień zaczęłam próbować przestawić się - przestać w ogóle zajmować się odchudzaniem. Przestać kontrolować, liczyć, wpędzać się w stres myśleniem, że zjadłam o 100 kalorii za dużo. Bardzo znacząco ograniczyłam wizyty na Vitalii, po to żeby nie mieć zbyt dużej styczności z miejscem, w którym jest mowa niemal wyłącznie o tym. Na początku było naprawdę trudno, ale teraz minęło 7 miesięcy od ostatniego kompulsu a ja w tym czasie utrzymałam wagę na tym samym poziomie, może spadło mi ze 2-3 kg mimochodem, nie myślę o odchudzaniu. Jestem gruba - trudno:-) W tej chwili jest dla mnie ważniejszy spokój ducha. Na razie takie planowe odchudzanie nie wchodzi dla mnie w grę. Nie chcę znowu wpaść w kompulsy.
Na początku przestałam też stawiać sobie jakiekolwiek ograniczenia w kwestii jedzenia. Powiedziałam sobie, że wolno mi wszystko. Przez pewien czas jadłam dużo, w tym również rzeczy niezdrowe. Ale ponieważ nie robiłam sobie z tego powodu wyrzutów sumienia i ograniczeń, po pewnym czasie przestało mnie to rajcować. Siłą rzeczy zaczęłam jeść mniej, przestałam mieć ochotę na rzeczy niezdrowe. Zaczęłam jeść bardziej jak "normalny" człowiek. Takie podejście wymaga wiele samozaparcia, bo na początku na bank się przytyje. Ale ja w tym okresie w ogóle nie ważyłam się. To było wykluczone, bo powodowało ponowne myślenie o tym wszystkim.
Do tej pory jest tak, że ważę się może raz na miesiąc, może rzadziej. Nie zajmuję się w tej chwili odchudzaniem. Żeby się wyleczyć z kompulsów, trzeba według mnie znaleźć ich przyczynę - problem w tym, że nie zawsze człowiek sobie ją uświadamia. Trzeba się na pewien czas też odciąć całkowicie od tematu diety i odchudzania. Ale nie tak, że na tydzień i potem znowu do tego wrócić. Bo wszystko wróci. To musi być długo. Aż zapomnisz, co to znaczy denerwować się wagą i dieta. Dopiero wtedy można jakoś znormalnieć, wrócić do normalnego zachowania w kwestii jedzenia. Przynajmniej w taki sposób to wyglądało u mnie. Nie wiem czy ci to coś pomoże, może cię to jakoś zainspiruje, jak sobie z tym poradzić. Trzeba się wyrwać z tego zaklętego kręgu, bo można zwariować.
Wizyta u psychologa wcale nie jest złym pomysłem, ale jeśli z jakichś przyczyn nie masz takiej możliwości, to po prostu nie masz wyjścia, musisz próbować pomóc sobie sama. Zastanów się szczerze i dogłębnie, czy nie masz jakiegoś problemu - w szkole, w rodzinie, w pracy itd itp. Bo u mnie te problemy wynikały jednocześnie z problemów osobistych i z obsesji dietetycznej, może u ciebie chodzi tylko o te dietetyczne sprawy. Pewnie ten mój opis jest chaotyczny, trudno to jakoś opisać w uporządkowany sposób. Powodzenia, nie poddawaj się. Pierwszy krok zrobiłaś - zdałaś sobie sprawę z problemu.
14 stycznia 2011, 21:43
Aha, jeszcze dodam - że jak jeszcze miałam kompulsy, to miałyśmy z kilkoma dziewczynami wątek o problemach z kompulsywnym objadaniem, czasami tam zaglądałam i to też mi pomogło. Po prostu zobaczyłam, że nie jestem jakaś dziwna ani jedyna z tym problemem, że inni też się z tym borykają.
Teraz mogę na Vitalię wchodzić już całkiem na luzie i normalnie, wtedy kiedy chcę:-) Nie jest to ani bardzo rzadko, ani też nie siedzę tu nonstop. Traktuję Vitalię jako miejsce, gdzie można porozmawiać z ludźmi na różne tematy, nie tylko o odchudzaniu. Są osoby, które znam od dawna (jestem tu już prawie 6 lat) i regularnie czytam ich pamiętniki. Czasami coś wpiszę u siebie.
Na co dzień - dbam głównie o to, aby jeść zdrowo i sporadycznie zrobić sobie jakąś mała niedietetyczną przyjemność. I tyle. Żadnego kontrolowania, żadnych wyrzutów, że zjadłam o 3 plasterki czegoś tam za dużo. Na szczęście nie jestem podatna na modę na chudość. A tutaj jest całkiem sporo osób, które borykają się z dużą nadwagą czy otyłością, nie tylko są tutaj szczupłe osoby.
- Dołączył: 2009-05-20
- Miasto:
- Liczba postów: 15489
14 stycznia 2011, 22:45
Dziękuję Ci nenne za tą szczerość, dzwoniłam dzisiaj na telefon zaufania żeby sie dowiedzieć czy sa w moim rejonie jakies poradnie gdzie nie musze sie zapisywać przez lekarza rodzinnego i są, pewnie jeszcze trochę bedę biła sie z myślami czy mam tam pójść, bo co innego popytać, zadzwonić a co innego faktycznie wejść do takiej przychodni i poprosić o pomoc. Trochę mi sie wydaje że ja im tylko głowę będę zawracała, że pewnie mają dużo ludzi z większymi problemami nastolatków z rozbitych rodzin czy jakiś patologii. Muszę sobie życie poukładać chyba.
15 stycznia 2011, 10:52
Przede wszystkim to pamiętaj, że to nie wstyd prosić o pomoc. Są ludzie, którzy się na tym znają i są właśnie po to, żeby pomóc osobom takim jak my. Oni tak tego nie odbierają, że im głowę zawracasz. Poza tym jak się wybierzesz i z kimś tam porozmawiasz, to dowiesz się, jaka jest twoja sytuacja i czy wymagasz jakiejś konkretnej pomocy. Oczywiście że zawsze można znaleźć kogoś kto ma gorzej, ale to nie znaczy, że twoje problemy nie są ważne i że nie wymagają pomocy. Zrobiłaś kolejny krok - dowiedziałaś się o poradnie. Jesteś na dobrej drodze, żeby sobie pomóc:-) Mnie też strasznie trudno przyszło zdecydować się na pójście do psychologa. Też uważałam, że będę zawracać głowę, że moje problemy są idiotyczne i błahe. Ale z drugiej strony skoro są takie błahe, to czemu mi tak zasr***** życie? Więc jednak poszłam i jestem z tego bardzo zadowolona, dużo mi to dało i dzięki temu dzisiaj wreszcie funkcjonuję bez stresu i ciągłego myślenia o dietach i odchudzaniu:-) Nie miałam kompulsów od 7 miesięcy i wreszcie odetchnęłam, wreszcie nie mam tych głosów w głowie, że MUSZĘ schudnąć. A przedtem przecież żyłam pod ciągłą presją, to wpływało również na moje otoczenie i bliskich, bo byłam stale rozdrażniona, miałam wybuchy złości bez powodu. Daj sobie tyle czasu ile trzeba, żeby przemyśleć sprawę wizyty w poradni - ale namawiam cię, żebyś poszła chociaż raz, to jeszcze cię do niczego nie zobowiąże. A spróbować warto. Powodzenia. Innym się udaje z tego wyleczyć, to i tobie się uda.
- Dołączył: 2010-12-31
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 256
15 stycznia 2011, 11:36
A wiecie, że chyba coś w tym jest? Jeszcze przed założeniem konta na vitalii ciągle myślałam o tym o żarciu, o tym ile go zjadłam itp. Już nawet wieczorem planowałam jadłospis na następny dzień i prawie każdego dnia nawalałam zjadając coś słodkiego :-/ Do tego coraz częściej zaglądam na forum ale też ogólnie serfuję po sieci. Mówię sobie: wejdę tylko na chwilkę, a zostaję na godzinę lub więcej. Tak, nim zaczęłam świrować z dietami (choć w tedy naprawdę miałam sporo tłuszczyku i byłam zaniedbana) byłam szczęśliwą i wesołą mimo kiepskiej kondycji i tłuszczyku. Myślę, że trzeba jakoś znaleźć złoty środek, a wysiłek fizyczny traktować jako zabawę. Ponadto myśleć o jedzenie (a przynajmniej starać się) tylko w porach posiłku.
Powiem wam, że ze mną bywało gorzej. Wciąż często myślę o jedzeniu, ale nieco mniej niż wcześniej