- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
1 czerwca 2021, 00:50
Hej, zakładam ten temat z totalnej bezsilności i beznadziei, w zasadzie chcę się tylko wyżalić. mam 25 lat, ważę około 70 kg/170 cm wzrostu i nie mogę schudnąć od siedmiu lat. wagę niższą niż 65 kg w życiu osiągnęłam tylko raz mając 15 lat, dietą 1000 kalorii, utrzymywałam ją około roku, nie miałam miesiączki, dostałam leki na przywrócenie jej i przytyłam do starej wagi. od tamtego momentu, czyli od 10 lat, nie mogę za nic schudnąć. i nie dlatego, że jem mało i nie chudnę - ja jem po prostu za dużo i nie umiem tego za nic zmienić.
1. utrzymuję wagę 70 kg bez żadnego wysiłku. jest to waga, przy której dostałam pierwszy raz miesiączkę, w sumie ważę tyle od kiedy mam jakieś 12 lat. mogę spożywać 3000-4000 kalorii dziennie (zliczone, zważone) i nie tyć, i utrzymywać taką wagę(zapotrzebowanie teoretyczne wg kalkulatorów i smartwatcha 2300-2800 w zalezności od dnia). Nie mogę jednak za nic jeść mniej bo jestem po prostu wściekle głodna. Przez te 10 lat próbowałam się odchudzać na różnych dietach, ale nigdy nie schodziłam z kalorycznością mniej niż 2000 kalorii. i właśnie tych 2000 kcal nie potrafię się trzymać, jestem na nich cholernie głodna.
2. przez te 10 lat spróbowałam absolutnie wszystkiego. każdej możliwej rozsądnej diety - keto, lchf, weganizm, IF, paleo, racjonalne jedzenie wszystkiego, uprawianie dużej ilości sportu, pójście do dietetyka, pójście do psychologa, wilczogłodna, terapia poznawczo-behawioralna, badania wszelkich możliwych hormonów. Nie zliczę wszystkich podejść w stylu "weź się po prostu w garść i przestań jeść", "nikt nie zmusza cię do jedzenia, ogarnij się i przestań". Po prostu za nic nie potrafię ograniczyć jedzenia dłużej niż miesiąc. Chudnę w najlepszym wypadku do 65 kg, a później dostaję wilczego głodu(zwłaszcza w okolicach PMS) i nadrabiam wszystko w tydzień. Wtedy nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, dopóki się nie najem. Tyję do 70 kg i wtedy się uspokaja i znowu mogę się "odchudzać" na 2000-2300 kalorii i tak w kółko. Nie potrafię utrzymać stałej zdrowej, racjonalnej diety. Z wyliczonym makro, witaminami, bo osiągając pewną "za niską" wagę, mój organizm wariuje. Za nic nie umiem wygenerować deficytu. Aha, i ten wilczy głód może być zaspokajany wszystkim - nie opycham się czekoladą, ale autentycznie zjadam kostkę 250g twarogu z dodatkami, do tego 4 kanapki z żytniego chleba z warzywami i nadal jestem głodna. Mogę na grillu zjeść spokojnie 5-6 kiełbas, poprawić karkówką, sałatkami i zjeść 3 kawałki tortu - i dopiero wtedy może będę najedzona. Pochłaniam naprawdę duże ilości. I za nic nie umiem tego zmienić.
3. Mam dosyć i nie wiem co mam już robić. Wiem, że nie jestem gruba "tak naprawdę" ani nie mam dużej nadwagi - przykładowo w talii mam 72 cm, w biodrach 99 cm(ale w szczuplejszej wersji wyglądam lepiej) Jednak od 10 lat walczę ze sobą, wieczne porażki na tym polu sprawiają że czuję się autentycznie nieszczęśliwa - wszystkie inne dziedziny swojego życia potrafię kontrolować, odnosić sukcesy, wyciągać wnioski iść do przodu itp, a tutaj od 10 lat skazana jestem tylko na porażki. Już nie mówiąc o tym, że każdego lata łudzę się, że będę mogła założyć strój bez wstydu albo obcisłą sukienkę która dobrze leży na naprawdę szczupłej figurze... Nie wiem, może za bardzo się użalam nad sobą, nad tym tematem, ale wszelkie próby wzięcia się w garść i ograniczenia jedzenia nie działają. W momencie w którym odpuszczam wszelkie dietowanie to czuję żal, że tracę młodość na figurę z której nie jestem zadowolona, czuję się gorsza od chudszych koleżanek i czuję że "nic nie robię" a powinnam bo moja sylwetka jest nieładna. Gdy zaczynam znów się odchudzać, kontrolować kalorie, to dzieje się znów to samo, chudnę a później jestem cholernie głodna i tyję.
Dzięki za przeczytanie, może jakimś cudem ktoś też tak miał kiedyś? Jestem już naprawdę zdesperowana...
1 czerwca 2021, 11:13
Jedz ile potrzebujesz, nie patrz na wagę i naprawdę dużo się ruszaj (tak, wiem, że już próbowałaś ćwiczyć, ale tym razem nie patrz na wagę;)) - większość wolnego czasu na świeżym powietrzu, rower, rolki, spacery, bieganie, basen, taniec, co Ci się tam podoba. CIało się ujędrni, endorfiny poszaleją we krwi i będziesz zadowolona:)
Dokładnie. Podpisuję się pod tym. A sam sport nawet bez diety zawsze Ci coś da :)
1 czerwca 2021, 13:51
Hmmm pomijając oczywiste- że masz dobrą wagę i można by poprostu modelować ćwiczeniami i pracować nad samoakceptacja.
Wydaje mi się trochę niepokojące to co opisujesz. Podane ilości są dla mnie nie do wciągnięcia(a ja kocham jesc, jem dużo, i to widać).
Mam 168cm , w twoim wieku utrzymywałam wagę 68...i absolutnie nie byłam zadowolona(więc rozumiem brak zadowoleni-choc dziś o takiej wadze boje się marzyć) . Ale faktycznie potrafiłam zejść parę kilo i wracałam... Ale to się skończyło (jakoś po studiach) i zaczęłam tyc. Nie zmieniajac nawyków(przyznaje nie najlepszych). Tu też jest niebezpieczeństwo.....przy takich ilościach większość kobiet ok. 30 lat będzie tyła.
Patrząc z perspektywy lat walki z wagą:
1. Zrobiłabym badania (tarczyca , cukier)
2. Policzyłabym zapotrzebowanie i przez miesiąc jadła w jego granicach (ale faktycznie liczyłabym te kalorie bo czasem "na oko" bardzo przekłamuje). Rozłożone regularnie żeby uspokoić wyrzuty insuliny, z ograniczonym cukrem, niewielka ilością cheat mealow.
3. Wprowadziła rozsądny wysiłek fizyczny, ukierunkowany na modelowanie (siłowe, pilates, pływanie). Rozsądny, czyli nie za dużo ale regularnie.
4. I dopiero potem cielabym po -50--100 kcal. Powiedzmy co miesiąc.
Mysle że musisz uspokoić metabolizm rozchwiany dietami i rzutami na jedzenie. Jeśli potrafisz wciągnąć takie ilości to pewnie masz też rozciągnięty zoladek- więc trochę tego głodu może początkowo być ... Pytanie czy to głód? Czy brak poczucia "napchania po korek"?
Dietetyk/trener personalny na pewno mógłby pomóc.
1 czerwca 2021, 19:35
70kg przy 170cm wzrostu to wcale nie tak duzo. Idz na silke, nie jedz fast foodow i słodyczy, jedz wiecej warzyw i zobaczysz ze Twoje cialo zmieni sie na plus
1 czerwca 2021, 21:34
Rozumiem Twoja frustrację, ale może to jest Twoja taka prawidłowa waga, ciekawa jestem jak wyglądasz ale nie namawiam do wstawienia zdjęć sylwetki.Może warto by było zwrócić się o pomoc do dobrego trenera personalnego.
1 czerwca 2021, 22:29
Hej, zakładam ten temat z totalnej bezsilności i beznadziei, w zasadzie chcę się tylko wyżalić. mam 25 lat, ważę około 70 kg/170 cm wzrostu i nie mogę schudnąć od siedmiu lat. wagę niższą niż 65 kg w życiu osiągnęłam tylko raz mając 15 lat, dietą 1000 kalorii, utrzymywałam ją około roku, nie miałam miesiączki, dostałam leki na przywrócenie jej i przytyłam do starej wagi. od tamtego momentu, czyli od 10 lat, nie mogę za nic schudnąć. i nie dlatego, że jem mało i nie chudnę - ja jem po prostu za dużo i nie umiem tego za nic zmienić.
1. utrzymuję wagę 70 kg bez żadnego wysiłku. jest to waga, przy której dostałam pierwszy raz miesiączkę, w sumie ważę tyle od kiedy mam jakieś 12 lat. mogę spożywać 3000-4000 kalorii dziennie (zliczone, zważone) i nie tyć, i utrzymywać taką wagę(zapotrzebowanie teoretyczne wg kalkulatorów i smartwatcha 2300-2800 w zalezności od dnia). Nie mogę jednak za nic jeść mniej bo jestem po prostu wściekle głodna. Przez te 10 lat próbowałam się odchudzać na różnych dietach, ale nigdy nie schodziłam z kalorycznością mniej niż 2000 kalorii. i właśnie tych 2000 kcal nie potrafię się trzymać, jestem na nich cholernie głodna.
2. przez te 10 lat spróbowałam absolutnie wszystkiego. każdej możliwej rozsądnej diety - keto, lchf, weganizm, IF, paleo, racjonalne jedzenie wszystkiego, uprawianie dużej ilości sportu, pójście do dietetyka, pójście do psychologa, wilczogłodna, terapia poznawczo-behawioralna, badania wszelkich możliwych hormonów. Nie zliczę wszystkich podejść w stylu "weź się po prostu w garść i przestań jeść", "nikt nie zmusza cię do jedzenia, ogarnij się i przestań". Po prostu za nic nie potrafię ograniczyć jedzenia dłużej niż miesiąc. Chudnę w najlepszym wypadku do 65 kg, a później dostaję wilczego głodu(zwłaszcza w okolicach PMS) i nadrabiam wszystko w tydzień. Wtedy nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, dopóki się nie najem. Tyję do 70 kg i wtedy się uspokaja i znowu mogę się "odchudzać" na 2000-2300 kalorii i tak w kółko. Nie potrafię utrzymać stałej zdrowej, racjonalnej diety. Z wyliczonym makro, witaminami, bo osiągając pewną "za niską" wagę, mój organizm wariuje. Za nic nie umiem wygenerować deficytu. Aha, i ten wilczy głód może być zaspokajany wszystkim - nie opycham się czekoladą, ale autentycznie zjadam kostkę 250g twarogu z dodatkami, do tego 4 kanapki z żytniego chleba z warzywami i nadal jestem głodna. Mogę na grillu zjeść spokojnie 5-6 kiełbas, poprawić karkówką, sałatkami i zjeść 3 kawałki tortu - i dopiero wtedy może będę najedzona. Pochłaniam naprawdę duże ilości. I za nic nie umiem tego zmienić.
3. Mam dosyć i nie wiem co mam już robić. Wiem, że nie jestem gruba "tak naprawdę" ani nie mam dużej nadwagi - przykładowo w talii mam 72 cm, w biodrach 99 cm(ale w szczuplejszej wersji wyglądam lepiej) Jednak od 10 lat walczę ze sobą, wieczne porażki na tym polu sprawiają że czuję się autentycznie nieszczęśliwa - wszystkie inne dziedziny swojego życia potrafię kontrolować, odnosić sukcesy, wyciągać wnioski iść do przodu itp, a tutaj od 10 lat skazana jestem tylko na porażki. Już nie mówiąc o tym, że każdego lata łudzę się, że będę mogła założyć strój bez wstydu albo obcisłą sukienkę która dobrze leży na naprawdę szczupłej figurze... Nie wiem, może za bardzo się użalam nad sobą, nad tym tematem, ale wszelkie próby wzięcia się w garść i ograniczenia jedzenia nie działają. W momencie w którym odpuszczam wszelkie dietowanie to czuję żal, że tracę młodość na figurę z której nie jestem zadowolona, czuję się gorsza od chudszych koleżanek i czuję że "nic nie robię" a powinnam bo moja sylwetka jest nieładna. Gdy zaczynam znów się odchudzać, kontrolować kalorie, to dzieje się znów to samo, chudnę a później jestem cholernie głodna i tyję.
Dzięki za przeczytanie, może jakimś cudem ktoś też tak miał kiedyś? Jestem już naprawdę zdesperowana...
Potrzebujesz popracować nad swoją głową. Postrzeganiem siebie, bo na 100%masz skrzywione. Bardziej od dietetyka czy też trenera sprzyda się psycholog. Szkoda Twojego zdrowia i życia które tak szybko ucieka na chore relacje z własnym ciałem.
4 czerwca 2021, 14:21
Wszyscy tak mamy. Dlatego tu jesteśmy. Nie jesteś jakaś wyjątkowa, inna, szczególnie odporna w utracie wagi. Odchudzanie polega na ograniczeniu kalorii i zwiększeniu aktywności fizycznej. Reszta to już dorabianie filozofii. Odchudzanie to jeden mały krok dziennie. Codziennie.