hej wszystkim :))
widzę, że wątek ma już kilka miesięcy, ale dopiero teraz dostrzegłam i ciesze się ogromnie, że nie jestem sama. pytałam parę razy o odżywianie na forum, ale zawsze mi dziewczyny doradzały kurczaczka lub rybkę i tyle... więc dobrze, że jest grupa, która mi tego nie doradzi, a przy tym zrozumie i nie nakrzyczy, żem głupia i niespełna rozumu i że niedługo umrę albo coś w tym rodzaju :))
wege jestem od 16 lat, tj. od 10 roku życia - mama tak wychowała i chwała jej.
byłam weganka przez jakiś rok z okładem i było pięknie. wróciłam do mleka i jajek, przez lata w tym tkwiłam, ale 2,5 miesiąca temu znów odstawiłam (z przyczyn zdrowotnych). w międzyczasie naczytałam się różnych artykulów i dotyczących zdrowia wegan, i dotyczacych metod hodowli krów (na mleko) i kur (na jajka) i mnie dobiła ta lektura. gdzieś tam w głowie zawsze mi się pałętało, że to horror i tortury, ale widocznie musiałam sobie odświeżyć.
no i jestem weganką od niedawna znów :))
odnośnie ryb i różnych innych mniejszych stworzeń - ok, zdrowsze to od jedzenia czerwonego mięsa, ale to nie wegetarianizm, tylko oszukiwanie się - nie bardzo wiem, po co. jak ktoś chce siebie nazywać wege, to niech będzie prawdziwym wege, przynajmniej jesli chodzi o dietę. bo tak to demagogia jest tudzież delikatne zakłamianie - żeby szpanować? autentycznie pytam o przyczyny.
co więcej, przytaczany przykład semiwegetarianizmu na Wiki określany jest następująco:
Za rodzaje wegetarianizmu niesłusznie uważa się diety będące etapem pomiędzy jedzeniem potraw mięsnych a wegetarianizmem. Są to semiwegetarianizm (i jego rodzaje jak pollowegetarianizm oraz ichtiwegetarianizm zwany też pescowegetarianizmem).
To nie jest wegetarianizm, tylko dziwne twory językowe :)))
jeśli chodzi o styl życia, z kolei - to jest to, co mięsożercy lubią najbardziej:
1. argumenty, że marchewka płacze
2. wytykanie nam, że nie jesteśmy tacy święci, jak nam się wydaje - tzn. mięska nie jemy, ale zabijamy komary i nosimy się w skórach. jedna rzecz istotna: wege jestem z powodów zdrowotnych, ideologia i miłość do zwierząt są ważne, ale nie decydujące - i tym mogłabym zamknąć buzie. niemniej, wydaje mi się, że wszyscy wege zaczynają po przejściu na tę dietę generalnie bardziej uważać, co noszą etc. jeśli wiem, że cos jest skórą - nie kupię i już. jak byłam nastolatką, kupiłam rzemyk na rękę. a potem ktoś mi zadał pytanie, czy wiem, z czego to jest. nie pomyślałam, kupując, a potem nie wyrzuciłam, bo stwierdziłam, że skoro już kupiłam, to mówi się trudno. dzisiaj bym go nie nosiła.
tak czy siak - to argumenty z biblijnej serii: słomkę w cudzym oku widzisz, belki w swoim - nie. wege robią dużo i jest to dość upierdliwy styl życia w naszym kraju - pominąwszy walkę z rodziną :)), trzeba się naczytać tych etykietek i spędzać długie godziny na zakupach w związku z tym (znów: dla mnie ktoś, kto świadomie je jogurt na żelatynie nie jest wege), komponować posiłki i je przygotowywać, a to zajmuje więcej czasu, niż wrzucenie mięcha do piekarnika :)) mięsożercy, z kolei uwielbiają wytykać nasze niedoskonałości i niekonsekwencje, ale nie interesuje ich, że uczestniczą w masowym mordowaniu, cierpieniu etc.
echhhh, rozpisałam się, dziewczyny, bo przez te lata się nasłuchałam wiele i mnie czasem trafia. wyleczyłam się tylko z jednego: jak mnie pytają, urywam dyskusję, nikogo nie namawiam na wege, chociaż jak chce posłuchać, to opowiadam o tym, jak jem, co i dlaczego. ale trudno jest naprawiać świat. naprawiam najbliższą rodzinę - mój tata wreszcie zrezygnował z mięsa i sobie chwali. mój facet jest juz prawie :))) wege. odstawił w znaczącej ilości nabiał. uff. nie zrezygnuje zupełnie, ale zaakceptował moją decyzję, że nawsze dzieci będą wegan do czasu, kiedy będa miały naście lat i powiedzą: mama, ja chcę spróbować. wtedy spróbują i zdecydują, ale wcześniej ja decyduję, że tego nie jedzą. cieszy mnie, że się na to zgodził, bo to dla mnie bardzo bardzo bardzo ważne. a swiat? chciałabym, żeby wszyscy ludzie byli wegan. tylko jak to zrobić? :)))
na koniec wincyj optymistycznie: przepisy, rzecz jasna, dziewczyny, wymieniajmy się. w moim pamiętniku jest kilka z czasów laktoowo - polecam mocno np. fritattę ze szpinakiem (będę tęsknić :D).
a kilka dni temu zrobiłam pasztet z ciecierzycy i soczewicy - pycha! wrzucę przepis nieco później, bo teraz mam robotę.
no, kończę to długaśne i nieco ideologiczne przywitanie i mam nadzieję, że się tu będziemy wegetariańsko wspierać i sobie wzajemnie doradzać :)))