- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
30 grudnia 2016, 10:32
Mnie się udało, ale dobrze pamiętam ile łez, chwil załamania, zwątpienia i wysiłku mnie to kosztowało. Wiem jak bardzo pomaga wtedy wsparcie drugiej osoby, wiem jak bardzo jest potrzebne. Niestety wiem też jak ciężko jest zrozumieć to osobie, która przez to nie przeszła (nawet jeśli to najbliższa osoba, którą kochamy ponad życie). Jeśli będę w stanie pomogę, a jeśli nie po prostu będę. Myślę, że takich osób jest więcej i myślę, że razem można więcej. Dlaczego więc nie spróbować?
30 grudnia 2016, 11:29
Mogłabyś opisać jak tego dokonałaś?
30 grudnia 2016, 12:18
Na samym początku pomogły mi treningi na siłowni z trenerem 1 na 1. Sporo kasy na to wydałam, ale było warto. Od początku wiedział dlaczego się u niego pojawiłam i czemu poprosiłam go o pomoc. Podjął się (dodatkowo walczył ze wzmacnianiem) pod warunkiem, że będzie wiedział o każdej "akcji". Od momentu w którym zaczęłam treningi nie wzięłam tabletek, akcję z napadem jedzenia miałam w tym czasie jedną do której się przyznałam - dostałam taki wycisk, że myślałam że umrę (na końcu usłyszałam "a teraz zrób sobie zdjęcie i patrz na nie zawsze jak będziesz chciała zrobić to ponownie, bo zawsze tak będziesz kończyć") - prawda jest taka, że trening był jak zwykle tyle, że wcześniej skatowałam swoje ciało. Niestety z treningów musiałam zrezygnować. Wtedy napady obżarstwa wróciły - rzadsze ale były - po tabletki już nigdy nie sięgnęłam, bo naczytałam się o skutkach tyle, że się wystraszyłam. Skutek? Przybrałam to i owo... minął niecały rok, a ja miałam przeświadczenie, że nie zrobiłam ani kroku do przodu, a wręcz się cofam. Przypomniałam sobie jak czułam się kiedy mocniej w tym siedziałam i zaczęłam pisać - kiedy mam napady, co czuję. Wypisałam co mi daje jedzenie w takich chwilach. Wypisałam co takie zachowanie powoduje u mnie na dłuższą metę. Zrobiłam bilans zysków i strat. Uświadomiłam sobie, że mam dla kogo żyć i że zasługuję na dobre życie. Zdałam sobie sprawę, że utraconego czasu już nie odzyskam, że nie chcę więcej stracić z życia mojego, mojego małżeństwa, mojego dziecka... to zbyt cenne. Ktoś uświadomił mnie też, że jeśli nie kochamy i nie szanujemy sami siebie to jak możemy oczekiwać tego od innych? Idąc małymi kroczkami wyeliminowałam napady - od kilku miesięcy nie mam ich wcale. Owszem pojawiają się nerwy i jedna ręka już otwiera lodówkę, ale nie wyłączam wtedy myślenia. Emocje są dobre, ale nie mogą nad nami górować - wtedy nas niszczą.
30 grudnia 2016, 13:31
Brawo.
30 grudnia 2016, 22:41
Polecam bloga wilczoglodna, nie tylko osobom z bulimia ;)