29 marca 2012, 11:10
Hej, u mnie waga w górę także 2 kg to jednak było po chorobowe niestety, brak motywacji, brak chęci do czegokolwiek, jedzenie uszami mi wychodzi(dietetyczne)... córka na szczecie jest już dużo lepsza, lepiej się czuje i skacze dzisiaj wiec poprawa jest duża, gorączki nie ma 2 doby wiec myślę że już jest to za nami.
Edytowany przez 72aa84fb517a01ebffb0ce4c6a6e6972 29 marca 2012, 11:11
- Dołączył: 2007-08-09
- Miasto: Takie Malutkie
- Liczba postów: 16948
29 marca 2012, 15:37
malutka, nie ma co sie zalamywac, zwykle tak bywa, ze jak dwa dni nie jesz waga spadnie, a jak zaczniesz jesc waga wzrasta. Musiala bys sie berdzo pilnowac i dalej ograniczac by wynik utrzymac. A jedzenie dietetyczne ? w mojej diecie takie nie istnieje, bo jem wszytsko /oczywscie poza slodyczami typu ciasta, czy czekoladki, cukierki, ze wzgledu na postne postanowienie /. Jedyna zasada ktorej sie trzymam to ilosci, jak cos jest bardzo kaloryczne to zjem tego malutko, a jak cos mniej to wiecej /typu salatki, ktore tez doprawiam majonezem z jogurtem, by byly smaczniejsze, a waga spada w slimaczym tempie, ale spada, a to najwazniejsze. Jedzenie 'dietetyczne' wcale nie musi byc niesmaczne :)
29 marca 2012, 18:28
charrienka, bardzo dobrze Cię rozumiem. Takie są początki w pracy. Przychodzisz - jesteś nowa, nic nie umiesz (według wszystkich), oni wiedzą lepiej, nie udzielaj się za dużo, bo to co myślisz i tak nie ma znaczenia, wszyscy wiedzą lepie. Mnie jebano tak za przeproszeniem na każdym kroku - czułam się czasami jak zbity pies. I wiesz, co było najgorsze? Że czułam się winna. Myślałam sobie, że przecież mogłam coś zrobić lepiej. Ale teraz olewam to totalnie, zaczęłam się stawiać, mimo wszystko kulturalnie, ale dobitnie. I przez to mają do mnie więcej szacunku. Moja szefowa ma akurat coś takiego, że jest cholernie zazdrosna o wszystko i lubi na kimś wyładowywać swoje emocje. Robi to do tej pory.... kwituję ją szybko. Później przychodzi i się głupio tłumaczy, zagaja jakieś denne tematy. Myślę, że musisz wyczuć sytuację. Z biegiem czasu na pewno będzie lepiej, więc nie zadręczaj się. Zaczną się z Tobą liczyć.
29 marca 2012, 18:31
Tak w ogóle to dziękuję za słowa otuchy :)
Verden, wiem jak jest, ale czasami mam ochotę iść do sklepu kupić paczkę chipsów i się zapchać jak świnka :) nie robię tego, bo wiem, że nie warto. Dam radę jakoś, w końcu muszę przyjść efekty.
Krzyzyko, my chyba jakiś wspólny dół mamy, ale trzeba działać :):) nie poddamy się :)
- Dołączył: 2011-04-13
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1549
29 marca 2012, 19:40
Widzicie dziewczyny, ale niestety z paniami mam rację. A co do Pań to ogólnie staram się być miła, ale wiadomo jak reagują na w środowisku coś nieprzystającego i nie dającego dla nich żadnego bonusa. Dziś wszyscy, włącznie ze mną chwalili jedną z Pań za nową fryzurę i atmosfera się polepszyła trochę
Edytowany przez cherrienka 29 marca 2012, 20:08
- Dołączył: 2007-08-09
- Miasto: Takie Malutkie
- Liczba postów: 16948
29 marca 2012, 21:13
cherrienka, jest takie powiedzonko, ktore mi sie przypomnialao, jak przeczytalam koniec Twojego wpisu... jak sie trafi miedzy wrony to sie kracze jak i one....
- Dołączył: 2011-04-13
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1549
30 marca 2012, 09:03
cóż verden, nie dorobię sobie do metryki 10-15 lat, ani dzieci w wieku szkolnym., ani też męża. Ciężko krakać jak wrony nie mając z nimi NIC wspólnego( zwłaszcza, że ja nie lubię gadać o babskich pierdołach), a mój obszar zainteresowań niestety jest rzadki wśród kobiet w wieku średnim. Poza tym pytanie co dla mnie ważniejsze- mój komfort psychiczny( i wtedy zostaję przy rozmowach z panami na ciekawe tematy, wczoraj się nawet jedna młodsza pani 30+ włączyła) czy ich komfort psychiczny i mam non stop" pieprzyć głupoty". Jestem bardzo konkretna to też jest mój problem(?) w kontakcie z kobietami, zwłaszcza w tym trudnym wieku. Choć verden Ty tu możesz mi być dość pomocna będąc w podobnych ramach wiekowych.
Mnie najbardziej denerwuje podejście do mnie " Co Ty dziecko wiesz o życiu", a prawdę mówiąc przeszłam w życiu takie rzeczy, których na szczęście żadna z nich nigdy nie doświadczy i się z tym uporałam, więc to raczej ja bym mogła powiedzieć " Co Pani wie o życiu?". Bo można przeżyć 50 lat i g...o wiedzieć o życiu, będąc caly czas pod kloszem rodziców, a można mieć i 21-22 lata i doświadczyć, wiedzieć o życiu tyle ile większość przez całe życie " o życiu" się nie dowie
30 marca 2012, 11:14
hej, cherrinka zgadzam się z tym że nie trzeba mieć wiele lat żeby życie doświadczyło, ja i mój mąż np mając ponad 23lata przeżyliśmy 2 wielkie tragedie(jedna to jak z filmu kryminalnego kiedy to siostrę męża pozbawił życia mąż osieracając małe dziecko)... nic nie muszę chyba dodawac co przeżywaliśmy.
- Dołączył: 2011-04-13
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1549
30 marca 2012, 20:58
no właśnie malutka, współczuję:((
a ja się dziś dowiedziałam kto coś do mnie ma i to wcale nie panie po 40-tce, a jedna konkretna osoba, echh. Z szefową też lepiej, wystarczyło ją popytać o jej zdrowie i dziecka( jest w ciąży).
- Dołączył: 2007-08-09
- Miasto: Takie Malutkie
- Liczba postów: 16948
30 marca 2012, 21:58
No widzisz cherrienka, wystarczy, ze wykazesz troche zinteresowania, tymi paniami i juz sa w 7-niebie, czyli, to co Ci kilka wpisow wczesniej napisalam. I nie trzeba do tego miec meza i dzieci w wieku szkolnym by o tym rozprawiac. Jeszcze nawiazujac do sufladkowania po wieku, panie +30, panie 40, czy starsze, wiele zalezy od tego w jakim towarzystwe sie obracasz i jakich masz znajomych. Moja grupa to akurat panny po 40 /calkiem sympatyczne z zapendami feministycznymi / geje w podobnym wieku- przesmpytyczni ludzie, dobrze wyksztalceni i pracujacy na dobrych stanowiskach w renomowanych firmach, oczywiscie jako, ze w Pl. to musza sie bardzo kryc ze swoja orietacja, szczegolnie w pracy. Do tego mam kilka zanjomych rozwodek / z roznych pwodow/, jak i w kolejnych zwiazkach. Szczerze powiedziawszy jak, tak sie teraz zatanawiam, to nie mam zadnej kolezanki w moim lub podobnym wieku z dzieckiem w wieku szkolnym, czy mezem tym samym od lat... no nie ! jest jedna, jeszcze z czasow studnckich, ale dzieci to my mamy w tym samym wieku, jedna roznica, ze ona wyemigrowala rok wczesniej niz ja, ale dzieki temu teram mamy do siebie 160 km i czesto sie spotykamy. Dodam jeszcze ze Ci moi pozostali znajomi to ludzie, ktorych poznalam wlasnie pracujac i sie z nimi zaprzyjaznilam. Zreszta przez emigracje grono moich przyjaciol bardzo sie zawezilo i zostali tylko Ci najwirniejsi, najbardziej sprawdzeni, ktorym nie przeszkadza odleglosc i sa w stanie wsiasc w pociag, czy autobus by do mnie wpasc na kilka dni, a ja bedac w Pl, zawszespecjalnie jade do W-wy by sie z nimi spotkac choc na kawe. Wiec moze z czasem i Ty odnajdziesz jakies bratnie dusze w swojej pracy...