- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 października 2015, 12:06
Zakładam wątek dla osób, które chcą schudnąć, wymodelowac sylwetkę, poprawić kondycję, a brak im motywacji i szybko się poddają. Naszą walkę podzielimy na kilka etapów, które same ustalimy.
Etap 1 - wyzwanie KLIK KLIK
"Zadanie dla osób zaczynających walkę o nowe "ja". Zaczynamy od 30 min ruchu codziennie. Chodzi o to, żeby osoby zaczynające ćwiczenia nabrały kondycji zanim podejmą wyzwanie z planem treningowym. Sama często zaczynam i się poddaję, bo brakuje mi sił. Razem damy radę! :)
Tylko bez wymówek! Codziennie 30 min ruchu - spacer, rower, bieg, lekkie ćwiczenia i wszystko na co macie ochotę.Zaczynamy?! :)
18 maja 2016, 22:42
jablkocynamon, nie nie, nie zaglądam tu bo mam pełno innych spraw i nie mam głowy jeszcze do vitalii. Ja wiem że osiągnęłam sporo, ale to nie jest to czego oczekiwałam od siebie. Wiem że sama zawaliłam, ale tak życie się potoczyło, że dieta i aktywność odeszła na drugi plan. Właśnie u mnie jest chyba podobnie, wystarczy że jednego dnia zjem porządne i zdrowe posiłki a waga się normuje i przestaje czuć się i wyglądać jak spuchnięta. Nie wiem czy przez to czy z innego powodu nie odebrałam jeszcze sukni. Mierzyłam ją tydzień temu we wtorek..była za luźna pod pachami, więc została do poprawki..w sobotę nie zapiełyśmy 2 guziczków :( strasznie się zmartwiłam, wracałam zapłakana..i nie zauważyłam schodków z chodnika i prawie skręciłam kostkę..na szczęście tylko prawie, bo pobolała 2 dni i przeszło..ale rozpacz była niewyorażalna! Teraz jak tak myślę to może kobitki w pracowni za bardzo zmniejszyły suknię, bo to niemożliwe, żeby przy normalnym odżywianiu..a wręcz niedożywianiu zabrakło 2 cm nagle.
19 maja 2016, 11:44
No to dziwne, bo te 2cm to bardzo duzo...
Szczerze mowiac, to po Twojej historii wnioskuje, ze suknie trzeba brac tydzien przed slubem, wowczas poprawek malo, czasu malo, myslenia malo :p Gorzej jak w ten tydzien nie bedzie dalo rady poprawic sukni, albo nawet jej wybrac! Coraz bardziej sie ciesze, ze mi do zamazpojscia daleko.
19 maja 2016, 16:42
myślę ze problemu nie będzie, a nawet na drugi dzien moge jeszcze wybrac..do slubu zdążę :P
20 maja 2016, 08:28
E to extra! Ja w ogole nie pomyslalam wczesniej z jakimi emocjami wiaza sie przygotowania do slubu i wesela. Ile to wysilku i nerwow zdartych.
Jak sie podzieliliscie sprawami organizacyjnymi? Po zareczynach od razu planowaliscie slub? Co do zamierzenia slubu, to zalatwia sie najpierw kosciol lub USC? Musialas partnera ponaglac na slub? Ile czasu wczesniej zaczeliscie przygotowania?
Jestem po prostu ciekawa jak to wyglada wszystko.
23 maja 2016, 00:09
Jesteśmy razem długo bo 7 lat, zaręczyliśmy sie ponad 2 lata temu. Ale temat slubu pojawił sie duzo wczesniej. Wyczulismy ten moment kiedy coraz czesciej zaczynaliśmy mowić i myslec o sobie jak o przyszłym małzeństwie..o tym ze bedziemy razem juz zawsze, zaczelismy mocno odczuwać potrzebę ze bedziemy formalnie rodzina (mam na mysli nazwisko, dzieci, dziedziczenie, decydowanie o leczeniu kiedy druga osoba sama nie bedzie w stanie..takie sprawy). Ja podświadomie dawałam mu sygnały i utwierdzalam go ze przyjmę oswiadczyny a On wiedział ze jestem ta jedyna. Odkładanie oświadczyn spowodowane było tylko względami finansowymi. Widzieliśmy ze nie stac na slub z weselem, a Narzeczony wesela bardzo chciał (bardziej nawet ode mnie-ja dawno zrezygnowalam z niego). Dla niego był to jednak kluczowy element i slub bez wesela nie moglby sie odbyć. W koncu zaryzykował, nie chciał dłużej czekac..stwierdził ze moze jakos wszystko sie ułoży tylko trzeba zrobic pierwszy krok. I tak sie stało. Oświadczył sie a potem problemy finansowe sie skończyły i nagle okazało sie ze jednak wesele uda sie zorganizować. Po zaręczynach nie zaczęliśmy od razu planować, poczekaliśmy ok rok..i to był blad bo tu gdzie mieszkamy a raczej mieszkaliśmy problemem był brak wolnych terminów lokali..foto+kam tez ciezko było znalezc, podobnie zespół. Udało nam sie..troche fartem wszystko zgrać tak ze pierwsza umowę podpisaliśmy na 14 miesięcy przed slubem. Ale wtedy przygotowania sie skończyły..reszte spraw mogliśmy ruszyć dopiero pod koniec ubiegłego roku czyli na pol roku przed slubem. Praktycznie kazda decyzje podejmowaliśmy razem. Pytałam dosłownie o wszystko..konsultowałam nawet kolor woreczków na krówki dla gosci, wielkość liter na zawieszkach na alkohol itp. Bardzo chciałam zeby uczestniczył w przygotowaniach i tak jest. Miejsce, termin, zespół, foto, kamerzysta..to wszystko robiliśmy od poczatku wspólnie. Co do formalności to najpierw trzeba zalatwic USC a potem mozna pojsc do księdza z zaświadczeniem od nich. Na spory czas przed warto tez pomysleć o naukach przedmałżeńskich i przedślubnych z poradnia rodzinna ponieważ sa rozne terminy a czasami w parafiach odbywają sie raz na dwa lata (od razu polecam Dominikanów-ten zakon ma cos w sobie innego, co przyciąga do kosciola a nie zniechęca jak normalni księża). Co do przygotowan jeszcze to zawsze dziwiłam sie jak słyszałam ze ktos slub chciał w pare miesięcy przygotowac i przygotowywał..powiem tak-drugi raz tez bym tak zrobiła, nie mozna zaczynać szybko bo pewnych spraw nie przyspieszysz i nie odhaczysz z listy i po prostu musza poczekać na pare tygodni przed slubem..i z automatu we własnym poczuciu sie to wydłuża. Ja miałam czas i spokojnie mogłam sie tym zając. Duzo spędziłam na poszukiwaniach inspiracji aby zrealizować marzenia i wyobrażenia, dlatego tez ten slub i wesele sa dosc przemyślane i skrojone pod nas. Tak jak pisalam kiedys, moj Narzeczony praktycznie nie ma wymagań i jest życiowym luzakiem, co mu zaproponowałam to przyjął, czasami tylko sie postawił, duzo mu opowiedziałam czego oczekuje i jak to wszystko sobie wyobrazam, ale fakt jest taki ze on pracuje a ja nie wiec i tak wiekszosc spraw ogarniam ja, a przede wszystkim prowadzę nasz kalendarz i umawiam spotkania. Uważam ze jak na faceta to robi duzo, nawet sam podsuwa rozne pomysły (niektóre mniej trafne, ale jednak), rowniez pilnuje spraw jakie sa do załatwienia i przypomina o roznych rzeczach wiec mysli o tym a nie czeka tylko kiedy ja sobie przypomnę. Jestem zadowolona z jego postawy i zaangażowania. Nie wyobrazam sobie ze miałby byc obok tego i nie wiedziec nawet czym pojedzie do slubu czy co bedzie jadł ;)
24 maja 2016, 11:53
Wow, naprawde jestem wdzieczna, ze chcialas sie podzielic historia przygotowan do slubu! Baardzo dziekuje!:)
Dobrze, ze w swoim narzeczonym masz oparcie w podejmowaniu takich decyzji. Jest ich strasznie duzo i mi sie wydaje, ze to bedzie najgorsze. Wiesz... decydowanie o wszystkim za jednym zamachem (w sensie wszystko na wesele i slub). Jak jest dwojka ludzi i nie ma zwalania na kogos decyzji typu: "Ty wybierz, bo znasz sie lepiej" to na pewno uczucia inaczej sie rozkladaja. Ale juz jak samemu trzeba robic cos, co powinno dwojga cieszyc, to mi by bylo przykro. U Ciebie akurat to fajnie sie rozegralo i sama bym chciala takiego obrotu, bo spodziewam sie najgorszego, zeszlismy z poziomu narzeczenstwa do poziomu pary :)
A jak to z tymi naukami przedmalzenskimi i rodzinnymi? To sa platne kursy? Mozna je zrobic, jesli para jeszcze nie przygotowywuje sie do slubu, ale w przyszlosci zamierza?
24 maja 2016, 22:17
Cała przyjemność po mojej stronie :) Z naukami jest tak że w niektórych małych parafiach można zrobić całość ale trzeba chodzić przez dłuższy czas, z tym że długość zależy od diecezji. Najpierw trzeba odbyć nauki przedmałżeńskie..nie trzeba wtedy nawet być narzeczeństwem, można nawet nie mieć partnera lub robić je oddzielnie bo zaświadczenie o ich ukończeniu każdy dostaje osobno - ważne są bezterminowo. Drugie czyli przedślubne to już wyższa szkoła jazdy, żeby w nich uczestniczyć wcześniej trzeba skończyć przedmałżeńskie i powinno się być narzeczeństwem, bo zaświadczenie wystawiane jest na konkretną parę. Oznacza to, że gdyby para się rozstała a później chcieli z kimś innym wziąć ślub to muszą znowu nauki przedślubne ukończyć. W trakcie tych drugich nauk są też indywidualne wizyty w poradni rodzinnej - najogólniej rzecz biorąc doradca rodzinny (najlepiej normalna kobieta..żona..matka a nie siostra zakonna, 60-letnia panna itp) uczy obserwacji do naturalnej metody planowania rodziny, a nie jak krążą pogłoski jaka pozycja jest dozwolona przez kościół (tak na marginesie to...każda jest dozwolona). Jeśli trafi się na fajną osobę to naprawdę warto tego posłuchać. My za nauki płaciliśmy. Nie wiem czy to jest powszechne. Wiem że u Dominikanów często ta opłata jest datkiem na potrzeby kościoła.