- Dołączył: 2007-09-10
- Miasto: To Tu To Tam
- Liczba postów: 8155
11 grudnia 2010, 12:48
Dziewczyny i Chłopcy.
Tak mnie zastanawia dlaczego wszyscy się tak boją Świąt i Wigilii. Na forum panuje wręcz jakaś przedświąteczna gorączka dietowa. Nie wystarczy po prostu się nie objeść w Święta?! Czy wszystkim Święta kojarzą się tylko z siedzeniem za stołem i za przeproszeniem... wpiep...niem? Przecież na Wigilię nie ma nic tuczącego ani niezdrowego.
Ryby, pierogi z kapustą i grzybami, barszczyk, makowiec. W makowcu jest mak, który jest zdrowy i działa przeczyszczająco, więc choć to ciasto, to od 1 kawałka świat się nie zawali.
A w Święta zamiast żreć wystarczy wyjść z rodziną na spacer, razem pograć w scrabble.
Mam wrażenie, że wszyscy tu kojarzą Boże Narodzenie już tylko z jedzeniem i prezentami, tracąc to, co najważniejsze, czyli czas z rodziną (o religii nie wspominam, bo to prywatna sprawa każdego). U mnie jest smaczne jedzonko, ale w Wigilię nie przekraczam powyżej 400-500kcal ponad normę, co raz na jakiś czas nie jest przecież końcem świata. Nie ma u mnie tradycji obżerania się po uszy. Wszyscy się raczej cieszą, że są razem.
Chętnie poczytam, jak to wygląda u Was w domu.
- Dołączył: 2009-11-15
- Miasto: Madrid
- Liczba postów: 2546
12 grudnia 2010, 23:22
> skąd się u Was ziemniaki na Wigilię biorą? Do
> czego? U mnie w ogóle czegoś takiego nie ma...
u mnie się je do żurku czy tam barszczu białego (a własciwie to brązowego bo pełnego grzybów suszonych:P)
tez zauwazyłam ze w róznych rejonach polski są rózne te nasze polskie wigilijne tradycje:P
ja np nigdy w zyciu nie jadłam kutii i makówek
(ba nawet na oczy nie widziałam i gdyby nie wójek google to bym nawet nie wiedziała co to)
nigdy się u mnie nie jadało tez klusków z makiem
- Dołączył: 2009-11-15
- Miasto: Madrid
- Liczba postów: 2546
12 grudnia 2010, 23:49
u mnie zawsze się robi:
1.zurek -taki na zakwasie, kiszony w domku, pełny suszonych grzybów ktory sie je z ziemniakami tłuczonymi
2.potem idzie karp taki z piekarnika w całosci pieczony (wypatroszony:P i tylko solony i cytryną skropiony)
3.potem kolej na pierogi 4 rodzaje: ruskie, z kapustą, z serem na słodko i z jagodami
4.kapusta z grochem (u mojego sie jadło z grzybami nie z grochem wiec odkąd jestesmy razem robię dwa rodzaje:P)
5.śledzie po żydowsku (je sie z chlebkiem jak ktoś chce)
6.ryba po grecku (taka z warzywkami duszonymi)
8.krokiety z pozostałosciami farszów pierogowo-uszkowych (kapustowego i grzybowego)
9.sałatki -sledziowa i warzywna (również z chlebkiem)
10.barszcze czerwony z uszkami (uszka z grzybami- leśnymi, suszonymi:P)
11.ciasta -jak dla mnie szarlotka i sernik (reszta zajadała sie zawsze makowcem i keksem)
12.kompot z suszonych owoców (i osobno wiśniowy dla nielubiących tego pierwszego)
do tego na 1-2 dzien swiat robi się tez bigosik, piecze kaczuche z jabłkami;) dozera się wigilijne ostatki... brzmi poważnie moje wigilijne menu ale nie robię niczego w ilosciach przemysłowych, ot po troszkę bo nie lubie wyrzucac jedzenia...
Edytowany przez pawiooka 12 grudnia 2010, 23:49
13 grudnia 2010, 09:19
W kwestii świąt i innych okazji, dla mnie kluczowym słowem jest "umiar". W mojej rodzinie już od paru lat czy może nawet dłużej nie ma tradycji objadania się do rozpuku i szykowania ilości jedzenia powodujących uginanie się stołu;-) Kiedyś było szykowane trochę za dużo, ale to było w czasach stanu wojennego i po, kiedy różnych rzeczy i frykasów na co dzień nie było, np. mandarynki czy marcepan były tylko na gwiazdkę. Pamiętam, jaki miały dla mnie wyjątkowy smak te mandarynki wtedy :-) Jak zmieniły się czasy, zaczęło się robić lepiej i moi rodzice byli w lepszej sytuacji finansowej, to pamiętam, że przez pewien czas na święta jeździło się np. do Billi albo na Polną (bazar z różnymi delikatesowymi produktami), z określoną z góry kwotą, i kupowało za to rozmaite smakołyki, o których kiedyś można było tylko pomarzyć. Wtedy pamiętam, że zdarzało mi się w święta przejść i cierpieć potem na niestrawność. Ale po pewnym czasie wszyscy się nacieszyli nową sytuacją i wróciliśmy do większego umiaru.
Kiedyś zrobiłam też taki błąd, że przez cały rok się odchudzałam, i chyba zbyt rygorystycznie traktowałam dietę, bo w święta puściły mi wszelkie hamulce. Objadałam się jak dzika świnia;-) I co najgorsze, nie poprzestałam na świętach. Od świąt zaczęło się pasmo obżarstwa, które trwało na tyle długo, że bardzo dużo przytyłam i wkrótce zniweczyłam wszystkie swoje sukcesy wagowe. Jeżeli ktoś w 2-3 dni świąt zje bardzo dużo, ale na co dzień je normalnie i zdrowo, i po świętach nie kontynuuje obżarstwa, to faktycznie nie zniweczy swojej pracy, problem zaczyna się w momencie, gdy ktoś nie umie się po świętach zatrzymać i w moim przypadku tak było.
Wtedy to poszłam po rozum do głowy, ustaliłam sobie sensowną dietę - zdrową, ale nie restrykcyjną, z niewielkimi odstępstwami od czasu do czasu, dzięki czemu jak przychodzą święta czy inne okazje, nie jestem na tyle spragniona smakołyków, żeby przesadnie objadać się.
Poza tym w mojej rodzinie już dawno przestawiliśmy się na zdrowsze gotowanie i nie ma zwyczaju szykowania dużej ilości potraw. Jeśli coś zostaje, to wszystko co się da zamrażamy albo się kogoś częstuje. Nigdy nie pieczemy dużo ciast, a na stole mamy między innymi klarowną zupę grzybową, śledzia z cebulką, kapustę z grzybami, rybę po grecku, pierogi. Wigilia jest u nas raczej skromna. Ja zazwyczaj biorę wszystkiego po łyżce, tych potraw nie ma multum, więc nie przejadam się.
W święta zawsze chodzimy na spacery, a jak nie ma możliwości, to w domu męczę rowerek treningowy:-)
Na święta czekam zawsze niecierpliwie, bo kojarzą mi się z dzieciństwem, i nie mam z ich powodu żadnego stresu dietetycznego. Chyba ważniejsza jest dla mnie atmosfera, choinka, bukiet świątecznych zapachów niż jedzenie samo w sobie. A jedzenie świąteczne jest dobre i miło jest się nim umiarkowanie delektować, a nadmiar to już dla mnie takie wpychanie w siebie, przy którym ono traci swój urok. Oczywiście kiedyś podchodziłam do tego inaczej, ale na szczęście zmieniło mi się:-)
- Dołączył: 2009-02-26
- Miasto: Antarktyda
- Liczba postów: 2666
13 grudnia 2010, 09:36
U mnie w domu na wigilię robi się tylko żur z suszonymi grzybami, rybę smażoną z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty i ziemniakami i kompot z suszonych owoców. Nie szykujemy dużo, bo dla 3 osób nie ma sensu, gotujemy tylko tyle, ile zjemy. Jem wszystko oprócz ziemniaków, bo nie lubię. A na święta zwykle jest sałatka jarzynowa z majonezem, jakieś pieczone mięso(karczek lub schab), makowiec, sernik i ciastka twarogowe z jabłkami, bez cukru i śledzie z cebulą i olejem, ja jeszcze robię sałatkę owocową z jogurtem naturalnym. Śledzi nienawidzę, sałatki jarzynowej nie ruszam odkąd kiedyś miałam zatrucie pokarmowe, nie od sałatki, ale też ją jadłam i źle mi się kojarzy, makowca też nie lubię, więc pewnie jak w zeszłym roku będę jeść ciastka twarogowe, sernik i sałatkę owocową, jabłka, mandarynki, a na obiad mięso pieczone z surówką, napiję się czerwonego wina i tyle. Jak tylko uda mi się zachować umiar z tymi ciastkami, to nie powinno być tragedii na wadze po świętach.
- Dołączył: 2007-09-10
- Miasto: To Tu To Tam
- Liczba postów: 8155
13 grudnia 2010, 15:58
a u mnie w domu jest kutia i to pierwszej klasy. Jedyne prawdziwe zagrożenie, bo tak to zawsze wcinam pomarańcze ;)