- Dołączył: 2011-05-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 17
27 maja 2011, 18:32
Borykam się z tym problemem od dawna. Dwa dni spokoju, potem kilkudniowy ciąg maksymalnego obżerania się, potem znów względnie dobrze i znów jedzenie. Doskonale znam mechanizm - niska samoocena, poczucie winy, przygnębienie, strach, zajadanie emocji itd. itd. Rady w stylu "m
usisz zaakceptować siebie, znaleźć swoją pasje, uprawiać sport, wypełnić czas" są, jak wiadomo, do niczego. Uprawiam sport, czas mam wypełniony, znam swoje problemy, z grubsza wiem, jak i dlaczego tak a nie inaczej się zachowuje. Nic to nie zmiania. Leczę się u psychiatry - bezskutecznie. Nie stać mnie na psychoterapię. Czy są JAKIEKOLWIEK sposoby - ale nie w rodzaju nic nieznaczących ogólników, jak wyżej - żeby sobie z tym poradzić?
- Dołączył: 2011-05-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 17
27 maja 2011, 19:12
Ale czy naprawdę wydaje się Wam, że NIC nie można zrobić? Ja już samą siebie proszę, straszę, tłumaczę, biorę po dobroci - nic. Myślę o tym, w jakich sytuacjach się do zdarza, kiedy, dlaczego - nic.
- Dołączył: 2011-05-26
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 600
27 maja 2011, 19:23
właśnie najgorsze jest to,że nie można przewidzieć kompulsu;/ I wcale nie musi się coś wydarzyć,żeby pojawił się napad!
- Dołączył: 2011-05-26
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 600
27 maja 2011, 19:29
nicnacnic a ty powiedziałaś komuś,że masz takie zaburzenia odżywiania? ja ostatnio nie wytrzymałam i powiedziałam osobie z mojej rodziny delikatnie naprowadziłam temat ,ale jak wypowiedziałamhasło kompulsywne objadanieto usłyszałam co to jest?nigdy o tym nie słyszałam no i wycofałam się z tematu:( z moich domowników nikt o tym nie wie..ukrywam sie doskonale
27 maja 2011, 19:31
A ja umiem się nażreć jak świnia albo głodzić..
- Dołączył: 2011-05-27
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 17
27 maja 2011, 19:37
Ja powiedziałam, wytłumaczyłam. Zresztą nie sposób tego ukryć. Mój chłopak to rozumie i bardzo mnie wspiera. Wie też oczywiście pani psychiatra. Ale i tak niczego to nie zmienia. Dlatego pytam, czy cokolwiek może pomóc.
- Dołączył: 2011-05-26
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 600
27 maja 2011, 19:45
myślałam,że nie masz wsparcia ze strony bliskich osób, bo ja niestety jak narazie borykam się z tym problemem sama. Dziwi mnie ,że po tak długim czasie kompulsy się pojawiły,to chyba znak,że niestety nie da się z tego całkowicie wyleczyć.Nawroty mogą pojawiać się rzadziej lub częściej ale nigdy nie opuszczą nas na zawsze.
- Dołączył: 2011-02-17
- Miasto: Tychy
- Liczba postów: 201
27 maja 2011, 22:34
Świetny temat, właśnie przed chwilą skończyłam mój kompuls. Skończyłam tylko dlatego, że zaczęło mi się robić niedobrze. Choć tak naprawdę chciałabym żeby mnie tak porządnie zemdliło żebym mogła to wszystko z siebie wyrzucić. Tona słodyczy, chipsy popijane cola! Jak o tym myślę to zbiera mi się na płacz. A najgorsze jest to, że jak już złapie to koniec! Nie pomagają żadne zamienniki, zastępstwa, zajęcie się czymś. Nie pomaga mówienie sobie "po co, na co, czy warto", nie pomaga myślenie o szczupłej sylwetce, ani o wałach tłuszczu, NIC NIE POMAGA! To jest jak amok! Jak już taka trująca myśl wpadnie żeby się obeżreć to wiem, że jestem stracona! Teraz siedzę z rozpiętym rozporkiem bo tak mi wydęło brzuch i nienawidzę samej siebie. I wiecie do jakich wniosków dochodzę? Że to nie musi wcale być związane ze sferą emocjonalną, psychologiczną itp. Tzn na pewno też, ale nie zawsze. Bo ja np. ostatnio mam dobry czas, dobrze się czuję, nie mam żadnych problemów, żadnej pustki emocjonalnej, jestem szczęśliwa, zadowolona...dieta też do tej pory idzie mi dobrze, okres mi się nie zbliża, ani nie spóźnia, no GENERALNIE NIC SIĘ NIE DZIEJE co mogłoby spowodować nawrót obżarstwa. Ja po prostu czuję FIZYCZNY przymus żeby jeść, to jest zwyczajny głód, taki jak ma człowiek, który ma ochotę na papierosa, albo na alkohol, zwykły nałóg, potrzeba organizmu żeby dać mu to co wprawiało go w euforie i tyle. Gdyby to było coś z emocjami przynajmniej można byłoby spróbować temu zaradzić, a tak? Jak mam walczyć z organizmem, który po prostu krzyczy wszystkimi zmysłami, że chce jeść, jeść, jeść!!! Nie umiem...Nie potrafię....Załamuje się...Tak dobrze mi szło....Tyle miesięcy kiedy szło jak z płatka, a teraz zaczyna być pod górkę. Bardzo pod górkę. Ja nie chcę jeść, ja nie chcę znowu wpaść w to błędne koło, z którego ledwo się wydostałam, ja nie chcę tego znowu przeżywać!!!! ;(((((( Jak mam walczyć z własnym organizmem, jak go pokonać?! Jak może we mnie żyć taki potwór, jak mam go zabić raz na zawsze? Czy ten potwór to...to JA? .....
- Dołączył: 2009-02-24
- Miasto: Las
- Liczba postów: 1229
13 czerwca 2011, 21:38
Rzepek, kurcze... Nie mów że nie ma dla nas nadziei... Ja też jeszcze nie odkryłam o co biega z tymi moimi kompulsami. Na pewno wyzwalają je negatywne emocje (kłótnie z mężem, zła atmosfera w domu), ale w sumie też nie zawsze. Na pewno wyzwalają je pewne pokarmy (nie daj Boże bym poczuła w ustach smak czekolady...). Oprócz tego zdarza mi się to częściej w momencie gdy zaczynam akceptować swoje ciało. Czyli w moim przypadku pierwsze 44 dni diety żadnego kompulsu. Ostatnie 16 dni-6 kompulsów po 3000-4000 kcal za jednym posiedzeniem. Głównie oczywiście słodycze czekoladowe i krówki, batoniki i ser żółty, choć wpadły też jakieś znalezione w szafce paluszki, parówki i inne tego typu historie. I najgorsze jest to, że to dziadostwo wcale nie mija z wiekiem. Kiedyś miałam nadzieję że jak będę już dojrzałą kobietą z dziećmi itp itd to nie będę miała z tym problemów. Guzik prawda!!!
- Dołączył: 2011-06-21
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 2
21 czerwca 2011, 15:53
Witajcie,
Jestem tu po raz pierwszy z powodu... oczywistego. Czytając Wasze wpisy jestem po prostu zdumiona, zaskoczona i ... trochę zawiedziona. Myślałam, że mój "przypadek" jest szczególny, że moje napady obżarstwa przynajmniej po części wynikają z tego, że jestem na swój pokrętny sposób wyjątkowa, że to moja wyjątkowa psychika (taaak...) nie radzi sobie ze stresami, które przynosi brutalna rzeczywistość. A tutaj czytam coś pod czym mogę podpisać się rękami i nogami. Z jednej strony to przynosi ulgę (nie jestem sama, nie jestem taka zła, obrzydliwa itp.) z drugiej uświadamia mi że to regularna jednostka chorobowa! Skoro powtarza się z taką dokładnościa, w tylu przypadkach to MUSI to być zaburzenie konkretnego obwodu w naszym mózgu/psychice, nieważne jak to nazwiemy. Coś nam się po prostu rozregulowało, trzeba teraz to naprowadzić na właściwe tory, i konia z rzędem dla tego kto namierzy wroga (co się pochrzaniło) i pomoże go zwalczyć. O rany... Chiccagorda napisałaś: Kiedyś miałam nadzieję że jak będę już dojrzałą kobietą z dziećmi itp itd to nie będę miała z tym problemów. - przecież to moje myśli! A Rzepek: Ja po prostu czuję FIZYCZNY przymus żeby jeść, to jest zwyczajny głód,
taki jak ma człowiek, który ma ochotę na papierosa, albo na alkohol,
zwykły nałóg, potrzeba organizmu żeby dać mu to co wprawiało go w
euforie i tyle -no Matrix po prostu...
- Dołączył: 2009-02-24
- Miasto: Las
- Liczba postów: 1229
25 czerwca 2011, 22:55
Abkaabka, ja ostatnio zaczęłam trochę drążyć w tym temacie i doczytałam się między innymi że poza zaburzeniami psychicznymi (Boże, jak to brzmi) to takie objawy mogą dawać np. pasożyty i grzybice itp. Coraz częściej się zastanawiam czy nie pójść w tym kierunku... Niby głupota, ale gdyby okazała się prawdziwa...?